Rozdział 11 - Walka
Członkowie gangu zaczęli strzelać w młodocianych bohaterów. Duncan, oczywiście jest niezniszczalny, dlatego nic mu się nie stało. Stał więc, a jego znajomi siedzieli, czołgali się. Anna przez przypadek stała się nie widzialna. Sofia teleportowała się, zanim się obejrzała była za dwoma ludźmi z gangu. Joseph zwrócił sie do Chrisa.
-Mały, osłaniał mnie! -Wrzasnął.
-Wtedy zgine! -Odparł okularnik.
-Trudno, ale my nie!
-Jetsteś bucem!
-Ta jasne! -Chris wyskoczył zza stołu. Nie miał ochoty dłużej wysłuchiwać rozkazów tego latynosa. Omijał wszystkie pociski. Naskoczył na jednego z ludzi i szarpał się z nim. Anna i Sofia się znalazły gdy, zbiły dupy trzem gościom. Duncan walił ich wszystkich w nos. Joseph wyskoczył i pobił brutalnie pięciu bandytów. Zniżył się do jednego z nich, był łysy imiał brodę, a Joseph zapytał.
-Kim jesteście?!
-Chwała porządkowi. -Wyszeptał i strzelił sobie w łeb.
-Dupek.
-Chciałeś żebym zginął. -Powiedział Chris.
-A nawet jeśli, to co mi zrobisz maluszku? -Syknął.
-Gdy obudzisz się, i będzie ci coś śmierdziało, zapytasz się "Co tak śmierdzi?". A to będzie wielki kloc! -Wykrzyknął Chris i popatrzył się w oczy Josepha.
-Przestańcie! -Wtrąciła Anna.
-Suwaj się młody. -Rzekł Joseph i pchnął Chrisa. Ten o mało się nie przewrócił. Przyjechała policja, a oni wrócili na statek.
***
Wylądowali w strażnicy, a czekali na nich Clark i Diana.
-I jak? -Zapytał kosmita.
-On chciał mnie zabić. -Wskazał na Josepha.
-Ja tylko chciałem by mnie osłaniał...
-Oboje idźcie do swojego pokoju!-
Tak też zrobili. W tym czasie, Diana zapytała się ich.
-Czy nie chcecie dołączyć do Młodych Tytanów?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro