Rozdział 33: Melissa
Przekręciłam kółko trące zapalniczki i zdmuchnęłam od razu płomień. Powtarzałam to za każdą myślą: „Dziecko złotej i srebrnej krwi". Pół Cień, pół Światło. Połączenie dwóch ras, które nienawidziły się od stuleci. Hybryda... Złapałam głębszy wdech, ale nie zgasiłam ognia. Pozwoliłam mu się tlić nad własną twarzą i powoli spalać knot benzynowej zapalniczki. Do głowy napływały kolejne synonimy tego jednego słowa.
Hybryda...
Mieszaniec...
Krzyżówka...
Kundel...
Zacisnęłam szczękę, przypominając sobie określenia, jakie kierował Eugen w stosunku do mojej świętej pamięci rodziny. Na tatę mówił „wódz Świateł", wspominał, że należał do najpotężniejszej rodziny, ale pod jakim względem? We wspomnieniu Kościroga używał magii. Czy on był Magiem? Tak jak Jeremy i pan Bernon? To by może tłumaczyło, dlaczego jakimś sposobem sama dałam radę stworzyć tamtą barierę wokół siebie, ale... Dlaczego ta moc pozostała w uśpieniu? Straciłam umiejętności Bramy, jakie odziedziczyłam po mamie. Gdy one zniknęły, spodziewałabym się, że ta energia magiczna pojawiłaby się od razu, chyba że...
Zgasiłam zapalniczkę, zamykając wieko. Podniosłam się, po czym odsłoniłam miejsce, gdzie znajdowała się blizna, a przynajmniej... Kiedyś tu była. Zniknęła po mojej walce z Kościrogiem. Miałam za mało informacji, by móc cokolwiek stwierdzić, więc mogłam jedynie przypuszczać, że istniejąca w ciele energia nie zniknęła w całości, a została w nim, wegetując i powoli odbudowywała całą florę. Jeżeli magia pozostała w genach, to musiało być też jakieś prawdopodobieństwo, że wspomagała regenerację i jakimś dziwnym sposobem sprawiała to, że umiałam zobaczyć pozostałych. Może to właśnie ona zależała od tego aspektu? Czy jeżeli nie odziedziczyłabym jej po ojcu, to miałabym szansę, by ponownie ich ujrzeć, a może straciłabym ich na zawsze, nie pozostając nawet w świadomości, że kogoś utraciłam? Pozostawało jednak jeszcze jedno pytanie. Dlaczego ona się nie przebudziła wcześniej?
Do siedemnastego roku życia byłam Bramą i nie pamiętałam ani jednej sytuacji, gdy użyłabym magii, chyba że... Jedna moc blokowała drugą. Złapałam się za głowę. To miało w ogóle sens? Nie posiadałam żadnego potwierdzenia w tym wszystkim. To jedynie przypuszczenia, założenia i pieprzone prawdopodobieństwo, którego powoli miałam dość... Pół nocy nie spałam przez te myśli. Nie potrafiłam się ich pozbyć z głowy czy chociażby wyciszyć i odpocząć przez pięć minut. Miałam po prostu tego wszystkiego po dziurki w nosie. Nie umiałam się zająć niczym innym, bo to od razu wracało mi do głowy.
Ponownie czułam się tak, jak kiedyś. Jak za czasów, gdy miałam problemy ze snem... „Nie wyglądasz też na osobę, która ma problemy ze snem...". Szeroko uchyliłam powieki, przypominając sobie słowa Eugena, a potem jego wredny uśmieszek. Miał dużo informacji o mojej rodzinie. Znał ich tak jak jego krewniacy. Wiedział, co się stało z mamą i tatą, dlaczego Kościróg ich zabił i jaki pakt zawiązał z nim mój ojciec. O wszystkim zdawał sobie sprawę.
„A może coś miało miejsce? Coś, co sprawiło, że już nie masz tej mocy?". Zacisnęłam szczękę. Umiejętności dedukcji mu nie mogłam ująć. Tylko na mnie spojrzał i od razu mnie rozpoznał. Fakt faktem, podałam jedynie nazwisko, ale od razu zrozumiał, do czego piłam. Chciałam informacji, pragnęłam się czegoś dowiedzieć o swoich korzeniach, ale teraz, gdy przyszło mi wiedzieć się, kim w połowie byłam, nachodziły mnie wątpliwości. Obawiałam się, że odkryję jakiegoś trupa w szafie, o ile już tego nie zrobiłam. Miałam wrażenie, jakbym powoli żałowała tej wiedzy, choć nie powinnam... W końcu poznałam w jakimś stopniu swoje pochodzenie, ale... Nie jestem z tego powodu szczęśliwa.
Obwiązałam nogi ramionami. Myślałam, że gdy to odkryję, z serca i barków spadnie ten dziwny ciężar niewiedzy, jednak aktualnie czuję, jakby spada na nie kolejna tona. Spojrzałam na srebrną zapalniczkę w ażurowe wzroki. Otworzyłam ją, ponownie ruszyłam kółkiem trącym, a knot się zapalił.
Czasami czułam, jakby gdzieś, głęboko w środku mnie samej, tlił się ogień. Bywały chwile, gdy jego poczucie wzrastało i niemal zanikało. Do tej pory myślałam, że to nic takiego, ale teraz... Teraz napływały do mnie pomysły, że to magia, która we mnie istniała. Wyczuwałam to coś najbardziej, gdy się denerwowałam, starałam się zachować zimną krew lub się ekscytowałam czy smuciłam. Ten płomień jednak zanikał. Odczuwałam jego brak za każdym razem, gdy nadchodziły te momenty, w których byłam bezradna. Szczególnie tamtego dnia, gdy zostałam zdegradowana do archiwum. Nic nie mogłam zrobić. Nie miałam siły przebicia, trzymałam się wrażenia, jakbym ponownie miała te dziesięć lat i próbowała wytłumaczyć lekarzowi, co mi dolegało. W takich chwilach uważałam się za żałosną... Nie potrafiłam nic zrobić. Mogłam wtedy tylko stać z opuszczoną głową i powstrzymywać się przed wypuszczeniem łez, jakie zbierały się pod powiekami.
Wszyscy mnie może i postrzegali za silną, jednak wcale taka nie byłam. Pozostawałam tylko zlepkiem puzzli, które do siebie nie pasowały... Szczególnie teraz.
Złapałam się za głowę, a w tym samym momencie przy drzwiach rozbrzmiał dzwonek. Uniosłam zaskoczony wzrok na łuk w ścianie, za którym znajdowało się wejście. Każdemu napisałam, że chciałam spędzić ten dzień w samotności, więc nikogo się nie spodziewałam. Nawet Charliemu powiedziałam, że spotkamy się dopiero w sobotę, gdy będziemy jechać do jego rodziców. Czyżby Sean postanowił jednak sprawdzić, czy wszystko dobrze? Odetchnęłam głęboko. Mówiłam mu, że miał się nie martwić i po prostu spędzić ten wieczór, jak każdy inny.
Opuściłam wzrok na zapalniczkę, po czym zdmuchnęłam płomień po raz dwudziesty siódmy.
— Wszystkiego najlepszego, Melissa...
Pokręciłam głową, po czym rzuciłam przedmiotem w poduszkę leżącą w rogu kanapy.
Zajebisty prezent, kurwa. Wiedza, jak zginęła biologiczna rodzina, okazanie się pieprzoną hybrydą i wizja nadchodzącego wypowiedzenia, jeśli nie znajdę niczego na Eugena i nie potwierdzę jego winy. Wymarzone urodziny...
Kolejno wstałam z kanapy, całkowicie ignorując kolejny dzwonek. Jak gdyby nigdy nic po prostu ruszyłam do kuchni, gdzie wyjechałam półką z alkoholami i złapałam za losową butelkę, po czym wlałam nieco do szklanki, która stała na kratce przy zlewie. Kolejno wlałam jej zawartość do ust, ale nie przełknęłam. Trzymałam substancję w ustach, po czym szybko zerknęłam na nalepkę przy szkle. Widząc napis: Vodka. Wyplułam wszystko z powrotem do szklanki, po czym sięgnęłam do lodówki, skąd wyjęłam sok pomarańczowy i szybko zapiłam paskudny smak czystego alkoholu. Po ciele natychmiast przebiegł dreszcz.
Nienawidziłam czystego alkoholu. Był gorzki, palący i, dla mnie, nie do przełknięcia. Otrząsnęłam się, po czym zakręciłam napój i odłożyłam na miejsce. To samo zrobiłam z tym wysokoprocentowym, który przestawiłam na sam koniec półki, żeby przypadkiem znowu na niego nie natrafić. Zamknęłam szafkę, oparłam się o blat i skrzyżowałam ręce. Oparłam czuło na prawej pięści. Miałam wrażenie, jakby cały świat mnie nienawidził...
Kolejny dzwonek. Warknęłam głośno:
— Cholera!
Gwałtownie się odwróciłam do wyjścia, gdzie ruszyłam szybkim krokiem, podnosząc głos:
— Sean, mówiłam, że nic mi nie jest! — krzyknęłam, będąc niemal przekonaną, że za drzwiami stał mój drogi przyjaciel. Szybko odblokowałam zamki, po czym gwałtownie uchyliłam powłokę. — Ja chcę po prostu pobyć...!
Momentalnie się zacięłam, gdy nie spotkałam się z widokiem Seana. Przede mną stał Jeremy, którzy przyglądał mi się zaskoczony. Przełknęłam ślinę, zwilżając niemal zdarte przed momentem gardło.
— Jeremy? — odezwałam się spokojniej, niż chwilę temu.
Przy tym na pewno dało się dosłyszeć to zaskoczenie, jakie mi towarzyszyło. Jego kompletnie się nie spodziewałam. Prędzej stawiałabym na dziewczyny, że mnie odwiedzą, bo nie dawałam znaku życia. Jakby nie patrzeć, wyłączyłam całkowicie komórkę. Nikt by się do mnie teraz nie dodzwonił.
— Niespodzianka? — rzekł niepewnie, a ja zamrugałam szybko.
— I to spora... — Przełknęłam ślinę, po czym się lekko przesunęłam. — Wchodź...
Oblizałam usta, a on wkroczył przez próg. Nie wiedziałam, co powinnam myśleć. Ostatnio nasze stosunki wydawały mi się dość oziębłe. Chciałam to naprawić, by było jak kiedyś, ale nie miałam pomysłu, jak to uczynić. Miałam jednak wrażenie, jakby na moment wszystko wróciło do normy, gdy Jeremy pozwolił mi się wypłakać we własny rękaw i nie pozwolił nikomu tego zobaczyć.
Tak jak kiedyś...
Zamknęłam drzwi, zakręciłam zamki, po czym się do niego odwróciłam.
— Co tu robisz? — spytałam spokojnie.
Na jego twarzy natychmiast wyrósł życzliwy uśmiech, a którego widok uchyliłam szerzej powieki. Znowu mnie zaskoczył. Najpierw wczoraj ta ekspresja wykrzywiła jego pełne wargi, a dzisiaj się to powtórzyło. Już chciałam z nim rozmawiać, czy coś zrobiłam nie tak, czy o co chodziło, że prawie ze mną nie gadał bądź nie okazywał żadnych uczuć. Po tym jednak, co zdradziła mi Maddy, że chłopak po wydarzeniach z Kościrogiem popadł w depresję i miał PTSD, nie chciałam na niego naciskać i wymuszać pogadanki na ten temat. Martwiłam się, że to jedynie pogorszy sprawę, lecz teraz... Miałam wrażenie, jakbym ponownie stała przed tym Jeremym, którego uwielbiałam najbardziej. Przed tym miłym, troskliwym i kochanym, jakiego chciałam ponownie zobaczyć.
Momentalnie poczułam łzy pod powiekami. Ugryzłam się w język. Musiałam się uspokoić i ogarnąć. Nie chciałam go zmartwić w momencie, gdy ledwo wszedł przez drzwi.
— Masz urodziny — zauważył, a jego krótkie zdanie sprawiło, że serce przyspieszyło.
Zrobiło mi się nagle cieplej, a z ramion nagle zszedł ciężar, jaki ciążył mi od poprzedniego dnia.
— Urodzin nie powinno się spędzać w samotności — dodał, po czym wyciągnął w moim kierunku pudełko z logiem jakiejś cukierni i butelkę wina.
Zamrugałam szybciej, nie spodziewając się żadnego prezentu. Wszystkim mówiłam, żeby niczego mi nie kupowali. Nie miałam miejsca, by trzymać tam jakiekolwiek upominki. Pokręciłam głową, nie wiedząc, co w ogóle powiedzieć. Przełknęłam ślinę, a przy tym opuściłam głowę, ponownie czując napływające łzy, których powoli nie miałam siły już trzymać.
— Nie musiałeś mi niczego... — odezwałam się ledwo słyszalnie.
— Ale chciałem — przerwał mi, doskonale zdając sobie sprawę, co chciałam powiedzieć. — Poza tym zasługujesz, żeby we własne urodziny zjeść ulubiony tort z truskawkami.
Po twarzy momentalnie spłynęły łzy, ale nie przejmowałam się nimi i podniosłam na chłopaka zaskoczony wzrok. Jeremy jeszcze szerzej się uśmiechnął, po czym złapał wszystko w jedną rękę. Lewą dłoń wyciągnął w moim kierunku. Opuszki jego palców musnęły policzek, z którego kolejno starł kolejno lecące krople. Momentalnie poczułam, jak ciepłota jego skóry otuliła każdy nerw. Przez idącą od niego temperaturę poczułam, jak po ciele przebiegł przyjemny dreszcz. Gdzieś na wysokości pępka wystąpiło dziwne łaskotanie, które nie ustępowało. Dodatkowo uznałam je za coś miłego. Uniosłam dłonie i, mało myśląc, złapałam za nadgarstek chłopaka. Praktycznie wtuliłam się w jego śródręcze, a przy tym poczułam się jak kiedyś. Jak za czasów, gdy przy Jeremym czułam się najbezpieczniej. Ponownie przesunął kciukiem, tworząc ścieżkę od kącika oka, aż po kość jarzmową na szczycie policzka.
— Dziękuję, Jeremy — powiedziałam cicho, po czym uśmiechnęłam się do niego serdecznie.
— Nie masz mi za co dziękować, Mel — odpowiedział i samemu także uniósł kąciki wyżej.
Już w kolejnej chwili opuściłam jego dłoń, starając się oprzytomnieć. Chyba wariowałam. Miałam chłopaka i za jego plecami wyczyniałam coś podobnego. Fakt, kiedyś kochałam się w Jeremym, jednak teraz było inaczej. On zasiadał jako Głowa Cieni, ja pracowałam jako policjantka, a do tego żyłam w związku. Nie posiadaliśmy już po naście lat, by pozwalać hormonom na nagłe uniesienia. Powinniśmy się zachowywać jak dorośli, nie jak nastolatkowie.
Przełknęłam ślinę, naciągnęłam rękaw białego swetra na dłoń, po czym wytarłam twarz do końca.
— Rozgość się — powiedziałam, po czym odebrałam od niego pudełko z tortem.
Kolejno ruszyłam do kuchni. Ciasto zostawiłam na stoliku przy schodach, po czym podeszłam do szuflady ze sztućcami, skąd wyjęłam nóż. Zwróciłam się z powrotem do blatu z trzema krzesłami, gdy usłyszałam szmer. Ujrzałam Jeremiego, który właśnie roztwierał kartonowe opakowanie. Zerknął na mnie kątem oka i się uśmiechnął. Kolejno podniósł tort jedną ręką. Pstryknął palcami, a w pomieszczeniu przygasło światło. Ponownie doszło do mnie kliknięcie. Nad ciastem pojawiło się kilkadziesiąt iskierek, na których widok szerzej uchyliłam powieki. Uniosłam zaskoczony wzrok na chłopaka.
— Zwykle, zanim pokroi się tort, trzeba pomyśleć życzenie i zdmuchnąć świeczki — zauważył, a ja ponownie poczułam, jak robi mi się gorąco, a do oczu napływają kolejne łzy.
Zostawiłam ostry przedmiot w szafce, po czym stanęłam naprzeciw chłopaka. Spojrzałam w jego oczy, a serce oszalało. Miałam wrażenie, jakby za moment miało wyskoczyć z piersi. Nie rozumiałam, dlaczego wcześniej Jeremy wydawał się dla mnie obcą osobą, skoro teraz zachowywał się tak, jak on sprzed dziesięciu lat. Kompletnie się nie zmienił, więc dlaczego wcześniej czułam się przy nim niezręcznie? Miałam klapki na oczach i nie dostrzegałam swojego ulubionego Cienia, który po prostu nieco wydoroślał i nie wypadało mu się zachowywać w taki sposób, jak teraz, przy reszcie zbiorowiska? On cały czas był taki sam. Nadal posiadał w sobie nieskończone pokłady życzliwości i dobra, jakie widziałam kiedyś lub nawet one jeszcze wzrosły.
Opuściłam wzrok, czując, że za moment ponownie przyjdzie mi płakać. Nie sądziłam, że cokolwiek, a może raczej ktokolwiek, dałby radę odciągnąć moje myśli od wydarzeń z poprzedniego dnia na tyle, że wszelkie zmartwienia by całkowicie zniknęły. Okazało się jednak, że wystarczyłaby jedna osoba. Pojawił się Jeremy, a każda myśl odeszła w siną dal. Nie zastanawiałam się nad własnym jestestwem, śmiercią biologicznej rodziny, sprawą kryminalną, możliwym wypowiedzeniem czy Kościrogiem, który jakimś sposobem znalazł się w moim ciele. Teraz byłam tylko ja i Jeremy, który stał przede mną z tortem urodzinowym... To mi jedynie ponownie dało do zrozumienia, że wcale nie chciałam dzisiaj zostawać sama. Pragnęłam z kimś spędzić ten dzień w miłej atmosferze, zamiast psuć sobie humor ciągłymi przemyśleniami. Mało tego... Zjawienie się tu Jeremiego sprawiło, że naprawdę się ucieszyłam.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Ponownie miałam wrażenie, jakby sama jego obecność przynosiła mi szczęście. Tęskniłam za nim. Zawsze miałam go obok, gdy byłam smutna lub potrzebowałam rozmowy. Mogłam się do niego o wszystko zwrócić, a on niczego nie negował. Posiadałam w ciele geny Światła, a jednak on dalej zachowywał się w stosunku do mnie jak kiedyś. Nie obchodził się ze mną jak z jajkiem, nie patrzył przez pryzmat korzeni. Lubił tę Melissę, którą poznał za czasów liceum i wciąż nią dla niego byłam.
Mrugnęłam, ale łzy nie poleciały. Powstrzymałam je, bo nie chciałam psuć chwili. W końcu znajdowałam się z chłopakiem sama, bez niczyich oczu na plecach czy wiedzy, że czeka mnie po tym z kimś rozmowa.
— Pomyśl życzenie, Mel.
Spojrzałam na iskierki migoczące nad tortem. Życzenie? Miałam tylko jedno. Chciałam, żeby się wszystko ułożyło. Żeby moje życie, chociażby w małym stopniu, wróciło do normalności. Pragnęłam, by było jak kiedyś. Pochyliłam się lekko i dmuchnęłam na małe ogniki, które kolejno rozpłynęły się wszędzie wokół po mieszkaniu. To mi niemal od razu przypomniało tamten wieczór, gdy wraz z Jeremym wymknęłam się z domu do lasu. Do głowy wróciły wszystkie momenty z tamtej chwili. To, jak zaczarował mi oczy, żebym lepiej widziała w ciemności. Jak wręczył mi fioletową różę, która ociekała czarami. Pokazał mi energię płynącą przez świat, opowiedział o świętach Cieni, czy zatańczył ze mną na polanie, ucząc przy okazji ich tradycyjnego układu, ale w szczególności pamiętałam jeden aspekt.
Fakt, że ani na moment nie puścił wtedy mojej dłoni.
— Czego sobie życzyłaś? — spytał, a ja podniosłam na niego wzrok.
Kolejno się szeroko uśmiechnęłam.
— Jak ci powiem, to się nie spełni — zaśmiałam się, a on lekko parsknął.
Jeremy znajdował się przy mnie w każdym gorszym momencie, gdy dziesięć lat temu sobie z czymś nie radziłam. Szedł do mnie w środku nocy przez las, bronił mnie, nawet jeśli to tylko płochliwy jeleń czy pomagał mi ze wszystkim, gdy coś mi nie wychodziło. On zawsze znajdował się obok.
— Z czego się śmiejesz? — spytał, odkładając ciasto na blat.
Ja jednak nie odpowiedziałam. Jedynie pokręciłam głową, dając mu do zrozumienia, że wolałam, by te myśli pozostały tylko w mojej głowie.
— Napiłabym się — rzuciłam, a on parsknął i przytaknął kilkukrotnie.
— Gdzie masz jakieś kieliszki?
— Po co? — Podeszłam do stołu, po czym złapałam za butelkę wina, które kupił.
Półsłodkie...
Uniosłam wyżej kąciki ust, domyślając się, że Maddy mu coś niecoś podpowiedziała. Pokazałam chłopakowi szklane opakowanie i nim potrząsnęłam. Od razu zrozumiał, że zamierzałam pić z gwinta, na co w końcu się zaśmiał.
— Jesteś niemożliwa — stwierdził, a ja jedynie wzruszyłam ramionami.
— Nie pierwszy raz to słyszę — zauważyłam.
Jeremy pokręcił głową. Podeszłam ponownie do szafki z alkoholami i wzięłam z jednej szafki otwieracz. Już miałam wbijać korkociąg, kiedy to Jeremy wyciągnął do mnie rękę, niemo prosząc o wino i przyrząd. Chyba stwierdzał, że jubilatka nie powinna tego robić sama, ale pewności nie posiadałam. Gdy on zajął się tym, ja podeszłam ponownie do szuflady ze sztućcami, skąd tym razem wyjęłam łyżeczki. Przy tym miałam nadzieję, że Jeremy nijak nie skomentuje mojego lenistwa pod względem zmywania późniejszych naczyń.
Nabrałam ciasto, po czym odwróciłam się do Jeremiego. Akurat chciał coś powiedzieć, kiedy to dosłownie wpakowałam mu łyżkę do ust. Zamrugał zaskoczony, a ja się zaśmiałam. Po chwili wypuścił powietrze, po czym się uśmiechnął i pokręcił głową. Po kilku minutach przeszliśmy do salonu, gdzie niemal natychmiast zajęliśmy miejsce na kanapie. Rozmawialiśmy, a tematy się nam nie kończyły – identycznie jak kiedyś. Przy tym omijaliśmy wszelkie tematy, o jakich dowiedzieliśmy się dzień wcześniej. Często się śmieliśmy, nie mogąc się powstrzymać i kończąc na łzach. Puszczanie muzyki i późniejsze tańce zwaliłam na ilość cukru i nieco procentów.
Gdy tylko skończyła się kolejna piosenka, wraz z Jeremym, będąc roześmianymi, stanęliśmy przy oknie, o którego parapet się oparłam. Dmuchnęłam na grzywkę, pozbywając się jednego kosmyka, który chciał dostać mi się do oka. Złapałam za szyjkę butelki, chciałam się napić, ale do ust wpadła jedynie ostatnia kropelka. Westchnęłam niezadowolona, po czym uniosłam szkło nad głowę i przechyliłam ją gwintem nad włosami, pokazując Jeremiemu, że skończył nam się alkohol. Parsknął na moje poczynania. Odłożyłam przedmiot na bok, po czym oparłam się o krawędź parapetu lędźwiami. Przy tym złożyłam razem dłonie i odetchnęłam.
— Dzięki, Jeremy — odezwałam się nagle, a on spojrzał w moim kierunku zaciekawiony.
— Za co?
— Że przyjechałeś. — Spojrzałam mu w oczy. — Potrzebowałam chyba takiego wieczoru.
Zauważyłam, jak momentalnie się spiął. Przy tym także złapał głębszy wdech i przełknął ślinę. Kiwnął głową, uciekając wzrokiem na bok. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc jego nagłej zmiany w zachowaniu. Miałam niemal wrażenie, jakbym go zestresowała, co kompletnie nie miało dla mnie sensu. Jeszcze przed momentem było wszystko dobrze, bawiliśmy się, śmialiśmy, a teraz... Powiedziałam coś nie tak?
— Wiesz... — zaczął, a ja na niego zerknęłam. Patrzył mi w oczy, czym spowodował, że po kręgosłupie przebiegł dreszcz. — Dla osoby, którą kocham od dziesięciu lat, zrobiłbym wszystko...
Siedem sekund. Tyle mu wystarczyło, by to powiedzieć, a jednak ja miałam wrażenie, jakby te słowa zabrały o wiele więcej czasu. Jakbym na nie czekała. Czułam się, jakby wszystko zwolniło i ucichło. Słyszałam jedynie własne serce, które uderzało w piersi, niczym dzwon. Dochodziło do mnie jego bicie, każdy szum krwi płynącej w żyłach. Każdy najmniejszy nerw nagle stał się dziwnie wrażliwy. Poczucie, jakie towarzyszyło mi aktualnie... Nigdy wcześniej go nie posiadłam. Każdy mięsień, odruch... Uniesienie się klatki piersiowej, rozszerzenie się płuc podczas pobierania powietrza, zabicie serca, szersze rozchylenie powiek... Nagle czułam wszystko, jakbym stała się tysiąc razy bardziej czuła na coś podobnego.
Przełknęłam ślinę. Ten dźwięk odbijał się echem od ścian czaszki. Zamarłam, a wszystko wokół dalej funkcjonowało. W ciągu kilku sekund zapomniałam, jak się w ogóle poruszać. Ciało robiło to instynktownie, a mózg próbował przyswoić kolejne informacje. Momentalnie zabrakło mi języka. Straciłam możliwość porozumiewania się, bo w gardle stanęła gula, której nie potrafiłam przełknąć. Co w ogóle powinnam powiedzieć? Jak to wyrazić po angielsku? Ugryzłam się w końcówkę, starając się ustawić samą siebie do porządku.
Nie wiedziałam, co uczynić. Co takie odpowiedzieć Jeremiemu, gdy już uda mi się odzyskać możliwość mówienia? Był moim przyjacielem, fakt, kiedyś się w nim kochałam, ale teraz... Teraz na niego tak chyba nie patrzyłam. Zamrugałam szybko. „Chyba"? Sama nie byłam pewna? Własne przemyślenia nie pozwalały mi na to racjonalnie spojrzeć. Powiedział, że kocha mnie od dziesięciu lat, czyli to by znaczyło, że czuł to do mnie już w liceum... Czyli dobrze wtedy odczytywałam jego znaki, a jednak nic nie zrobiłam. Opiekowanie się mną, zamartwianie, przychodzenie do mnie w nocy, tamten całus, trzymanie mnie za rękę... On mi to wszystko przekazywał, tylko nie wyznał niczego wprost. Czy on też się bał? Podkochiwał się w mojej osobie od tak długiego czasu... Nie zrezygnował, choć nie posiadali pewności, że kiedyś wróciłaby mi pamięć...
— Ja... — wydusiłam, ale zacięłam się, gdy poczułam wyschnięte na wiór gardło.
Momentalnie mi wyschło, jakby ciało samoistnie kazało mi się zamknąć. W jego oczach dostrzegłam prawdę. Nie żartował.
— Jeremy... — zaczęłam, choć mówiłam aktualnie z naprawdę dużym oporem. — Ja... Ja mam chłopaka...
Po ciele przebiegł lodowaty dreszcz, gdy tylko wypowiedziałam to zdanie. Zauważyłam, jak chłopak przełknął ślinę. Widziałam na jego twarzy, że nie chciał nawet słyszeć o Charliem. Miałam wrażenie, że nie wierzył w te słowa, czym sprawił, że zmarszczyłam brwi. Stanął bardziej naprzeciw mnie. Sięgnął prawą dłonią moich włosów, których kosmyki kolejno wetknął za ucho. Jego opuszki delikatnie otarły się o policzek, co tym razem wywołało przyjemne mrowienie wspinające się po całym ciele, szczególnie kumulując się w okolicy brzucha. Napięłam wszelkie mięśnie, starając się nie okazać, że jego dotyk, nawet po tej dekadzie, dalej na mnie działał w elektryzujący sposób.
Melissa, uspokój się i nie zapominaj o Char...
— A jesteś z nim szczęśliwa? — przerwał mi myśl.
Momentalnie uchyliłam szerzej powieki, usłyszawszy podobne pytanie. Zerknęłam na jego dłoń, która powoli została przez niego opuszczona. Kolejno poszybowałam wzrokiem na jego oczy. Widziałam, że oczekiwał na odpowiedź z mojej strony, jednak ja... Pozostawałam cicho. Co miałam mu odpowiedzieć? Czy byłam szczęśliwa? Oczywiście, że tak. Charlie to mój chłopak, mogłam na niego liczyć, zależało mi na nim, a jemu na mnie... Jak mogłabym nie odczuwać zadowolenia w tej relacji?
— Co to w ogóle za pytanie?! — wyskoczyłam z pretensją, po czym parsknęłam, nie dowierzając, że w ogóle o coś podobnego zapytał.
Przy tym pokręciłam głową z dezaprobatą. Wzdrygnęłam się, uświadamiając sobie jedną rzecz. Znałam odpowiedź, a jednak nie powiedziałam jej. Odezwałam się w taki, a nie inny sposób. Nie rozumiałam, czemu to zrobiłam. Przecież mogłam mu spokojnie odpowiedzieć krótkim „tak", zamiast brnąć w dalszą rozmowę, robiąc przy tym coś na wzór rabanu. Jeremy momentalnie się wyprostował, po czym obszedł mnie, by stanąć naprzeciw. Oparł się dłońmi o krawędź parapetu, spojrzał mi w oczy. Przełknęłam ślinę, nie wiedząc, czego powinnam się spodziewać.
— Odpowiedz mi, Mel — zażądał.
Sposób, w jaki wypowiedział moje imię, sprawił, że po ciele ponownie przeszedł łaskoczący dreszcz, który szczególnie zatrzymał się na wysokości brzucha. Wciągnęłam więcej powietrza, niż było mi potrzebne. Przez ten ruch do nozdrzy dostał się zapach perfum chłopaka. Zacięłam się w połowie wdechu. Momentalnie poczułam się zahipnotyzowana, gdy poczułam coś pieprznego i drzewnego, ale jednocześnie delikatnego i świeżego.
— Jesteś szczęśliwa? — spytał ponownie, a po tym dodał: — Powiedz mi to, patrząc w oczy, a odpuszczę.
Znowu. Ponownie jakiś dziwny ciężar opadł mi na ramiona, jakby w ciągu sekundy została na nie zrzucona tona. Zamrugałam szybciej, po czym zerknęłam uważnie na chłopaka. Patrzył prosto na mnie, ani na moment nie odwracając spojrzenia. Wbijał swoje srebrne oczy, jakby szukał każdego możliwego znaku, że mogłabym być niepewna własnych słów.
— Co? — wydusiłam ledwo słyszalnie.
Przy tym poczułam, jak w gardle, gdzieś na początku przełyku, zbierała się kolejna gula, wisząca na końcu języka. Jego słowa sprawiły, że wszystkie inne przemyślenia zniknęły. Chciał... Odpuścić?
Jeremy złapał głębszy wdech.
— Jeśli jesteś pewna swoich uczuć co do niego, odpuszczę swoje. Tylko powiedz mi to w twarz. — Przełknął ślinę, jakby nie był czegoś pewny. — Ale jeżeli mi nie odpowiesz, to przygotuj się na to, że cię pocałuję.
Uchyliłam szerzej powieki, usłyszawszy coś podobnego z jego ust.
— Czekaj, co? — Uniosłam dłonie, położyłam je na jego ramionach, nie dając mu się bardziej zbliżyć. — Co to ma być za gra, Jeremy?
Pokręcił głową, dając do zrozumienia, że nie żartował. On w nic nie grał. Mówił w stu procentach poważnie. Naprawdę zamierzał to zrobić, jeżeli za moment bym mu nie odpowiedziała.
Co się, co cholery, dzieje z moim własnym ciałem?
— Jeżeli odpowiesz, niczego nie zrobię — zapewnił, dalej spoglądając mi w oczy. — Chcę tylko wiedzieć, co czujesz. Czy jesteś szczęśliwa z tamtym i... Czy się nie oszukujesz.
Już uchyliłam wargi, chcąc coś powiedzieć, jednak momentalnie się zacięłam. Słowa chłopaka mnie zaskoczyły. Co czułam? Czy byłam szczęśliwa? Czy się nie oszukiwałam? Chciałam odpowiedzieć, a przynajmniej... Tak mi się wydawało. Znowu coś mi zablokowało możliwość mówienia. Nie potrafiłam z siebie niczego wydusić. Stałam w ten sposób, patrząc na chłopaka. Nie wierzyłam, że Jeremy mógłby coś podobnego zrobić, a przynajmniej do momentu, gdy zauważyłam, jak lekko się ruszył, powoli zbliżając się ku mnie.
Użyłam więcej siły, chcąc go zatrzymać, jednak on okazał się dużo silniejszy. Nie miałam z nim szans. Miałam trzy opcje. Odpowiedzieć, pozwolić Jeremiemu działać albo spróbować uciec. Przed pierwszą coś mnie blokowało, druga sprawiała, że miękły mi kolana, dlatego też spróbowałam wykonać trzecią i wymigać się bokiem. Jeremy jednak mnie zatrzymał i prawie przycisnął do szyby, stając bardzo blisko mnie.
Uniosłam wzrok, gdy nasze klatki piersiowe się ze sobą zetknęły. Całym sobą blokował mi możliwość ucieczki. Nie miałam zbyt wygodnej pozycji. Pośladki opierały się o krawędź parapetu, kręgosłup się wygiął, a łopatkami i głową przyciskałam się do okna. Przełknęłam ślinę, widząc srebrne oczy Jeremiego wbite prosto we mnie. Pochylił się, a wargi samoistnie się lekko rozłączyły. Serce na ten widok przyspieszyło, adrenalina w żyłach zaczęła wariować. Oddychałam niespokojnie, powoli nie potrafiąc racjonalnie myśleć.
Wtedy to się stało. Usta Jeremiego zetknęły się z moimi. Powieki niemal natychmiast się rozszerzyły, gdy jego ciepłe wargi dotknęły moich. Coś mną ruszyło, bo chciałam się wyrwać. Próbowałam go odepchnąć, biłam go po ramionach, jednak on, zamiast się odsunąć czy złapać mnie za ręce, objął mnie i przytulił do siebie. Cały czas mnie całował, gdy ja starałam się ze wszystkich sił sprawić, by odpuścił. Ostatecznie to ja przegrałam...
Zagryzł moją dolną wargę. Uchylił powieki, spojrzał mi w oczy, ale szybko je z powrotem zamknął. Jego dłoń lewa dłoń powoli sunęła po plecach, aż w pewnym momencie najechał nią na kręgosłup. Wzdrygnęłam się. Ścisk w pięściach się poluzował, a dłonie ułożyłam na jego bicepsach, dalej próbując go odsunąć. Ciało jednak odmówiło współpracy z mózgiem. Napięłam palce, praktycznie wbiłam paznokcie w jego ramiona. Poruszał ustami na moich, a każdy jego ruch sprawiał, że słabłam i ja, i moja siła woli.
Jego wargi były takie ciepłe i miękkie, że w końcu się... Poddałam. Przegrałam z nim. Nie miałam szans z Jeremym i czymś, co nie pozwalało mi od niego uciec. Wtedy też się on lekko odsunął, pozwalając mi na złapanie oddechu. Ja jednak, zamiast odetchnąć, uniosłam szybko dłonie i objęłam twarz chłopaka. Przywarłam do jego ust, po czym oplątałam ramionami jego kark. Jeremy cicho mruknął zaskoczony, jednak już w kolejnej sekundzie oddał pieszczotę.
Duże i ciepłe dłonie chłopaka zsunęły się z pleców na biodra, za które chwycił, by kolejno posadzić mnie na parapecie. Poczułam, jak przywarłam plecami do powierzchni okien. Serce szalało, nasze oddechy łączyły się ze sobą. W pomieszczeniu dało się usłyszeć każdy wymieniany przez nas pocałunek. Temperatura wzrastała z każdą sekundą, która stawała się nieznośna. Gorąc sprawiał, że chciałam, by nastąpiło nagłe ochłodzenie.
Jego język rozpoczął walkę z moim. Ręką przejechał po moim udzie. Ciało zareagowało samowolnie, rozsuwając nogi, by Jeremy mógł zbliżyć się jeszcze bardziej. Wyprostowałam się, bardziej oplątując kark chłopaka. Palce prawej dłoni wplątałam w jego włosy, delikatnie za nie ciągnąc, a jego ręce wsunęły się pod kolana, by kolejno mnie unieść. Czułam każdy jego krok, gdy stawiał chwiejnie i powoli kolejne, które po chwili zaprowadziły naszą dwójkę na piętro wyżej.
Minęła następna sekunda, a wylądowałam plecami na zimnej pościeli, która niemal drażniła gorącą skórę. Jeremy się lekko odsunął, a nasze oddechy się ze sobą mieszały. Oboje je ciężko łapaliśmy, ale mimo tego ponownie go do siebie przyciągnęłam. Wcześniej chciałam go odepchnąć, teraz nie potrafiłam go wypuścić. Nie pamiętałam, czy kiedykolwiek czułam coś podobnego. Jego dłoń wylądowała na moim prawym policzku, lekko odchylił mi głowę, by ustami, nakreślając ścieżkę całusami, wylądować na szyi. Powietrze niemal zamierało mi w płucach, gdy delikatnie skubał centymetry skóry, która rozgrzewała się jeszcze bardziej.
Zjechałam dłońmi na jego tors, pociągnęłam za materiał białej koszuli, a guziki momentalnie puściły. Poczułam tylko, jak kilka z nich rozsypało się na mnie. Opuszki niemal natychmiast dotknęły równie nagrzanej piersi chłopaka. Chłopak się odsunął, po czym się wyprostował i zrzucił górną część garderoby. Uniosłam się na łokcie, jednak on powalił mnie z powrotem, by ponownie doczepić się do ust. Tym jednak razem bardziej się do mnie zbliżył, dociskając skórę do mojej, wciąż zakrytej, która drażniła niemiłosiernie. Jeremy się lekko podciągnął, lekko ocierając się o dolne partie ciała wypukłością na spodniach. Tym sprawił, że szybko uniosłam ramiona i chwyciłam za jego bicepsy. Jęknęłam cicho w jego usta, ale wydobyło się z nich głośniejsze westchnięcie ledwie moment później, gdy ręka Jeremiego wsunęła się między nogi.
Oderwałam się od jego warg. Głowę przekręciłam na bok, a on ponownie ucałował odkrytą szyję. Mięśnie momentalnie się napięły, gdy natrafił na najbardziej wrażliwy punkt, przez który się wzdrygnęłam i wygięłam plecy. Nogi bardziej podciągnęłam, stopy ustawiłam na palcach. Po całym ciele przebiegły dreszcze, gdy druga dłoń Jeremiego wsunęła się pod materiał bluzki. Opuściłam ramiona, drapiąc bicepsy chłopaka i zostawiając na nich zapewne kilka szram, a kolejno złapałam za materiał. Ledwo uniosłam go nad głowę, a usta chłopaka ponownie znalazły się na moich. Przy tym zabrał ręce, by złapać za wiązanie przy dresowych spodniach. Już po chwili zsunął je i rzucił na podłogę, co także ja zrobiłam z górną częścią ubioru.
Objęłam jego kark. Po kręgosłupie przebiegły dreszcze, gdy powoli, jakby skanując każdy milimetr skóry, przesuwał po niej dłońmi. Odsunął się lekko, ucałował brodę, szczękę, szyję, po czym zaczął schodzić coraz niżej. Jego delikatne palce sunęły po ramionach, obojczykach, piersiach, muskając materiał biustonosza. Wilgotne wargi znaczyły ścieżkę na brzuchu.
Wiedziałam, że to niewłaściwe. Że powinnam żałować każdego ruchu, ale nie czułam czegoś takiego. Wszelkie wątpliwości zniknęły. Było mi dobrze. Przyjemność przebiegała przez każdy nerw w ciele, niemal uderzając w nie czymś podobnym do ładunku elektrycznego. Każdy dotyk Jeremiego sprawiał, że chciałam więcej...
Jęknęłam nagle, gdy chłopak znalazł się między moimi nogami, a jego usta przywarły do materiału majtek. Jego ramiona owinęły się wokół bioder, przytrzymując mnie w jednym miejscu, gdy ten drażnił się z najwrażliwszymi miejscami. Sięgnąłem do jego włosów, w które wplątałam palce. Wygięłam kręgosłup, czując powoli narastające ciepło w dolnych partiach brzucha.
— Je-Jeremy... — wydusiłam, łapiąc za materiał pościeli.
Westchnęłam, gdy momentalnie bariera zniknęła, a jego wargi dotknęły gołej skóry. Oddech przyspieszał mi coraz bardziej. Serce uderzało niczym dzwon. Po ciele powoli wspinało się to przyjemne uczucie, którego nie doświadczyłam już bardzo dawno. W ciągu sekundy wszystkie mięśnie się spięły. Przebiegł dreszcz, z gardła wydobył się głośny jęk. Kręgosłup wygięłam jeszcze bardziej. Zaczęłam się trząść. Powietrze w płucach stanęło, ale wróciło, gdy przyjemność powoli osłabła.
Jeremy się ponownie podciągnął, odwrócił twarzy, bym na niego spojrzała otumaniona. Jego dłoń ponownie znalazła się między nogami, ale tym razem powoli wsunął najpierw jeden, a później drugi, palec. Jęknęłam, a jego wargi znalazły się na moich. Czułam własny smak, gdy ponownie rozpoczęliśmy walkę językami. Objęłam go ramionami pozbawionymi niemal całej siły. Ruszyłam biodrami, gdy Jeremy ponownie sprawiał mi przyjemność.
Z jednej strony chciałam go odepchnąć i kazać mu przestać, ale z drugiej, która zdecydowanie była głośniejsza, pragnęłam mu się odwdzięczyć za każde doznanie. I właśnie ta flanka wygrała. Zsunęłam lewą dłoń po piersi chłopaka, by po chwili ułożyć ją na wybrzuszeniu znajdującym się na jego spodniach. Jeremy momentalnie się odsunął, przy tym wyjmując palce. Uniosłam się, po czym przewróciłam go na plecy i usiadłam okrakiem na jego nogach. Zauważyłam, jak przełknął ślinę, gdy tylko się wyprostowałam. Poruszyłam biodrami na jego kroczu, a jego dłonie niemal od razu znalazły się na biodrach.
Jego oddech przyspieszył, ale mój także, gdy czułam, jak twardy był. Widząc, że na niego działałam, sięgnęłam do zapięcia stanika, który po kilku sekundach odrzuciłam na podłogę. Jeremy wstrzymał oddech, a ja złapałam za klamrę paska. Zaczęłam go rozpinać. Kolejno zrobiłam to z guzikiem i suwakiem. Pochyliłam się do niego, by samej także go pocałować. Przy tym lewą dłonią przesunęłam najpierw po jego umięśnionym brzuchu, a następnie wsunęłam ją pod materiał jeansów i bielizny, gdzie zacisnęłam palce na jego członku. Akurat lekko się odsunęłam, gdy Jeremy mocniej zaciągnął się powietrzem.
Na mojej twarzy pojawiło się zadowolenie. Jego dłonie odsunęły mi włosy. Wzajemnie się dotykaliśmy i nakręcaliśmy z każdym muśnięciem. W końcu ponownie znalazłam się pod chłopakiem. Nie powinnam tego chcieć, ale pragnęłam go w sobie poczuć. Czułam się, jakbym znajdowała się na haju. Jakby Jeremy był moim narkotykiem, którego dawno nie tykałam. Potrzebowałam go. Chciałam, by się ze mną złączył. W oczach widziałam, że on też o tym myślał.
Zsunęłam dłonie na jego ramiona, gdy ten nieco bardziej rozsuwał mi nogi, usadawiając się między nimi. Ocierał się o mnie, na co szybciej oddychałam. Już chciał się we mnie wsunąć, ale momentalnie się... Zaciął. Przełknął ślinę.
— Nie mamy... — wydyszał, a ja od razu zrozumiałam, co miał na myśli.
Prezerwatywa...
Pokręciłam głową.
— Biorę tabletki — wyznałam, na co szerzej uchylił powieki.
Kolejno się lekko uśmiechnął. Ponownie ucałował moje usta. Palce lewej dłoni splótł z moimi, a gdy tylko to zrobił, poczułam, jak jego przyrodzenie mnie rozciąga. Przymknęłam powieki, dając się ponieść przyjemności związanej z doznaniem. Westchnęłam cicho, plecy znowu uległy wygięciu, a uszu doszło także mruknięcie chłopaka. Jęknęłam, czując, jak się wysunął, po czym szybko wrócił. Sięgnęłam do niego lewą dłonią, której wierzch ucałował, a kolejno założył na swój kark. Objęłam go, a on mnie, przy tym przywierając ustami do moich.
Powoli pomieszczenie wypełniało się naszymi jękami i zderzaniem się ze sobą spoconych ciał. Jeremy nagle mnie uniósł. Oplątałam go nogami, a on chwycił za pośladki. Spojrzałam mu w oczy.
— Ni-nie przestawaj...! — powiedziałam, gdy ponownie mnie podniósł.
— Nie zamierzam — zapewnił pewnie, by po raz kolejny przyczepić się do moich warg.
.・゜-: ✧ :- ⋆˚。⋆୨୧˚✧˚୨୧ ⋆。˚ ⋆-: ✧ :-゜・.
Mruknęłam cicho, czując, jak ktoś wtulił się w moje włosy. Usta wykrzywiłam w lekkim uśmiechu. Z gardła wydobył się cichy pomruk aprobaty. Złapałam za dłoń, która oplątywała mnie w talii. Momentalnie uchyliłam powieki, uświadamiając sobie, że to nie ręka Charliego. Dodatkowo przypomniałam sobie, że przecież mężczyzna nie znajdował się wczoraj u mnie, a w pracy.
Przełknęłam ślinę, po czym się powoli i ostrożnie odwróciłam do osoby wtulającej się w moje plecy. Momentalnie uchyliłam szerzej powieki, ujrzawszy czarne włosy Jeremiego i jego spokojną, zaspaną twarz. Do głowy natychmiast wróciło, co zrobiłam. Przespałam się... Nie, gdyby to było tylko spanie. Ja się dosłownie pieprzyłam z Jeremym. Chwyciłam za włosy u nasady i się za nie pociągnęłam. Zdradziłam Charliego, a jednak... Żaden głos sumienia nie wyrzucał mi wyrzutów. Nie czułam się źle z tego powodu. Bardziej mnie przerażała wizja, że sama też tego chciałam. Mało tego, prosiłam Jeremiego, by nie przestawał.
Poczułam, jak chłopak bardziej mnie przytulił. Zerknęłam na niego, a serce ponownie przyspieszyło, jak w nocy. Mogłam być nieco pijana, ale doskonale pamiętałam, co się działo. To, jak mnie pocałował, podniósł i wniósł na górę, a potem ten dosłowny haj podniecenia, jaki nie chciał odejść, nie ważne, ile bym myślała, jak bardzo to było niewłaściwe. Najgorsze w tym wszystkim jednak pozostawał fakt, że chciałam by to się powtórzyło. Pragnęłam, by Jeremy mnie ponownie dotknął. Miałam nadzieję, że znowu poczuję to, co w nocy. Że cała ekstaza, to uczucie bycia kochaną ponad wszystko, nie zniknie.
Przełknęłam ślinę, patrząc na niego. Coś w środku miało ochotę go przytulić, ale z całych sił się powstrzymywałam. Nie mogłam czegoś takiego zrobić. Popełniłam błąd... Serce mnie zakuło. Położyłam dłoń na piersi. Czemu sama myśl o tej nocy jako o czymś, co nie powinno mieć miejsca, sprawiała mi ból w klatce? Nie rozumiałam tego.
Co to, do cholery, ma znaczyć?
Lekko podskoczyłam, usłyszawszy dzwonek drugiego telefonu, którego używano na komisariacie tylko w nagłych wypadkach. W normalnych warunkach pozostawał on nieużywany, chyba że działo się coś poważnego. Dzwonił tylko raz kiedyś. Wyciągnęłam się, chcąc sięgnąć do szuflady.
Za plecami usłyszałam mruknięcie, a kolejno poczułam, jak Jeremy się lekko uniósł. Akurat wyjmowałam urządzenie z szafki. Na ekranie pojawił się kod podobny do numeru telefonu, który natychmiast rozszyfrowałam jako informację o pościgu w okolicy i prośba o pomoc. Ciało się spięło, widząc, kto wysłał powiadomienie z tylko jednym odbiorcą. Charlie... I nadał je jedynie do mnie. Niemal od razu przypomniałam sobie, co kiedyś mi powiedział. Że jeżeli nie będzie ze mną kiedyś kontaktu przez długi czas, to użyje nawet telefonu przeznaczonego do nagłych przypadków. A skoro odezwała się właśnie ta komórka, to by znaczyło, że Charlie mógł tu właśnie jechać...
No to są chyba jakieś jaja...
— Cholera... — wydusiłam cicho, a oddech przyspieszył.
Powoli narastała mi panika, co Charlie zrobi, jeżeli nakryje tu Jeremiego. Boże, bałam się o tym pomyśleć, a co dopiero przerażała mnie wizja, że znalazłby nas razem w łóżku, do tego nagich. Mógł nad sobą pracować, ale wiedziałam swoje. On stałby się nieobliczalny, mógłby nawet złapać za broń... Momentalnie poczułam, jak dłoń Jeremiego wylądowała na prawym ramieniu. Pociągnął mnie, tym samym ponownie powalając na plecy. Chciałam coś powiedzieć, ale chłopak mi nie pozwolił. Jego usta ponownie, tak jak w nocy, wylądowały na moich. Ciepłe i miękkie wargi idealnie się dopasowały i całowały mnie, jakbyśmy od dawna się nie widzieli.
Po kilkunastu sekundach się odsunął, a ja przyglądałam mu się z niezrozumieniem.
— Jeremy... — odezwałam się cicho.
Odetchnął głęboko.
— Pomyśl o tym, o czym mówiłem wczoraj — poprosił. — I dlaczego się to wszystko ostatecznie wydarzyło.
Odsunął się nagle. Kolejno usłyszałam szelest odrzucanej pościeli. Uchyliłam szerzej powieki, po czym na niego zerknęłam. Akurat łapał za spodnie, które zaczął wciągać na nogi.
— Co...?
— Wiedziałem, że nie odpowiesz mi od razu — przyznał, po czym oblizał wargi. — Byłem na to przygotowany, ale nie szykowałem się na to, co się ostatecznie stało.
Zapiął pasek od spodni.
— Nie myśl o mnie źle — poprosił, sięgając po koszulę. — Ubieram się, bo nawet ja byłem w stanie wywnioskować z informacji na telefonie, że Charlie tu właśnie jedzie.
Spojrzał na mnie. Siedziałam na łóżku, z całych sił trzymając pościel tak, by zakryć pierś. Przy tym przyglądałam mu się z szerzej uchylonymi powiekami. Bałam się, że coś by mu się stało, gdyby Charlie tu przyszedł, ale z drugiej strony nie chciałam, by mnie zostawiał. Pragnęłam, by został obok i nie odchodził.
Jeremy westchnął.
— Nie wiem, jak dla ciebie, ale dla mnie ta noc była najlepszą w moim życiu.
Uchyliłam szerzej powieki, ale głos, który chciał wyskoczyć i się z nim zgodzić zamarł gdzieś w gardle. Coś mi nie pozwalało mówić.
— Chciałbym, żebyś czuła do mnie to samo, co ja do ciebie... — Przełknął ślinę, po czym pstryknął.
Wszystkie oderwane przeze mnie guziki przy koszuli wróciły na swoje miejsce.
— Mówiłem, że się odkocham, ale... — Wypuścił powietrze, jakby prychając. Po tym spojrzał mi w oczy. — To niemożliwe. Nawet gdybym się zmusił, nic by z tego nie wyszło.
Powoli ruszył w moją stronę.
— Wiesz czemu? — Usiadł obok mnie.
Sięgnął do mojej twarzy, objął ją dłońmi. Kolejno przyłożył czoło do mojego i spojrzał w oczy.
— Bo to dzięki tobie widzę świat w jakichkolwiek barwach, Mel.
Uchyliłam szerzej powieki, widząc w jego tęczówkach ten czysty wyraz miłości. On mówił prawdę... Serce nagle uderzyło. Biło tak, jak kiedyś. Gdy kochałam się w tym chłopaku i chciałam, by zawsze stał obok.
— Byłaś, jesteś i będziesz promykiem słońca, który dziesięć lat temu rozświetlił moje życie. Mogę to powiedzieć bez problemów. Jesteś jedyną osobą, którą kiedykolwiek pokochałem, Melissa. Jesteś jedyna i nikt by cię nigdy nie zastąpił. Dlatego się nie odkocham. Ponieważ nigdy nie spotkam drugiej takiej samej dziewczyny jak ty. Ponieważ na świecie nie ma drugiej Melissy Regory.
**********************
Spóźniony, ale potrzebowałam nieco więcej czasu, bo jak widzicie, wyszedł długi rozdział, ale za to dużo się w nim dzieje!
Jeremy powiedział w końcu, co czuje do Mel, a Mel?
Prawdopodobnie narobił jej się w głowie jeszcze większy mętlik.
Spokojnie, niedługo powino sie to naprawić... Choć ze mną nic nie wiadomo XD
W każdym razie mam nadzieję, że rozdział się wam podobał!
Dajcie znać koniecznie!
Do następnego!
Ps: W kolejnym też się dużo wydarzy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro