14
Witam serdecznie. Szczerze nie mam teraz szczególnie weny, do tego mam jakieś problemy z przyjacielem i jakoś to wszystko nie idzie w parze z pisaniem rozdziału.
__________________
Nie wiem, ile chodziłam tak bez celu, słońce powoli schodziło do zejścia z nieba. Czyli jednak dojść długo musiało mnie nie być. Szczerze to nie specjalnie chciałam wracać do domu Kristiana.
Cała ta sprawa była dla mnie chora, przecież mogli ze mną na spokojnie to obgadać, mimo tego tłumaczenia ze szkołą, w sumie nie umiałam ich wszystkich zrozumieć. Myślałam, że ten spacer jakoś oczyści mój umysł, niestety nadal mam jeden wielki mętlik w głowie.
Od tych wszystkich myśli zaczęła mnie boleć głowa.
Zaczęłam rozmasowywać sobie skronie palcami, mając nadzieję, że to choć trochę pomoże.
Oczywiście ból głowy nie ustał, tylko na dodatek jeszcze się nasilił.
Chcąc nie chcąc udałam się w kierunku domu mojego przyjaciela.
Po przekroczeniu progu, od razu pojawił się przede mną zmartwiony Kristian.
- Sophie, gdzie ty tyle byłaś ? Strasznie się o ciebie martwiłem. - Spojrzał się na mnie ze smutnymi oczami.
Mogłam zobaczyć, że jednak bardzo przeżył to moje dłuższe zniknięcie.
Zdjęłam kurtkę i buty jednocześnie mówiąc.
- Przepraszam, dobrze ? Tylko proszę, mów ciszej, głowa mi pęka.
- Już dobrze, ale nie rób więcej czegoś takiego, ja na serio nie wiedziałem co mam zrobić, jak tak długo nie wracałaś. Myślałem, że coś ci się stało.
Przewróciłam oczami.
- Jak byś zapomniał, jestem już pełnoletnia, więc spokojnie.
- Wiek to tylko liczba, a to, że masz już te osiemnaście lat, nie czyni cię od razu dorosłą. Tym bardziej, robiąc tak, lekkomyślą rzecz, jak zniknięcie na pół dnia.
Poczułam się głupio. Miał rację, cholerną rację. Niespełna jeden dzień jestem dorosła i już odwalam takie coś. Brawo Sophie.
- Zmieniając temat, Katy powinna być tu jutro, na spokojnie sobie z nią pogadasz. Dzisiaj nie dałaby rady przyjechać.
Dziwne, Katy zawsze jest ze mną w urodziny.
- Wiem, że na pewno wolałabyś inaczej spędzić urodziny, ale co powiesz na pizzę i jakieś dobry film ?
- Jasne, tylko mógłbyś dać mi jakieś proszki na głowę, bo z tych planów nic nie zostanie.
- Okej. - Uśmiechnął się do mnie szeroko.
Delikatnie się uśmiechnęłam.
Poszliśmy do kuchni, gdzie Kris nasypał jakiś proszek do szklanki i wymieszał, następnie podał mi naczynie.
- Do dna.
Przyjęłam od niego lekarstwo, patrząc się na niego podejrzliwe, jakby ten mętny płyn miałby mnie otruć, bo miałam pewne podejrzenia.
Zatkałam nos i duszkiem wypiłam substancję.
Dopiero, wtedy kiedy odetkałam nos, mogłam poczuć gorzkawy smak, na który się skrzywiłam.
Najgorsze są takie lekarstwa, które smakują okropnie. Przecież, dlaczego to nie mogłoby smakować truskawkami ? To jest bardzo dobre pytanie.
- Czyli ty możesz rozsiąść się w salonie, a ja zamówię pizzę.
- Okej.
Udałam się od razu na kanapę, przykryłam się kocem, poczułam, jak robi mi się cieplej. Zdecydowanie kocham koce, ale tylko jak jest zimno na dworze, bo jak jest ciepło, to jest jedna z gorszych zmor.
Moje rozmyślania przerwał Kris, który wszedł do pomieszczenia, usiadł obok mnie.
- Mogłabyś zamknąć oczy i wyciągnąć dłoń.
- To jest jedna z dziwniejszych próśb od ciebie.
- Wiem. - Uśmiechnął się do mnie. - No już nie będę czekać wieczność. - Ponaglił mnie.
Zrobiłam, tak jak mnie prosił, po chwili mogłam poczuć, jak na mój nadgarstek zostaje zapięta bransoletka.
Szybko otwarłam oczy i spojrzałam na ową biżuterię, był to czarny sznureczek ze znakiem nieskończoności.
Spojrzałam na niego wzrokiem "o co chodzi ?".
- Jest to prezent urodzinowy.
- Nie mogę tego przyjąć. - Już chciałam to zdjąć, kiedy Kris zaczął znowu mówić.
- Rozumiem, no cóż, mojej mamie będzie bardzo przykro, ponieważ to właśnie z nią wybierałem ten prezent. Ogólnie będzie bardzo smutna, ale skoro nie chcesz tego prezentu. - Spojrzał na mnie ze smutną miną.
Dokładnie w tym momencie wiedziałam, że przegrałam.
- Wiesz, jednak ją zatrzymam, jest bardzo śliczna. Dziękuję.
Jak tylko to powiedziałam, zniknął zapewne ten udawany smutek i powrócił szczerzy uśmiech.
- Wiedziałem, że ci się spodoba.
Tylko mnie się zrobiło cholernie głupio, ja nic dla niego nie miałam.
- Nawet nie mam, jak ci się odwdzięczy.
- Sophie nie przejmuj się tym, nie chcę wyjść, na jakiegoś bogatego nadętego dzieciaka, który ma wszystko, co chcę, ale co roku moja rodzina się zjeżdża i dostaje tyle rzeczy, z czego większość jest mi nie potrzebna, dlatego raz do roku część moim zaoszczędzonych pieniędzy przekazuje na jakąś akcję charytatywną. W końcu niektórzy czasami nie mają niczego.
- To bardzo dobroduszne z twojej strony.
Wzruszył tylko ramionami.
- Lubię to robić, sprawia mi to przyjemność.
Wstał z kanapy.
- To, co dzisiaj oglądamy ?
- Wybieraj.
- Okej.
Po chwili na telewizorze pojawiła się bajka "Merida Waleczna". Szczerze nigdy tego nie wiedziałam.
Kris wyszedł, po chwili wrócił ze szklankami z sokiem, postawił je na stoliku do kawy, sam usiadł obok mnie.
- Zapomniałem swojego koca, nie chcę mi się teraz iść na górę.
Pokręciłam tylko głową.
Przysunęłam się do niego bliżej i podałam połowę koca.
***
Właśnie oglądaliśmy już z kolei któryś film, wyjątkowo to nie była tylko film "Gwiazd naszych wina", nawet lubiłam ten film, przecież to nie jest też tak, że same bajki, lubię takie filmy z prawdziwymi ludźmi, tylko jakoś animacja bardziej czasami do mnie przemawia.
Pusty karton po pizzy leżał przed nami.
Powoli zaczęłam robić się senna, nagle Kris objął mnie ramieniem i przyciągnął jeszcze bliżej siebie, nie za wiele myśląc, wtuliłam się w niego. Ostatnie co pamiętam to moje ziewanie i opadające powieki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro