Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Następnego dnia stan Kapitana znacznie się polepszył. Nie miał już gorączki, a z ran przestała lecieć krew.

— Muszę zmienić panu bandaże, inaczej może wdać się jakieś zakażenie — oznajmiłaś, kiedy rano się obudził.

— Sam mogę to zrobić — odparł, podnosząc się do pozycji siadu i syknął z bólu, gdy przypadkowo nacisnął na zranioną dłoń.

— Nie sądzę. Będzie lepiej, jeśli jednak pomogę — odparłaś i jak powiedziałaś, tak zrobiłaś. — I niech się pan już tak nie denerwuje. W takim stanie nie przydałby się Kapitan w walce — dodałaś, widząc jego nadąsaną minę, kiedy to uklękłaś obok niego i zaczęłaś odwijać materiał.

— Tch, ale może byłbym potrzebny gdzieś indziej — mruknął. — Przeklęty Yeager — dodał pod nosem.

Gdy pozbyłaś się lekko brunatnego od zaschniętej krwi bandażu z twarzy mężczyzny, przyjęłaś minę głębokiego współczucia. Rana nie wyglądała już tak okropnie, jak poprzedniego dnia, jednak byłaś pewna, że twarz Kapitana już nigdy nie wróci do stanu sprzed wypadku.

— Co, aż tak źle? Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zwymiotować — powiedział mężczyzna, który zaczał przyglądać się twojej zmieszanej minie.

— Cóż, nie jest najlepiej, ale nie sądzę, aby te blizny odbiły się na pańskiej urodzie — wypaliłaś, niewiele myśląc.

— Nie rozumiem — odparł.

— Chodzi o to, że nadal będzie Kapitan tak przystojny, jak przed urazem. Blizny dodadzą jedynie uroku — wyjaśniłaś i uśmiechnęłaś się przyjaźnie mając nadzieję, że chociaż to go pocieszy.

— Tch, daj spokój — mruknął i odwrócił wzrok w drugą stronę, a ty mogłabyś przysiądz, że przez chwilę na jego twarzy pojawił się cień zawstydzenia. Czy to w ogóle możliwe? Ach, pewnie ci się przewidziało.

Gdy przemyłaś rany świeżą wodą, zawinęłaś połowę twarzy czystymi bandażami, których resztę udało ci się jeszcze wygrzebać z apteczki. Uczyniłaś podobnie przy zszyciach na dłoni, zaś brudne materiały wypłukałaś w pobliskim strumyku i wywiesiłaś, aby wyschły.

Po wszystkim twój żołądek aż skręcał się z głodu. Przez cały czas jadłaś tylko jagody i borówki, które udało ci się znaleźć, jednak wiadomym było, że sytość z tego pożywienia nie starczała na długo. Postanowiłaś zatem zapuścić się w głąb lasu, aby znaleźć coś bardziej pożywnego. Wiedziałaś, że masz liche szanse, jednak nie zaszkodziło spróbować. Pewnym było również, że aby Kapitan mógł wyzdrowieć, potrzebował dużo jeść, a same owoce niestety nie pomagały zbyt wiele. Nadal nie był w stanie również poruszać się o własnych siłach, dlatego całe "polowanie" spoczywało na twoich barkach.

Nim jednak zapuściłaś się całkowicie w głębie lasu, dostrzegłaś cień nadzieji w postaci grzybków, które rosły w dość dużym skupisku. Były one dość jasne, niskie i miały cieńkie nóżki, na których spoczywały podłużne kapelusze. Grzybki te z niewiadomych przyczyn wzbudziły w tobie sympatnię, dlatego też popędzana przez ogromny głód, zerwałaś je. Wzruszyłaś ramionami, kiedy uświadomiłaś sobie, że grzybki mogą być potencjalnie trujące. Rany, byłaś głodna, a one robiły na tobie naprawdę dobre wrażenie, więc czemu miałabyś nie dać im szansy? W końcu nie wyglądały jak te śmiertelnie trujące, które kiedyś pokazywała ci ciotka i których miałaś nie zrywać pod żadnym pozorem.

Koniec końców powędrowałaś w stronę waszego koczowiska z rękoma wypełnionymi po brzegi małymi grzybkami.

— Znalazłam jakieś grzyby. Może, gdy się je podpiecze, wcale nie będą takie złe — poinformowałaś. Kapitan Levi siedział oparty o obalony pień drzewa i beznamiętnie patrzył przed siebie.

— Nie wyglądają najlepiej. Na twoim miejscu też bym ich nie ruszał — mruknął, gdy zaszczycił cię swoim spojrzeniem.

— Przesadza pan. Na pewno nie są takie straszne. Z resztą zjem i zaraz się przekonamy — dodałaś i zabrałaś się za rozpalanie ogniska, aby upiec dziwny przysmak.

***
— I co? Żyję, ha! — wykrzyknęłaś radośnie, czując się bardzo dziwnie, jednak bardzo błogo.

— Minęła dopiero godzina. O tym, czy przeżyjesz, przekonamy się jutro — mruknął Kapitan Levi.

— Już mówiłam, że pan przesadza. Czuję się rewelacyjnie. Nawet lepiej, niż po najlepszym obiedzie, jaki serwuje nasza stołówka — odparłaś. — Czy księżyc nie jest dziś piękny?* — zmieniłaś nagle temat, kiedy przypadkiem spojrzałaś w niebo i między wysokimi drzewami dostrzegłaś białą kulę.

— Ta — odburknął, nawet nie spojrzywszy we wskazanym kierunku. — Tak piękny, że aż chce się umrzeć — dodał ironicznie. — A przynajmniej spać, dobranoc. — gdy to powiedział, położył się na ziemii i odwrócił tyłkiem do ciebie. Milutko. Ty natomiast poczułaś się dość dziwnie. Uczucie to było porównywalne do stanu, jakiego doświadczałaś po kilku łykach wina.

— Czy mogę Kapitana o coś spytać? — bąknęłaś, czując się nader radośnie i miałaś wrażenie, że w tamtym momencie mogłabyś zrobić dosłownie wszystko.

— Nie — odparł, nadal wypięty do ciebie tyłem.

— No dobrze. W takim razie spytam, a jeśli będzie chciał Kapitan odpowiedzieć, to odpowie, jeśli nie to nie — wyjaśniłaś. — Czy coś łączyło Kapitana z Dowódcą Smithem? — spytałaś w końcu. W normalnych okolicznościach w życiu nie odważyłabyś się tego powiedzieć, jednak w tamtym momencie posiadłaś takową moc.

— Tch, co to za idiotyczne pytanie. Oczywiście, że tak. Był moim dowódcą — powiedział.

— Nie o to mi chodzi — pokręciłaś głową. — Czy...Był pana kochankiem? — wybełkotałaś a końcu.

— Słucham?— słysząc to pytanie, Levi aż odwrócił głowę w twoją stronę, patrząc na ciebie, jak na ostatnią idiotkę. — Co ty w ogóle bredzisz, słyszysz się?

— Przepraszam, ale cały oddział o tym mówił. Chciałam się tylko dowiedzieć, w końcu jesteśmy sami i nikt nas nie słyszy, a ja zawsze staram się trzymać język za zębami — wybroniłaś się, co chyba nie wyszło ci najlepiej.

— Jesteś skończoną idiotką — podsumował w końcu, kręcąc głową z niedowierzaniem.

— Może — wzruszyłaś ramionami. — Teraz Kapitan może mnie też spytać, o co tylko chce, nic nie bedę ukrywać — oznajmiłaś.

— Naprawdę jesteś taka głupia, czy to jednak grzyby ci zaszkodziły? — spytał, co trochę cię zaskoczyło, ponieważ myślałaś, że tym niedyskretnym pytaniem zakończyła się wasza rozmowa.

— Tch, bardzo wymyślnie — odrzekłaś. —  Myślałam, że spyta mnie pan, czy według mnie Kapitan dobrze całuje, albo... — zaczęłaś peplać, nie bardzo nad tym panując.

— Skończ już, nie mogę cię słuchać. Gdybyś mi nie pomogła, już dawno bym cie zabił — prychnął i znów odwrócił głowę tyłem do ciebie.

— Dobrze wiedzieć. Tak właściwie, to robiliśmy to za krótko, żebym mogła cokolwiek stwierdzić — przyznałaś, czując nagły zawrót głowy. Tak jak myślałaś, Kapitan Levi nic już nie odpowiedział.

Pomyślałaś, że zasnął i koniec końców postanowiłaś zrobić to samo. Położyłaś się w bezpiecznej od niego odległości i postarałaś się zasnąć.

***

Gdy rano się obudziłaś, niestety pamiętałaś wszystko, co powiedziałaś poprzedniego dnia.

— Tak bardzo Kapitana przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło — jęknęłaś, czując się jak ostatnia kretynka. — Strasznie mi głupio. Chyba te grzyby mi zaszkodziły, czułam się po nich jak po kilku butelkach wina — dodałaś, kiedy rano zobaczyłaś mężczyznę, który w kawałku kory podgrzewał najprawdopodobniej wodę.

— Grzybki halucynogenne, mówi ci to coś? — spytał nader spokojnie, zajęty przyrządzaniem naparu.

— Nie bardzo — mruknęłaś, drapiąc się po głowie z zakłopotaniem. — Jednak nie zmienia to faktu, jak bardzo jest mi wstyd. Ale chyba nie wziął Kapitan tego na poważnie, prawda?

— Znam cię nie od dziś i wiem, jak durnowate miewasz pomysły. Szkoda tylko, że najpierw coś powiesz, a dopiero później myślisz — odparł beznamiętnie.

— To prawda, jednak wczoraj naprawdę nie byłam sobą — przyznałaś. — I na Litość Boską, dlaczego Kapitan mnie nie obudził? Pomogłabym panu. Przecież wie Kapitan, że nie powiniem się ruszać, a tym bardziej przemęczać — bąknęłaś, zmieniając temat i podchodząc w jego stronę, aby pomóc mu z wykonywaną czynnością.

Pomimo tego, że było ci bardzo głupio, to nie mogłaś uciec, tak jak zrobiłaś to po wykonaniu zadania w stołówce. Kapitan nadal był niesprawny, a ty musiałaś zrobić wszystko, żeby udało wam się przetrwać w tej dziczy.

***

*Czy księżyc nie jest dziś piękny? // kto wie ten wie ;)

Siemanko!

Zdaję sobie sprawę, że to ff jest trochę dziwne xD Jednak czasem potrzeba trochę dziwności. Tak naprawdę to pewnego dnia wpadł mi do głowy taki pomysł i postanowiłam go rozwijać xD

Dziękuję za wszystkie ⭐ i komentarze, które po sobie zostawiacie ^^

Buźka i do następnego!

P.S. Z góry przepraszam za wszystkie błędy, czy literówki. Po prostu piszę to, co mam w głowie na szybko, a później nie chce mi się tego sprawdzać xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro