Rozdział V
Rano zgodnie z rozkazem zjawiliście się w wyznaczonym miejscu. Erwin powiedział wam tylko, że dopiero w stolicy otrzymacie szczegółowy plan działania. Nie uśmiechała ci się zbytnio ta sytuacja, ale jak widać nie miałaś innego wyjścia.
— Skaranie Boskie, dlaczego to akurat nas tam wysyła? Przecież na pewno mają masę innych ludzi — mruknęłaś, gdy razem z Levi'em siedzieliście już na powozie. Cisza, która między wami panowała była tak niezręczna, że postanowiłaś ponarzekać.
— Przecież mówił. Dlatego, że znamy Podziemia. Czasem mogłabyś posłuchać — odparł znudzony Levi.
— Tylko że ja dołączyłam do Oddziału, aby wyruszyć za mury, a nie żeby zostać jakimś tajnym agentem — prychnęłaś.
— Odpuść trochę, zrobimy co mamy zrobić i wrócimy — powiedział mężczyzna i przewrócił oczami z irytacji.
— Mogli wybrać kogoś innego. Na przykład... Właśnie, gdzie podziali się Farlan i Isabel? Przecież chyba nie zostali w Podziemiach, prawda? Są w Troście czy przydzielili ich do innego dystryktu? — spytałaś nagle, doznając olśnienia.
— Nie twoja sprawa — bąknął.
— Dlaczego? Przecież znałam ich, przyjaźniliśmy się. Chyba możesz mi powiedzieć, co się z nimi dzieje, prawda? Chyba, że jako tak wysoki rangą Zwiadowca przestałeś się już z nimi zadawać.
— Nie żyją. Zadowolona? — powiedział w końcu, a ty zamarłaś.
— C-co? — wydukałaś po chwili ciszy.
— Nie żyją. Zginęli podczas swojej pierwszej wyprawy za mury. Coś jeszcze?
— Ja... Przykro mi — powiedziałaś spuszczając głowę. Zaczęły piec cię oczy od przypływających łez, jednak nie chciałaś ich wypuścić.
— Tch, to nic nie zmieni. Tak właśnie wygląda świat Zwiadowców. Jeśli chcesz być jego częścią, musisz się z tym pogodzić — wyjaśnił oschle.
Nie miałaś odwagi zapytać już o nic innego. Ta informacja bardzo tobą wstrząsnęła. Gdy jeszcze jako gówniara spędzałaś tyle czasu w Podziemiach, Farlan i Isabel byli dla ciebie niczym druga rodzina. Chłopak jak starszy brat, a dziewczyna jak ukochana siostra, której nigdy nie miałaś w Mitras. Do końca podróży jechaliście w ciszy, przerywanej stukotem kół najeżdżających na kamienie. Cały czas próbowałaś powstrzymać się od płaczu. Jak na złość do głowy napływało ci coraz to więcej wspomnień, które trzymałaś w szufladzie pod kluczem.
— I co tam macie, gołąbeczki? — krzyknął Farlan, gdy tylko pojawiliście się na horyzoncie.
— Nic specjalnego. Trochę ziemniaków i mąki. I oczywiście kilka opakowań herbaty — powiedziałaś, patrząc ze śmiechem na Levi'a po ostatnim zdaniu.
— Dobre i to — odparł Farlan. — Teraz musimy tylko dostarczyć to dzieciakom — dodał, zabierając od was część łupów.
Kradzieże, których dokonywaliście nie były tak do końca złe. Po prostu pożyczaliście różne produkty od osób, które miały ich pod dostatkiem i dawaliście tym, którym brakowało. Był to wasz wspólny pomysł. Nie mogłaś patrzeć na głód i nędzę, które tam panowały. Stolica jednak miała to gdzieś i nie planowała zrobić z tym kompletnie nic, więc trzeba było sobie jakoś radzić. Jako mieszkanka Mitras, z każdą wizytą przemycałaś co nieco dla swoich przyjaciół, dlatego nie musiałaś martwić się, że umrą z głodu. Gorzej było natomiast z pozostałymi mieszkańcami. Dlatego też wymyśliliście tę całą akcję z pomaganiem głodnym dzieciakom.
— Rany, [Imię], nie wypada mi tego mówić, ale to ciasto, które ostatnio przyniosłaś było przepyszne. Czy nie dałabyś rady jeszcze raz go przemycić? — spytała Isabel, biorąc od ciebie kilka opakowań herbaty.
— Nie ma problemu. Moja mama piecze je w każdą sobotę — odparłaś chichodząc.
— Wy to tam jednak macie życie, co? To takie dziwne, że wolisz przebywać tu z nami — powiedziała.
— Wcale nie dziwne. Uwielbiam was, to mi wystarczy — powiedziałaś z uśmiechem.
— Poza tym nie zapominaj, Isabel, [Imię] przecież jest zakochana w naszym zbuntowanym i przystojnym Levi'u. Tam na górze pewnie takich nie mają — zaśmiał się Farlan, szturchając wspomnianego mężczyznę w ramię, na co tamten przewrócił tylko oczami i pokręcił głową z cieniem uśmiechu na ustach.
— No jasne, że tak. Nasz braciszek jest jedyny w swoim rodzaju — powiedziała dziewczyna i obydwie zachichotałyście.
Szliście obładowani łupami w stronę sierocińca, śmiejąc się od czasu do czasu. Mimo warunków, jakie tam panowały, to w Podziemiach czułaś się naprawdę świetnie.
Takich chwil jak tamte było o wiele, wiele więcej. Były to tylko zwyczajne wspomnienia, jednak dla ciebie znaczyły naprawdę dużo. Szczególnie teraz, gdy dowiedziałaś się o śmierci dawnych przyjaciół.
Popatrzyłaś ukradkiem na Kapitana Ackerman'a, który siedział wpatrzony w punkt przed sobą z grobową miną. To musiał być dla niego duży cios. W końcu Farlan i Isabel byli dla niego jak rodzina. Tyle razem przeszli. Gdyby nie oni, Levi pewnie zostałby dogłębnie pochłonięty przez nędzną otchłań Podziemii, a jego uczucia zostałyby kompletnie zatracone.
Nie odezwałaś się aż do końca podróży. Na miejsce dotarliście po południu i od razu skierowano was do jednej z tamtejszych siedzib. Idąc przez ulice Mitras znów odżyły w tobie wspomnienia, jednak tym razem te znacznie gorsze. Nie lubiłaś tego miasta. Kojarzyło ci się tylko i wyłącznie ze zniewoleniem. Ci wszyscy wysoko postawieni ludzie i ich idealne rodzinki... Nie, to zdecydowanie nie był twój świat. Znacznie lepiej czułaś się w Podziemiach. Poza tym żywiłaś urazę do stolicy za to, że pozostawała ślepa wobec sytuacji panującej pod ziemią.
***
— A więc to wy. Dwójka Zwiadowców z Podziemii, świetnie — zaczął wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z delikatnym zarostem, który zaraz po przybyciu do wspomnianego wcześniej budynku zaprowadził was do jednego z pomieszczeń. Przedstawił się jako Dan Smolsky. — Sprawa wygląda tak. Od jakiegoś czasu podejrzewamy, że ruch oporu z Podziemii planuje atak na stolicę. Choć jest to raczej niemożliwe, nie możemy ryzykować. Nasz agent, który do tej pory dostarczał informacje został przez nich pojmany, a następnie zabity. Tutaj właśnie zaczyna się wasza rola. Zdążył dowiedzieć się o domniemanym miejscu spotkań organizacji. Jednak miejsce to jest pod ścisłym nadzorem, dlatego potrzebujemy kogoś, kto mógłby dostać się tam podziemnymi korytarzami. Nasz agent ustalił, że miejsce to znajduje się mniej więcej tutaj — wskazał palcem na mapę Podziemii, która została rozłożona na stoliku na środku sali. — Kojarzycie to miejsce? — zwrócił się do was.
— Mniej więcej — mruknął Levi, uważnie przypatrując się.
— Świetnie, właśnie takich ludzi potrzebowaliśmy. Wejdziecie tam i zdobędziecie wszystkie informacje, które mogą mieć związek z ich tajnym planem, czy to jasne?
— Czyli mamy po prostu to ukraść? To po to nas wezwaliście? — wyrwało ci się w pewnym momencie.
— Posłuchaj kochana, skoro jakimś sposobem Generał Smith wybrał cię jako tą, która zna Podziemia, nie wnikam skąd, to chyba zdajesz sobie sprawę z tego, co się tam dzieje i jak niebezpieczni mogą okazać się ludzie, którzy tam przebywają, mam rację? — warknął Smolsky, przewiercając cię swoim spojrzeniem na wylot.
— T-tak, przepraszam — bąknęłaś, czując rumieńce na twarzy, a odwaga uleciała z ciebie jak z pękniętego balona.
— O wejście nie musicie się martwić, dostaniecie specjalne papiery. Czy są jeszcze jakieś pytania? — spytał mężczyzna, patrząc to na jednego, to ma drugiego, jednak dało się rozpoznać, że było to pytanie z naciskiem skierowane do ciebie. Obydwoje zgodnie pokręciliście przecząco głowami. — W takim razie liczę na was. Przyszłość Mitras spoczywa w waszych rękach — dodał.
Szczerze mówiąc gdzieś miałaś przyszłość stolicy. Przecież w gruncie rzeczy to nie wasz problem, tylko ich. Dlaczego więc polecieli z podkulonym ogonem po pomoc do Erwina? Z resztą... Po tym, jak Mitras traktowało Podziemia wcale nie dziwiło cię, że chcieli zaplanować jakiś zamach. Jednak wyznaczono cię do takiego, a nie innego zadania i twoje zdanie zbytnio się nie liczyło. Postanowiłaś zrobić to szybko i bezboleśnie, a następnie wrócić do Trostu i w spokoju kontynuować treningi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro