Rozdział VI
— Ackerman, co? — prychnął mężczyzna przy bramie, który sprawdzał wasze przepustki. Pokręcił głową z cieniem kpiącego uśmieszku na twarzy. — Wpuścić ich — rozkazał swoim kolegom, którzy pospiesznie spełnili jego polecenie.
I znów tam trafiłaś. Odkąd zdecydowałaś się przyjąć propozycję Erwina, demony przeszłości nawiedzały cię coraz częściej. Podziemia nie zmieniły się ani trochę. Ten sam bród, ta sama bieda, te same krzyki na ulicach. Dokładnie tak, jak zapamiętałaś. Tylko, że w tamtych czasach otuchy dodawał ci Levi przy boku, a dziś? No cóż, naprawdę okrutne zrządzenie losu.
Przechodziliście właśnie obok pierwszego budynku, kiedy plakat na ścianie przypadkowo zwrócił twoją uwagę. Rozdziawiłaś oczy i aż zatrzymałaś się w miejscu.
— Um, Levi... — zaczęłaś, przełykając ślinę. Mężczyzna nic nie mówiąc odwrócił się w twoją stronę ze znudzoną miną i pewnie zerowym zaciekawieniem tym, co masz mu do przekazania. — Chyba nadal cię tu pamiętają — wydukałaś, wskazując na plakat z jego podobizną.
Kapitan zmarszczył brwi i oderwał papier od ściany, bacznie się mu przyglądając.
— Cholera, w takim razie nie możemy być na widoku — warknął. — Tędy — dodał, pociągając cię za sobą w pierwszą boczną uliczkę.
— Skąd w ogóle wzięły się tutaj listy gończe? Przecież zniknąłeś stąd wieki temu —mruknęłaś, gdy tamten plakat nie był jedynym. Okazało się bowiem, że są one poprzyczepiane dość gęsto w praktycznie każdym zakamarku. Serio? I ten mężczyzna, który przydzielił wam zadanie w Podziemiach nic o tym nie wiedział? Kpina! W dodatku ta cena za wydanie go... Czy ktoś tu w ogóle dysponował taką pulą pieniędzy?
— Najwidoczniej ktoś dalej żywi do mnie urazę. Pamiętasz miejsce, które ten facet wskazał na mapie? — spytał, zmieniając temat. Chyba zbytnio nie ruszyły go plakaty z jego podobizną.
— Tak — odparłaś.
— Niedaleko tamtego budynku znajduje się mieszkanie z piwnicą, która prowadzi do podziemnych korytarzy. Musimy się tam dostać — wyjaśnił, na co przytaknęłaś.
Mimo że każda uliczka, w którą skręcaliście wydawała się taka sama, to jednak ty doskonale wiedziałaś, w jakim miejscu aktualnie się znajdujesz. Chyba dorobiłaś się niezłego instynktu, o którym nawet nie wiedziałaś.
— A tak właściwie... Mogę cię o coś spytać? — mruknęłaś w końcu, nie mogąc już wytrzymać z ciekawości.
— Jeśli musisz — odburknął.
— Jak właściwie wydostałeś się z Podziemii? Przecież to nie takie łatwe — wydusiłaś z siebie pytanie, które od początku nie dawało ci spokoju.
— Erwin mnie wyciągnął. Jeszcze jakieś bezsensowne pytania? Jeśli nie, to zamknij się już, bo jeszcze ktoś nas usłyszy — mruknął. Zrobiłaś za nim przedrzeźniającą minę, niczym małe dziecko i postanowiłaś już więcej się do niego nie odzywać, skoro ma ci tak odpowiadać.
Mimo, że przemieszczaliście się bocznymi uliczkami, to i tak wszędzie dookoła widniały listy gończe z wizerunkiem Levi'a. Czy tych ludzi naprawdę pogięło?
W pewnym momencie zauważyliście postać, która nadbiegała z naprzeciwka. Pech chciał, że gdy się mijaliście, przechodziliście akurat pod latarnią, która rzuciła światło na twarz Levi'a. Momentalnie pobladłaś błagając w duchu, aby tamten nie zwrócił na was uwagi. Niestety twoje prośby nie zostały wysłuchane. Wspomniany mężczyzna zatrzymał się, zerkając jeszcze raz za siebie, jakby chciał się upewnić.
— Ludzie, ludzie, to on! Mężczyzna z plakatu! Tutaj jest! — zaczął się wydzierać, nim zdążyliście zareagować, a tobie serce podskoczyło do gardła.
— Cholera, wiejemy — rozkazał Levi. Ty jednak miałaś inne zamiary. Wściekłym krokiem podeszłaś w stronę konfidenta, nim tamten zdążył wykonać jakikolwiek ruch.
— Zamknij się — warknęłaś i odruchowo przyłożyłaś mu w twarz tak, że legł na ziemię jak długi. Strzepałaś dłoń, która aż zaczęła cię piec. — Idiota — fuknęłaś, patrząc na niego z pogardą.
— Nic nam to nie da, no już — pospieszył mężczyzna, pociągając cię za rękę. Tym razem przemieszczaliście się szczelinami pomiędzy budynkami. Facet, który was zauważył narobił wam niezły kocioł i praktycznie całe miasto było teraz patrolowane w poszukiwaniu domniemanego zbiega.
— Jesteśmy spaleni. Wycofajmy się, póki jeszcze mamy czas — zaproponowałaś w końcu, nie mogąc złapać tchu.
— Nie ma mowy. Mamy zadanie i je wykonamy. Jeśli będziemy ostrożni, nic nam się nie stanie — odparł Kapitan.
— Będzie po nas, jeśli nas złapią — pisnęłaś.
— Przestań panikować i rób, co ci mówię — odparł poirytowany.
Jakimś sposobem udało wam się przemknąć na ulicę, przy której miał znajdować się wspomniany wcześniej dom z wejściem do podziemnych korytarzy. Levi wychylił się zza budynku, aby zbadać sytuację i potwierdzić, że nie ma tam aktualnie żadnych straży.
— Czysto, idziemy — rozkazał, a ty nie mając wyjścia musiałaś ruszyć za nim. Udało wam się dostać do drzwi. Levi nacisnął klamkę, jednak te ani drgnęły.
— Tch, zamknięte — sapnął i wyciągnął z kieszeni małą sakiewkę, którą można by pomylić z portfelem. Gdy ją otworzył, ukazał się wachlarz drucików, których końcówki zostały powyginane pod różnym kątem. Levi wybrał dwa z nich i włożył do zamka, gdzie powinien znajdować się klucz.
— To... — zaczęłaś, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
— Co? — mruknął mężczyzna, skupiony rozpracowaniem zamka.
— Te klucze... To...
— Tak, to te same. Czasem są użyteczne — powiedział nie zwracając uwagi na twoje zdziwienie.
Klucze, a właściwie powyginane druty osobiście podarowałaś Levi'owi jako prezent. Był to zbiór różnego rodzaju drucików powykręcanych w ten sposób, żeby można było otworzyć nimi każde drzwi bez użycia prawdziwego klucza. Nie mogłaś uwierzyć, że nadal je ma. Przecież podobno skończył z tym już dawno temu.
— Cholera, straże — ocknęłaś się nagle, gdy usłyszałaś krzyki dobiegające z różnych krańców ulicy.
— Cholera jasna — warknął Levi, gdy zamek nie puszczał a z dwóch stron nadchodziły solidne patrole. — Wiesz co robić — mruknął, a ty pospiesznie przytaknęłaś. Rany, nie mieliście czasu, aby wymyślić coś innego, to było jedyne wyjście! Levi przyciągnął cię do siebie i zaczął całować. To okropne, ale naprawdę nie mieliście wyjścia. W przeciwnym razie zapewne by was złapali. To była ostatnia deska ratunku.
Doskonale pamiętałaś tę sztuczkę. Zawsze stosowaliście ją, gdy włamywaliście się do domów. Całująca się para nigdy nie zwracała uwagi patroli. W końcu to tylko zakochani, niech mają też coś od życia w tym okrutnym świecie Podziemii.
Właściwie to można powiedzieć, że właśnie tak Levi pierwszy raz cię pocałował.
— Nie mamy czasu, idą tutaj — pisnęłaś, podbiegajac do chłopaka, który usiłował otworzyć zamek. — Cholera, jeśli teraz zwiejemy, zaczną nas ścigać. Mam pomysł — powiedział, przyciągając cię do siebie i zatapiając swoje usta w twoich, gdy patrol zjawił się już na waszej ulicy. To, co zrobił sprawiło, że dosłownie osłupiałaś, jednak nie miałaś zamiaru tego przerywać. Mężczyźni przeszli obok was wymieniając tylko między sobą uśmieszki. Oderwaliście się od siebie dopiero wtedy, gdy zniknęli z pola widzenia, mimo że mogliście zrobić to już znacznie wcześniej. Popatrzyłaś na niego oniemiała nie mając pojęcia, że będzie go stać na taki gest. — To najprostszy sposób, jak ich wyrolować. Nie zwracają tu uwagi na takie pary. Żeby było jasne, to tylko dla dobra kradzieży — wyjaśnił.
Pokiwałaś pospiesznie głową, nadal nie mogąc wyjść z szoku.
Stop! To nie było ważne w tamtym momencie! Tylko dlaczego poczułaś się wtedy tak, jak dawniej? Nic się nie zmieniło, całował dokładnie tak samo, jak przed laty.
Oczywiście podziałało i tym razem. Mężczyźni, którzy patrolowali teren kompletnie nie zwrócili na was uwagi.
Gdy już was minęli, Levi odsunął się od ciebie i pospiesznie zaczął kontynuować poprzednią robotę. Po kilku sekundach zamek puścił, a wam udało się wejść do środka.
— Tędy — powiedział, wskazując na drewniane drzwi w ścianie. Prowadziły one do pomieszczenia, w którym znajdowało się wejście do piwnic, a co za tym idzie do podziemnych korytarzy.
***
Ach, co te Podziemia robią z ludźmi 🙊
Pamiętaj o ⭐, jeśli rozdział się spodobał :D
Buźka!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro