Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

In the future- Cosplay w Parku

tytuł: In the Future.

Levi x OC

OC- Raven Jones: 27 lat, krótkie, czarne włosy, szare oczy

zamawiający: anonimowy

* zawiera przekleństwa/ później wątek seksualny, znikomo opisany*

PRZYJMUJĘ ZAMÓWIENIA

****

Szłam spokojnie przez park, prowadząc na smyczy mojego psa. Asami, bo tak się suczka nazywała, była bardzo podobna do wilka, o czarnej sierści, złotych oczach i bystrym spojrzeniu. Było już grubo po 22, ale kochałam nocne spacery, po pustym parku. Nawet menele nie szlajali się o tej porze, więc mogłam robić dosłownie wszystko.

Byłam właśnie w północnej części parku nad jeziorkiem, gdzie nigdy nie było latarni. Lubiłam siadać tam pod drzewem, spuszczać Asami i po prostu rozmyślać. Dziś była wyjątkowo ciepła noc, wiał delikatny wietrzyk, ale nie było widać ani gwiazd, ani księżyca. Asami, mimo tego, że była odpięta ze smyczy, usiadła obok mnie, strzygąc na wszystkie strony uszami. Była wyjątkowo niespokojna, to do niej niepodobne.

- Psinka- wytarmosiłam sierść między jej uszami- Co jest?

Szczeknęła ostrzegawczo, szturchając mnie nosem.

Dopiero wtedy między drzewami po przeciwnym brzegu mignęła mi plątanina białych spodni. Przełknęłam ślinę. Jak ja nie cierpię ludzi. Znaczy po prostu nie lubię tego zadufania w sobie, szpanu na siłę i tego pastwienia się nad słabszymi. Tak, tak nade mną też się w pracy pastwili. Byłam aktualnie najnowszą pracownicą największej księgarni w promieniu dwustu kilometrów. Prestiżowa praca uderza niektórym do głowy.

Obca banda w parku o tej godzinie nie może znaczyć nic dobrego. Zerwałam się i zaczęłam biec. Asami też zaczęła gnać, ale w przeciwnym kierunku.

Grupa pokonała mostek, schowałam się za drzewem, modląc cicho. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi, ale wystawiłam głowę, by rozeznać się w sytuacji. Cztery osoby, w tym trzy dziewczyny stali wokół swojego koleżki, którego moja niewierna psina lizała po twarzy, przygniatając łapami do ziemi. Współczułam mu troszkę, bo Asami była masywną dziewczynką.

Wreszcie facet zrzucił z siebie psa, który jak gdyby nigdy nic zaczęła biec w moją stronę. Zacisnęłam powieki i zaczęłam uciekać.

- Głupi pies!- warknęłam, wypluwając płuca w biegu.

Głupi pies poczuł się urażony. Pokazał to, naskakują mi na plecy. Zryłam twarzą w ziemię i wyplułam jej grudki. Dało się usłyszeć, że do mnie podbiegli. Cztery pary nóg w wysokich, brązowych butach. Po chwili, tuż przede mną, przystanęła i piąta. A Asami co? Siedziała mi na plecach, bardzo zadowolona z siebie, merdającym ogonem obijając mi uda. Uniosłam się na przedramionach i zrzuciłam z siebie psa, po czym kucnęłam niepewnie, bacznie przyglądając się bandzie, która jeszcze baczniej patrzyła się na mnie. Pięciu cosplay'erów i to całkiem niezłych, chociaż nie wiedziałam z czego. No bo to na pewno był cosplay: białe spodnie z brązowymi paskami, beżowe kurtki z jakimiś skrzydłami, jakieś pudła przy pasie.

Jeśli mam być szczera, to mam cholernie słabe nerwy. Zrobiło mi się słabo, otępiałam, nie wiedziałam co robić, ale nie wytrzymałam, kiedy ten kurdupel z czarnymi włosami i zimnymi oczami kucnął przede mną i spytał:

- Który mamy rok?

W głowie trzeszczała mi jedna myśl " WARIACI".

Przełknęłam ślinę i lekko się uniosłam. Postanowiłam zaryzykować. Przygrzmociłam mu pięścią w szczękę. Upadł. Zaczęłam znów uciekać, biegłam jak szalona. Nie zwracałam uwagi na szum i zgrzyty, które mnie śledziły. Wtedy nie wiedziałam, jaki popełniam błąd. Wybiegłam z parku, prosto pod bramę swojego domu. Jak ja się cieszyłam, że mieszkam tak blisko.

Wpadłam na podwórko, zamykając furtkę na klucz. Nie wiem jakim cudem Asami znalazła się obok mnie, ale ignorując to padłam na trawnik, pocierając obolałą dłoń. Co za wieczór. Byłam cholernie zmęczona, tak padnięta, że na czworakach wlazłam do domu i padłam jeszcze na progu.

Ale wtedy znów rozległy się szumy, zgrzyty i odgłos uderzenia stóp o ziemię. Odwróciłam się. Na środku podwórka stała ta zasrana, upierdliwa piątka. Zaklęłam i wstałam. Znudziło mi się uciekanie, telefon miałam u siebie w pokoju na górze, a nie miałam siły by biec.

Podszedł do mnie właśnie tamten karzeł, któremu przywaliłam. W sumie byłam niewiele wyższa od niego, ale trudno. Był karłem. I to wkurzonym karłem. Stanął obok mnie i zmroził ciemnoniebieskimi oczami, po czym chwycił za gardło.

Zaczęłam się lekko dusić.

- Zapytam po raz ostatni: który mamy rok?

- Dwa tysiące szesnasty- sapnęłam, usiłując oderwać jego palce od swojej szyi

Puścił. Kaszląc upadłam na kolana.

- Levi, nie przesadzaj- obok mnie klęknęła kobieta z se spiętymi, ciemnymi włosami i w okularach- Jak ma nam pomóc, to nie strasz jej na śmierć. Jestem Hanji Zoe- zwróciła się do mnie na koniec otaczając ramieniem

- A tamci?- zerknęłam na resztę grupy

- Ten przyjemniaczek ze spojrzeniem mordercy to Levi, tamten grzybek to Eren Jaeger, czarnowłosa w szaliku to Mikasa Ackerman, a ta obok niej to Sasha Braus.

- Raven Jones- sapnęłam- Dlaczego mnie do kurwy nędzy goniliście?!- krzyknęłam, wkurzona do granic możliwości

- Cóż...- Hanji się nieco zmieszała- Powiedzmy, że mój eksperyment na Beanie nie powiódł się zbyt dobrze i wylądowaliśmy w złym wymiarze...

- Aha, a ja jestem Gandalf i właśnie wróciłam z zaświatów- warknęłam, strącając jej rękę. Rzadko kiedy tak się wkurzam, ale dziś kumulowane emocje sięgnęły zenitu- Bez ściemy, mówcie prawdę, bo zadzwonię po policję!- troszkę skłamałam, ale istniała szansa, że zostawiłam komórkę w salonie

- Ale to przecież jest prawda! Nawet nie wiesz ile czasu zajęło mi dojście do tego wniosku! Bo tutaj nie ma tytanów, prawda?

- Czego?- uniosłam brew zażenowana. Psychiczni. Naprawdę, psychiczni- Nie, nie ma takich rzeczy!

Czułam się jak bohaterka jakieś tandetnej noweli. Ale w sumie zawsze marzyłam o czymś takim, jednak zbyt trudno było mi w to uwierzyć.

- Nie ma tytanów?- słowa wypadły z ust chłopaka o imieniu Eren

- Nie- warknęłam, znużona- Wejdźcie chociaż do środka, zrobię kawę.

Poleźli do wnętrza, nie zdejmując butów. Jeżeli za bardzo nabrudzę, to ich zatłukę. Zamknęłam drzwi na klucz i dopiero polazłam do kuchni.

Wszyscy( z wyjątkiem kurdupla, który oparł się o ścianę przy oknie) stali wokół telewizora, wiszącego na ścianie. Zacisnęłam usta i zryłam ich za to. Niezbyt chętnie usiedli na kanapę, a Hanji podeszła do mnie i spytała w czym może pomóc.

- Wyjmij pudełko z ciastami z lodówki, znaczy... taki czerwony sześcian z tego szarego, wysokiego pudła, o tam- wskazałam na lodówkę, a Hanji z wielkim zainteresowaniem zaczęła badać ją, zanim doszła do tego, jak się ją otwiera. Później przyjrzała się zawartości i dopiero wyciągnęła opakowanie, stawiając je na blacie kuchennym.

- A teraz opowiedz mi trochę o tym waszym światku- mimowolnie zaczynałam im wierzyć, a w miarę jak Hanji opowiadała, zaczynałam im współczuć i całkiem zrozumiałam ich sytuację.

Nawet jeżeli czułam w głębi serca, że może kłamać, rozpaczliwie chciałam, by to była prawda.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: