Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14: Jeremy

Mogłem trzymać dokumenty w dłoniach, ale kompletnie się na nich nie skupiałem. Cały czas wzrok miałem wbity w Melissę, która chodziła w tę i z powrotem od czterdziestu minut, tłumacząc co i jak odnośnie do sprawy udało jej się już odkryć. Przy tym włączyła także to, co dziewczyny jej powiedziały, gdy poszły z nią po dokumenty, a my zostaliśmy tu, by posprzątać. Cóż, głównie ja tu ogarnąłem z pomocą magii. Dziewczyna trzymała się za kark, który lekko przecierała. Wydawała się mocno zmęczona. Musiała w ostatnim czasie sporo pracować, a to przekładało się na sen.

Dziesięć lat temu prawie w ogóle nie sypiała, przez co nachodziła mnie niemal melancholia. Wizja Mel sprzed dekady ukazywała mi się przed oczami, ale nie mogłem nic na ten temat powiedzieć. Przyznawałem tylko sam przed sobą, że naprawdę tęskniłem z tą dziewczyną. Nawet pomimo faktu, że zdecydowanie wydoroślała i spoważniała. Dalej była tą Melissą, którą kochałem ponad wszystko.

— Czyli jedyną poszlaką, która została uznana za praktyczny pewnik podczas próby rekonstrukcji zdarzeń, jest próbka gleby bielicowej znalezionej na zwłokach? — spytał Duncan.

Jego pytanie wyrwało mnie z momentalnego błądzenia w obłokach, gdy patrzyłem na Mel.

— Nie do końca — zanegowała, zatrzymując się pośrodku pokoju. Rozciągnęła kark, a lewą dłoń schowała do tylnej kieszeni. — Ten aspekt prowadzi jedynie do przypuszczenia, że ofiara została pogrzebana żywcem, a na pewno ktoś próbował mu to zrobić. To z kolei podsuwa możliwość, iż posiadał jakichś wrogów i miał z kimś poważne zatargi, ale rodzina temu kategorycznie zaprzecza. Niestety, nie mają za dużo też pojęcia, co denat robił przez ostatnie kilka lat. Jak widać, każdy ma...

— Każdy ma sekrety — wszedłem jej w słowo, przeglądając dokumenty.

Melissa zaczesała palcami włosy do tyłu, uważnie mnie lustrując.

— Dokładnie... — zgodziła się po chwili. — My musimy te sekrety odkryć, żeby dojść, co było przyczyną zgonu i jaki motyw miał morderca.

— Czy miały miejsce już podobne sprawy? — spytał Leo. — W sensie wcześniej.

Mel się lekko wzdrygnęła. Odwróciła wzrok, a przy tym wydawała się, jakby przypomniała sobie coś nieprzyjemnego, co zwróciło nie tylko moją uwagę, ale także reszty. Spojrzeliśmy na siebie. Już podejrzewaliśmy, że coś się stało, ale nawet gdybyśmy zapytali o szczegóły, Mel by nam nie powiedziała. Nie pamiętała nas, a za tym szło to, iż nie ufała nam na tyle, by cokolwiek zdradzić. Uznałaby zapewne, że nie byliśmy upoważnieni do tej wiedzy.

— Ciężko stwierdzić — odpowiedziała krótko, jednak po chwili kontynuowała. — Miałam dwa lata przerwy, więc to moja pierwsza sprawa po tak długiej nieobecności. Nie wiem, jakie sprawy były prowadzone w ciągu tych lat, ale wysłałam już prośbę o udostępnienie akt, jeśli coś podobnego uda im się znaleźć. Jeżeli uda nam się znaleźć w nich podobne postępowanie, możliwe, że zdobędziemy więcej dowodów i uda się powiązać mordercę z większą ilością spraw.

Ponownie na siebie spojrzeliśmy, słysząc o jej przerwie.

Co miało miejsce?

— Ile takie sprawy mogą się ciągnąć? — wyskoczyła nagle Aria, zmieniając temat.

— Głównie zależy od samej sprawy. W sensie jej stopnia trudności. Śledztwa mają to do siebie, że często trafiamy na wiele niewiadomych i przez to też mogą się one ciągnąć od kilku miesięcy do nawet kilkudziesięciu lat. Czasami przez brak dowodów są odkładane, bo utykają w ślepym punkcie. Po trzydziestu latach sprawy zabójstw ulegają przedawnieniu i wszystkie dokumenty trafiają do osobnego archiwum.

— Poczekać trzydzieści lat i będzie po problemie — zażartowała Aria.

Mel chyba wyłapała idący od tego zdania sarkazm, bo parsknęła śmiechem. Szybko się jednak ogarnęła i z powrotem przybrała ten poważny wyraz twarzy, jaki jej towarzyszył przez całe posiedzenie w tym pomieszczeniu.

— Jeżeli można by w ten sposób postępować, to po jakie licho by byli detektywi? — Ponownie założyła ręce za plecami, tym samym chowając wytatuowane przedramiona.

Pozostali prawdopodobnie także zauważyli tatuaże zdobiące skórę Mel. O tym, że chciałaby sobie kiedyś jeden zrobić, nie wspominała nigdy. Ta jednak miała ich nawet więcej. Na chwilę obecną naliczyłem trzy, ale równie dobrze mogła ich posiadać trzydzieści. Po prostu zakrywało je ubranie.

— Słuszna uwaga — zauważyła Maddy.

— Powinniśmy się może jakoś podzielić podczas przeglądania akt — spostrzegłem.

— Prawda, ale chwilowo tych akt jeszcze nie mam — wytłumaczyła. — Od tygodnia czekam, aż w archiwum, za przeproszeniem, ruszą dupy i pizdy, żeby przejrzeć całe udokumentowane katalogi, a przez to sprawa dosłownie stoi w miejscu i robi ze mnie idiotkę.

— Czego kazałaś im szukać? — spytał Felix.

— Poprosiłam o akta niewyjaśnionych spraw. Na wszelki wypadek dopisałam też punkt, by zwrócili uwagę na te, które posiadały wiele niewiadomych.

Usłyszałem, jak Aria cicho mruknęła.

— Jesteś niezła w te klocki!

Mel się skrzywiła, słysząc taki komplement. Cóż, nie powiem, Aria mogła to nieco lepiej ująć.

— C-cóż, dzięki? — Założyła ręce na piersi. — To moja praca.

Dalszą, niezbyt komfortowa dla Melissy, rozmowę przerwało nagłe pukanie do drzwi. Każdy z nas zwrócił na nie uwagę. Zamek puścił, a zza powłoki wyłonił się patolog, którego widzieliśmy na miejscu zbrodni kilka tygodni temu.

— Sean? — odezwała się Mel, a my na nią zerknęliśmy.

Wydawała się zaskoczona widokiem mężczyzny. Przy tym także w końcu poznaliśmy imię jej „najlepszego przyjaciela", jak to sam się kiedyś nazwał.

— Tu jesteś, szukałem cię dosłownie po całym komisariacie. Wszedłem nawet do damskiego kibla — skarżył się, przy tym z trudem trzymając masę teczek wypełnionych jakimiś dokumentami.

— Co jest? — spytała, gdy już lekko odetchnęła.

— Muszę ci moment zająć... — zaciął się, gdy w końcu nas zauważył. — Em, przeszkadzam ci? Czy coś?

Pomachała ręką.

— Nie, spoko, wchodź — powiedziała. — Komisarz mi przydzielił pomoc, bo Charlie zajmuje się czymś innym i zostałam z tym sama.

Przytaknął, mając przy tym lekko uchylone usta. Wyglądał, jakby analizował wszelkie informacje i układał je w logiczną całość.

— Czyli mogę mówić przy nich bez problemów, że później dostanę opierdol życia?

— Dokładnie.

Ponownie kiwnął głową.

— No to zajebiście — rzucił, wchodząc do sali i zamykając za sobą drzwi. — I tak przy okazji — mówił, idąc w stronę Melissy — wisisz mi za to albo kawę, albo pączka, albo drinka dzisiaj po pracy w barze na końcu ulicy.

Mel zmarszczyła brwi.

— Coś to ostatnie żądanie jest zbyt sprecyzowane — stwierdziła, patrząc uważnie na chłopaka.

— No a jakich żądań się spodziewasz, skoro wykonałem za ciebie całą robotę?

Mel się zgarbiła.

— Co proszę?

— Siadaj na tyłku, to ci wszystko wytłumaczę. Chwilę to może zająć.

Mel westchnęła, po czym złapała za oparcie krzesła stojącego obok miejsca Maddy. Praktycznie nie ruszyła się z miejsca. Skrzyżowała ręce na piersi. Założyła nogę na drugą.

— Okej, siedzę. I co teraz?

Sean westchnął zirytowany.

— Spokojnie, panno z kijem w dupie tak długim, że jak ziewasz, to go widać.

Mel parsknęła, starając się udać urażoną.

— Wal się!

Sean położył wszystkie trzymane dokumenty na stole. Przy tym lekko odetchnął. Musiał się chyba zmęczyć, skoro, jak sam powiedział, szukał Melissy po całym posterunku. Oparł się o blat i zerknął na Mel.

— Coś mi nie dawało spokoju z twoją sprawą — zaczął.

— Mianowicie? — spytała dziewczyna.

— Wydawała mi się znajoma — wytłumaczył, czym zaskoczył Mel. Na jego słowa uniosła brwi, jednak równie szybko je zmarszczyła. — Miałem wrażenie, jakbym denata z podobnymi obrażeniami badał, dlatego przejrzałem wszystkie raporty z sekcji w ciągu ostatnich dwóch lat. Znalazłem kilka niemal identycznych. — Przesunął teczki bliżej Melissy.

Ta od razu złapała za pierwszą z góry i zaczęła je przeglądać. Jej brwi jeszcze mocniej się spięły. Sean mówił dalej, opisując każdą ofiarę z imienia i nazwiska. Przypisywał im obrażenia i miejsca znalezienia zwłok. Podczas tego zauważyłem, jak Melissa wyjęła telefon i zaczęła na nim czegoś szukać. Przy tym wyraźnie wyglądała na skupioną i wydawała się, jakby udało jej się coś odkryć. Samemu wolałem jej niczego nie wypominać. Do tego wiedziałem, że tym popełniłbym gafę.

Musisz być ostrożny, Jeremy.

— Wszystkie obrażenia, zarówno te zewnętrzne, jak i wewnętrzne, nawet przypuszczenie, że ofiary zostały zakopane żywcem, to się wszystko pokrywa — zauważył Sean po kolejnych dwudziestu minutach. — To jedynie przypuszczenie, ale jeżeli te sprawy są ze sobą połączone, to nie szukasz jednokrotnego mordercy, tylko seryjnego.

Przełknąłem ślinę, spoglądając na resztę. Prawdopodobnie wszyscy myśleliśmy o tym samym. Dobrze, że tak szybko się uwinęliśmy ze wszystkim, by jej pomóc.

Sean złapał głębszy wdech.

— Dalej jesteś taka pewna, że chcesz się zajmować tą sprawą? — spytał, spoglądając na Melissę.

Na jego słowa zmarszczyłem brwi. Nie rozumiałem, o czym mówił. Melissa miała jakieś wątpliwości? Jeżeli tak, to nie wyglądało na to, a na pewno nie pokazywała niepewności.

— Już gadaliśmy na ten temat, Sean — powiedziała, mierząc go spojrzeniem.

— Ty naprawdę nie widzisz, że ta sprawa cię przerasta? — spytał z pretensją. — Miałaś dwa lata przerwy, to może być dla ciebie za dużo na powrocie. Przytoczyłem ci siedem niemal identycznych przypadków nierozwiązanych spraw zabójstw. Czego ty jeszcze potrzebujesz, żeby...?

Przerwał, widząc, jak na twarzy Melissy wykwita szeroki i podejrzany uśmiech. Mel złapała głębszy wdech, a kolejno się rozciągnęła, wyciągając ręce do góry.

— Fakt, siedem nierozwiązanych spraw to całkiem sporo, ale chyba nie zwróciłeś uwagi na wzór, jaki przy okazji podałeś.

— Wzór? — skonsternował się.

Mel w tym czasie wstała z krzesła i podeszła do kartonów pozostawionych podczas gruntownego sprzątania. Wyjęła z jednego książeczkę z mapą miasta, a z kolejnego pudła wzięła czerwony pisak. Wróciła do stołu, rozkładając duży kawał papieru. Już w kolejnej chwili poszukała odpowiedniego miejsca. Wyjęła z kieszeni telefon, na którym zauważyłem włączony notatnik. Już w kolejnej chwili otworzyła pisak, łapiąc skuwkę między zęby. Czerwonymi punktami zaznaczyła kolejno kilka miejsc. Zalesienie przy Harvard Road. Trzy kolejne przy Brainard Road. Później przy Emery Road. Następne przy Robert Bishop Drive. Dalej znalazła się przy Outerbelt East Freeway. Ostatnią postawiła pośrodku zalesienia, wokół którego znajdowały się wszystkie te drogi.

Przełknąłem ślinę, widząc, w jakim miejscu to było. Zerknąłem na pozostałych, ale także wydawali się zaniepokojeni. Myśleli dokładnie o tym samym, o czym ja.

Zauważyłem, jak Sean szerzej uchylił oczy i pochylił się nad planem, gdy Melissa zamykała pisak.

— To jest... — chłopak się zaciął.

— Twoja gadanina to wskazała — oznajmiła, jak gdyby nigdy nic. — Co ci przypomina ten wzór?

— Okrąg... — odpowiedział od razu, po czym położył palec na kropce w samym środku. — A w samym jego środku...

— Znaleziono ostatnie zwłoki — potwierdziła jego niewypowiedziane słowa. — Dokładnie w środku lasu w Orange.

Sean się do niej szybko odwrócił.

— Czyli...!

— Nasz poszukiwany morderca się ukrywa w obrębie tego okręgu lub gdzieś obok — ponownie mu przerwała, zanim zdążył dokończyć. — Nie możemy zakładać, że dokładnie w lasku, bo staniemy w ślepym punkcie. Stawiałabym na dość bliskie położenie, maksymalnie dziesięć, może piętnaście kilometrów. To raczej jest osoba, która nie zwraca na siebie zbyt dużej uwagi, więc stawiałabym na kogoś w średnim wieku, dla którego spacery po lesie inni uznaliby za zdrowotne. Niewielu młodych chodzi po lasach rekreacyjnie. Zwłaszcza w tych lasach, gdzie można spotkać różne zwierzęta.

W ciągu kilku sekund poczułem, jak reszta próbowała dobrać się do mojego umysłu, chcąc prawdopodobnie przekazać, że myśleli o tym samym. Gdy tylko ich dopuściłem, w głowie odezwało się, wraz z moim, sześć głosów, mówiących dokładnie to samo:

Światła chcą nas wrobić...


**************************

Akcja, jak widzicie, zaczyna się rozkręcać. 

Dajcie znać koniecznie, jak wam się podobał rozdział!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro