In the future- The End
Z rozbitymi myślami i na paluszkach opuściłam swoją sypialnię, by odreagować sytuację, wydarciem się na strychu w przypadkowego pluszaka. Kiedy wróciłam, Levi wciąż spał.
- Cholera!- zaklęłam pod nosem i podeszłam do wciąż zajętego łóżka.
O ile dobrze pamiętam autobus mam za dwie godziny, a przecież nie mogę tego kurdupla tu zostawić!
- Leeeeeviiiiii...- szepnęłam przeciągle i dźgnęłam go wieszakiem, stojąc w bezpiecznej odległości. Eren mi opowiadał, jaki to on mu osąd kiedyś zgotował. Dziękuję, postoję.
Reakcji brak.
- Levi?...Kurwa mać! Cholera jasna, no!- klęłam cichutko, po czym doznałam olśnienia.
Chwyciłam największą poduszkę jaką miałam na fotelu i stanęłam przy drzwiach, ze złowieszczym uśmiechem. Przeżegnałam się i puuuf! Poleciała prosto na czarny łeb.
Kurwa.
Ledwo ujrzałam gniew w tych oczach, zaczęłam spiepszalać na łeb na szyję, na dół, niemal zabijając się o własne nogi. Na szczęście wyplątanie się spod kołdry zajmuje troszkę czasu, więc mogłam ukryć się w przedpokoju. Wlazłam do szafy, starając się nie oddychać zbyt głośno. Sądząc po tupocie bosych stóp zbiegł właśnie na dół. Szlag by to! Co mnie podkusiło?!
- Raven.- sopelki były blisko. Zbyt blisko.
Zdesperowana okryłam się cała jakąś zimową kurtką i skuliłam, naprawdę sekundę przed tym, jak drzwi szafy otworzyły się na oścież. Zamarłam. Po czym usłyszałam trzask. Nie zauważył mnie, a sądząc po charakterystycznym skrzypnięciu wyszedł na dwór.
- Ufff.- odetchnęłam cichutko i po minutce wylazłam do salonu, by schować się za fotelem. Ukryłam twarz w dłoniach, licząc, że ciemność którą mam przed oczami, udziela się też światu.
- Mam cię.
- ŁOMATKOBOSKOCZYNSTOCHOSKO!- ryknęłam i grzmotnęłam plecami o podłogę. Od razu miałam też inny powód do zawału. On się uśmiechał. Ale nie tak po prostu. SZCZERZYŁ się.
Podniosłam się na łokciach i z pokerową twarzą przyłożyłam mu dłoń do czoła. Popatrzył na mnie jak na wariatkę.
- Nie masz gorączki... Hm... Idę przeszukać apteczkę!- już miałam wstać, kiedy pociągnął mnie za rękę w dół.
- Zemsta słodką jest.- rzucił beznamiętnym tonem, wciąż ukazując w uśmiechu białe ząbki.
- O nie. O NIE. ONIENIENIENIENIENIENIENIE!!- darłam się wniebogłosy, kiedy mnie łaskotał, z szatanem w oczach.
[Niech ktoś dzwoni po egzorcystę, najlepiej po Rina! OC mi zaraz opęta ;-;- N/A]
- BŁAGAM, LITOŚCI!- zaskowyczałam i wtedy zawtórowało mi wycie.
- Co to?
- Twoja fangirl[tego towaru to akurat ma sporo, wiesz Raven? <.< N/A].- odparłam i korzystając z tego, że go zamurowało pognałam wypuścić Asami z piwniczki.
Liznęła mnie w dłoń i od razu pognała do Levi'a, przygważdżając go do podłogi i obśliniając radośnie całą twarz.
Mamy jeszcze dwie godziny do autobusu, więc spokojnie zaparzyłam i sączyłam kawę, a Levi zajmował się Asami. Znaczy dokładniej rzecz ujmując, to Asami zajmowała się Levi'em, skacząc na niego, wylizując i łasząc się.
- Niedługo jadę na miasto. Chcesz jechać ze mną?
- Gdzie?- spytał kapral, między atakami języka psinki
- Do salonu tatuażu, mam sobie dzisiaj wytatuować łopatki.- to jest fascynujące, że muszę tłumaczyć wszystko dorosłemu mężczyźnie, starszemu ode mnie. Szczególnie, że mnie słucha- Jak chcesz, to też możesz sobie zrobić jakiś.
Kiwnął w zamyśle głową i wstał, ku rozpaczy Asami. Siadł obok mnie i łyknął z kubka, gapiąc się w ścianę.
- Wszystko w porządku?
Kiwnął głową.
Wzruszyłam ramionami i oznajmiłam mu, że idę do łazienki, żeby odświeżyć się przed wyjściem. Spięłam włosy w kitkę i zamknąwszy się, wlazłam pod prysznic. Może fakt, że słyszałam nerwowe kroki pod drzwiami, a może zwykły lęk przed zrobieniem tatuażu(raczej to pierwsze) kazały mi zakręcić wodę, po ledwo pięciu minutach. Z westchnieniem wytarłam się i ubrałam. Już otwierając drzwi, zaczęłam monolog:
- Jeżeli czegoś chcesz, to po prostu pytaj, bo czuję się napastowana, niczym w horrorze i nie podoba mi się fakt, że wystajesz pod łazienką bez większego celu.- fuknęłam na Levi'a, który po prostu się na mnie patrzył, bez żadnych emocji.
- Dzwoniła Yui.
Zacisnęłam nienawistnie wargi.
- Co chciała?
- Sama spytaj.- wręczył mi komórkę i od razu ogłuchłam od szlochu, który się przez nią dobywał.
****
Z nieco obolałymi plecami wyszłam z salonu, pod koszulą mając skrzydła wolności na całych plecach. Lazłam jak w transie, padałam ludziom pod nogi, przywaliłam czołem w słup, weszłam do złego tramwaju. Wciąż nie mogłam uwierzyć.
Zniknęli. Wszyscy. Nie ma ich już. Po prostu wrócili do siebie. A Levi został. Czułam się winna. I kiedy igiełka raz za razem kuła mnie w skórę, czułam taki sam ból w sercu. Okropność, jak to się stało? Dlaczego?
Yui mi wszystko wyjaśniła. Mieli wyścigi z jajkiem na łyżce. Eren się wyrżnął i rozwalił rękę, a łyżka wypadła mu ust. Miał ranę, miał cel. Wszyscy zwiadowcy od razu rzucili się do niego, zaciągając na ubocze, dosłownie tuż przed jego przemianą. Yui mówiła, że rozległ się huk, błysk. I puf. Zniknęli, a tam gdzie stali, unosiły się obłoki dymu. Wrócili do siebie. Miałam trochę czasu podczas leżenia na fotelu i drogi powrotnej na rozmyślania i zaczęłam wiązać fakty.
Ackerman siedział na kanapie, kiedy wróciłam i oglądał jakiś serial. Ostatecznie nie pojechał ze mną i nie dziwię mu się. Chciał być sam. Na pewno to go bolało, choćby nie wiem jak bardzo usiłował to nie uda mu się tego ukryć. To było w jego oczach.
- Cześć.- bąknęłam, od razu wchodząc do kuchni i wlewając wodę do czajnika elektrycznego
- Bolało?
Zmarszczyłam brwi. Dopiero po chwili zrozumiałam, że chodziło mu o to masochistyczne dźganie igłą.
- Trochę. A co u ciebie?- dlaczego ta rozmowa w ogóle się nie klei? Hm... zastanów się, Raven.
Jednym, wymownym spojrzeniem zamknął mi jadaczkę. Zalałam herbatę i obejmując kubek z obydwu dłoniach usiadłam obok niego. Cisza nie była swobodna, jak zwykle, kiedy siedzieliśmy razem. Trzeszczała od tego okropnie krępującego napięcia. Nawet dmuchanie na zawartość filiżanki było dla mnie wyzwaniem, a Levi nawet na mnie nie patrzył. Argh. Wkurzona nieco odstawiłam kubek na stół z donośnym stuknięciem.
- Powiedz szczerze.
Pytająco na mnie zerknął.
- Żałujesz, że tu zostałeś, prawda? Że wtedy z nimi nie poszedłeś. Że nie wrócisz do siebie, że będziesz musiał mnie znosić, że...
Nagle położył mi dłoń na ustach i przyciągnął do swojej piersi. Przez ułamek sekundy widziałam w jego oczach gniew, jednak wtuliłam się w niego.
- Idiotka.
Ścisnął mnie mocno, chowając twarz w moich włosach.
- Czasem użryj się w język, zanim walniesz taką głupotę.
Kiwnęłam głową nieprzekonana i od razu trzasnęły drzwi. Niechętnie odsunęłam się do Levi'a i wstałam. Yui bardziej potrzebuje uścisków niż ja.
Oczy miała zaczerwienione, policzki rumiane i była załamana. Cisnęła wszystkie torby na podłogę i do razu przytuliła się do mnie. Beczała jak bóbr, mocząc mi całą koszulę. Objęłam pochlipująca przyjaciółkę i posadziłam ją na kanapie, obok kaprala, a sama poszłam zaparzyć jej ziółek na uspokojenie.
- Uspokój się.- warknięcie było dość niepokojące, ale widok jaki zastałam, wracając kubek zmusił mnie do klapnięcia dupskiem na podłogę i zanoszenie się śmiechem.
Yui beczała w klatkę piersiową Levi'a, rozpaczliwie się do niego tuląc, a on jak skamieniał z wyrazem pełnym obrzydzenia i zawieszonymi w powietrzu rękoma.
- Ty naprawdę nie masz uczuć.- pociągnęła Yui noskiem i ledwo podeszłam uwiesiła się na mnie.
Spojrzałam na Ackerman'a porozumiewawczo i uśmiechnęliśmy się obydwoje. Czułam się jakbym była nastolatką z pełnym składem w domu.
Znów mam rodzinę i to najlepszą na świecie.
___________________________________
;-;
Nie bijcie.
Wyszło gofnianie, nie umiałam tego skończyć, a chcę mieć to za sobą. Może gdyby kod czerwony został odwołany wyszłoby lepiej, ale nic mi się nie chce...T^T
GOMENE!!!
*dobrze to napisałam??*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro