Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12: Jeremy

Złapałem głębszy wdech, czując narastający stres związany z otwarciem bram Czyśćca. Przy tym odłożyłem księgę opowiadającą o pierwszym Bernonie, który tego właśnie dokonał. Oddychałem coraz głębiej, widząc zbliżającą się burzę na niebie. To musiała być jedna z rzeczy, której obecność niezaprzeczalnie była konieczna. Gdy brama zostanie otwarta, trzask jej skrzydeł rozniesie się po całej okolicy i nawet bariera otaczająca nasze ziemie nie zatrzyma huku. Uderzenie pioruna ma to minimalnie zagłuszyć, choć nie wiedziałem, czy to da radę. Pod tym względem miałem nadzieję na planowany przez tatę i kilkoro innych Magów zabieg, by burzę przekształcić w prawdziwy sztorm.

Podniosłem się z fotela na ganku, podszedłem bliżej kolumny przy schodach. Reszta zajmowała się przygotowaniami, żeby nikt przypadkiem nie wyglądał z domu. Dzieci tym bardziej. Nie mogliśmy pozwolić, żeby cała akcja wymknęła się spod kontroli. Jeżeli coś poszłoby nie tak, nie tylko załamałbym równowagę między wymiarami, ale też wypuścił dusze zmarłych z Czyśćca. Na to nie mogłem pozwolić.

Powoli widziałem pojawiające się krople, które łączyły się z wodą w jeziorze, wzruszając taflę. Deszcz wzmagał się z każdą sekundą, aż po kilku sekundach rozpętała się istna ulewa. Maddy, Aria, Duncan i bliźniacy, każdy z nich wyłonił się po chwili z gęstwiny drzew. Już byli przemoczeni do ostatniej suchej nitki. Na ramionach Leo i Felixa miejsca zajmowały już Blue i Laguna. Wszyscy byli gotowi, tylko nie ja.

— Magowie już się rozstawili na granicach — powiadomił mnie tata, który znalazł się przy ganku.

Z niego także ciekła woda. Szara koszulka na krótki rękaw przywierała do skóry, ukazaując, że pomimo pięćdziesięciu sześciu lat na karku, nadal posiadał dobrze zbudowaną sylwetkę. Na szkłach okularów dało się dostrzec kilka kropel. Złapałem głębszy wdech, patrząc na jezioro. Tata zauważył, iż się stresowałem. Wszedł po schodach, stanął obok mnie, a kolejno położył dłoń na ramieniu.

— Wiem, że się stresujesz. Otwieranie Czyśćca jest trudne, ale spokojnie. Dasz radę. Wszyscy w ciebie wierzymy, Jeremy. — Spojrzał na pozostałych.

Stali już przy jeziorze i oczekiwali, aż się ruszę.

— Gdy będziesz na mostku, pomyśl o tym, dla kogo to robisz.

Zerknąłem na niego zaskoczony.

— Kochasz Melissę od dekady i miłość nijak nie zmalała przez te wszystkie lata. Wykorzystaj ją, a wszystko ci się uda. Pamiętaj, że ustalenie jakiegoś celu zawsze nas motywuje. Ty chcesz odzyskać ukochaną osobę, co jest chyba najsilniejszym popychaczem. Uda ci się.

Przytaknąłem. Złapałem głębszy wdech, a już w kolejnej chwili ruszyłem ze schodów. Krople deszczu szybko zmoczyły całe moje ubrania, ale się tym nijak nie przejmowałem. Szedłem do siebie, pozwalając wodzie moczyć włosy, skórę i ciuchy, dopóki żaden skrawek nie pozostał suchy. Zatrzymałem się dopiero na mostku, gdzie jakiś czas wcześnie zdejmowałem kamuflaż z naszego zbiorowiska.

Tym razem było jednak inaczej. Wyczyniałem coś całkiem innego i o wiele bardziej niebezpiecznego. Jeden mały błąd mógł zaważyć na bezpieczeństwie miasta, ale musiałem podjąć ryzyko.

Dla Mel.

Poczułem rozchodzące się po piersi ciepło. To Stella. Wzmacniała moją magię. Wokół powoli zaczęła zbierać się energia. Jak przy zdejmowaniu bariery krążyła dookoła, jednak już po chwili wyrzuciłem ją prosto w taflę wody. Substancja niemal od razu zaczęła zmieniać kolor i powoli stawała się śnieżnobiała. Przy tym emanowała jasną energią, w której dosłownie dało się wyczuć rękę boskości.

Pioruny się wzmagały, a to znaczyło tyle, że tata i reszta Magów majstrowali przy warunkach pogodowych. Wiatr się wzmagał, wyginając coraz bardziej drzewa. Łamały się gałęzie, a deszcz padał coraz bardziej, tworząc strumyki spływające do zbiornika.

Ciężko oddychając, uniosłem wzrok na niebo. Uniosłem dłonie nad głowę, a następnie szybko, niemal przecinając powietrze, opuściłem je w dół. W jezioro uderzyła ogromna błyskawica, której huk zagłuszył otwarcie się zamków bramy.

Zauważyłem, jak przez hałas pozostali zakryli uszy, ale wiedzieli, że nie mogli tak długo pozostać. Zwłaszcza bliźniacy.

— Teraz! — krzyknąłem do Leo i Felixa.

Natychmiast powiedzieli Blue i Lagunie, co mają zrobić, a kolejno wypuścili je do wejścia. Niemal majestatycznie obie papużki wleciały do świetlistej bramy, ale tak szybko jak wleciały, wyleciały z powrotem, co dla żadnego z zebranych nie okazało się proste do wytłumaczenia. Magowie z innych zbiorowisk znaleźli się niedaleko. Także nie rozumieli poruszenia, jakie tworzyły papugi.

Od razu znalazły się przy bliźniakach, którzy starali się je jakoś uspokoić, biorąc na ręce. Byli zaniepokojeni, a przy tym wyraźnie zmęczeni. Wysłali im sporo własnej energii, żeby blue i Laguna w ogóle mogły przedostać się do Czyśćca. Nim znaleźliśmy się przy Felixie i Leo, wraz z innymi Magami zamknąłem wrota. Na otwarcie ich zużyłem dużo energii, przez co na zamknięcie nie zostało mi jej już zbyt wiele.

Gdy tylko znalazłem się przy bliźniakach, zauważyłem, jak byli zaniepokojeni. Zmarszczyłem brwi, samemu czując niepewność. Coś się działo. Obok natychmiast znalazła się reszta. Burza przeszła dalej, ale deszcz dalej moczył każdego z nas.

— Czego się dowiedziały? — spytał Duncan.

Bliźniacy przełknęli ślinę i na siebie spojrzeli. Mocno ich coś przeraziło.

— Chłopaki... — zwróciła im uwagę Aria.

— Mamy problem... — zaczął Felix.

Obaj się do nas odwrócili. Trzymali papużki w dłoniach. Widocznie były przemęczone, czego świadczyło ich szybkie oddychanie i praktyczne rozkładanie się na palcach.

— Czemu? — spytałem. — Co odkryły?

— Nie trzymajcie nas w niepewności — zbulwersowała się Maddy.

Przy tym założyła ręce na biodrach.

— Chłopaki, no da...

— Światła — przerwali mi jednocześnie.

Jedno słowo, a wszyscy już wiedzieli, co to znaczyło.

— Światła maczały w tym palce — dodał Leo.

Momentalnie wszystko się we mnie zagotowało.

— Cholerni Świetliści! — wrzasnąłem.

Złapałem się za głowę. Przy tym zrobiłem kilka kroków, cofając się do jeziora.

— Jeremy... — zaniepokoiła się Aria.

— Teraz to już pewne, że musimy pomóc Mel ze sprawą — zauważyła Maddy. — Jeżeli Mel zbliży się do Świateł za bardzo...

— To może zginąć — dokończył Duncan.

Kolejno wszyscy na mnie zerknęli. Złapałem głęboki wdech i się do nich odwróciłem, pewny swoich następnych słów:

— Nie pozwolę na to. 


********************** 

Mam wrażenie, że ten rozdział wyszedł z dodatkową nutą fanserviceu... XD

W każdym razie...

Jak widać, Melissa może mieć kłopoty i to takie konkretne. 

Jak myślicie, co się wydarzy? 

Dajcie znać koniecznie, jak podobał się wam rozdział!

Do następnego!

(PS: zapraszam także na tiktoka, wrzucam tam zwiastuny do rozdziałów. Nazwa w opisie na profilu :3)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro