Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26: Jeremy

— Krew jest świeża — powiadomił Felix, klęcząc przy jednym krzewie, na którym Luna znalazła trop.

Na gałęzi znajdowała się posoka. Co prawda w większości zdążyła ona już spłynąć na ziemię, jednak zapach i osad dalej pozostał. Chowaniec siedział obok, dumnie machając ogonem i oczekując pochwały, jednak Felix nie zwracał na niego chwilowo uwagi. Jego palec wskazujący, środkowy i kciuk pokrywała czerwona substancja, którą kolejno pokazał Leo. Chłopak się jej dokładnie przyjrzał, jakby coś miał w tym zobaczyć. Po chwili podszedł bliżej krzaka, dotknął ziemi tuż pod cierniem i wziął ją do ręki. Roztarł ją palcami, po czym się rozejrzał, szukając kolejnych śladów.

Zawsze podziwiałem, że z takich rzeczy byli w stanie coś wyczytać. A ni ja, ani Duncan, dziewczyny także, nawet tata, nikt poza tą dwójką się w tym nie łapał. Zajmowali miejsce niemal czołowych Przywoływaczy, często zajmowali się uczeniem dzieciaków, jak zajmować się chowańcami, jak z nimi rozmawiać i, przede wszystkim, pokazywali im sposoby przywoływania właśnie tych zwierząt oraz tworzenia paktów z duszami. Z tego, co raportował mi niegdyś Can, szukanie po śladach także wchodziło w cały ich sylabus.

Leo złapał głębszy wdech.

— Jesteśmy może pięć-dziesięć minut drogi za nimi. — Podniósł się, strzepując ziemię z dłoni. — Kierunek ucieczki został zmieniony. Sądząc po tych zniszczeniach, Kościróg próbował naskoczyć na Mel, ale udało jej się odskoczyć. Zraniła się przy uniku, stąd ta krew. Sądząc po połamanych gałęziach, ruszyli tędy. — Wskazał na gęstwinę przed siebie.

Złapałem głębszy wdech. W tym samym momencie na moim ramieniu znalazła się czyjaś ręka. Zerknąłem na Duncana. Przyglądał mi się ze współczuciem, ale widocznie starał się pozostawać obojętny, by nie przysparzać mi więcej zmartwień.

— Mel da radę — zapewnił. Kątem oka zauważyłem Seana, który chciał coś chyba powiedzieć o skrócie imienia Melissy, ale ostatecznie się powstrzymał i po prostu się nam przyglądał. — Jest sprytna. Ona już nie jest tą strachliwą nastolatką, którą poznaliśmy w liceum i która się bała własnego cienia. Na dorosłe lata zrobiło się z niej twarde babsko.

Gdyby nie obecna sytuacja, zapewne bym się zaśmiał z tego określenia.

— Może, zamiast stać w miejscu i gadać, ruszajmy dalej? — wtrącił się Sean. — Później sobie poplotkujecie o starych czasach...

Zdjąłem z ramienia rękę Cana, po czym odwróciłem się do Seana z założonymi rękoma. Złapałem głębszy wdech.

— Słuchaj, Sean, to nie jest takie proste, jakie może ci się wydawać — zacząłem. — Możesz tego nie zrozumieć, bo to sporo informacji, jak na jeden raz, ale Kościróg należy do grona pradawnych demonów. Takich, które są uważane za najsilniejsze, jakie w ogóle istnieją. Jeżeli chcemy wszyscy przeżyć, musimy do tego podejść z rozwagą. Z informacji, jakie mamy, jest on silniejszy, niż przed dekadą, a wtedy mieliśmy już z nim spory problem. To się nie może skończyć powtórką sprzed dziesięciu lat, więc musimy przemyśleć każdy krok, choć sam najchętniej w tym momencie bym biegł, żeby pomóc Mel.

— Masz rację — przyznał. — Nic nie rozumiem...

Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale wtrącił się Can.

— Wytłumaczę ci, jak będzie już po wszystkim.

Sean przytaknął i także miał zamiar o czymś jeszcze wspomnieć, jednak momentalnie przerwał mu to głośny ryk. Wszyscy się gwałtownie odwróciliśmy w stronę, skąd dobiegał hałas wydawany przez samego Kościroga. Chyba jednak znajdował się bliżej, niż podejrzewaliśmy. Zerknąłem na pozostałych, ale oni już patrzyli na mnie, czekając na znak. Każdy już się raczej domyślił, że z naszej rozwagi zostało nic.

— Ruszamy.

Felix westchnął.

— No to nasza rozwaga wyjechała na wakacje i poszła się jebać do klubu.

— Możesz, proszę, nie teraz? — spytałem, mijając go, by przejść przez krzaki.

Ten się już nie odezwał, po czym wraz z bratem ruszyli za mną. Pozostali uczynili dokładnie to samo. Już po chwili biegliśmy między drzewami, ale one szybko zaczęły się przerzedzać. Wyszedłem z zalesienia, by stanąć właśnie przed nim. Kościróg stał pośrodku polany, jakby czekając, aż coś się wydarzy. Musiał nas usłyszeć, czego dowodził ruch jego głowy, którą delikatnie odwrócił w naszym kierunku.

Złapałem głębszy wdech, ponownie widząc tego demona na żywo. Był większy. Bardziej paskudny. I zdecydowanie wyczuwałem od niego więcej mocy, niż poprzednim razem. Przełknąłem ślinę, czując niepokój związany z powodzeniem całej akcji. Inne zgromadzenia nas ostrzegały, że się on zmienił. Mieli stuprocentową rację...

— Ludzie... — odezwał się Duncan, który zakrywał ciałem Seana. — Czy on dziesięć lat temu był taki wielki?

Pokręciliśmy głowami. Kościróg zdecydowanie przybrał w każdym aspekcie. Miał może z pięć-sześć metrów wysokości, ale z wyglądu także się zmienił. Jego głowę otaczała teraz korona, jakby jego aparycja nie pozostawała już nad wyraz ostentacyjna. Dziesięć lat temu nie pozostawał aż tak zgarbiony. Prawdopodobnie przez to, że jego postura się powiększyła, nie potrafił jeszcze stać tak majestatycznie, jak kiedyś i to pewnie dlatego pozostawał zgarbiony. Dekadę temu wpatrywał się w nas jedynie pustymi czarnymi oczodołami, jednak teraz w nich znajdowały się dwa czerwone punkty. Zza ostrych zębisk dało się usłyszeć warczenie, które po chwili przerodziło się w jakieś gderanie, jakby próbował się z nami porozumieć.

Niestety, język demonów dalej pozostawał dla nas zagadką, a nikt nie posiadał aż takiej odwagi, by go badać.

Za klatką piersiową tkwił czerwony kamień przypominający rubin, granat lub spinel. Kryształ ukrywała klatka piersiowa wyglądająca niczym ludzie żebra. Cały korpus utrzymywał się na cienkim kręgosłupie, co także mogło być powodem, dlaczego Kościróg pozostawał pochylony. Ramiona, tak jak dziesięć lat temu, wydawały się za długie w stosunku do sylwetki, ale teraz dodatkowo na ich szczytach znajdowały się kolce, których końce zakrzywiały się ku głowie. Palce zwieńczały jeszcze dłuższe pazury. Stał na zgiętych kolanach. Widocznie miał problem, by stać prosto.

— Jego rozmiar to efekt uboczny przyswojenia energii wszystkich Bram — oznajmił tata, który kolejno przełknął ślinę. — Rozbicie tamtej całej mocy na mroczną materię musiało mu zająć dziesięć lat, ale musiało mu być za mało. Wrócił po więcej...

Samemu także przełknąłem ślinę, gdy tylko pomyślałem, że nawet poprzedni skład, ten, który walczył dekadę temu, gdzie znajdowała się przynajmniej połowa całej rasy, by nie wystarczył, aby go pokonać.

Mamy kłopoty...

— Jak my mamy, do cholery, z tym demonem na sterydach walczyć? — wyskoczył Leo.

Dobre pytanie. Wątpiłem, że jeden Zaklinacz Broni Palnej, Zaklinaczka Broni Białej, dwójka Przywoływaczy, Głosząca, dwoje Magów i człowiek dadzą sobie z Kościrogiem radę. Było nas za mało. Mieliśmy niewystarczającą ilość siły ognia, a do tego brak jakiegokolwiek planu. Nastawiałem się na zobaczenie tego demona w poprzednim wydaniu, wtedy dałbym sobie z nim radę, gdybym uwolnił ponownie moc, którą Stella trzymała w ryzach. Ona sama także by pomogła, co dodawało nam jeszcze nieco, ale to nadal zbyt mało... Przegramy z pradawnym demonem, który nabrał sił od poprzedniej potyczki.

— Jeremy... — odezwał się Duncan, gdy Kościróg się do nas całkiem odwrócił. — Może tak byś pomachał palcami i użył swojej jebanej magii?

Przełknąłem ślinę. Pomysł dobry, ale wykonanie nieco słabo możliwe. Mieliśmy problem...

— Zrobiłbym to z wielką chęcią, tylko istnieje mały problem. Nie wiemy, gdzie jest Mel. Jeżeli rzucę zaklęcie, a ona stanie na linii ognia, to już nie cofnę czaru. Nawet gdybym zatrzymał czas.

— Jeremy ma rację — powiedziała Aria. — Czas nie obowiązuje magii. Nie możemy ryzykować...

— Chwilowo największym ryzykiem jest stanie w jednym miejscu! — wrzasnęła Maddy, a my zerknęliśmy ponownie na demona, który właśnie się zamachiwał swoją wielką łapą.— Wszyscy unik!

Każdy z nas odskoczył, a pazury Kościroga rozorały część łąki i kawałek lasu. Kilka drzew zostało praktycznie rozcięte. Kątem oka zauważyłem, że Duncanowi udało się odciągnąć Seana, przez co ten znalazł się praktycznie pod nim. Wszyscy znaleźliśmy się na ziemi, a on wydał z siebie ryk. Can się nieco uniósł, po czym zerknął na Kościroga.

— Cholerna zaraza — przeklął, po czym złapał za swój medalik.

Zawieszka na nim momentalnie rozbłysła, a po chwili w jego prawej dłoni znalazło się Memento Vivere – pamiętaj o życiu. Do lewej trafiło Memento Mori – pamiętaj o śmierci. Sean otworzył szerzej oczy, widząc nagle pojawiające się pistolety. Nie miał pojęcia, co się właśnie stało, ale winić go nie mogłem. Nadal o niczym nie wiedział. Duncan się podniósł, by klęknąć na lewym kolanie, a kolejno wycelował Memento Mori w Kościroga. Już miał naciskać spust, ale został zatrzymany przez tatę. Can zerknął na niego zaskoczony.

— To może go jedynie bardziej zdenerwować — powiedział tata, który podciągnął i Duncana, i Seana do pozycji stojących, by ponownie odskoczyć, przed atakiem.

Kościróg ponownie zaryczał. Odwrócił się, zamachnął się w naszym kierunku. Podniosłem się, zrobiłem unik, a wraz ze mną Aria i Leo, którzy znajdowali się akurat niedaleko.

— Może jak dostanie w łeb, to straci równowagę — rzucił Duncan.

— Nie lepiej celować w oko? — wyskoczył Sean, ciągnąc Cana do siebie, zanim ten dostał.

Zerknąłem na Seana, domyślając się, co miał na myśli.

— Sean ma rację! — krzyknąłem. — Strzelaj w oczy! Straci orientację!

Can od razu wykonał, co rozkazałem. Wycelował w oko Kościroga. Kula trafiła, czerwony punkt zniknął, ale niemal od razu ponownie się pojawił. Zregenerował się z zawrotną prędkością. Przełknąłem ślinę, ale nie byłem jedyny.

— Mamy przesrane! — rzucił Felix.

— Nie pomagasz! — krzyknęła Maddy, która właśnie powaliła chłopaka na ziemię.

Tym samym uchroniła ich dwójkę przed kolejnym atakiem. Kościróg głośno zaryczał. Nie zdziwiłbym się, gdyby dało się go usłyszeć gdzieś w mieście. Ludzie zapewne wezmą to za jakąś syrenę, jednak każdy Cień mieszkający poza zgromadzeniem domyśli się, że z drugiego wymiaru wyszedł potężny demon. Starsi mieszkający przy naszym jeziorze zapewne zajmą się paniką wśród młodszych i dzieci. Mogą też zebrać kilkoro jako wsparcie, gdy zauważą, że nikogo z nas nie ma w domu i się domyślą, że ruszyliśmy do walki.

— Broń na niego nie zadziałała! — wrzasnęła Aria. — Co teraz?!

— Jeremy! — odezwała się Maddy. — Musisz poczarować!

Spojrzałem na nią z zaniepokojeniem. Nadal nie wiedzieliśmy, gdzie jest Melissa.

— Ale...!

— Żadnego „ale", Jeremy! Nie masz wyjścia! Albo on, albo my wszyscy!

— Wybieram jego...

Odwróciłem się gwałtownie za siebie, słysząc głos Melissy. Stała z opuszczoną głową, na jej twarz opadały rozwichrzone włosy. Momentalnie się wszystko zatrzęsło, gdy nagle Kościróg ruszył na Mel. U każdego zauważyłem wyraz przerażenia, gdy uświadomiliśmy sobie, że demon za wszelką cenę chciał dorwać Mel. Dlaczego? To nadal pozostawało zagadką.

Wyciągnął w jej kierunku rękę, jednak ja byłem szybszy. Wypuściłem wiązkę magii wraz ze Stellą. Przed Melissą powstała bariera, od której się odbił Kościróg. Wokół rozeszła się lekka fala uderzeniowa. Była jednak na tyle duża, że Duncan zakrył Seana własnym ciałem, a my zakryliśmy oczy. Ja jako jedyny swoje tylko przymrużyłem, chcąc się upewnić, że to powaliło, chociażby, tę zarazę. On jednak już się podniósł. Przerzuciłem wzrok na Mel, u której dostrzegłem ruch i to nie jeden.

Uniosła lewą dłoń, w której trzymała czarny pistolet. Wycelowała prosto w Kościroga, jednak to nie na tym się chwilowo skupiłem. Z Mel działo się coś dziwnego, ale widziałem to tylko ja dzięki magicznym oczom.

W ciało Melissy wchłaniała się magia...

— Mel! To na niego nie zadziała! — krzyknęła Maddy, widząc wycelowany pistolet.

— Jest odporny na naszą broń! Zwyczajna go nawet nie ruszy! — wrzasnęła Aria.

— Mel, nie prowokuj...! — odezwali się bliźniacy, jednak momentalnie ucichli.

Nie byli jednak jedyni. Wszyscy zamilknęliśmy, gdy Mel powoli uniosła głowę, a my zobaczyliśmy jej mieniące się na złoto oczy. Wyglądały jak rozświetlone przez magię. Co się właśnie działo? Włosy i ubrania dziewczyny się poruszyły jakby ruszone przez wiatr. Po jej ciele wspinały się pasma nieznanej mi dotąd żółtej energii. Dodatkowo czułem niepokój idący od tego, co działo się z Melissą.

— Oczy Mel — zaczęła Aria — wyglądają jak oczy Jeremiego, gdy używa magii.

— Co się z nią dzieje? — zapytał Sean, jednak nikt nie odpowiedział.

Sami byliśmy w tym zieloni. Nikt nic nie wiedział. Każdy mógł jedynie podejrzewać, że to wyglądało, jak magiczna moc, ale nikt nie chciał rzucać tego stwierdzenia na głos. Nie mieliśmy tego potwierdzonego. Brakowało nam informacji.

Kościróg zaryczał na Melissę. Ta zmarszczyła brwi. Chciał na nią ruszyć. Już miałem rzucić kolejne zaklęcie, ale Mel mnie uprzedziła. Nacisnęła spust, a nabój wyleciał z komory prosto w oko Kościroga, które wcześniej trafił Duncan. Mel nie chybiła. Pocisk uderzył w oczodół... A czerwony punkt zgasł na dobre. Na ten widok szerzej uchyliłem powieki w niedowierzaniu. Kościróg zaryczał z bólu. Mel udało się go zranić, co dla nas było całkowicie niepojęte.

Co tu się właśnie działo?

Demon się zamachnął na Mel. Ta stała nieruchomo. Już miał ją dosięgnąć, ale dziewczyna ponownie nacisnęła spust. Trafiła w głowę, a Kościróg się cofnął, jakby dostał naprawdę silnym atakiem. Złapał się za wyżłobienie, z którego wyciekła jaskrawoczerwona substancja. Ściekała po parszywej gębie, a gdy spojrzał na własną krew, uniósł wzrok na Melissę, która dalej stała z wymierzonym w niego pistoletem i czekała na jego kolejny ruch. Nikt nic z tego nie rozumiał. Czego my byliśmy w tym momencie świadkami? To nie miało sensu. Melissa nie posiadała magii... Prawda?

Mel wydawała się pewna siebie, dawała Kościrogowi możliwość, by ją zaatakował, ale przerywała mu natarcie. Nie pozwalała mu się zbliżyć. Zachowywała się, jakby miała odgórnie ustalony cel: Zabić Kościroga. My nie byliśmy w stanie tego zrobić naszą bronią, tylko magia na niego niegdyś działała, a Mel posiadała jedynie najzwyklejszy pistolet... Ale ta energia wokół niej wyglądała niczym... Magia.

W tym momencie mnie coś olśniło, ale nie byłem pewien, czy to możliwe. Mel nieświadomie przekierowywała wchłanianą energię do pocisków, tylko że to by znaczyło, iż miała w sobie geny pochodzące od maga. W jej rodzinie znajdowały się Cienie, to wiedzieliśmy od dawna, ale nigdy nie pomyśleliśmy, by sprawdzić, co dokładnie płynęło w jej żyłach. Nie mieliśmy pojęcia, co dokładnie odziedziczyła po rodzicach i przodkach.

Usłyszałem warknięcie Kościroga. Przy tym wypuścił nieco pary, jakby gotował się od środka. Zdenerwował się, bo Mel miała nad nim przewagę, choć początkowo wydawało się coś całkiem odwrotnego. Myślał, że to on był górą, ale nie. Samemu także się nie spodziewał, że ktoś umiałby go podejść i zranić. Demon lekko się cofnął, co nie umknęło uwadze Mel, czego dowodziło jej minimalnie mocniejsze ściągnięcie skóry w okolicach brwi. Kościróg zacisnął łapę pokrytą czerwoną substancją, a za nim zaczął powstawać mały portal, który powiększał się z każdą sekundą. Otworzyłem szerzej powieki, domyślając się, co zamierzał zrobić.

Chciał się wycofać. Czuł zagrożenie. Bał się, że Mel mogła go zabić. Już miał się odwrócić, ale wtedy Mel nacisnęła ponownie spust. Kula wystrzeliła z komory. Wszystko działo się niczym w zwolnionym tempie. Nabój przeleciał między kamiennymi żebrami demona, wbił się w kryształ znajdujący się w jego piersi, a który kolejno zaczął pękać. Portal powstający za Kościrogiem się zdestabilizował. Zniknął w ciągu kilku sekund, a stwór zaczął ryczeć z bólu, gdy popękany kamień zaczął go wchłaniać. W ledwie dziesięć sekund został z niego sam rubin czy inny czerwony kamień.

Zerknąłem na Melissę, a za moim wzrokiem powędrowali też inni. Nikt z nas nie miał pojęcia, co się tu stało. Mel sama pokonała Kościroga. Uczyniła coś, czego my nie byliśmy w stanie dokonać dekadę temu, a ona zrobiła to w pojedynkę, a w dodatku trzema kulami wychodzącymi z najzwyklejszego pistoletu. Dziewczyna opuściła powoli broń. Odetchnęła, a jej oczy wróciły do normalności. Włosy i ubrania opadły. Mel się lekko skrzywiła, sięgnęła prawą dłonią do szyi, a ja z tej odległości dałem radę dostrzec ślad krwi znajdujący się na jej ręce.

Chciałem do niej iść, ale ubiegł mnie Sean. Znalazł się przy niej i od razu zdjął kończynę z rany.

— Przestań tykać brudną łapą rany! — opieprzył ją, a kolejno wyjął spod kurtki opakowanie chusteczek i przyłożył jedną do skazy.

Kolejno zaczął ją oglądać z każdej strony, czy nie zraniła się gdzieś jeszcze. Do mnie w tym czasie podeszła reszta.

— Co tu się, do cholery, wydarzyło? — wyskoczył Duncan, ponownie zaklinając pistolety, by z powrotem stały się wisiorkiem.

— Dobre pytanie — powiedziała Maddy.

— Mel ma w ciele przecież geny Cieni, może... — Arii nie było dane skończyć.

Tata od razu zgasił jej zapał.

— Jeżeli posiadałaby jakieś umiejętności, powinny się one przebudzić lata temu — wytłumaczył. — Na dodatek to nie ma sensu. Melissa nie ma szarych oczu. Srebrnych, tych, które charakteryzują Magów, tym bardziej.

— No to, czego my w sumie byliśmy świadkami? — Leo wskazał kciukiem za siebie, wprost na Melissę.

Podniosłem na nią wzrok, ale momentalnie zmarszczyłem brwi, widząc, jak ponownie się skrzywiła.

— Mel załatwiła sama Kościroga — zauważył Felix. — Ona musi mieć jakieś...

— Później się nad tym bardziej zastanowimy — przerwałem mu.

Każdy zerknął najpierw na mnie, a potem skierował spojrzenie na Mel. Właśnie złapała się za głowę. Sean się zaniepokoił, złapał ją, gdy ta się pochyliła do przodu, a przy tym zaczął nieco panikować. Odwrócił się do nas, a z oczu dało się wyczytać niemą prośbę o pomoc, bo nie wiedział, czy przyczyną nie było coś z naszego świata.

Już miałem do nich iść, chcąc sprawdzić, co miało miejsce własną magią, ale dziewczyny wybiegły przed szereg. Chcą jakoś pomóc, zapytać, co się dzieje, ale przerywa im to nagły trzask i fala uderzeniowa, która powaliła na łopatki wszystkich... Poza samą Mel. Kryształ Kościroga pękł. Szybko się uniosłem na łokcie, oczekując, że ponownie zobaczę tę bestię, która zdążyła się zregenerować, ale nie. Uchyliłem szeroko powieki, widząc jedynie energię, która rozeszła się wokół, unosząc się nad trawą niczym poranna mgiełka późną jesienią.

W ciągu chwili opary zmieniły kierunek, by zacząć się kierować pod nogi Mel, tworząc wokół niej okrąg. Cała energia wirowała dookoła dziewczyny, tworząc sznury magii. Jej włosy i ubrania ponownie się lekko uniosły jakby za ingerencją mocnego wiatru, a pod bluzką dostrzegłem czerwoną bliznę, która wydawała się mienić. Nie byłem jedynym, który to dostrzegł, bo każdy uchylił szerzej powieki. Melissa podążała wzrokiem za pasmami mocy, które złączyły się po kilku sekundach w jedno wiązanie.

Nie wiedzieliśmy, co się właśnie działo. To spotkanie z Melissą po miesiącu było pełne niespodzianek... A kolejną był sznur energii, który wbił się prosto w bliznę Mel. Impuls, jaki w nią uderzył, spowodował, że delikatnie uniosła się ponad ziemię. Odkaszlnęła, jakby ktoś jej przyłożył prosto w brzuch z pięści. Wszyscy krzyknęli jej imię, gdy w ciągu kilku sekund znalazła się na ziemi i z trudem utrzymała równowagę, by stać, będąc pochyloną do przodu. Moc dalej w nią uderzała, jednak w różne partie jej ciała. Ona natomiast chwyciła się za głowę i patrzyła przed siebie z szeroko otwartymi oczami. W końcu pozostała jedna wiązka mocy, która momentalnie wzleciała nad nią i zakręciła tak, by trafić po chwili w sam środek jej czoła.

Przez ten ruch Mel odchyliła się do tyłu, a jej kolana się ugięły. Nim zdążyłem o tym pomyśleć, ciało się samo ruszyło, by wstać i pobiec w stronę Mel. Złapałem ją, nim uderzyła kolanami o podłoże. Jej głowa opadła na moje ramię, a ręce zwisały swobodnie po bokach. Mel się nie ruszała, ale oddychała, na co samemu odetchnąłem z ulgą. 


*********************** 

Tak oto z przytupem kończymy drugą księgę!

No, dziś się trochę zadziało, jak widzicie!

Jakim sposobem Mel załatwiła Kościroga?

Tego się... Kiedyś dowiecieXD

Jak zawsze, mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!

Dajcie znać koniecznie!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro