Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19 - Decyzje

Gdy Batman i Joh'n poszli do komputerów, Dinah została i patrzyła się na Olivera, który powoli się uśmiechnął. Podszedł do niej Billy. Popatrzył się na członków ligii, potem na Black Canary. Ona lekko się przestraszyła.
-Nie bój się mnie. -Zapewnił.
-Nie boję się. -Powiedziała stanowczo.
-Jasne. -Wyszczerzył się.
-Gdy tak zamieniasz się w Kapitana Marvela, nie boisz się o swoich bliskich?
-Oczywiście. Ale bez nich nie dałbym rady. -Przyznał, chowając rękę w kieszeni. Dinah lekko spochmurniała.
-Hej... przepraszam jeśli cię uraziłem... -Chłopak poczuł się lekko nieswojo.
-Nie, nie uraziłeś. A nawet dobrze, że ze mną rozmawiasz.
-Możesz chcesz pójść na hamburgery, lub coś innego? -Zaproponował Billy.
-Chętnie. -Poszli razem do kuchni. Arthur i Hal myli podłogę.
-No czemu każą mi sprzątać? -Skarżył się Hal, niszcząc mop i wiadro z energii zielonej latarnii.
-Mnie nie pytaj. -powiedział Aquaman i poprawił włosy.
-Dzięki za pocieszenie. -Powiedział Hal, spochmurniając.
-A co chcesz zrobić? Bunt?  -Oboje wybuchli ze śmiechu.
-No co ty! -Wnet zobaczyli Joh'na i Bruce'a.
-Chodźcie z nami. -Oznajmił Mroczny Rycerz, jak zawsze spokojnym tonem. Wszyscy poszli do sali zebrań.
-To czego byście chcieli pd nas tym razem? -Zapytał Billy, pociesznie.
-Kto chciałby polecieć do przyszłości? -Green Lantern, Dinah, Kapitan Marvel oraz Batman podnieśli ręce
-Pamiętajcie że to przyszłość, więc nie możecie w niej niczego dotykać. -Po jakże nudnych słowach marsjanina poszl na statek. W przyszłości sześć godzin to na nasze, dwa tygodnie. Wystartowali.
-Dlaczego poleciałaś z nami, skoro... no wiesz... -Szepnął Bill.
-Bo chcę go pobić.
-Będziemy bić jego dupę jak indiański bęben. -Zapewnił. Ona zachichotała i usiadła prosto.
Uwaga, startujemy. -Powiedział Hal.
-Dlaczego nie dałeś mi prowadzić? -Spytała Latarnia.
-Gdybym dał ci prowadzić, rozwaliłbyś ten statek.
-I?
-I to, że gdybyś rozwalił statek, zostalibyśmy w wyrwie czasoprzestrzennej na zawsze. Słowem, to by było przez ciebie.
-Jesteś strasznym czarnowidzem, wiesz? -Zapytał ironicznie.
-Wiem. -Powiedział gdy wylądowali w przyszłości. Hal włączył maskowanie i wyszli.  Ujrzęli wysokie drapacze chmur.
Nie było tam za wielu domow rodzinnych. A co najważniejsze, samochody zostały usprawnione, do tego stopnia że latały. Batmana wyraźnie zatkało.
-Woow! -Zawołał Billy. Cała ludność, która się znajdowała wokół nich, spanikowała. 
-Spokojnie ludzie, przybywamy w pokoju! -Ryknął Hal. Ludność stała jak wryta. Z tłumu wyszedł wysoki, blady, oraz ubrany na czarno brunet, miał on widoczną bliznę na brodzie. 
-Wybaczcie za taki szum, jednakże nie miewamy za często ludzi z przyszłości. Podczas tej rozmowy Billy odbiegł od tłumu i zamienił się w Kapitana Marvela. Po przemianie zobaczył że stoi koło niego Time. Tym razem, miał na sobie czerwoną  zbroję, a nie zieloną.
-Zawsze musicie się zjawiać gdy was nie chcę?
-Tak. Dlaczego jesteś zły?
-Nie powiem ci.
-W każdym razie... chyba muszę cię powstrzymać. -Oczy zajaśniały mu energią. Time jednak wystrzelił w niego promieniem, tym razem białym. Jednak z taką siłą, że przeleciał parę metrów z hukiem.
-Czemu go zabraliśmy? -Spytał Batman i ruszył z Dinah'ą i Halem w stronę Billy'ego. Hal strzelił w niego promieniem, a Time, ciemno zielonym. Billy, ruszał się powoli. Bruce, napierdzielał w niego batarangami, które wybuchały, jednak za późno by go powalić.
Dinah, gdy zobaczyła Billy'ego krzyknęła i jej fale dźwiękowe powalily Time'a.
                         ***
Bill obudził się, i zobaczył że jest w strażnicy.
-Co się dzieję? -Zapytał skonfundowany.
-Pokonaliście Time'a. Brawo. -Powiedział męski głos. Rozpoznał że to Clark.
-Aha. -Wyszedł z komory i poszedł za nim. Zobaczył członków ligii, przy stole, jedzących ciasto czekoladowe. Nawet Bruce, jadł. Usiadł i zaczął jeść.
-Minęły trzy tygodnie, a my potrzebujemy nowych członków ligii,  przypomnę że pokonał nas jeden metaczłowiek. -Wtrącił Kryptończyk.
-Nominuję Vixen. -Wtrąciła Diana
-Ja Plastic mana. -Powiedział Oliver.
-Serio? -Odpowiedział Bruce.
-Nie.
-A ja Doctora Fatooma. -Powiedział Hal.
-Ja chcę w takim razie proponuję,
Black Lightningha. -Oznajmił Bruce.
-Czyli wszystko ustalone. -Powiedział Clark i usiadł. Głowa znowu zaczęła go boleć.
                        ***
Człowiek ze stali poszedł do pokoju. Usiadł na łóżku, wziął szklankę, oraz butelkę wody. Nalał napój do naczynia, napił się i odłożył szklankę. Co się ze mną dzieje? Pomyslał. Poleżał tak z 20 minut rozmyślając, a potem ktoś zapukał do jego drzwi. Rozpoznał głos księżniczki Amazonek.
-Wszystko w porządku?
-Tak, tak. -Skłamał i wstał. Otworzył drzwi i zaprosił ją do środka. Ona usiadła na krześle, a Kryptończyk na swym łożu,
-Ukrywasz coś? -Zwęziła oczy.
-Nie, oczywiście że nie.
-Naprawdę?
-Tak! -Krzyknął. Zakrył swe usta  i dodał. -Przepraszam.
-O co chodzi Clark?
-Zaczęła mnie boleć głowa co nie zdarza się zbyt często. Pomyślałem więc, że nie będę nikomu o tym mówił. -Wyżalił się, ale nadal bolała go głowa.
-I to wszystko z głupiego bólu?
-Nie głupiego, a raczej dziwnego.
-Mówimy o tym reszcie ligii?
-Nie, ale sądzę że to przez Time'a. -Rozumiem... co zamierzasz?
-Chcę polecieć do fortecy samotności.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro