Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. "... Be The One Tonight" (2/2)

Ferie minęły stanowczo zbyt szybko, a mój mózg nie chcę przechodzić w tryb ''ucz się, byle nie jedynka''. Oczywiście było to kilka tygodni świetnie spędzonych z Louisem, niestety nasze spotkania będą musiały się ograniczyć. A może on nie będzie chciał ciągnąć tego dłużej? Może będzie mu brakowało tego miłego ciepła, kiedy wchodzi co piekarni i zajmuję stoli, wcześniej zamawiając ciasto z podwójną porcją lukru.

Może będzie chciał znać Harrego jako tego sprzedawcę ze starej piekarni Pani Styles, a nie Harrego ucznia Liceum, który ledwo wiąże naukę z przyjaciółmi oraz obowiązkami domowymi. Mam nadzieję, że jednak tak nie myśli., choć samo poczucie, że dzisiaj mija ostatni dzień w tym nastrojowym miejscu trochę mnie przytłacza. Jak zawsze będę próbował często odwiedzać babcię, lecz nie będą to codzienne, czy nawet co dwudniowe wizyty.

Większość mojego czasu będę poświęcał nauce, aby następnie udać się na wymarzone studia. Zajechało kujonem, co? W sumie jestem dumny z takiego potoku spraw. Niby jestem jednym z pilniejszych uczniów, ale także mam najlepszych znajomych pod słońcem. Z czasem zdążyłem nawet zaprzyjaźnić się z kolegą Louis'a, tym studentem – Mulatem, Zaynem. Tak, to nie jest Zack. Ale i z dzisiejszym dniem, piątkiem, wiąże się także inna okoliczność. Są moje urodziny! Yey! W prawdzie urządzam je dopiero w sobotę, ale pełnoprawnie od dzisiaj jestem pełnoletni. 1 luty, tak bardzo wyjątkowo.

Zaczyna się ostatni dzień w pracy dorywczej. Jak zwykle moje dołki w policzkach przeżywają falę stale rosnącego bólu. Po drodze do jednego ze stolików, zobaczyłem płaczące dziecko. Nie żeby to był jakiś nowy widok, ale skrucha była gwarantowana. Jestem zbyt uczuciowy, ale cóż poradzę, to część mnie. Podszedłem do małej dziewczynki, która siedząc sama łkała do pustego talerzyka i szklanki wypełnionej gorącą herbatą malinową.

- Hej, co się stało, mała? - zapytałem od czapy siadając na pustym miejscu koło malutkiej blondynki. Wyglądała na jakieś 8, może 9 lat.

- Moja mama poszła i- i – zaczęła chlipać – po-poszła zamówić jedzenie, a mi nie chcę ku-kupić babeczki, bo by-byłam niegrzeczna – jąkała się i dusiła płaczem na każdym słowie.

Może faktycznie była niegrzeczna, ale to tylko mała dziewczynka. Co ona mogła zrobić? Harry idzie na ratunek. Oddaliłem się od niej podchodząc do najbliższego ciasta za ladą i czmychnąłem kawałek, tak aby Brenda, współpracownica, nic nie zobaczyła. Gdy obróciłem się na pięcie w stronę stolika, blondynki już nie było. Rozejrzałem się w geście desperacji, a moim oczom ukazały się złote włosy wychodzące biegiem z pomieszczenia. Dlaczego uciekła? Obmacałem swoją osobę, gdy nagle spostrzegłem, to że nie mam portfela. Co za mały skurwysyn. Jak ja kocham tą dozgonną miłość i dobroczynność ludzi. Jakby mówiła prawdę nie dziwiłbym się gdyby matka nie chciała jej kupić tego zapchlonego ciasta. Na szczęście mój portfel składał się z samych groszy. No cóż, nie jestem majętnym człowiekiem. Poza tym nie raz mnie okradano więc nauczyłem się aby nie brać ze sobą pokaźnym sum. Ale, że mała dziewczynka? Może jest biedna? Albo szuka rozrywki. Nie mam czasu o tym myśleć. Wróciłem do przerwanej roboty.

Kilka godzin później nastał koniec mojej zmiany. Zgasiłem światła, a po uszach rozległ się dzwonek.

- Witaj, kędzierzawy chłopcze – rzekł wymownie nie kto inny jak Louis, który bezprecedensowo wparował do lokalu.

Uśmiechnąłem się do niego i usiadłem na ladzie sklepowej.

- Witaj, nieznajomy. Co Cię sprowadza w moje progi? - zapytałem wyniośle przebierając nogami w powietrzu.

Starszy podszedł do mnie i oparł dłoń po stronie mojego biodra, natomiast druga wciąż była za plecami.

- Och, nie zgrywaj się – zaśmiał się głośno – Wszystkiego Najlepszego, Haz.

Szatyn wyjął zza pleców pudełeczko opakowane w papier z serduszkami.

Rzuciłem się starszemu w ramiona, a on czule pocałował moje czoło.

- Pamiętałeś – stwierdziłem chwytając w dłonie zimne pudełko.

- Trudno byłoby zapomnieć dnia w którym narodził się Zeus – zaśmiał się, a ja ostrzegawczo walnąłem go w ramię.

- Głupek

- Ale Twój głupek – złapał mnie za rękę – A teraz otwórz, chcę zobaczyć co powiesz.

Starannie rozpakowałem prezent, zaczynając od wstążeczki, a kończąc na zagięciu prowadzącym do odkrycia tajemnicy. W środku leżały ... um... jakieś dziwne zabawki. Od pluszowego, malutkiego gryzonia, po totalnie dziwne, kolorowe smycze.

- Och, to jest ..uhm ... piękne – chciałem brzmieć na jak najbardziej zadowolonego, choć trochę się spiąłem. Czy to są jakieś sugestie?

- Hah – zaśmiał się – Nie umiesz kłamać – stwierdził tłumiąc chichot – Spokojnie to nie będzie 50 Twarzy Greya, ale coś lepszego.

Ciężko przełknąłem ślinę i ze zdziwieniem popatrzyłem na szatyna. Co mu chodziło po głowie?

- A teraz chodź – złapał za moją trzęsącą się dłoń – Jeszcze niespodzianka.

- Jaka niespodzianka?

- Ty chyba naprawdę nie znasz pojęcia tego słowa – prychnął ciągnąc mnie w stronę wyjścia – Jeżeli to niespodzianka, to chyba jasne, że Ci nie powiem, głuptasie.

Dotarliśmy pod kamienicę Louis'a. Coraz bardziej denerwowałem się jego 'niespodzianką'. Może chciałem raz czy dwa uciec w trakcie jazdy samochodem, ale jego dłoń na moim udzie wystarczająco mnie zatrzymała.

Przez całą drogę mieliśmy splecione dłonie, co także uniemożliwiało mój plan nagłej ucieczki. Chłopak otworzył mi drzwi, a sam pobiegł do sypialni. Słyszałem jak klnie, czy syczy na coś albo kogoś. Stałem jak wryty w przedpokoju czekając na niebieskookiego. Gdy ten postanowił się zjawić, jedna z jego rąk była na wierzchu, natomiast druga chowała się pod kurtką.

- To gdzie ta 'niespodzianka'? - zapytałem zmartwiony, przeczesując wzrokiem teren.

- TAAA DAAAAM! - krzyknął młodszy odkrywając kawałek kurtki pod którą znajdował się mały ... kociak!!

Rzuciłem się na niego, zapominając o Louis'ie, który przyglądał się całej sytuacji. Zacząłem go miziać po brzuchu, czochrać jego malutkie stópki, oraz wtulałem się w jego pokrywające ciepło. Zanim się obejrzałem w kącikach moich oczu zaczęły zbierać się łzy. Louis uklęknął razem ze mną, a ja wtuliłem się w niego z całej siły, tak aby jakakolwiek przestrzeń między nami zniknęła. Jeszcze nikt nigdy nie obdarował mnie taką miłością. Zazwyczaj ja to robiłem, a następnie moje serce było kruszone na kawałki, przez co nabrałem dystansu do jakiegokolwiek związku. Teraz było inaczej. To ja czułem się bezpieczny i kochany, a nie na odwrót. Chcę aby to uczucie towarzyszyło mi do końca.

Chłopak zaczął masować mnie po skroni głowy i szepnął:

- Czemu płaczesz? - zapytał niemrawo – Mam nadzieję, że to łzy szczęścia.

- Jeszcze nie wiesz jakiego szczęścia – zaśmiałem się przez płacz całując obojczyki chłopaka – Moje szczęście jest takie malutkie, ma niebieskie oczy i naprawdę cudny uśmiech.

Chłopak także uronił jedną łzę, którą szybko scałowałem.

- Mam nadzieję, że nie mówisz o kocie, bo tylko zrobię sobie nadzieję – prychnął sztucznie nadąsany.

- Jesteś głupkiem.

- Twoim głupkiem.

---------

Końcowy rozdział. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro