30
Dwa miesiące później
Całkiem dużo się ostatnio wydarzyło. Funkcjonariusze przejrzeli na oczy i pozwolili mi wrócić do pracy, więc znowu jestem psem, ale nie przeszkadza im fakt, że się ścigam.
Aktualnie odbezpieczam mojego niezawodnego glocka i uzbrajam się, ponieważ znaleźli Bossa i jego mafię na 1000% i właśnie jedziemy tam ich złapać.
Teoretycznie powinni mieć teraz spotkanie, czy coś, w opuszczonym hangarze, dwie przecznice od posterunku.
Piętnaście minut później staliśmy pod hangarem i byliśmy gotowi do wejścia.
- Dobra, na mój znak wchodzimy - powiedziałam i złapałam wygodniej glocka, będąc gotowa na ewentualny atak.
Kiedy wszyscy byli na miejscach, wkroczyliśmy do środka. Naciągnęłam kominiarkę na twarz i weszłam dalej, uważnie oglądając się na każdej stronie.
Zauważyłam ruch w prawym kącie sali, ale nie zdążyłam nic więcej zarejestrować, bo ktoś mnie ogłuszył.
Odpłynęłam.
Kiedy odzyskałam przytomność, poczułam, że mam związane ręce i nogi, a usta zakneblowane.
Rozejrzałam się i zobaczyłam, że jestem w hangarze, ale w zupełnie innej części. Próbowałam zrobić trochę hałasu, ale mi nie wyszło, więc jedyne co mogłam zrobić, to czekać, aż ktoś zacznie mnie szukać.
- O co chodzi Dom? - usłyszałam nazbyt znajomy głos dobiegający zza moich pleców.
Nagle przede mną wyrosła postać Dominica. Zmrużyłam oczy. Zdrajca, pomyślałam.
- Wiesz - zaczął blondyn i patrzył na coś za mną, ale trochę bardziej na prawo, więc prawdopodobnie osoba, do której się zwracał, mnie nie widziała - Jeszcze miesiąc temu to ty byłeś Bossem, a nie ja - uśmiechnął si okrutnie, a ja poczułam jakby ktoś mnie spoliczkował, gdy usłyszałam potwierdzenie.
- Tak, no i co z tego?
- Tak łatwo nie wychodzi się z tej branży i, jak wiesz, my zrobimy wszystko, żeby zatrzymać dobrych ludzi. Ostrzegałem, ale nie słuchałeś. Byłeś Bossem, a wszyscy poprzedni nie mogli zrezygnować. Zmienialiśmy ich po śmierci, więc czemu ty mógłbyś?
- A co mi zrobisz? - warknął.
- Tobie? - zapytał z kpiną - Nic, ale Mii owszem.
- Mogę teraz sobie stąd pójść i ją ostrzec, wiesz o tym?
- Cóż, na to chyba za późno - uśmiechnął się jeszcze szerzej, przez co wyglądał jeszcze okrutniej.
- O co ci chodzi, Dom? - zapytał chłodno.
Blondyn nie odpowiedział, tylko podszedł do mnie i wyciągnął szmatę z moich ust, a ja splunęłam na niego.
- Złe posunięcie, Mia - To powiedziawszy wyciągnął sztylet i przejechał nim o moim policzku, tworząc głębokie zdrapanie - warknęłam, a do bruneta chyba teraz dopiero dotarło co się dzieje.
- Mia! - krzyknął i rzucił się na Dominica, próbując wyrwać mu ostrze.
- Kyler, posłuchaj mnie - zaczął tamten - Albo ty ją zabijesz, albo ja. Możesz jej strzelić w łeb, ale będziesz patrzył jak powoli się wykrwawia, za moją sprawą.
- Jesteś chory - warknął brunet.
- Może, ale chcę odzyskać kumpla, dla którego nie istniało nic poza mafią i wyścigami.
- Nie skrzywdzisz jej - syknął.
Nie zwracałam uwagi na ich kłótnię, tylko skupiłam przerażone spojrzenie na jakimś mężczyźnie za nimi, który celował we mnie bronią. Krzyknęłam, na co niebieskooki spojrzał za siebie i rzucił się na mężczyznę, ale on zdążył wypuścić strzał. Nie trafił w serce, ani w głowę, ale w rękę. W wyniku kumulujących się we mnie emocji i bólu po postrzeleniu, zemdlałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro