Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Istnieje wojna, której ognie buchają nawet teraz - ponad polami, które znamy, pomiędzy utopijnymi królestwami Wysokich Niebios i chaotycznymi szczelinami Płonących Piekieł. Ta wojna jest znana jako Wieczny Konflikt i trwa ona dłużej niż każda z świecących gwiazd. Żadna ze stron nigdy nie zapanuje nad polem bitwy na długo, dopóki światło i ciemność nie skończą ze sobą walczyć o kontrole nad wszelkim stworzeniem. 

Kolejna bitwa została zakończona sukcesem aniołów. Doskonałe dowództwo Malthaela - Archanioła Mądrości oraz Imperiusa - Archanioła Odwagi, zapewniło zwycięstwo. Legiony demonów pod dowództwem Mefista - Pana Nienawiści, Baala - Pana Zniszczenia oraz Diablo - Pana Grozy, upadły. Podczas gdy obrońcy światła radowali się z zwycięstwa, Archanioł Inarius stał patrząc obojętnie na to wszystko. Przeżył wiele bitew i każda go cieszyła poza tymi ostatnimi. Malthael przyglądał się rodzeństwu. Wygrana również był obojętny na wynik walki.

- Sprawiedliwość wygrała po raz kolejny! Bądźmy z tego dumni - rzekł zadowolony Tyrael.

- Będziemy świętować w Królestwie Niebios - odpowiedział Inarius.

Mądrość w odpowiedzi skinął głową. Przed aniołami otworzył się ogromny świetlisty portal gdzie ujawnił się obraz ich domu, Królestwa Niebios. 

Pierwszą osobą, która przeszła na drugą stronę był Tyrael, a zaraz za nim cała reszta. Ledwo co się przeszło, a już było słychać radosną muzykę, rozmowy i śmiechy. Świętowali. Inariusa to jednak nie interesowało. Chodził korytarzami domu, salami czy alejkami pogrążony w własnych myślach. Po kilku minutach patrzenia na radujące się anioły, Aspekt Mądrości powrócił do swojej siedziby gdzie niedługo po nim zawitał Inarius. Bez wahania otworzył drzwi Biblioteki Mądrości i wszedł do środka. Od razu  po wejściu do nozdrzy docierał zapach starych ksiąg. Było ich od gromu. Biblioteka Malthaela była co najmniej trzy razy większa od Biblioteki Losu, Itheraela, także dużo starsza. Inarius popatrzył na swojego przyjaciela. Malthael siedział przy szklanym biurku i zapisywał coś w księdze.

- Nie świętujesz z innymi? - zapytał Prorok.

- Nie - odpowiedział Malthael patrząc na archanioła.

- Jest mi to nawet na rękę - stwierdził siadając na przeciw Mądrości. 

- W jaki sposób? - zapytał odkładając pióro na bok.

- Chciałem z Tobą porozmawiać - oparł głowę na rękach.

- W takim razie słucham - Mądrość popatrzył na przyjaciela.

- Po wielu przemyśleniach postanowiłem odejść - zaczął Inarius.

- Rozumiem.

- Być może inni tego nie widzą ale ta wojna nigdy się nie zakończy - kontynuował.

- To prawda - przyznał mu rację.

- Nasza duma nam na to nie pozwala. Nie chcę dłużej w tym uczestniczyć. Chciałbym wieść spokojne życie. Powiedz mi, przyjacielu. Czy pomożesz mi zebrać inne anioły, które czują to co ja? - zapytał.

Malthael przez chwilę milczał po czym skinął głową zgadzając się.

- Podczas mojego zniknięcia w poprzedniej walce poznałem córkę Mefista, Lilith. Ona i kilka innych demonów też nie chce dalszej walki. Odejdziemy z nimi - wytłumaczył.

- Rozumiem.

- Jeszcze jedno... Nie mów reszcie o moim planie. W szczególności Tyraelowi - poprosił Inarius.

- Z tego co wiem to jesteście dobrymi przyjaciółmi.  Czemu nie chcesz mu o tym powiedzieć? - zapytał Mądrość.

Tyrael rzeczywiście był dobrym przyjacielem Inariusa. Jednak ten nie chciał mu mówić o swoim planie z jednego, bardzo prostego powodu.

- Za wszelką cenę będzie chciał mnie zatrzymać - odpowiedział.

- W takim razie czemu mi o tym powiedziałeś? Co gdybym ja również cię zatrzymał albo gorzej? - zadał kolejne pytanie.

- Bo wiem, że jesteś wyrozumiały i mnie doskonale rozumiesz. Gdybyś chciał mnie zatrzymać zrobił byś to od razu po moim powiedzeniu, że chcę odejść - wyjaśnił.

- Rozumiem.

- Dziękuje za wysłuchanie Malthaelu - wstał z miejsca.

Archanioł skinął głową. Inarius ruszył w stronę wyjścia. Malthael odprowadził go wzrokiem. Przez kolejne dni anioł szukał innych czujących to co on. O dziwo było ich wielu. Inariusa to bardzo cieszyło. Zanim ruszył na spotkanie z demonicą udał się do twierdzy Pandemonium po tamtejszy artefakt, Kamień Świata. Za jego pomocą chciał utworzyć nowy świat. Rada Angiris na jego szczęście jeszcze nie zorientowała się o zniknięciu artefaktu.

Inarius poprowadził zebrane anioły do Lilith, z którą miał stworzyć nowy wspaniały świat i którą kochał. Demonica spojrzała na wybranka.

- Zebrałem aniołów i wykradłem Kamień Świata. Dzięki niemu możemy stworzyć swój idealny świat - wytłumaczył. Dziewczyna się uśmiechnęła i skinęła głową. - Gdzie Twoje demony? - zapytał.

- Czekają na polecenia - odpowiedziała.

- Dobrze, zatem razem otworzymy drogę do naszego nowego, idealnego domu i poprowadzimy naszych ludzi - wyciągnął rękę w stronę Lilith.

Demonica podała mu swoją. Nad ich dłońmi pojawił się delikatny świecący wir światła. Chwilę po nim ukazał się Kamień Świata. Kiedy Inarius zabierał przedmiot pomniejszył jego wielkość by móc bez problemu go zabrać. Od kamienia opadło kilka kawałków, które odleciały i zatrzymały się w pewnej odległości. Błysnęły, a następnie powoli rozlały się na boki tworząc portal do miejsca przypominającego pustkę.

- Panie przodem - powiedział Inarius robiąc krok w tył.

Lilith przeszła przez portal, a zaraz za nią Inarius. Otaczała ich czerń. Jedynym źródłem światła był Kamień Świata. Archanioł uniósł artefakt w górę. Zabiło mocniejsze światło i zaczęło się. Utworzyła się planeta. Powstały wody, lasy, góry i żywe istoty.

- Nazwiemy ten świat...- demonica popatrzyła na Inariusa. - Sanktuarium - dokończył.

- Podoba mi się - uśmiechnęła się.

Archanioł odwzajemnił uśmiech chociaż przez jego głęboki kaptur nie było go widać. Koło pary nagle utworzyła się ogromna góra. Największa w całym Sanktuarium. Inarius popatrzył na nią i powiedział:

- Nazwiemy tą górę Arreat. W niej ukryjemy Kamień Świata.

Demonica skinęła głową. Kiedy świat w pełni się już utworzył, Archanioł zgodnie ze swoimi słowami skrył artefakt w górze. Anioły i Demony zaczęły żyć w zgodzie. Doszło nawet do współżycia ze sobą co skutkowało narodzeniem się pierwszych ludzi zwanymi Nefalemami. 

Inarius zrezygnował z jakichkolwiek spotkań z innymi. Biedak oszalał na punkcie mocy Kamienia Świata. Przesiadywał przy nim cały czas. Lilith początkowo nie zwracała na to uwagi. W końcu jednak postanowiła pójść do ukochanego. Podleciała do góry następnie idąc do pomieszczenia z Kamieniem. Inarius chodził wokół niego nie chcąc ani na chwilę spuszczać z niego wzroku.

- Inariusie? - zapytała Lilith. Archanioł popatrzył na demonicę. - Czemu stąd praktycznie nie wychodzisz? - zadała kolejne pytanie.

- A mam po co wychodzić? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Em, na przykład dla mnie?

- Tutaj mam to czego potrzebuję - wytłumaczył.

- Czemu tak bardzo zależy ci na Kamieniu?

- Nie czujesz tej wspaniałej mocy? - delikatnie poruszył skrzydłami.

- Wspaniałej mocy? O czym ty mówisz Inariusie? - Lilith nic nie rozumiała.

- O kamieniu - odpowiedział, a demonica patrzyła na niego nie zrozumiale. - Może pora przejąć władzę nad tą mocą, nie sądzisz? - odwrócił się przodem do artefaktu rozkładając ręce.

- Oszalałeś - stwierdziła.

- Nie, pomyśl kochana ile bym mógł zrobić gdybym okiełznał tę moc! - spojrzał na demonicę przez ramię.

- Skąd możesz wiedzieć, że wytrzymasz tyle mocy? - zapytała.

- Czuje... Wiem, że ta moc jest mi przeznaczona! - dobył swojego miecza.

- Inariusie nie!

Archanioł się zaśmiał i zamachnął. Zrobił jedno płynne cięcie, a kamień pękł. Z jego szczeliny zaczęły wylatywać wstęgi światła wchłaniając w Inariusa. Anioł odwrócił się przodem do Lilith.

- Czuję jak ta moc mnie wypełnia. Teraz mogę zrobić dosłownie wszystko - stwierdził. Lilith nie odpowiedziała. - Nie cieszysz się?

Nagle stało się coś czego nikt nie przewidział. Wstęgi mocno oplotły Inariusa ciągnąc go w stronę kamienia. Bez skutecznie próbował się uwolnić.

- Inariusie!

- Lilith! - to były ostatnie słowa Archanioła.

Wstęgi pociągnęły go do środa kamienia. Przez pomieszczenie przeszła fala światła. Demonica zasłoniła oczy ręką aby nie oślepnąć. Kiedy moc ustała Lilith popatrzyła na kamień. Dało się w nim ujrzeć sylwetkę anioła starającego się wydostać. Chwilę później koło kamienia zaczęły opadać anioły o wyglądzie normalnego człowieka ze skrzydłami. Jednym z nich była Rose. Anielica o długich białych włosach i bladej cerze. Ubrana w lekką przewiewną sukienkę. Delikatnie machnęła swoimi białymi skrzydłami i spojrzała na Lilith. Nie do końca wiedziała co się dzieje.

- Nie możliwe... - powiedziała pod nosem demonica.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro