Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1


Do pokoju wpadła jak huragan Mia, ubrana cała na czarno z miną "odezwiesz się do mnie, to zabije", to z nią dzielę pokój, ponieważ z Rose nie umiałabym żyć w zgodzie. Mia pomimo swojego zachowania jest do zniesienia. Zaczęła szukać czegoś w swoich rzeczach.

- Hej Mia. Jak było w szkole ? - Zapytam miło.

- Odwal się ode mnie. Nie widzisz, że jestem zajęta. Zajmij się sobą. - Odpowiedziała opryskliwie.

Po czym wyszła, ówcześnie zabierając swój portfel.

Doskonale wiem, że poszła kupić sobie fajki.

Już jej tyle razy tłumaczyłam, zabraniałam, ale przynosi odwrotny efekt. Po pewnym czasie zrezygnowałam z tego. Nawet nie wiem, skąd ma te pieniądze.

Zaraz i tak będę musiała wychodzić do pracy, tylko najpierw muszę sprawdzić, czy mama jest mniej więcej stabilna emocjonalnie. Ponieważ wiem, że Katy zdaję jakiś przedmiot po lekcjach, Rose zapewne gdzieś się szlaja. Zapewne obie prędko nie wrócą.

Niechętnie wzięłam plecak, zgarnęłam jeszcze telefon, portfel, klucze oraz jakieś inne pierdoły.

Zeszłam do salonu, gdzie siedziała moja mama oglądająca telewizję.

- Zaraz wychodzę. Dobrze się czujesz ? - Mój ton głosu był obojętny.

Przerwała oglądać telewizję i spojrzała na mnie z przyjaznym uśmiechem.

- Dzięki, że pytasz Sophie. Dzisiaj nawet dobrze.

- Pytam, bo muszę. Nie chcę powtórki z rozrywki. - Zwykle mój głos nie jest aż tak obojętny, ale zawsze taki mam jak rozmawiam z mamą.

Przez chwilę mogłam zobaczyć na jej twarzy cień smutku.

Nie moja wina, że taka jestem, ale chciała zostawić nas na pastwę losu, niech sama płaci za swoje błędy.

Już nic nie powiedziałam, zostawiłam ją samą ze swoimi myślami.

Poszłam do przedpokoju, założyłam szybko moje czarne trampki i w pośpiechu wyszłam z domu.

Do kawiarni miałam jakieś dwadzieścia minut.

Dzisiaj było dość pochmurno, nie specjalnie lubiłam, jak świeciło słońce.

W połowie drogi musiałam przyśpieszyć, czyli teraz biegłam.

Niestety, ale właścicielka tej kawiarni nie była za miła oraz nienawidziła, jak ktoś się spóźnia.

Kiedy dotarłam na miejsce, weszłam od zaplecza. Odłożyłam plecak oraz ubrałam fartuszek.

Szybko poszłam za ladę, po chwili zjawiła się moja szefowa.

- Dzień dobry. - Sztucznie się uśmiechnęłam.

- Dzień dobry. - Mruknęła pod nosem i po chwili wróciła na zaplecze.

Tym razem upiekło mi się.

***

Dzisiaj nie było za dużo ludzi.

Miałam skończyć moją zmianę za pół godziny, równo o dwudziestej pierwszej.

Nagle do środka wszedł Kristian Kostov wraz ze swoimi kolegami, gwiazda numer jeden naszej szkoły. Najlepszy we wszystkim, bierze udział w każdym przedstawieniu, w każdej olimpiadzie, należy do chóru. Na dodatek ma bardzo bogatych rodziców, tłumy adoratorek. Co dziwne z żadną nie chodzi. Po prostu chłopak bez skazy.

Zanim zajęli miejsce, przez chwilę wydawało mi się, że Kristian uśmiechnął się do mnie, ale chyba serio musiało mi się coś przywidzieć.

Podeszłam do nich, od razu przywitałam się oraz rozdałam menu, poszłam powycierać pozostałe stoliki.

Po kilkunastu minutach znów do nich podeszłam, w celu przyjęcia zamówienia.

Wróciłam wszystko przygotować, kiedy było gotowe, zaniosłam im ich napoje i oczywiście wróciłam za ladę.

Strasznie zaczynało mi się nudzić, nawet nie zorientowałam się kiedy, do lady podszedł Kristian.

- Hej, ja chciałem zapłacić za zamówienie. - Uśmiechnął się szeroko.

Czułam jak moje policzki, robię się delikatnie różowe. Oby tego nie zauważył.

Podał mi sumę pieniędzy, już chciałam wydać mu resztę, kiedy powiedział.

- Reszta dla ciebie. - Puścił mi oczko.

Już nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ razem z kolegami wyszedł z budynku.

Włożyłam do kasy, tyle ile wynosił rachunek i muszę przyznać, że ten napiwek był jednym z większych, jakie dostałam.

Uśmiechnęłam się do siebie w duchu.

Schowałam ten napiwek do jednej z kieszeni.

Weszłam na zaplecze, gdzie odłożyłam fartuch, pożegnałam się z szefową. Wzięłam plecak i wyszłam na ulicę, od zawsze nienawidziłam chodzić, kiedy było już ciemno, ale nie miałam większego wyjścia.

Żeby było jeszcze fajniej, zaczął wiać wiatr, a moja kurtka została w domu.

Po prostu pięknie.

Starałam się jak najszybciej wrócić do domu.

Kiedy tylko przekroczyłam próg domu, zdjęłam buty.

Od razu ruszyłam do mojej sypialni.

Kiedy weszłam, do pomieszczenia z ulgą stwierdziłam, że nikogo nie ma.

Odłożyłam plecak.

Szybko przebrałam się w wełniany sweterek, założyłam wygodne legginsy. Schowałam zarobiony napiwek do jednej z moich kryjówek, ponieważ jeśli wszystko schowałabym w jednym miejscu, już dawno nic bym nie miała.

Zeszłam na dół, poszłam do kuchni, gdzie nastawiłam sobie wodę na herbatę.

Wyjęłam mój różowy kubek, do którego dałam torebkę z malinową herbatą.

Oparłam się o blat.

Do kuchni weszła Rose.

- Chyba nie zamierzasz jeść ? - Zapytała z wrednym uśmieszkiem.

Głośnio, wzięłam powietrze. Najczęściej ubliża mi z powodu mojej wagi.

- Nie masz języka Soph ?! Odpowiedz mi !

Widać było, że się wkurzyła.

- Uspokój się i zostaw mnie w spokoju.

- Oczywiście, mała Soph, która boi się wszystkich i wszystkiego !

- Proszę cię, zostaw mnie w spokoju.

Już miała coś powiedzieć, kiedy dostała sms i od razu wyszła z kuchni.

Nawet nie zauważyłam, jak woda na herbatę się zagotowała, zalałam wrzątkiem kubek.

Wzięłam parującą ciecz do mojej sypialni.

Położyłam się na łóżku, od razu przykryłam kołdrą i zaczęłam pić herbatę.

Kiedy tylko dopiłam herbatę, odstawiłam kubek na etażerce.

Poszłam po mój telefon, był dość stary oraz miał pękniętą szybkę.

Wróciłam do łóżka, podłączyłam telefon do ładowarki i ustawiłam budzik na rano.

Postanowiłam, że umyję się rano, ponieważ dzisiaj nie miałam już siły.

Momentalnie zasnęłam.

_________________________


Po pierwsze czasami nie mogę dodać rozdziału, z przyczyn osobistych.

Kocham pisanie, ale to nie wszystko w moim życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro