4
Gdy przekroczyłam próg domu, Toriel od razu do mnie podbiegła i przejęta złapała mnie za ramiona.
- Lizard, czy ty i Leviś wczoraj... no wiesz... - była blada i bardzo zakłopotana. - Czy piliście wczoraj alkohol?
-Och, umm tak.
- A czy robiliście coś poza tym? No, wiesz coś takiego co ludzie czasami robią po pijaku i potem są z tego dzieci? - Toriel wyglądała tak jakby miała zaraz zemdleć a mnie odpłynęła krew z twarzy.
- Dlaczego Pani pyta?
- Lizard, nic nie jest pewne ale...
Nie dokończyła zdania. Puściła mnie ukrywając twarz w dłoniach. O ile się nie myliłam widziałam łzy wyciekające spomiędzy jej palców.
- Teściowo? Wszystko dobrze?
- Och, Lizard...- Toriel mówiła łamiącym się głosem. - Na prawdę nie wiem.
- A u Levia wszystko dobrze?
Gdy wypowiedziała jego imię Toriel zaczęła płakać jeszcze głośniej.
- Pójdę z nim porozmawiać. - Poklepałam ją po ramieniu gdy przechodziłam. Tylko na mnie popatrzyła i się uśmiechnęła.
- Jest na górze.
-Ok.
Nie wiedziałam co się tu dzieje ale miałam złe przeczucia. Levi leżał w łóżku ale od czasu kiedy tu zaglądałam zdążył zmienić pozycję, co sugerowało mi, że jeszcze kilka razy wychodził z łóżka. Całe szczęście nie spał więc mogłam z nim wreszcie porozmawiać.
- I jak? Nadal masz kaca? Jejku... więc te pliki, że masz słabą głowę to jednak prawda.
- Stul ryj wcześniaku. Nie mam słabej głowy.
- Oho, widzę, że już dobrze się czujesz.
- Oczywiście, że dobrze się czuję. Za kogo ty mnie uważasz?!
- Za jebanego debila. ez.
Chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi co sugerował mi jego wyraz twarzy. Może i go fangirluję ale nie dam się tak dłużej szkalować.
Leviowi przeszedł wkurw na mnie i próbował wstać z łóżka. Pomogłam mu bo trochę się zataczał.
- Nie potrzebuję twojej pomocy. Dam sobie radę sam.
- Mhm, już to widzę.
Zaprowadziłam go na dół i posadziłam na kanapie. Toriel przyniosła mu szklankę wody.
- My child~ Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nic ci nie jest.
- Tego czy nic mi nie jest jeszcze i tak nie wiemy. Ale fakt, przynajmniej przeszedł mi już najgorszy moment kaca. No, prawie.
- Mam tego dość!- Powiedziałam stanowczo. Żądam odpowiedzi.- Czemu musicie być tacy tajemniczy? Powiecie mi wreszcie o co chodzi? Podobno jesteśmy rodziną.
- Ach, tak ... - Zaczęła Toriel. Levi się nie odzywał. Udawał, że rozmowa go nie dotyczy. - Co do rodziny... Obawiam się, że może się niedługo powiększyć...- Spojrzała na Levia a ja zemdlałam.
Obudziłam się na podłodze. Miałam zimną, mokrą szmatkę na czole. Bolała mnie głowa.
- Nie ruszaj się my child. Zaraz poczujesz się lepiej. ~
Znajomy głos Toriel sprawił, że poczułam się bezpieczna.
- Dobrze się czuję. Mogę już wstać.- Powiedziałam
- Dobrze, powolutku.~
Toriel pomogła mi wstać. Obraz w moich oczach nabierał powoli ostrości. Szukałam wzrokiem swojego narzeczonego ale nigdzie go nie widziałam.
- Lizard, musimy porozmawiać.
- Ok.
- Więc... pamiętasz pewnie dlaczego zemdlałaś. No, więc chciałam ci tylko powiedzieć żebyś się nie przejmowała. To, że Leviś jest w ciąży nie jest jeszcze pewne.
- Nic tutaj nie rozumiem. Myślałam, że to chłopak.
- Taaak, wiesz moje dziecko.. to trochę skomplikowane.
- Toriel, błagam wytłumacz mi. Ja na prawdę muszę wiedzieć.
- Dobrze, usiądź na kanapie a ja zaparzę herbatę.
- Dawno temu kiedy Levi był jeszcze Friskiem opowiadał mi historię swojej rodziny. Wiem, że to dosyć nietypowe ale jednym z przodków Frisk był konik morski. Wygląda na to, że coś po nim odziedziczył. Coś mi tu mimo to nie pasuje. To niemożliwe, że ty jesteś ojcem. To musiał być jakiś osobnik posiadający penisa. Wiesz o co mi chodzi moje dziecko?~
- Toriel, wybacz ale muszę to powiedzieć. TO JEST POJEBANE O CHUJ CI W OGÓLE CHODZI TY POJEBANA SZMATO??
- My child, wydawało mi się, że wytłumaczyłam ci w miarę zrozumiale.
- Ok,ok,ok rozumiem. Po prostu.. jak ma to niby działać? No, sorry ale serio? Konik morski?
- Frisk nie jest konikiem morskim, po prostu odziedziczył jedną z jego cech po swoim przodku.
- Jasne, rozumiem. Wystarczy mi wiedzy na dziś. Muszę porozmawiać z narzeczonym.
Levi siedział na podłodze w sypialni i chyba był całkiem przybity ale w tamtym momencie to mnie nie interesowało. Oszukiwał mnie ten cały czas. Musimy sobie wyjaśnić parę spraw.
- Levi?
Odwrócił wzrok w moją stronę. Miał zaczerwienione i spuchnięte oczy.
- Musimy porozmawiać. Toriel wszystko mi powiedziała. Wiem, że to nie jest moje dziecko. Nie chcę być wścibska. Nie obchodzi mnie z kim się dymasz. Chcę tylko żebyś mi powiedział dlaczego chciałeś za mnie wyjść i co to za pojebana akcja.
- Że co? Nie mów mi, że Toriel opowiadała ci te bzdury na temat moich przodków. Ja pierdole, Lizard ja nawet nie wiem kim są moi rodzice.
- No ok ale... ale ty jesteś w końcu.. no wiesz. Spodziewasz się dziecka?
- NIE IDIOTKO POJEBAŁO CIĘ? Lizard, nie mogę być w ciąży, jestem facetem.
- Teraz to już nic nie rozumiem...- Nie miałam pojęcia co się właściwie odpierdalało ale kosztowało mnie to stanowczo za dużo nerwów.
- Słuchaj, nie chciałem się przyznać ale prawda jest taka, że mam okropnie słabą głowę. Kiedy powiedziałem, że nie jestem pewien, że nic mi nie jest miałem na myśli, że być może będę rzygać jeszcze przez następne kilka dni. Wiem jak reaguję na alkohol.
- Dobra ale nadal nie rozumiem dlaczego nic nie powiedziałeś gdy Toriel tłumaczyła mi, że możesz być przy nadziei.
- Lizard, debilu ona powiedziała tylko, że "rodzina się powiększy". Myślałem, że to ty jesteś w ciąży.
- Nani?! BAKA Oczywiście, że nie jestem. Jak możesz mnie tak obrażać?! Insynuujesz, że jestem gruba?
- No, może nie gruba. Powiedziałbym raczej przy kości? Heh
Nie wytrzymałam i wycelowałam mu luja w policzek. Skurwiel zasłużył. Nikt nie będzie obrażać mojej masy.
- Ty prostaku!
- Przepraszam, tak na prawdę nie uważam, że jesteś gruba. Chciałem tylko trochę rozluźnić atmosferę.
-Co?! Kosztem mojego tłuszczu?!
- Wracając, Lizard nie powinnaś we wszystko wierzyć Toriel. To dobra kobieta ale jest pojebana i ma bujną wyobraźnię. Do tego uwielbia dramatyzować.
- Tak, pewnie masz rację.
- Oczywiście, ja zawsze mam rację baby girl.
Wyjebałam mu w drugi policzek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro