5. ''... Be The One Tonight'' (1/2)
Siedzieliśmy na kanapie popijając taniego szampana i rozmawiając o wszystkim co nam język przyniesie. Chłopak otworzył się przede mną, kusząco zapraszając mnie do swojego świata. Oczywiście, kim bym był gdybym odmówił, hę? Naszemu marnotrawstwu czasu towarzyszyła piękna świąteczna melodia wykonywana przez Wham!, oraz księżyc wędrujący po gwiaździstym niebie. O tej porze roku pustka i granat nawiedzały nas dość szybko, co potęgowało u mnie poczucie złudnego bezpieczeństwa.
Przed naszą rozmową Louis ugotował obiad. Tak, sam ugotował. No może z odrobiną mojej pomocy. I z odrobiną rozrzuconego makaronu na podłodze. Hmm, tak czy inaczej spaghetti było pyszne, choć sam zrobiłbym lepsze. Więc Niall to narcyz, a ja jestem narcyzem. Ciekawe ...
Dzieliliśmy się ze sobą swoim dzieciństwem, przyjaciółmi, szkołą, czy nawet tym co dostaliśmy na święta. Jego usta wprawione w ruch, coraz bardziej magnetyzował moje spojrzenie. Zatrzymując się przy kącikach ust, a kończąc na środku pulchnych warg, które układało się w malutkie serduszko.
- Harry? - moje myśli odtrącił jego słodki głos, przenikający muzykę z małego głośnika.
Poprawiłem opadające loki i odwróciłem zapatrzone tęczówki z jego ust.
- Tak? - zapytałem jakbym wcale nie chciał się wbić w jego usta tak zachłannie, jak to tylko możliwe. Ale chyba on sam musiał to zauważyć. Słaby ze mnie aktor.
- Och, nic tylko biadolę Ci o tym, że chciałbym się z Tobą kochać i mieć trójkę dzieci Austina, Daisy i Duck'a.
Przekręciłem głową z niedowierzaniem i przetarłem zamglone oczy.
- Czekaj ... Co?
- Spokojnie, żartowałem. Chciałem sprawić by na Twoje pulchniaste policzki wdarły się te dwa słodkie rumieńce – mówiąc to ścisnął w swoich palcach moją skórę, gdzie znajdowały się policzki.
W sumie poczułem się trochę źle. Jeszcze przed chwilą mówił, że chciałby się ze mną pieprzyć, znaczy kochać, jak to ładnie ujął, a teraz przyznaje że to żart. Dupek. Ale za to jaki piękny.
- Nie o to chodzi – zabrałem jego ręce ze swoich policzków i splotłem nasze palce ze sobą. Chłopak patrzył się na mnie bardzo wyczekująco, a jego mina była bardzo poważna. Jakby od tego co teraz powiem zależało jego życie. Pocałowałem wierzch jednej z jego dłoni i rzekłem:
- Dlaczego chcesz żeby nasz syn nazywał się Duck? - zapytałem poważnie, a on się roześmiał – Chcesz żeby dzieci nazywały go kaczką, czy żeby zmieniali pisownie jego imienia i przezywali go słowem 'kutas'?
Niebieskooki już nie wytrzymał i wyrwał najgłośniejszy śmiech jaki kiedykolwiek usłyszałem. Jego usta wygięły się w wielkim uśmiechu, a oczy pokryły się zmarszczkami, które powodował morderczy chichot starszego. Po chwili sam zacząłem wybuchać nierozumnym śmiechem dołączając do donośnego chichotu chłopaka, który można nazwać dwoma słowami ''zdychająca foka''.
- Będziesz wyrodnym ojcem – wychrypiał przez uśmiech i łzy.
Chciałem odpowiedzieć odpowiednim argumentem, ale potok moich niezliczonych słów, które chciały ujrzeć światło dzienne zatrzymały jego usta napierające na moje. Chłopak sprawnie ujął moją szyję w swoje ręce, a jego ciężar przeniósł na moje kolana. Gdy oderwał się ode mnie zdałem sobie sprawę, że starszy siedzi na mnie okrakiem, sunąc spojrzenie po moim torsie. Bez słów zacząłem kolejny pocałunek, który był dużo brutalniejszy od poprzedniego. Ręce włożyłem pod tył jego koszulki, jeżdżąc opuszkami palców po skórze jego pleców, zahaczając o wystające łopatki. Z kolejną chwilą chłopak pogłębił pocałunek, wdając nasze języki w zachłanną walkę. Jego język lizał moje podniebienie, przez co z moich rozchylonych warg wydawały się ciche jęki. Zassałem jego dolną wargę, następnie przenosząc się na górną. W całym pomieszczeniu słychać było nasze mlaszczące języki ocierające się o siebie i walczące o chwilę, aby złapać tlen.
- Harry – zaczął w przerwie od pocałunku, następnie znów wbił się w moje wargi – Chyba poznałem kogoś, w kim się zakochałem.
Z mlaśnięciem oderwałem nasze usta od siebie.
- Kogo? - uśmiechnąłem się znacznie zaczynając ssąc wypukłe miejsce na jego szyi.
Chłopak zamruczał sennie.
- On jest strasznie głupi, arogancki i jest malutkim gówniarz ... - przerwał i zajęczał przeciągle czując jak moje zęby i opuchnięte usta zostawiając na nasadzie jego szyi kolejną malinkę.
- To dlaczego się z nim zadajesz? - spytałem sunąc dłonie w dół jego pleców.
- Bo jest najpiękniejszym, najmądrzejszym i najukochańszym mężczyzną jakiego kiedykolwiek widziałem – powiedział na jednym wdechu wkładając ręce pod moją zgniecioną koszulkę.
- Może, po prostu widziałeś mało facetów – rzekłem, a chłopak w odpowiedzi po raz kolejny musnął swoje usta o moje.
- Widziałem zbyt dużo – splótł ze sobą nasze dłonie i oparł zmarszczone czoło na moim – Ale on jest inny, wyjątkowy.
–
Co robiliśmy potem? Całowaliśmy się. Wszędzie gdzie to było możliwe.
Na starej komodzie:
- Harry, jeżeli za chwilę się nie uspokoisz będę musiał zamawiać nową szafę!
Na dywanie:
- Jesteś potwornie ciężki, Lou.
- Cichaj i mnie całuj!
Na kuchennym blacie:
- Auć! Moja dupa miała bardzo nie przyjemne spotkanie z krawędzią tego kwadratowego pudełka!
- Harry, to się nazywa blat.
- Och, cichaj i użyj ust do czegoś innego niż biadolenie.
O dziwo, nie posunęliśmy się do niczego więcej niż nachalne i czułe pocałunki, czy stosy malinek na szyi, torsie i Bóg wie gdzie jeszcze. Gdy chciałem wykonać o ruch więcej, chłopak stosownie mnie zatrzymywał. Przepraszam bardzo, ale czy to nie on był tym przesadnie napalonym? Teraz to ja wychodzę na perwersa, ale cóż.
Nie upierałem się przy swoim, dając starszemu pełną kontrolę nad wszystkim w naszym .... naszym czym?
W sumie jeszcze nie padło pytanie o związek, a ja na pewno tego kroku nie podejmę pierwszy.
Minęły dni od naszego spotkania, ale nasz kontakt nie przepadł. Oczywiście Louis codziennie odwiedzał piekarnię babci, czasami jedynie przyglądając się mojej pracy. Ale także często do siebie dzwoniliśmy czy pisaliśmy przeróżne dziwne sms'y. Chwilami były też rozmowy na Skype, lub na Facebooku. Towarzyszył mi wszędzie i o każdej porze. Nie było chwili bym o nim nie myślał, szczególnie po tym kiedy zobaczyłem tapetę na jego telefonie. Zdjęcie ukazujące nas na jednym z pierwszych spotkań. Sama przeczucie o tym, że kiedy włącza swój telefon myśli właśnie o Tobie, jest nieziemskie. Chciałbym go mieć 24 godziny na dobę pod ręką, ale on ma wykłady, więc muszę czasami wytrwale poczekać. Uwielbiam czuć jego malutką rękę pod moją większą. Każde spotkanie zaczyna rzucając mi się w ramiona i oplatając swoje nogi wokół mojej talii. Po prostu, najzwyczajniej w świecie kocham tego małego bachora, który siedzi na mnie niczym wrzód na tyłku, choć to jest jeden z tych przyjemniejszych wrzodów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro