11
Pierwsza sprawa, długo nie było rozdziału, wiem, że z tym zawaliłam. Tylko nie miałam weny, chyba nadal jej nie mam i jest na Karaibach.
Reasumując 26 gwiazdek następny rozdział, jeśli serio wybije tyle gwiazdek, rozdział pojawi się najszybciej w sobotę.
Tymczasem zapraszam na rozdział.
__________________
Otworzyłam oczy, po chwili dotarły do mnie informacje z nocy, szczerze czułam się zażenowana moim zachowaniem.
Kristian leżał obok mnie, jego klatka piersiowa co jakiś czas się spokojnie unosiła. Jego włosy wyglądały, jakby kopnął go piorun. Na twarzy miał błogi spokój.
Delikatnie się uśmiechnęłam.
Spojrzałam na nasze splecione dłonie, doprawdy myślałam, że to tylko mi się przyśniło, ale on nadal mnie trzymał, delikatnie gładził kciukiem. Jakoś nie mogłam uwierzyć, że robi to wszystko przez sen. Starałam się jakoś zabrać moją rękę, nie budząc śpiącego chłopaka, ale z od razu na jego twarzy pojawiło się niezadowolenie.
- Nie wiem, która jest godzina, ale jest jeszcze wcześnie, daj mi spać. - Powiedział z zamkniętymi oczami.
Mogłam się przekonać, że na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Nie wiem jakim cudem on umie mnie zawstydzić w kilka minut.
- Ty nie śpisz ? - Zapytałam z przerażoną miną.
- Jak widać. - Uśmiechnął się.
Przekręcił się na bok, puszczając moją dłoń, tak że byliśmy twarzą w twarz, otworzył oczy.
Jak tylko mnie zobaczył, jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
- Słodko wyglądasz, jak się rumienisz.
On to robi celowo, moja twarz musiała być teraz w kolorze pomidora. Chcąc to zakryć, wcisnęłam twarz w poduszkę.
- Kristian skończ. - Powiedziałam groźnie, chociaż jednak ta poduszka musiała mnie trochę zagłuszać.
- Nie wiem, kompletnie, o co ci chodzi, jestem niewinny. - Powiedział, chociaż słyszałam, że wstrzymuje się od zaśmiania się.
Mogę się założyć, że zrobił też swoją typową minę niewiniątka.
- Zmieniając temat, co chcesz dzisiaj robić ?
Nie zważając na moją twarz, podniosłam głowę i spojrzałam w Kristiana.
- Chyba musiałabym już wracać, muszę ogarnąć w domu. Przypilnować Mię, posprzątać po Rose. - Odpowiedziałam i głośno westchnęłam.
Spojrzał na mnie zmieszany.
- Nie musisz tego robić. To jest twoje życie. Mia jest już duża, chyba sama sobie poradzi, a Rose powinna w końcu zacząć po sobie sprzątać. Szczerze to zawsze, kiedy spędzaliśmy razem czas, to od razu była pierwsza do sprzątania. Doprawdy szkoda, że nie jest taka jak ty. Bo ty jesteś szczera i nikogo nie udajesz.
Na ostatnie słowa zrobiło mi cieplej na sercu.
- Łatwo powiedzieć. Tylko chcę, żeby Mia skończyła szkołę, żeby miała dobrą przyszłość, jej teraz jest trudno, muszę jej pomagać, ale czasami już nie mam do niej siły. Poza tym, jeśli ja nie posprzątam, to nikt tego nie zrobi, a chcę, żeby w domu było czyściej, wtedy lepiej się człowiek czuje.
- To mam lepszy pomysł, pojadę z tobą i razem to ogarniemy. Pomogę ci.
Spojrzałam na niego z nie dowierzaniem. Od zawsze byłam przyzwyczajona, że praktycznie muszę liczyć na siebie, nie licząc Katy, ale ona zwykle nie ma czasu, a ja nie chcę jej niepotrzebnie zawracać głowę, a teraz jest Kris, który jest przy mnie, wspiera mnie, chce mi pomóc. To jest dla mnie nowa sytuacja, ale przyjemna. Tylko co będzie potem ? Bardzo boję się go stracić. Polubiłam go.
- Bardzo miło z twojej strony, ale to są moje obowiązki, którymi muszę się zająć sama.
- To znowu nie była propozycja, pomogę ci czy chcesz, czy nie. Dla mnie to i tak nie problem. - Uśmiechnął się do mnie szeroko, wyciągnął dłoń w moją stronę, założył za ucho jakiś zabłąkany kosmyk moich włosów.
Mógłby mnie nie rozpraszać.
- Kris, serio sama to ogarnę. - Powiedziałam bardzo poważnie.
- Soph, ale ty jesteś uparta. - Starał się przedrzeźniać mój głos.
Chcąc czy nie chcąc, delikatnie się zaśmiałam, doprawdy to było komiczne.
- Noooo zgódź się, i tak nie odpuszczę.
Przewróciłam oczami.
- Okej.
Kris wygrzebał się spod kołdry, wziął jakiś podkoszulek i szybko go założył.
Przynajmniej teraz czuję się bardziej komfortowo.
Również wstałam z łóżka, zeszliśmy na dół, od razu udaliśmy się do kuchni, gdzie postanowiliśmy zrobić śniadanie, padło na zwykłe płatki czekoladowe z mlekiem.
***
Właśnie jechaliśmy do mojego domu.
Ja wiem, że Kris dużo dla mnie robi, ale potrzebowałabym go w tym planie, mianowicie chcę odwiedzić mamę, ale jakoś boję się iść tam sama. Postanowiłam go zapytać, im prędzej to zrobię, tym już nie będzie mi zaprzątać głowy negatywne myśli. Najwyżej się nie zgodzi.
- Mogę cię poprosić o przysługę ? Wiem, że może cię już męczyć moje zachowanie.
- Sophie wcale mnie nie męczysz, poza tym chętnie ci pomogę. To jaki problem masz kwiatuszku ?
Od razu moja twarz nabrała koloru czerwonego, on kiedyś serio mógłby skończyć to zawstydzanie mnie.
- Nie nazywaj mnie tak.
- Dlaczego kwiatuszku ?
Przewróciłam tylko oczami.
- Wracając do mojej prośby, mógłbyś w najbliższym czasie odwiedzić ze mną moją mamę ?
Spojrzałam na jego twarz, ewidentnie zaczął nad tym rozmyślać, jego uśmiech na chwilę zniknął.
Po jakiś pięciu minutach jego uśmiech znów powrócił, szerze to nie wiem, dlaczego ostatnio jakoś tak się zawiesza.
- Jasne kwiatuszku.
- Skończ z tym, nie cierpię tego. - Powiedziałam całkiem poważnie, wręcz groźnie.
- Czego nie cierpisz kwiatuszku ?
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a kopnę cię poniżej pasa. - Uśmiechnęłam się do niego szatańsko.
Akurat staliśmy na światłach, Kristian spojrzał się na mnie z przerażeniem w oczach.
- Sophie oboje wiemy, że nie jesteś zdolna nikogo skrzywdzić. - Spojrzał na mnie ze zwycięskim uśmieszkiem.
I miał cholerną rację, przez resztę drogi nie odzywałam się do niego. Owszem obraziłam się jak małe dziecko.
***
Kiedy tylko wysiedliśmy z auta, szybko wzięłam moje rzeczy i udałam się do domu, nie patrząc czy chłopak idzie za mną.
Stanęłam przed drzwiami i zaczęłam szukać kluczy.
Kątem oka zobaczyłam Krisa, który stanął przy mnie.
- Sophie, proszę, nie obrażaj się na mnie.
Dalej go ignorowałam.
Kiedy tylko znalazłam klucze, otworzyłam nimi drzwi i weszłam do środka.
Odłożyłam rzeczy, jakoś odruchowo poszłam do salonu, zakładając, że tam jest największy syf.
Widok, który mnie zaskoczył to były Katy i Mia, które siedziały na kanapie, obie były dość przygnębione.
Na stoliku do kawy leżały jakieś białe kartki z bardzo dużą ilością czarnego tuszu.
- Co się stało ? - Zapytałam z przerażoną miną.
Obie jednocześnie się na mnie spojrzały.
- Są to papiery, czarno na białym pisze, że straciłyście opiekuna prawnego, jutro ktoś po was przyjedzie i zabierze was do domu dziecka. - Powiedziała Katy łamliwym głosem.
Zaczynałam tracić grunt pod nogami. Dosłownie czułam, jako moje ciało upada i uderza o podłogę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro