11
Przeciągnąłem się ziewając jak lew. Spojrzałem na zegarek w telefonie, wpół do ósmej. Udałem się do kuchni, gdzie od progu można było słyszeć śmiechy. Przy stole siedział Hervey, Ryan, Margot i Emily, wszyscy jedli chleb w jajku śmiejąc się i żartując. Oczywiście oprócz nadąsanej Margot, której przeszkadzała sama obecność Emily.
-O kto to wreszcie się obudził- Emily podała mi talerz i kubek z herbatą.
-Na której części skończyliśmy?
-Na piątej, możemy dzisiaj dokończyć- uśmiechnąłem się lekko ponownie ziewając i zasiadłem do śniadania.
-Mogę zaprosić Ethana i Nick'a, jeśli ci to nie przeszkadza.
-Jasne, a mogę zaprosić Ben'a?- przygryzłem warge rozmyślając czy jest to na pewno dobre wyjście.
-Tak, czemu nie?- Hervey skarcił mnie wzrokiem, a ja sam w duchu dałem sobie z liścia.
Skończyliśmy śniadanie i udaliśmy się do szkoły.
Stałem z Emily przy szafkach i czekałem aż dziewczyna zapakuje książki i strój.
Kto normalny wymyślił, żebyśmy trzy razy w tygodniu mieli pierwszy wf.
-O nosisz okulary- dziewczyna wyjęła czarne okulary, które nasunęła na nos.
-Tak, soczewki mi się znudziły.
-Do twarzy ci w nich- brunetka zarumieniła się i założyła kosmyk spadających na twarz włosów za ucho.
-Dziękuję, idziemy?- wskazała w kierunku sali.
-Pewnie- uśmiechnąłem się lekko.
Dołączyłem do chłopaków, a Emily udała się do Bena.
-Siemka- odpowiedzieli nie mal równa, a ja tylko kiwnąłem głową.
Rozpoczęliśmy temat drużyny, do której nie dawno dołączył William, nasz wysoki rudzielec. W chwili, gdy paczka Akiry miała do nas dołączyć, uratował nas dzwonek.
Weszliśmy wsyscy do szatni.
Posiadanie jako pierwsi wf-u ma swoje plusy, najlepszym tego przykładem jest powietrze jest w granicach tolerancji i da się oddychać.
-Tak nie chce mi się ćwiczyć...- jak zawsze zacząłem jęczeć, a chłopacy przywrócili oczami- biore brak stroju.
-To dziewczyny będą zawiedzione- William zaczął powoli się przebierać, a ja oparłem się o framuge drzwi.
-O co ci chodzi?
-O to, że usłyszałem rozmowe dziewczyn i mówiły, że dzisiaj okazjonalnie ćwiczą- zaśmiałem się i zrzuciłem plecak z ramienia, następnie rzucając go pod ścianę.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi, co świadczyło o tym, że jak zaraz nie wyjdziemy to będziemy robić za kare kółka.
-Zbierajmy się, nie chce robić karniaków- zaspany Nick przetarł twarz dłońmi, powoli udając się do wyjścia.
-Jones, a ty co?- zapytał wuefista podchodząc do mnie.
-Nie mam stroju- wzruszyłem ramionami, a nauczyciel westchnął wpisując coś w telefonie, a następnie odchodząc.
Drzwi sali gimnastycznej otworzyły się, a do środka wbiegł zdyszany Ethan.
-Brown, co to za spóźnienie?
-Przepraszam, zaspałem- chłopak dołączył się do mnie na ławce i przez reszte lekcji rozmawialiśmy o jakiś głupotach.
Siedziałem na matematyce przepisując zadania z tablicy, a widząc wzrok nauczycielki, który wskazywał na to, że zaraz pójdę do tablicy, zgłosiłem się i wyszłem do toalety.
Wpadłem do pierwszej kabiny w celu zapalenia.
-Nick ? Co ty...- chłopak gwałtownie schował woreczek do kieszeni spodni cofając się krok do tyłu.
-Nic...- unikał mojego wzroku wpatrując się w podłogę.
-Znowu to robisz?! Obiecałeś... Obiecałeś mi! Oddaj mi to!- wystawiłem rękę, a blondyn wcisnął dłoń jeszcze głębiej w kieszeń kiwając głową- oddaj!
Położył woreczek niechętnie na moją rękę, a ja zawartość wysypałem do toalety i natychmiast spłukałem.
-Nieeee!- chłopak uklęknął przy toalecie patrząc na spłukującą się wode.
-Nie pamiętasz co stało się z Niką? Pamiętasz?! Ona też mi obiecała coś i też nie dotrzymała słowa! Tylko ona...- łzy zaczęły spływać po moich policzkach na sam dźwięk jej imienia.
Przypomniałem sobie sytuację sprzed roku i wybiegłem z pomieszczenia.
Ja: przyniesiesz mi plecak na przerwie?
Ethan: pewnie, a coś się stało?
Ja: nie nic po prostu źle się czuje
Ethan: okej...
Po chwili usłyszałem dzwonek i po chwili ujrzałem Ethana z plecakiem.
-Płakałeś?- zapytał z troską w głosie.
-Nie, to jakaś alergia. Dzięki- wiziąłem plecak i wyszedłem przez okno na holu, by nikt na pewno nie zauważył mojej ucieczki.
Wróciłem do starego domu i zeszłem do piwnicy, gdzie rodzice przechowywali alkohol. Zabrałem butelke wódki i udałem się do lasu nie daleko domu.
Usiadłem na pieńku i otworzyłem butelke, a nakrętką opadła na ziemię.
**************************************
Dwa lata wcześniej...
Tańczyłem z Niką trzeci taniec pod rząd, a gdy wróciłem zmęczony na kanape blondynka gdzieś zniknęła.
Rozglądałem się w poszukiwaniu dziewczyny, a gdy nigdzie jej nie zauważyłem, pomyślałem, że niezwyklej w świecie bawi się na parkiecie.
Niski szatyn polewał kolejke. Szybko przechyliłem kieliszem i podłożyłe chłopakowi pod butelke.
Po kilku kolejkach przeplatanych tańcami, udałem się w poszukiwania dziewczyny. Weszłem na piętro i udałem się do pierwszych drzwi po prawej.
Na stole leżały dwie kreski, a na podłodze klęczał Nick przy trzęsącej się dziewczynie, po chwili przyjrzenia się, mimo alkoholu rozpoznałem, że była to Nika.
-Co sje stałoo?- padłem przy dziewczynie, trzymając jej twarz w dłoniach.
-Mówiłeem, żeebyy tylle nie brala, ale mje nje sluchała- zaczał sepleniąc.
-Dzwoń po karetke!
-Bede mjal przechlapaane za narko
-Masz dzwonić!- dodałem waląc o stół, chłopak sięgnął po telefon i powolnie nie spiesząc się wybrał numer ratunkowy.
-Bedo za dzjesjeć minut.
Chłopak usiadł w fotelu, a ja próbowałem pomóc Nice.
Po pietnastu minutach przyjechała karetka i zabrała Nike, oczywiście jeden mężczyzna został by zadzwonić po policje.
Nick siedząc w fotelu wciągnął po kolei dwie kreski i po chwili sam zaczął się trząść. Lekarz rzucił się mu na ratunek, a ja po wpływie alkoholu wybiegłem z domu i ukryłem się nie daleko w krzakach obserwując całą sytuacje.
Następnego dnia z kacem, zadzwonił do mnie Nick z informacją, że Nika nie żyje.
Nie mogłem w to uwierzyć...
**************************************
Nie chciałem myśleć o dalszej sytuacji, o tym jak zacząłem brać. Jak chciałem...
Nie, stop. Wypiłem kolejnego łyka krzywiąc się.
Chciałem wstać jednak wszystko zaczęło się kręcić, wziąłem kolejnego łyka ponownie się krzywiąc. Zacząłem mieć mroczki przed oczami i nagle chyba w coś walnąłem, bo poczułem okropny ból, a potem ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro