5. In This Place
2 godziny później siedzieliśmy już w taksówce. Zadzwoniłem do Niall'a.
- Siema stary.
- No siemka, dzwonię oznajmić że nasz samolot nie spadł, nie jesteśmy martwi i żyjemy.
- No i świetnie. To kogo teraz wieziesz ze sobą? – zapytał. Kątem oka spostrzegłem że dziewczyna też rozmawia przez telefon, zapewne z mamą.
- Julię.
- Jaką do cholery Julię?
- Michaels.
- Czekaj czekaj... wiemmmm... to jest ta Julia od „Issues"?
- Nom dokładnie.
- A jak z nią...
- Niall błagam cię nawet nie zaczynaj. – chłopaki parsknęli śmiechem. Cały Niall.
- Dobra, dobra jestem cicho. Jakby coś sprawy mają się następująco. Ja wam płacę za spanie, resztę, na przykład roomservice, basen, SPA i tym podobne to sobie dopłacajcie sami. Ja wam miłego miesiąca miodowego życzę.
- A pieprz się.
- Dwa razy powtarzać nie musisz. Nara. – zaśmiał się.
- Cześć. – odpowiedziałem tym samym i się rozłączyłem. – Ten facet to... to przypadek nieuleczalny, ewenement totalny. Przypomni mi ktoś czemu jeszcze się do niego przyznaję?
- A przypomni nam ktoś czemu się do was przyznajemy? – spytały dziewczyny.
- Bo nas bardzo kochacie... - powiedziałem przygryzając płatek ucha Julii.
Gdy zajechaliśmy pod hotel, a konkretniej wieżowiec, już w drzwiach zobaczyliśmy obsługę.
- Ciekaw jestem ile ten idiota im zapłacił... - mruknąłem.
- Witamy państwa w naszym hotelu. Zaprowadzę państwa do waszych pokoi.
Gdy jechaliśmy windą kobieta nie przestawała ględzić.
- Jeżeli będą państwo chcieli zamówić roomservice proszę zadzwonić telefonem do recepcji, wszystkie numery są podane na kartce obok telefonu. Żeby zamówić taksówkę również można dzwonić do recepcji, a z tamtąd zostaniecie państwo powiadomieni o przybyciu taksówki. – wyszliśmy z windy. Kobieta wskazała na pokój z numerem 610. – To pokój pana Ashtona Irwina. – podała mu kartę. – Życzę miłego pobytu. – przeszliśmy drzwi dalej. Był to pokój Calum'a. Naprzeciwko znajdował się pokój Luke'a i Arz, a naprzeciwko pokoju Luke'a nasz. Ledwie zdążyliśmy rozpakować walizki dostałem telefon.
- Tak?
- Hej Mikey! – usłyszałem wesoły głos mojej kuzynki.
- Cześć Via, co u was słychać?
- Wszystko w porządku, na Instagramie widziałam że jesteś w Nowym Jorku.
- No tak, przyleciałem na urodziny kumpla.
- Słuchaj, mega głupio mi o to prosić, bo to tak jakbym cię wykorzystywała, ale... kurde, najlepsza przyjaciółka rodzi, a ja nie mam z kim zostawić Max'a. Ona była przy jego narodzinach, nie chcę jej teraz zostawiać samej...
- Via, spokojnie, rozumiem. Jedź, ona cię teraz potrzebuje. Zaraz będę po Max'a.
Powiedziałem Julii o wszystkim i zadzwoniłem do recepcji żeby wezwali taksówkę.
Dojechaliśmy pod dom Olivii dość szybko. Powiedziałem taksówkarzowi, żeby poczekał chwilę i poszedłem do jej mieszkania.
- Hej! – przytuliła mnie dziewczyna.
- Wujek Myszka Mikey! – przybiegł Max. Wziąłem trzylatka na ręce.
- Hej Max! Gotowi?
- Tak... tu w torbie są jego zabawki, poduszka do spania i kocyk, bez nich nie uśnie, fotelik...możemy jechać. Zabiorę się z wami, wasz hotel jest po drodze.
- No to chodźmy. – wziąłem fotelik i wyszliśmy.
Wsiedliśmy do taksówki, a Via powiedziała taksówkarzowi jak ma jechać. Po chwili dostałem telefon. Był od Arz. Zdziwiłem się.
- Halo?
- Mike? Mike, przyjedź, proszę.- mówiła zrozpaczona.
- Arz, co się stało i gdzie mam przyjechać?
- Przyjedź proszę...
- Arzalea, powiedz mi spokojnie i powoli, co się dzieje i gdzie jesteś?
- Nie wiem o co chodzi, ale policja zgarnęła Luke'a, mówią, że jakieś narkotyki czy coś a ja nie wiem w co on się wpakował...! – płakała do słuchawki.
- Jezu... w co on się znowu wpierdzielił... Gdzie jesteś?
- Na komendzie głównej, przyjedziesz?
- Przyjadę, dzwoniłaś po chłopaków?
- Tak, już jadą.
- Dobra, ja odstawię tylko Max'a do Julii i jadę.
- A, niech Julia zajrzy do Ashton'a, bo dzwoniłam i coś mu jest, głowa go boli czy coś.
- Dobrze, zaraz będę.
- Co się stało? – spytała Via.
- To przyjaciółka. Jej chłopak, a mój kumpel, Luke wpakował się w jakieś narkotyki i muszę jechać do niej na policję. – wyjaśniłem wybierając numer do Julii.
- Tak?
- Julia, wyjdziesz po Max'a, bo ja muszę jechać na policję do Arz, Luke'a zatrzymali za jakieś narkotyki, jest przerażona.
- Jasne, co on odpierdala?
- Nie mam pojęcia. Jeśli coś głupiego odwalił to przysięgam, że go zabiję, a potem każę przepraszać Arz na kolanach... - Julia zaśmiała się na moje słowa.
- Zaraz będziemy, możesz schodzić.
- Okej. – odpowiedziała i się rozłączyła.
Po chwili zajechaliśmy pod hotel. Julia podeszła i otworzyła drzwi.
- Cześć, Julia. – wyciągnęła rękę do Vii.
- Hej, Olivia.
- Tu pewnie jesteś Max. – uśmiechnęła się do chłopca. – Ja jestem ciocia Julia, mama musi jechać do swojej koleżanki, a wujek do kolegi. Pójdziesz się ze mną pobawić?
- Em... no dobla... - machnął ręką. Zaśmialiśmy się. Dziewczyna założyła torbę na ramię, wzięła Max'a na rękę, a w drugą wzięła fotelik.
- Dobra, jedźcie, a ty powiedz temu idiocie że jak go zobaczę, to mu tak wjebię że zapomni jak się nazywa.
JULIA'S POV
Gdy taksówka odjechała podszedł do mnie przemiły portier w średnim wieku i zaproponował, że poniesie fotelik. Oczywiście z ulgą się zgodziłam, bo te wielkie foteliki są naprawdę ciężkie.
Gdy jechaliśmy windą Max był serio zachwycony.
- Ale fajne zium!
- To jest winda. – powiedziała.
- Łinda! – krzyknął uradowany.
Gdy doszliśmy do naszego pokoju portier wniósł fotelik do środka.
- Bardzo panu dziękuję. Tu jest napiwek. – wyciągnęłam do niego rękę z pięciodolarówką.
- Ależ nie, nie. Proszę zatrzymać te pieniądze, nie przyjmę ich.
- Ależ nalegam...
- Nie, naprawę nie ma takiej konieczności.
- No dobrze, zatem bardzo, bardzo dziękuję.
Mężczyzna wyszedł a ja odłożyłam rzeczy Max'a w kąt i wzięłam chłopczyka na ręce.
- Pójdziemy do wujka Ash'a?
- Wujek Ashi!
Wyszliśmy z naszego pokoju i zapukałam do drzwi Ashton'a. Chłopak po chwili nam otworzył.
- Wujek Ashi!
- Max! Ale wyrosłeś! Normalnie wielki chłopak z ciebie. – Ash wpuścił nas do mieszkania.
- Co ten idiota odpierdolił? Przerabialiście już jazdę po pijaku, wyścigi uliczne, włamanie, dewastację mienia... - zaczęłam wyliczać. - ... w dodatku szkoły, i za każdym razem wam się upiekło. Więc ja się pytam co on odpierdala?!
- Uwierz, że sam chciałbym wiedzieć... Arz powiedziała tylko że byli na Times Square i pies policyjny wywąchał u niego narkotyki.
- Osobiście go zabiję. Biedna Arzalea.
- No nie wątpię...ciekaw jestem o co chodzi.
- Ciocia...?
- Co...?
- A ty tes tak piosenki ladnie umies jak wujek Mickey?
- Umiem. – uśmiechnęłam się.
- A zaspiewas?
- What can it be that calls me to this place today?
This lawless car ballet, what can it be?
Am I a baby pigeon sprouting wings to soar?
Was that a metaphor for something more?
Now I'm flying, my spirit's climbing
As I'm called through this far off maze
My body, my spirit aligning
In this, in this place called Slaughter Race
Slaughter race
What would you say if it turns out, oh, that I stay?
Would it be okay, here in this place?
'Cause you know that I love these fallen wires
Dumpster fires, burning tires
Everything that I desire
Everything that I desire
Now I'm flying, my spirit's climbing
As I'm called through this far off maze
My body, my spirit aligning
In this, in this place called Slaughter Race
Slaughter race
I know I should go but
I really don't want to yet
I really don't want to yet
Yeah, I know I should go but
I really don't want to yet
I really don't want to yet
There's nothing like Slaughter Race
Slaughter Race
It's alright here in Slaughter Race
Alright here in Slaughter Race
Alright here in Slaughter Race
It's alright here in Slaughter Race, yeah
- Ale adnie, jesce laz, jesce laz!
- Nie, idź się bawić, masz tu samochodziki. – powiedziałam i dałam mu zabawkową ciężarówkę. – Zaraz wrócę, pójdę tylko do pokoju bo jakąś lżejszą bluzkę, gorąco mi jakoś.
- Możesz wziąć jakiś mój t – shirt.
- Nie... założę coś na długi rękaw.
- Julia... i tak wiem o wszystkim, więc to nie ma sensu.
- Możemy pominąć ten temat?
- Nie, nie możemy. Nie da się udawać że sprawy nie było.
- To może spróbuj?
- Nie! Krzywdzisz się, a tak nie można! Nie rozumiesz powagi sytuacji!
- Możesz się nie drzeć? Gdzie masz te koszulki?
Zmieniłam bluzkę i usiadłam na kanapie.
- A Dzulia, a choć się bawic!
- Idę, idę.
Wzięłam chłopczyka na rączki.
- Cio to? – spytał wskazując na moją rękę. Spojrzałam na Ashtona, a potem z powrotem się odwróciłam.
- To... to jak zrobię coś bardzo, bardzo złego, to robią mi się takie kreski.
- Aha...
Po około godzinie zadzwonił Mike mówiąc że już wraca. Przebrałam się, zjedliśmy obiad i po chwili stanęli w drzwiach. Arz była zapłakana, z jej tuszu do rzęs zostały czarne plamy.
- Oh, kochana. – przytuliłam ją. – Co on odpieprza?
- Podobno to jego kumpla, miał je wziąć na przechowanie. Zatrzymali go na 48h, w najlepszym wypadku grozi mu za to wysoka grzywna.
- Pogadajcie sobie, ja zabieram Maxa, bo Via kazała go już przywieźć. – powiedział Mike, zabrał chłopca i wyszedł.
MICHAEL'S POV
Gdy siedzieliśmy w taksówce Mac powiedział:
- Wujek, a wies ze ciocia Dzulia ma na lącce kleski?
- Jakie kreski?
- No kleski. Powiedziała ze jak zlobi cos baldzo, baldzo złego to jej się lobią takie kleski.
Zamarłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro