Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5 - Uczucia i Zazdrość

───kilka miesięcy później───

Joan była zadowolona ze swojego życia w Strefie. Jej dni polegały głównie na opowiadaniu dowcipów z Minho, pracowaniu w ogrodzie z Newtem i jedzeniu dobrego jedzenia Frypana. Zyskała szacunek chłopców. Po prostu żyć, nie umierać. Ukryty ogród zamienił się w tęczową oazę na rogu polany, jej miejsce spokoju i relaksu. Po długim dniu szła tam, do swojego azylu i odpoczywała.

Często odwiedzał ją Peter. Dwójka Streferów rozmawiała ze sobą i żartowała jak typowi nastolatkowie. Nie wiedzieli jednak, że ktoś na nich patrzy. Niedaleko nich znajdował się jeden z licznych Żukolcy, połączonych z ekranem, za którym siedział zdenerwowany chłopak. Thomas często patrzył na Joan i Petera. Wsłuchiwał się w ich rozmowy i nie mógł powstrzymać się od zazdrości. Minęły trzy miesiące, odkąd została wysłana do Labiryntu i nie mógł tego dłużej ukrywać – tęsknił za nią. Chłopak desperacko chciał z nią porozmawiać albo ją zobaczyć. Był zazdrosny o Petera, który miał ten luksus, by spotykać się z nią codziennie. Powoli wpadał w smutek, prawie depresję.

Czuł się odizolowany od swoich przyjaciół, będących za ekranem. Jedyną osobą, którą miał przy sobie, była Teresa. Chłopak wciąż czuł się niepewny, nie wiedząc, czy może zaufać swojej przyjaciółce z dzieciństwa. Ale po długiej rozmowie z nią zrozumiał, że się boi i dlatego dla nich pracuje. Thomas znał ją od najmłodszych lat i wierzył, że nie zrobi niczego, co celowo zaszkodzi mu lub Joan.

Mimo to denerwowało go, jak Teresa tłumaczy DRESZCZ i ich postępowanie. Twierdziła, że ​​Joan jest w lepszym otoczeniu i że jest szczęśliwsza w Strefie niż w laboratorium. Thomas do pewnego stopnia się z nią zgadzał, ale nadal uważał, że kradzież wspomnień i wysłanie ich do środowiska testowego jest całkowicie niewłaściwe i nieludzkie. Czasami chciał po prostu wskoczyć do Pudła i dostać się do Strefy.

─────

Po długim dniu pracy Joan siedziała w swoim ogrodzie. Patrzyła, jak promienie słoneczne powoli znikają za ścianami Labiryntu. Chwilę potem usłyszała kroki i usiadła, spodziewając się, do kogo mogą należeć. Właśnie wtedy Peter wyszedł z lasu z lekkim uśmiechem na twarzy.

— Spóźniłeś się. — Skrzyżowała ramiona. Chłopak uśmiechnął się głupio.

— Przepraszam, ruda.

Usiadł obok niej na pniu. Dziewczyna uśmiechnęła się, gdy zaczęli swoje codzienne żarty, ku niezadowoleniu Thomasa.

Obserwował ich, słuchał rozmowy i co chwilę wzdychał. Pochylił się do ekranu, gdy zobaczył, jak Peter zbliża się do Joan.

— Gally tak się wścieka. — Uśmiechnęła się nastolatka.

— Ten dowcip był tak cholernie dobry — odpowiedział jej towarzysz z uśmiechem. Thomas patrzył na ich ręce, spoczywające blisko siebie na pniu. Nagle między tą dwójką zapadła cisza. Nie robili nic innego poza wpatrywaniem się w siebie.

Każdy nerw w ciele Thomasa zamarł, gdy Peter pochylił się i pocałował Joan. Spodziewał się, że znów go uderzy, odepchnie, cokolwiek. Ku jego zaskoczeniu i przerażeniu, nie zrobiła tego.

Chłopak potrząsnął głową i wyłączył ekran. Teresa obserwowała go przez kilka chwil w milczeniu tuż przed tym, jak wyszła.

Tymczasem Joan poczuła coś zupełnie nowego. Jakby milion małych ptaków trzepotało w jej brzuchu. Patrzyła, jak blondyn wycofuje się z pocałunku.

Na jego twarzy znów pojawił się nieśmiały i głupkowaty uśmiech.

— Uh... przepraszam — wydukał, rumieniąc się.

— Ty głupi klumpie, nie przepraszaj — zaśmiała się, żartobliwie go popychając. Ku jej zaskoczeniu spadł z kłody i zaczął się śmiać.

Oboje z trudem łapali powietrze, czując się szczęśliwi i wolni. Ta scena bardzo kontrastowała z tą za ekranami. Thomas siedział w milczeniu w swoim pokoju, patrząc w sufit. Poczuł się zraniony, prawie zdradzony przez Joan. Kiedy byli dziećmi, chłopak nigdy się w niej tak naprawdę nie podkochiwał, ale później coś było na rzeczy.

Kiedy dowiedział się, że jest tak samo nieufna wobec DRESZCZu jak on, wreszcie przestał czuć się samotny. Inspirowały go jej promienny duch i determinacja. Teraz nawet nie znała jego imienia. Jego pragnienie wejścia do Labiryntu wzrosło jeszcze bardziej.

Tymczasem Joan nikomu nie powiedziała o pocałunku. Wiedziała bowiem, że w Strefie wybuchnie zamieszanie. Od tego momentu ona i Peter nadal siedzieli i rozmawiali w swoim azylu. Wraz z postępem czasu zmienił się kolor jej bezpiecznego miejsca.

Różnego rodzaju kwiaty kwitły w ogrodzie, malując ziemię i kamień kolorem. Dziewczyna poczuła się bardzo dumna, patrząc na swoje osiągnięcie. Wyróżniała się jedna rzecz.

Zardzewiała drabina, która miała tylko około 10 metrów wysokości, opierała się o ścianę. Śruby były stare i utknęły w betonie. Joan przypomniała sobie, jak Peter odkrył ją z bluszczu i jej pokazał. Dawno temu mógłby być w stanie wspiąć się na samą górę. Dziewczyna wpadła na pomysł, aby użyć tej drabiny jako kraty do zawinięcia roślin.

— Teraz nie próbuj się wspinać. Nie możemy pozwolić, żebyś coś zniszczyła — ostrzegł.

Lekko zadrwiła, zanim odpowiedziała.

— Nie jestem taka głupia, Peter.

I od tego czasu drabina pozostała w jej ogrodzie. Nie wiedziała, że to ona ją tam zostawiła podczas budowy Labiryntu. Thomas pamiętał ten dzień. Miejsce niemal zostało zakończone.

— Joan, musimy zdjąć drabiny i rusztowania — powiedział. Patrzył, jak na jej twarzy pojawia się uśmieszek.

— Zostawmy ją. Mam przeczucie, że kiedyś tu trafię. Poza tym nie sięga tak wysoko, żeby wyszli.

─────

Minęło kilka tygodni, odkąd Peter i Joan pocałowali się w ogrodzie. Obecnie dziewczyna pracowała tam, cicho nucąc.
Jej spokój został nagle przerwany krzykiem Minho dochodzącym z Labiryntu. Podążyła za tłumem Streferów, biegnących w stronę dźwięku. To, co zobaczyła, sprawiło, że jej serce zamarło.

Azjata wyciągał Petera z Labiryntu. Jego ramię krwawiło, pokryte ciemnymi żyłami. On... on... został użądlony.

Joan szybko rzuciła się do biegu. Przez głowę przeszły różne scenariusze.

— Co się stało? — zażądała odpowiedzi, kiedy do nich dotarła.

— Został ukąszony przez pikolonego Dozorcę! — wrzasnął Minho, a jego ciemne oczy rozszerzyły się ze strachu.

Peter wydał okrzyk bólu, a jego blond włosy zlepiły się ze spoconym czołem. Dziewczyna nie mogła się poruszyć, jakby jej nogi zostały zrobione z ciężkich kamieni.

Nic mu nie będzie. Plastry się nim zajmą.

Następnie zmusiła się do podążania za tłumem, jej serce podskakiwało z każdym krokiem.

W tym samym czasie Thomas logował się do kamer monitorujących. Kiedy zobaczył Streferów, od razu wiedział, że coś jest nie tak. Chłopcy wyglądali na zmartwionych, a ich grupa stała wokół Chaty Medyków. Uderzenie strachu ścisnęło go za serce, gdy przyszła mu do głowy myśl.

Czy Joan lub którykolwiek z jego przyjaciół został ranny?

Szybko przerzucał obraz z kamery, dopóki nie wylądował w środku.

Poczuł, jak ciężkie brzemię spada mu z serca. Jego miejsce zajęła ulga, kiedy zobaczył, że to tylko Peter. Czuł się okropnie z radością, że to chłopak, a nie Joan został ranny.

Przyglądał się uważnie, jak dziewczyna siedzi obok niego, ściskając jego dłoń, gdy podawano mu lekarstwo. Kiedy tak się stało, tak mocno się rzucał, że Medycy musieli go związać.

Thomas patrzył ze smutkiem na spływającą po policzku nastolatki łzę. Nigdy wcześniej nie widział, żeby płakała. Ale tak szybko, jak wypłynęła, zniknęła, wytarta.

Po chwili Peter w końcu zaczął się uspokajać. Był w głębokim śnie, kiedy Joan postanowiła wrócić do swojej sypialni. Musiała wszystko przemyśleć, sama.

Szatyn obserwował, jak kładzie się na swoim słomianym łóżku i wpatruje się w przestrzeń.

Jego oczy zaczęły męczyć się od ekranu, więc także postanowił się położyć. Jeszcze raz spojrzał na Joan, wylogował się i poszedł do swojego pokoju.

Miał nadzieję, że nic mu nie będzie. Chciał, żeby była szczęśliwa. Nawet jeśli to oznaczało bycie z nim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro