Lie to me [+18]
Całe Liyue ucichło. Księżyc świecił w górze, a jego ulice powoli pustoszały. Zhongli przechadzał się nimi tej ciepłej nocy obserwował jak miasto gaśnie.
Przy porcie słychać było jak fale leniwie poruszając się z wiatrem, w oddali łodzie postukiwały o siebie.
Pojedyncze latarnie przy domach przestały świecić. Wszystkie restauracje i stragany były już zamknięte. Mieszkańcy bez obaw wracali do swoich domów.
Wszystko się udało. Nie było już żadnego zagrożenia, wszyscy mogli odetchnąć. Zhongli wziął głęboki oddech i spojrzał ckliwie na panoramę Liyue.
Znowu zapanował porządek.
Nie dał sobie odlecieć myślami, odwrócił się na pięcie i skierował do kwater mieszkalnych zapewnionych przez jego profesję.
Ruszył przez szkarłatne schody w górę i dotarł do swojego lokum, znajdującym się na samym ich szczycie. Minął po drodze kilka budynków na górnym piętrze. Nikogo tam już nie było.
Złapał za drewniane drzwi i otworzył je. Wszedł na matę, którą miejsce było wyłożone. Jego sypialnia była zasłonięta przez większy parawan. Od razu zauważył, że w środku paliło się światło.
Cień padający na zasłonę ukazywał dobrze znaną mu sylwetkę.
- Miałem nadzieję, że cię tu spotkam - powiedział spokojnie i wszedł w głąb pomieszczenia. Tartaglia odwrócił się w jego stronę. Ich oczy zatrzymały się w swoim spojrzeniu na chwilę.
Były niebieskie, jak najczyszcszy ocean. Zhongli ubolewał nad tym, że muszą być przysłonięte przez włosy mężczyzny. Te natomiast miały ciepły, cedrowy kolor i otulały jego bladą twarz. Maska fatui, przeważnie w jego włosach, teraz znajdowała się na stoliku obok niego.
- Zwątpiłeś we mnie? - uśmiechnął się. - Co by o mnie świadczyło opuszczenie Liyue bez pożegnania?
Childe odwzajemnił intensywny wzrok, wodząc wzrokiem po łagodnych i przystojnych rysach. Jego piękno teraz już nie zadziwiała tak chłopaka.
Jak przystało na Archona.
Bursztynowe oczy mógły wypalić w nim dziurę. Twarz, nieporuszona i opanowana. Idealna, bez skazy, bez wyrazu. Ciemne włosy upięte w kucyk ciągnące się do jego smukłej talii. Dobrze zbudowane ciało, którego ciepło nie było już dane mu poczuć.
Pojedynczy kolczyk zwisający z jego lewego ucha powiewał lekko, kiedy się zbliżał się do niego.
W końcu zatrzymał się w miejscu zostawiając między nimi małą przestrzeń, która dla Childe'a była nieznośna.
Nie mogli już spocząć w swoich ramionach jak zazwyczaj, nie po tym co się stało.
- Nie byłem pewny...
- Oczywiście po waszej "niespodziance" - zaczął wymownie i cień udręki pojawił się na jego twarzy. - Prawdopodobnie powinienem już być w łodzi płynącej kursem Liyue-Snezhnaya.
- Jednak jesteś tutaj.
Childe nie potrafił tak po prostu odejść. Uczucia do mężczyzny trzymały go w ryzach i nie dawały mu opuścić tego miejsca. Był uwięziony i stał ze swoim oprawcą oko w oko. Okazywał słabość przychodząc tutaj, odkrywał się całkowcie przed przeciwnikiem, był gotowy na kolejne uderzenie.
Tylko po to żeby spojrzeć na niego jeszcze raz.
- Signora miała rację - mruknął i zacisnął pięści. - Jestem słaby. Mimo tego wszystkiego i tak chciałem cię zobaczyć przed odejściem. Czy to nie żałosne?
Skrzyżował ręce na piersi przyjmując nieprzystępną pozę. Zhongli przymknął oczy i kiwnął głową.
- Musisz mi wybaczyć, Tart...Childe - poprawił się. Nadal nie wiedział czy mógł się do niego zwracać według jego przydomku z Fatui, czy raczej tym który przybrał w Liyue. - Chyba pozwoliłem sobie zadowalać się twoją obecnością, bez bycia szczerzym. Nasze spotkanie nie było częścią planu mojego odejścia.
- Podejrzewam, że dni i noce, które spędziliśmy razem też nie... - odparł. Zhongli podszedł bliżej, ale nie ważył się go dotknąć.
- Nie mógłbym tego przewidzieć - przyznał. - Nigdy nie sądziłem, że na swojej drodze spotkam kogoś takiego jak ty.
- Czyli kogo?
- Osobę, którą będę darzyć tak mocnym uczuciem - stwierdził i Tartaglia drgnął. Nie chciał teraz słyszeć jego słodkich słówek i deklaracji miłości.
Nic nie mogło wykupić jego win.
- Przestań - powiedział słabo. Nie spodziewał się, że jego głos nagle się złamie.
- Nie chciałbym, żeby to co się stało nas poróżniło. Lecz zrozumiem, jeśli nie zamierzasz już mnie widywać. Wprawdzie nic cię już nie trzyma tutaj. Jestem pewny, że tęsknota za Snezhnayą już dawno ci doskwiera. Nie mam prawa prosić cię o wybaczenie.
Jak zwykle taki stoicki i poukładany.
Tartaglia był zły. Na Signorę i na niego za to, że knuli podstęp za jego plecami. Za to, że nie otrzymał prawdy, nawet po tych wszystkich rzeczach, które dzielili razem.
Fatui osiągnęło kolejny cel, ale mimo tego nadal czuł się pusty. Zamiast cieszyć się ze zwycięstwa, był wściekły. Odebrano mu coś i zdał sobie sprawę, że było to ważniejsze niż zadanie, które mu powierzono.
Czuł się zdradzony.
Kiedy patrzył na mężczyznę przed sobą nie widział Archona, którym okazał się być. Widział osobę, która towarzyszyła mu przez te długie tygodnie. Która często potrafiła odwieść go na kilka błogich chwil od celu jakie (myślał, że) miał za zadanie osiągnąć. Którą trzymał w swoich ramionach wiele nocy w obcym państwie.
- Napewno nie tak jak będzie za Liyue - stwierdził czująć jak jego złość przemienia się w żal.
Zhongli jakby rozpromienił się. Samo wspomnienie miejsca, potrafiło wprawić go w dobry humor.
- Cieszę się, że byłeś w stanie poznać to miasto - jego spojrzenie nagle zmarkotniało - Żałuje, że nie mieliśmy więcej czasu. Miałem w planach pokazać ci jeszcze dużo rzeczy...
- I za tobą - dodał i zaczął go ogarniać niebywały smutek. Nie będzie mógł już urządzać mu wizyt. - Czemu nie mogę ci się oprzeć, Zhongli? Czemu mnie tu trzymasz?
Powinien czuć do niego odrzucenie. Nie wybaczyć mu tego paskudnego kłamstwa. Ale nie potrafił się do tego zdobyć.
Zhongli wyrwał się ze swojego transu i spojrzał na niego zdziwiony. Był pewien, że jego gry prędzej czy później ich poróżnią. Jedyną niezaplanowaną częścią tego wszystkiego była jego sympatia do członka Fatui.
I teraz znaleźli się w tym miejscu. Otoczeni ciszą i światłem księżyca.
- Chcę żebyś wiedział, że poza ukrywaniem mojego prawdziwego ja, wszystkie akcje względem ciebie były szczere - odparł i pewnie zrobił krok w jego stronę. - Przez ten czas, który dano nam spędzić razem, wielce przypadłeś mi do serca.
Jego bezpośredniość nigdy nie przestawała zadziwiać Childe'a.
- Nie spodziewałem się od ciebie takiej wylewności w tym momencie, Zhongli - przyznał przeczesując włosy. - Chyba nie jestem godny sympatii Geo Archona, skoro nie wahałem się przed zniszczeniem Liyue i zabraniem genozy*.
- Może i moja prawdziwa forma to Morax - oczy mężczyzny zaświeciły jasną żółcią. - Ale oddałem się tobie jako Zhongli, już kiedy postanowiłem odejść ze swojej roli - palcem pogładził policzek Childe'a ten wzdrygnął się na ten gest. - To co wykonałeś było jedynie rozkazem. Trzymałeś się swojego kontraktu. Nie mam ci nic za złe, za bardzo jesteś mi drogi.
- Czy bóstwo jest w stanie wywyższać tak zwykłych śmiertelników? - parsknął i pokręcił głową. - Zapewne nie.
- Nie wypełniam już kompetencji Archona, wprawdzie już dawno ich nie wypełniałem - przypomniał. Złapał delikatnie go za brodę i skierował wzrok na siebie. - Nie mogę ignorować swojej przeszłości i nie jestem pewny mojego bytu jako zwykły człowiek. Jednak wiem jedno, darzę cię uczuciami, Tartaglia.
Chłopak miał wrażenie, że coś złapało go za pierś i próbowało wyrwać mu z niej serce. Cała klatka piersiowa bolała go od środka. Czemu akurat teraz? Czemu po tym wszystkim?
- To nie zmienia tego co zrobiłeś - powiedział zaborczo. Zabrzmiał jak małe dziecko.
- Zdaje sobie z tego sprawę. Lecz pozwolę sobie na samolubność - przyznał patrząc mu głęboko w oczy. - Proszę, przyjmij wyznanie mojej przychylności. Mimo tego wszystkiego co się stało moje zamiłowanie do ciebie nie zniknęło.
- Wszystkie te słowa teraz brzmią niebywale pusto w twoich ustach - odparł Tartaglia i zrobił krok w tył, a drugi opuścił rękę. - Ale mimo tego nadal mnie cieszą. Jaki ze mnie głupiec.
Childe podszedł do stolika i złapał za swoją maskę. Wyciągnął spod niej kwiat. Niebieska lilia. Rosną tylko w tym regionie, Zhongli często o nich wspominał podczas ich przechadzek po ulicach miasta.
Chłopak żałował, że nie dał jej mu wcześniej.
- Mówi się, że w Liyue prezenty powitalne są mile widziane dla gospodarzy, czyż nie? - wyciągnął lilię w jego stronę. - Nic ci nie podarowałem wcześniej, mimo tego, że tak często mnie gościłeś.
Mężczyzna spojrzał na podarek.
Nie mógł powstrzymać rosnącego w sobie żalu.
- Czy to symbol rozstania? - powiedział Zhongli dziwnie spokojnie, chociaż można było widać zawiedzenie w jego oczach. Jego dłoń lekko zadrżała, kiedy odbierał kwiat od mężczyzny.
- Obietnica - powiedział zbliżając się do Archona, ten patrzył jak dystans między nimi się zmniejszał. - Nie będę mógł wracać tu zbyt często, przynajmniej nie dopóki wszystko co się stało pójdzie w niepamięć.
- Childe..
- Mimo twojej paskudnej zdrady, daje ci to, ponieważ... - jego głos uwiązł mu w gardle. - Nie jestem w stanie zapomnieć tego czym razem się dzieliliśmy.
Childe'a zalały wspomnienia. Ich śmiechy, rozmowy, pocałunki i czułości. Obraz Liyue już na zawsze będą przepełnione jego pięknymi oczami. Najpiękniejszy zachód słońca jaki Tartaglia mógł doświadczyć, był zamknięty w jego tęczówkach.
Zhongli widział skutki swoich czynów na jego twarzy i kompletnie go to niszczyło. Żadna burza w państwie nie równała się ze sztormem, który dział się w jego głowie. Czuł się winny, to on wprawił go w taki stan. Jego samolubność zabrała uśmiech z jego twarzy.
Coś ściskało jego wnętrzności. Nie mógł tego znieść.
Spojrzał na niebieskie płatki lilii i powąchał ją.
- Poświęć mi swoją ostatnią noc tutaj - poprosił go odkładając kwiat w bezpieczne miejsce. Złapał jego dłoń i przyłożył do swojej piersi.- Daj mi oddać się tobie kolejny raz.
Ten zamarł. Czas się na chwilę zatrzymał.
Nie potrafił się ruszyć. Ciepło jego ręki go obezwładniało. Tak bardzo chciał do niego przylec, trzymać w objęciach. Pragnął go całego. Mimo ostrza, które wbił mu w serce. Mimo kłamstw, które bezwstydnie opuściły jego usta.
Chciał tego wszystkiego. Łgarstwa mężczyzny były muzyką dla niego uszu. Zamiary, prawdziwe czy fałszywe, nie obchodziło go to.
Zhongli objął jego twarz lepiej, tym razem obiema dłońmi. Pogłaskał jego skórę delikatnie kciukiem.
- Gdybyś znał prawdę... - rozmyślał na głos wpatrując się w jego oczy.
- Dla ciebie, dałbym się oszukiwać - wyznał Tartaglia i zacisnął dłonie na jego płaszczu. - Jeśli miałbym przeżyć wszystko od nowa, zasypiać w twoich ramionach i budzić się do twojego głosu. Adoruje cię, Sensei - zaśmiał się gorzko czując jak traci dech, jego kolana stawały się miękkie. - Skradłeś moje serce. Proszę, okłam mnie kolejny raz.
Ekspresja mężczyzny po raz pierwszy drastycznie się zmieniła. Pokazała strach i desperację. Jego ręce uszczelniły drugiego w uścisku i przyciągnęły do siebie.
- Ukochany... - mruknął i złączył ich wargi w delikatnym pocałunku. Nogi ugięły się pod Childem.
Rzucili się do gorliwego pocałunku. Nic nie miało już znaczenia. Genoza, archoni, morax, fatui czy Signora. Tylko oni się liczyli w tym momencie. Tartaglia złapał za jego okrycie i odpiął jego guziki, tym samym zrzucając go z niego. Tkanina bezgłośnie osunęła się na podłogę odsłaniając jego ciemną koszulę.
- Chcę być twój - wymruczał wkradają się dłonią do otworu jego szarego płaszcza.
Złapał pewnie za jego biodro, ocierając opuszkami palców o jego wizję. Przyciągnął go do siebie i nachylił się do jego policzka.
Ten pozwolił się pociągnąć w jego objęcia. Ciepły oddech archona przyprawiał go o dreszcze na karku. Popchnął go w kierunku łóżka i razem opadli na satynowe okrycie.
- Zhongli...
Ich spojrzenia się spotkały. Włosy archona zsunęły się na prawą stronę jego ramienia nadal utrzymane w upięciu. Childe sięgnął do niego i rozwiązał gumkę tłamszącą je. Mężczyzna podparty na rękach patrzył jak jego dłonie powoli rozluźniają jego krawat i pozbywając się koszuli.
Wszystko robił powoli, zachwycając się tą chwilą i bliskością chłopaka, której tak pragnął. Żadne z nich nic nie powiedziało, bali się przerwać tą upojną ciszę, która nad nimi zapanowała.
Tartaglia zaczął błądzić dłońmi po jego klatce piersiowej. Nie mógł wyrzucić z myśli, że to może być ostatni raz, kiedy może pozwolić sobie na ten czyn. Zhongli odrzucił jego szalik na bok, odpiął guziki ubrania i odkrył nagą skórę.
Nachylił się i złożył pocałunek na jego szyi. Childe pozbył się swoich butów i odpiął swoją wizję, która teraz leżała na posłaniu. Nos archona łaskotał go, kiedy ten ustami badał jego twarz, pomrukując jego imię.
Mógł utonąć w jego czułości, głowa mu wirowała, duszności utrudniały mu oddychanie. Czuł gorące wypieki na jego twarzy. Kochał go tak bardzo, ale prawda o mężczyźnie nadal przyprawiała go o nieznośną udrękę.
Childe pchnął go na drugi bok sprawiając, że tym razem on zawisł nad Archonem. Zhongli dał mu się pocałować gorliwie przyciskając do siebie ich ciała. Upajający zapach mężczyzny odurzał go. Pachniał jak świeża bryza, ocean z charakterystycznym akcentem soli i łagodnym, słodkim aromatem kwiatów.
- Jesteś taki idealny - usłyszał kiedy Tartaglia przerwał ich pocałunek i objął rękami jego buzię. - Czy w ogóle jesteś prawdziwy? Czy mam prawo być z tobą tak bliski? Zastanawia mnie to, czemu na mnie padło to błogosławieństwo?
Zhongli odgarnął kosmyk włosów i założył mu go za ucho. Kąciki jego ust uniosły się. Widok chłopaka wypełniał jego serce, miał wrażenie, że coś przedrze się przez jego klatkę piersiową.
- Przez tysiące lat myślałem, że przeżyłem wszystko - odparł, a jego oczy zaczęły świecić hipnotyzującym złotem. - Ale nic jeszcze nie poruszyło mojego serca jak ty. Może to na mnie spadło błogosławieństwo? Czy powinienem ulec moim samolubnym pragnieniom, skoro w końcu mam szansę je spełnić?
Childe uśmiechnął się smutno i obserwując każdy mały detal jego twarzy. Nie mógł dać się stawiać na takim piedestale. On był zdrajcą, on chciał zniszczyć wszystko co mu ukochane.
- Nie mów tak, proszę...
- Ajax** - powiedział zachrypniętym głosem i popłynął dłońmi wzdłuż ciała chłopaka. - Proszę spełnij moje życzenie - poprosił.
- Przecież wiesz, że już do końca będę twój - odparł bez wahania. Coś w brzuchu go zabolało.
Nachylił się znowu i delikatnie złożył pocałunek na jego ustach. Childe złapał za zamek jego spodni i kompletnie pozbyli się swoich ubrań. Nieprzerywające swoich całusów oddalili się od brzegu łóżka i ruszyli w jego głąb.
Zhongli opadł na miękkie poduszki, jego długie włosy były porozrzucane po całej pościeli. On sam bawił się kosmykami drugiego robiąc z nich mały bałagan, kiedy ten wadził ustami po jego klatce piersiowej.
Kiedy obserwował jak zniża się w dół jego oddech zaczął przyśpieszać. Nogi mu niespokojnie zadrżały. Poczuł rumieniec na twarzy. Childe zatracił się w podziwianiu jego ciała. Gładził dłońmi zarys jego żeber, całował wystającą kość biodrową, zachwycał się jego delikatną skórą.
Słyszał jak mężczyzna zaczyna się lekko frustrować przez jego powolność, ale nie mógł się powstrzymać. Chciał zapamiętać każdy mały detal, żeby mógł mu towarzyszyć zanim kolejny raz utonie w jego objęciach.
Kiedy zniżył się do jego nóg, Archon bezwstydnie je rozłożył. Ten ucałował jego udo sprawiając, że dreszcze pokryły mu ciało. Zassał się na miękkiej skórze pozostawiając zaróżowiony ślad.
- Proszę - westchnął odgarniając włosy na swoim czole. Ten odpowiedział na jego prośbę. Złapał za swoją Hydro wizję i wygiął się, aby móc znowu pocałować mężczyznę w usta.
Zhongli złapał go za szyję, a z ust wydobył się zaskoczone westchnięcie, kiedy poczuł jak w jego dolnych partiach ciała rozprzestrzenia się zimna, lepka substancja. Ciarki przeszły jego kark. Wziął głęboki oddech.
Childe sięgnął do jego penisa i ujął go. Był śliski w dotyku, więc jego dłoń gładko poruszała się po jego skórze. Zhongli odrzucił głowę do tyłu i zagryzł wargę. Czuł jak chłopak bawił się nim od środka, drażniąc się z nim i jednocześnie przygotowywać go do ich zbliżenia. Doznanie sprawiło, że złapał mocno za pościel i wydał z siebie zachrypnięty jęk.
Tartaglia naciskał kciukiem na czubek jego męskości badając reakcje jakie wywoływał na twarzy mężczyzny. Musiał przyznać, że jego sadystyczna strona chciała patrzeć jak ten miotał się w niecierpliwości.
Zhongli nie lubił, kiedy tak się z nim bawił, ale jednocześnie nie potrafił mu odmówić. Uwielbiał mu ulegać.
- Mam nadzieje, że jakoś to zniesiesz, Sensei - mruknął mu do ucha, kiedy sprawiał, że nogi mężczyzny drżały. - Czuć takie sensacje w obu miejsca, a ja ledwo cię dotknąłem. Niesamowite - delikatnie zacisnął ręce na prąciu sprawiając, że temu z ust wymknęło się kolejne westchnięcie.
Podczas ich czułości Archon zawsze był cichy, kompletnie oddawał się przyjemności, a Childe tylko przysłuchiwał się jego słodkim jękom i wołaniami za nim.
Sam widok go w takim amoku sprawiał, że Tartaglia cały się nakręcał. Miał ochotę całkowicie go odurzyć ekstazą, żeby tylko błagał go o więcej, tylko jego. Chciał sprawić, że będzie płakał i jęczał ze spełnienia.
Chciał patrzeć na niego, kiedy tego wszystkiego doświadczał, chciał mu to zapewnić każdej nocy.
- Zhongli, ułóż się wygodnie - powiedział całując jego policzek z uśmiechem na twarzy.
- Obejmij mnie - wydobył z siebie Zhongli i zarzucił mu ręce na ramiona. Wziął głęboki oddech. Tartaglia spojrzał na niego spod przymrużonych oczu. Zbliżył się do niego i upozycjonował się tak, żeby mieć łatwy dostęp do jego wejścia.
Poczuł jak paznokcie mężczyzny wbijają się w jego plecy, kiedy zaczął powoli wchodzić w niego. Archon przygryzł płatek jego ucha, a jego oddech niebezpiecznie przyśpieszył. Childe czuł jak jego ciepłe wnętrze zaciska się na jego prąciu i myślał, że zaraz wybuchnie. Sam musiał wziąć kilka głębokich westchnień.
Miał wrażenie, że oszaleje, w głowie mu wirowało. Pocałował go znowu i znowu. Poruszył delikatnie biodrami wydobywając ze swoich ust stłumiony jęk. Zhongli stał się jeszcze ciaśniejszy, co sprawiło, że Tartaglia mimowolnie przyśpieszył.
- Tracę przez ciebie zmysły - przyznał wplatając dłonie we włosy Archona. Ten odpowiedział mu pocałunkiem na jego ramieniu. - Co mam z tobą zrobić?
Wkradł się językiem w jego usta i połączył ich w kolejnym namiętnym pocałunku. Tym samym zaczął zagłębiać się w nim. Z każdym ruchem czuł jak oddawane przez mężczyznę pocałunki stają się gwałtowniejsze.
Tartaglia oderwał się od niego i wyprostował się. Zarzucił jego nogę na swoje ramię i zmienił trochę pozycjonowanie jego ciała. Złożył mokry całus na jego łydce, na co Zhongli zamruczał pod nosem.
Chłopak drastycznie zwiększył intensywność ruchów. Pewniej złapał za jego biodra i zacisnął na nich swoje palce. Mocnym szarpnięciami zagłębiał się w nim, z każdym jęki mężczyzn musiały być bardziej tłumione. Jego ciało wyginało się z każdym ruchem proszące o więcej, a Tartaglia nie mógł się na to napatrzeć. Kiedy nagle zatrzymywał się Zhongli szamotał się między pościelą chcąc sam się zaspokoić, ale on nie dawał mu takiej możliwości. Chciał, żeby błagał.
Paskudnie się z nim droczył, ale widząc jego kuszące ekspresję i pociągające odgłosy, włączały w nim bestię. Wszystkie jego pragnienia kończyły się na tym widoku. Rzucił się w jego stronę i objął go. Usłyszał przy uchu swoje imię. Drżące ręce Archona objęły jego plecy od dołu.
- Nie przerywaj - szepnął cicho. - Proszę, daj mi więcej siebie - błagał, kiedy ten zatrzymując się nagle zaczął całować jego szczękę.
- Tak pięknie prosisz - przesunął językiem po jego szyi. - Mimo tego, że tak nieładnie się z tobą droczę.
- Childe - mruknął chrapliwym głosem, tym razem to nie brzmiało jak prośba. Spojrzał na niego, a jego tęczówki wydawały się rozjaśniać. Chłopak nad nim lekko spoważniał i obrócił mężczyznę na brzuch.
Ponownie ich połączył przez trochę ostrzejszy truch. Zhongli jęknął głośniej co wymieszało się z jego warknięciem.
- Jak sobie życzysz - Childe złapał za jego biodra i uniósł je w górę, zmuszając go do wypięcia się w jego stronę. Długie włosy Archona plątały się na jego plecach, więc odgarnął je na bok, jednocześnie gładząc palcami zarys jego muskularnego grzbietu.
Zhongli zacisnął ręce na poduszcze, kiedy poczuł jak Tartaglia zaczyna poruszać biodrami. Tym razem nie zaczynał powoli, jego ruchy były gwałtowne i nieregularne sprawiając, że mężczyzna tłumił swoje westchnienia w satynowym posłaniu.
Childe zaciskał swoje dłonie na jego pośladkach to momentu pozostawienia na nich czerwonych śladów. Ich skóra uderzała o siebie wydając charakterystyczny dźwięk. Im potężniej w nim się zagłębiał tylko więcej go słyszał i napawa go to nieskończoną staminą. Chciał więcej, chciał go całego, póki nic z niego nie zostało.
W pewnym momencie nachylił się nad nim i zaczął składać całusy na jego plecach. Skóra była delikatna i gładka, pięknie pachniała. Tartaglia zatracił się w zmysłach.
Zhongli podparł się na rękach i odwrócił głowę w jego stronę. Ten od razu złączył ich usta, tak mocno, że ich nosy nieprzyjemnie się zderzyły.
Ale nie przejmowali się tym.
- Więcej - zażądał pomiędzy ich pocałunkami.
- Masz już mnie całego - ucałował jego ramię. - Przysięgam.
Składając sobie te przysięgi spędzili razem całą noc, ostatecznie zasypiając w swoich objęciach do czasu, kiedy nad Liyue znowu zawisło słońce.
...
Tartaglia obudził się, kiedy niebo jeszcze było w różowo-czerwonym kolorze. Wtulał się w ciepłe ciało swojego kochanka. Czuł jak jego włosy łaskotały mu klatkę piersiową. Ze smutkiem stwierdził, że nie może już przedłużać swojego odjazdu z Liyue.
Nie naruszając snu drugiego mężczyzny podniósł się i przygotował do odejścia. Ubierając się oglądał jak słońce powoli wznosiło się na niebie. Światło wkradło się do ich pokoju i padły na leżące ciało Archona.
Childe przeciągał wszystkie swojego czynności, tylko po to, aby móc trochę dłużej popatrzeć na jego śpiącą twarz.
Jednak miał okazję napatrzeć się na nią dostatecznie razy, aby teraz móc w stanie odejść. Jedyne na co mógł teraz liczyć to szansa, że ich drogi jeszcze się skrzyżują i wtedy będzie mógł znowu zatracić się z nim w namiętności.
Zabrał swoją maskę Fatui i zatrzymał się wzrokiem na lilii, którą mu podarował. Wbrew sobie spojrzał jeszcze raz w kierunku chłopaka. Podszedł do niego od drugiej strony łóżka. Delikatnie odsłonił kosmyk włosów opadający mu na twarz.
- Mam nadzieję, że jeśli wrócę znajdziesz dla mnie czas, Sensei - szepnął całując jego czoło. Lekko się zdziwił kiedy Zhongli poruszył się lekko, a głos wydobył się z jego ust.
- Zawsze - odparł równie cicho. Tartaglia uśmiechnął się smutno, nie wiedział czy mężczyzna jest obudzony czy mówi w sennym amoku. Odgarnął mu kosmyk na twarzy.
- Do zobaczenia - pożegnał się.
----------------------
*tłumaczenie Genosis
**Zhongli używa tu prawdziwego imienia Childe'a
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro