9. Janek Ziobro
Hej Kamil.
Pewnie się nie spodziewasz listu ode mnie, prawda? Cóż... Może i w skokach jestem przegrany, ale Maciek wie o wszystkim i dzięki niemu mam informacje o tym, co się dzieje w kadrze, a tamtego dnia byłem tam na skoczni. Tak, wszystko widziałem. I kiedy Adam przyszedł ogłosić to, czego nikt z nas nie chciał usłyszeć, zatkałem sobie uszy i zniknąłem w tłumie. Nawet nie zauważyliście, że tam byłem. A przyjechałem tylko po to, by Cię zobaczyć, nawet chciałem pójść do Ciebie do hotelu i wszystko Ci wytłumaczyć.
Nie zdążyłem. Odszedłeś myśląc, że próbowałem Ci zaszkodzić. To nie tak, Mil, nie tak.
Wiesz, czemu to zrobiłem? Nie dla pieniędzy ani dla rozgłosu. Zrobiłem to po części dlatego, by zwrócić uwagę na trudności w mniej ważnej Kadrze B, ale to tylko w małym procencie. Przede wszystkim zrobiłem to dla Ciebie. Obserwowałem zachowania dziennikarzy i kibiców, ich niezbyt mądre pytania i jeszcze głupsze komentarze. Chyba myśleli, że Ci się to spodoba. W ogóle nie pomyśleli o tym, że to może Cię zranić. Że może Ciebie to męczy. Widziałem to, jak trudny był dla Ciebie ten Turniej Czterech Skoczni, a szczególnie dziennikarze tylko to wszystko pogarszali. Mieli wielkie oczekiwania wobec Ciebie. Z jednej strony fajnie, bo to znaczy, że w Ciebie wierzyli, ale z drugiej... Dlatego postanowiłem się wtrącić i to akurat wtedy.
Oberwało mi się, straciłem wszystko łącznie z moim najlepszym przyjacielem, ale wiem, że było warto. Ty byłeś tego wart, zasługiwałeś na chwilę oddechu. Zrobiłem to dla Ciebie, Mil i jest mi przykro, że nigdy już nie odzyskam przyjaciela.
Miałem Ci o wszystkim powiedzieć... Maciek zamierzał pomóc mi dostać się do Waszego hotelu. Miałem Ci wszystko opowiedzieć ze szczegółami. A teraz...
Straciłem przyjaciela, chociaż mam wrażenie, że w pewnym momencie przestaliśmy się dogadywać, rozumieć. Nie tylko z Twojej winy. Dopiero teraz z perspektywy czasu widzę, że obaj to zniszczyliśmy. Mieliśmy wiele szans, by naprawić nasze relacje, ale ja zawsze mówiłem: "Jutro do niego napiszę". Zawsze było jakieś jutro. Aż do ubiegłej niedzieli. Mój limit na "jutro" z Tobą się wyczerpał. Twoje odejście jest moją przegraną.
Nikt nam Ciebie nie zastąpi. Nikt! Nikt nie ma Twojego głosu, Twojej twarzy, Twoich emocji, uczuć i przemyśleń. Nikt nie jest taki jak Ty. Nikt nie potrafi z taką łatwością dopasować się do każdej sytuacji.
W telewizji mówią dużo o Tobie. Wyliczają Twoje sukcesy, zachwycają się Twoimi zaletami, płaczą razem z Twoją żoną, choć te łzy są sztuczne, obliczone na zebranie jak największej liczby widzów. Teraz wszystko mierzy się miarą zysku lub straty. Jeśli coś nie jest dochodowe, ludzie się tego pozbywają. Dlatego tak wielu dziś nie posiada uczuć. Po prostu są nieopłacalne. Kiedyś wszyscy zastanawiali się, kto będzie następcą Małysza. Widzieli go w Klimku Murańce lecz nie w Tobie. Ty byłeś schowany gdzieś w ich cieniu. A później wygrałeś swoje pierwsze w karierze zawody Pucharu Świata. Uwierzyłeś i już się nie zatrzymałeś. Później mówili: "Oby był jak Adam Małysz". A Ty byłeś kimś więcej niż Adam. Byłeś sobą. Nie było dla Ciebie przeszkód, których byś nie pokonał. Teraz już nikt nie może mieć wątpliwości. Byłeś Królem tego sportu.
Brakuje mi Ciebie. Brakuje mi tego, jak razem żartowaliśmy i wygłupialiśmy się na treningach, jak potrafiliśmy razem wpaść na każdy durny pomysł.
Zapytałbym, czy pamiętasz, jak pomalowaliśmy twarze i wysłaliśmy tak Stefka do sklepu.
Albo jak poowijaliśmy się łańcuchami z choinek i robiliśmy sobie zdjęcia.
Albo jak napisałeś na stronce Eve-Nementu na facebooku, że bywam nieznośny, ale nie zamieniłbyś mnie na innego lokatora.
Teraz nawet nie chciałbyś mieć pokoju w tym samym hotelu co ja. To smutne. Ciągle się zastanawiam, w którym momencie nasza cudowna przyjaźń runęła? Co zrobiłem aż tak źle. Wskaż mi moje błędy, to je naprawię!
Idiota! Jestem idiotą.
Nie możesz już wskazać mi moich błędów. Już nic nie możesz. Nie ma Cię. Już więcej Cię nie zobaczę.
Chyba nie chcę w to wierzyć. Boli mnie to. Bardzo. Szczególnie to, że odszedłeś myśląc, że dla mnie jesteś nikim. Mil, byłeś moim najlepszym, nieco szalonym przyjacielem. To głównie Ty wpadałeś na te wszystkie dziwaczne pomysły. Chyba nikt by mi nie uwierzył, gdybym powiedział, że w naszej przyjaźni to ja byłem tym spokojniejszym.
Będę tęsknić. To jedno wiem na pewno. Na razie czuję jedynie tępy ból, aczkolwiek wiem, że dopiero gdy wrócę do domu, a to wszystko się uspokoi i będę miał czas by pomyśleć, to pewnie wtedy mnie to dopadnie. I pewnie będę płakał. Pewnie dopiero wtedy to odczuję. Do tej pory zawsze mogłem mieć choć cień szansy na to, że może znów pewnego dnia będziemy ze sobą rozmawiać, spędzać razem czas. Teraz już tej szansy nie ma.
Słucham tych wszystkich hymnów pochwalnych na Twoją cześć w telewizji i aż coś się we mnie gotuje. Zachwycają się Tobą, a ja pytam : gdzie byli wtedy, gdy miałeś kontuzję? Gdzie byli, gdy trafił Ci się gorszy sezon? Czy który z nich choć jedno dobre słowo do Ciebie powiedział tak szczerze prosto z serca? Nie. Owszem, próbowali być mili, ponieważ wiedzieli, że publika to kocha, ale to znów chodziło tylko i wyłącznie o zysk. Kiedy Ty osłabłeś i już nie wygrywałeś, kiedy Twój blask przygasł, dla nich to oznaczało brak zysku z oglądalności, więc szybko o Tobie zapomnieli. Dwulicowe żmije! Potrafią wyssać z człowieka ostatnie soki!
Przepraszam, Mil, ale ja ich nie lubiłem i to było widać w moich wywiadach, pamiętasz?
Nie chcę już wracać na skocznię. I tak bym nie potrafił. Nawet gdyby dali mi jeszcze jedną szansę. Tam wracałyby wspomnienia... I chociaż są one często dobre, to ja chyba nie chcę...
Nie wiem, co jeszcze mogę napisać. Czuję się tak, jakbym już wyczerpał wszelkie nakłady myśli. W głowie króluje pustka.
Kamil, przepraszam. Powinienem był trwać przy Tobie bez względu na wszystko. Byliśmy przyjaciółmi... Nie byłem fair... Wybaczysz mi kiedyś? Bo ja sam sobie wybaczyć nie potrafię... Pójdę na Twój grób, złożę kwiaty, zapalę znicz, zmówię modlitwę... Będę przychodził często, obiecuję. Choć czas wkrótce otrze łzy, w sercu pozostaniesz Ty.
Tak sobie siedzę, myślę, wspominam i przypomina mi się wszystko. Nawet to, jak pomalowaliśmy sobie twarze na czarno... Właściwie to Ty to zacząłeś... Ale z Ciebie dowcipniś, Mil. Pamiętam, że spałem sobie smacznie, a gdy się obudziłem, wyszedłem na korytarz. Spotkałem naszego rywala, Krafcika. Zaczął się śmiać na mój widok, ale nic nie powiedział. Menda społeczna! To samo Freitag i Fannemel, dopiero Robi Kranjec mi powiedział, żebym spojrzał w lustro. To były czasy...! One już nie wrócą. Nigdy...
Wiem, że to już trochę za późno i po niewczasie, ale... Przepraszam. Może moje słowa kiedyś dotrą do Ciebie.
Twój kolega z pokoju i przyjaciel,
Jasiek.
Nienawidzę śmierci.
Ona niesie tylko łzy i smutek.
Zabiera to, co kochamy.
Nienawidzę życia.
Ono daje naiwną nadzieję.
Zabiera dziecięcą radość czystą.
(1112)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro