Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Od ostatnich wydarzeń minęło kilka dni. od tamtego czasu niewiele się działo. Leviowi wreszcie przeszedł kac więc zaproponował mi, że wreszcie mnie oprowadzi. Bez dłuższego zastanowienia zgodziłam się. To miejsce nadal było mi trochę obce. Chciałabym przede wszystkim poznać więcej ludzi/ potworów. Sama już nie wiem. Być może mój narzeczony zna jakieś osoby? Postanowiłam, że się go o to zapytam.
- Levi, chciałabym poznać więcej osób!
- Po co?
- Jak to po co?- Nadal nie mogłam go zrozumieć w niektórych aspektach. - Po to, żeby zawierać nowe przyjaźnie! Czy to nie jest świetna zabawa?
- Nie?
Popatrzyłam na niego krzywo. Kochałam go ale sądziłam, że powinien mieć więcej znajomych.
- Jak to nie? Proszę, zróbmy wreszcie coś co ja chcę!
- Ok, więc co chcesz robić?
- Chciałabym poznać twojego wuja!
- CO?!
- Tak! Zapoznaj mnie ze swoim wujem Kennym!- Byłam taka podekscytowana. Zawsze chciałam go poznać.
- Ale Lizard... Na chuj?
- Proszę?
- Eeee no dobra, nieważne. Jeśli tak bardzo chcesz poznać mojego wuja-chuja to niech ci będzie.
- Yey! - Wykrzyknęłam z radością. Wreszcie spełni się jedno z moich licznych marzeń.

Levi prowadził mnie przez jakieś ciemne uliczki, których jeszcze nigdy nie widziałam. Były one jak żywcem wyjęte z jakiejś smutnej ovy z popularnego anime w której umierają przyjaciele głównego bohatera. Nagle usłyszałam jakąś wieśniacką gwarę i suchary. Kurwa. Okazało się, że powodem tych dźwięków w istocie były dwa żule. Sans i Papyrus.
- Ooo Frisk!- Odezwał się Papyrus. Jego głos kogoś mi przypominał. - Czy mi się wydaje czy urosłeś od ostatniego spotkania?
- Wydaje ci się iksde.- Odparł Sans, myśląc że to co przed chwilą powiedział było śmiesznie.
- "Iksde"? To nawet nie jest słowo.- Powiedział mój narzeczony. - To Lizard, moją dziewczyna. Z jakiegoś powodu chciała cię poznać, więc ją tu przyprowadziłem, Kenny.
- Chwileczkę, - Odparłam.- Jeśli ty to Frisk, Sans to debil, to Papyrus to... Kenny?
- Tak, to ja. - Odparł dumny z siebie Papyrus.
- A-ale pan jest szkieletem.- Nie rozumiem. Wiele razy widziałam już jego zdjęcia.
- My potwory potrafimy zmieniać swoją formę na ludzką. Ale nie robimy tego gdy nie jest to konieczne. Jeśli chcesz to mogę ci pokazać.
Papyrusa zaczęła otaczać czarna mgła, która z każdą chwilą się powiększała. W pewnym momencie zrobiła się tak duża, że całkowicie zakryła jego sylwetkę. Po chwili mgła opadła, odsłaniając piękne ciało Kennyego, największego dilfa w świecie aot, który skromnie mówiąc wyglądał jak wyrzeźbiony spod ręki Michała Anioła. Grecki bóg we własnej osobie. Król, ideał, władca mojej 😺. (🥵🥵🥵🥵🥵🥵🥵)
- WOW! NIESAMOWITE!
- Hehe, no kurwa. Jestem dojebanym człowiekiem sztosem. Jestem niesamowity Papyrus Kenneth Ackerman.
- Cringe.- Powiedział Levi.
- Pal wroty gówniarzu.
- O ty kurwo do mnie mówisz?- Levi wkurwiony sięgnął do kieszeni po scyzoryk.
- Myślisz, że masz ze mną jakiekolwiek szanse karle?- Kenny jak prawdziwy obywatel krakowa wyciągną kosę.
- Uspokójcie się!- Jak oni mogą się tak do siebie odnosić? Przecież są rodziną.- Dlaczego cały czas walczycie? Czy nie lepiej żyć w zgodzie?? 🥺
- Nie.- Odpowiedzieli równocześnie.

Chcąc uniknąć zbędnego ubytku krwi, zębów oraz kończyn mojego przyszłego męża i szwagra szybko skoczyłam do pobliskiego frog shopu po browary. Dałam każdemu po jednym. Normalnie jak bobasy, którym włożysz smoczki do mordy. Momentalnie nastał altruistyczny nastrój. Jak rodzina wspólnie siedzieliśmy na krawężniku łojąc kuflowe mocne. Kenny bardzo mi imponował. Wyjebał piwo na hita. Spełniał wszystkie moje standardy... może jednak wybrałam źle?
- Lizard nie obraź się ale nie uważasz, że zasługujesz na kogoś lepszego niż mój siostrzeniec? Nie chcę się wtrącać ale czy nie myślałaś o związku z prawdziwym mężczyzną? - Powiedział Kenny.
- Eee..- Nie wiedziałam co powiedzieć. Kenny mnie podniecał a Levi w sumie powoli zaczynał mi się nudzić. Poza tym mam wrażenie, że jest gejem, w dodatku bottom.
- Oi, skurwysynie nie wkurwiaj mnie nawet. Nie będziesz mi mojej dupy podrywał.- Odezwał się Levi.
- Ta piękna, młoda dama nie jest twoją własnością, kurduplu.
- Ty chuju.
- Ja pierdole!- Zesrał się Sans i spierdolił. Levi i Kenny zaczęli się napierdalać. Zrobiło się w chuj  niebezpiecznie. W obawie o własne życie pobiegłam za Sansem. Ten otyły szkielet był szybki jak na takie krótkie nóżki.

Biegłam za Sansem już jakiś czas. W podziemiach zrobiła się mini wojna domowa. Kenny wezwał swoją ekipę wpierdolu. Ludzie robili zakłady o całe majątki kto wygra.
Sans wreszcie się zatrzymał.
- Tutaj *dyszy* będziemy bezpieczni. - Wskazał palcem zamek przed nami.
- Będziemy ukrywać się w zamku? To na prawdę twój najlepszy sposób na kryjówkę?
- A masz lepszy, Lizard?- Wypowiedział moje imię jakby ze mnie kpił. Co za gnida.
- Właściwie to mam ich wiele, Sans.
Już miałam wracać, szukać lepszego schronu niż te ruiny gdy nagle zaczęło padać.
- Nani? Dlaczego w podziemiach pada deszcz? 🤔
- AAAA LIZARD DO KURWY NĘDZY TO NIE JEST DESZCZ, TO ŚCIEKI. JESTEŚMY W JEBANYCH PODZIEMIACH.
- FUJKA
Uciekliśmy do zamku. Do okoła wszędzie już latało gówno wszelkiej konsystencji. To najobrzydliwsze co kiedykolwiek widziałam odkąd tu przybyłam. Całe szczęście byliśmy już w środku.
- Nie rozumiem tego... w sensie wiem, że kanalizacja jest w podziemiach ale czy nie powinna być połączona jakimiś rurami?
- Powinna ale widocznie coś się zepsuło. Za niedługo powinni to naprawić ale do tego czasu zapowiadam naprawdę gównianą pogodę, hehe.
- Mam dość ciebie i twoich sucharów, Sans. Idę poszukać jakiegoś miejsca w tym zamku do przeczekania wszystkiego z dala od ciebie. Żegnam.

Z debilami się  nie dyskutuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro