Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

46. Jak uciec przeznaczeniu?

Tymczasem kilka kilometrów dalej...

Z dziennika Michaela

 
Nie mogłem się poddać. Nie wiem, w którym momencie poczułem, że ten mały skrzat stał się dla mnie kimś wyjątkowym. Nie wiem, może było to wtedy, kiedy trener kazał nam wspólnie robić ćwiczenia, a ja po raz kolejny trafiłem na Krafta? Może wtedy, kiedy zobaczyłem go całującego się z Marisą? Pamiętam, że z jakiegoś wtedy niewytłumaczalnego dla mnie powodu bardzo mnie to wkurzało. Czyżbym był zazdrosny? O co, przecież sam miałem dziewczynę?

A może zrozumiałem to, kiedy Stefan po swojej kolejnej wygranej padł mi w ramiona, szepcząc mi do ucha, że to moja zasługa, że beze mnie by niczego nie wygrał? A może wtedy, jak poszliśmy na bilard i on śmiał się, że nie mam z nim szans? Albo jak graliśmy w FiFę? A może podczas naszych niekończących się sprzeczek o to, który klub piłkarski jest lepszy? Ja byłem kibicem FC Barcelony, on Bayernu Monachium. Tego nie dało się pogodzić, a jednak nawet te nasze kłótnie były zawsze na poziomie. Oczywiście najtrudniej było wtedy, gdy nasze kluby grały mecze przeciwko sobie.

A może zrozumiałem to podczas naszej bitwy na poduszki? Czyli naszej ulubionej rozrywki, kiedy trener nie pozwalał nam wychodzić z hotelu, byśmy się przypadkiem nie przemęczali.

W każdym razie w pewnym momencie Krafti stał się dla mnie kimś szczególnie ważnym. Jednak nie rozumiałem, dlaczego. Patrzyłem, podziwiałem go, obserwowałem jego mięśnie podczas treningów, wpatrywałem się w jego oczy albo usta i nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że wpadłem po uszy. Gregor pierwszy zauważył, że coś jest ze mną nie tak. Po kolejnych zawodach, które nie wyszły mi tak, jak bym sobie tego życzył, wparował do mnie do pokoju. W jednej dłoni trzymał swój nieodłączny aparat fotograficzny, a w drugiej wciąż parujący kubek gorącej herbaty. Rozsiadł się wygodnie na krześle przy moim biurku, aparat i herbatę stawiając na blacie.

-Mów, co się dzieje – Zażądał.

-Nic się nie dzieje – Próbowałem go zbyć, ale on tylko patrzył na mnie tym typowym dla siebie spojrzeniem, które mówiło, że on i tak wie i nie zamierza mi odpuścić. Dziś jestem mu za to wdzięczny. Gdyby nie ta nasza rozmowa, pewnie jeszcze długo bym błądził w ciemnościach, nie wiedząc, co robić.

-Jasne. A ja jestem mistrzem olimpijskim i to potrójnym. Michi, przecież widzę. Jesteś ostatnio jakiś nieswój. Co z tobą?

-O co ci chodzi?

-O to, że zachowujesz się dziwnie. Martwię się.

Nic mu nie odpowiedziałem. Nie chciałem i nie widziałem sensu, żeby mu cokolwiek mówić. Przecież mnie nie zrozumie. Był świetnym przyjacielem, ale przecież na pewno nie wiedział, co się ze mną dzieje, jakie targają mną emocje.

Wstałem z łóżka, gdzie wcześniej byłem zajęty podpisywaniem kart od Fischera ze swoim zdjęciem. Został mi ich jeszcze spory stos do podpisania. Może i rozdawanie autografów jest fajne, ale czasem trochę boli mnie ręka. Podszedłem do okna, wyglądając na zewnątrz. Znajdowaliśmy się w Norwegii i było przeraźliwie zimno. Na szczęście pokoje hotelowe były dobrze nagrzane.

-Michi… Michael, porozmawiaj ze mną – Usłyszałem coś, jakby ton wyrzutu w jego głosie. Czyżby miał do mnie żal o to, że nie chcę rozmawiać o czymś, czego sam nie rozumiem?

-No dobra… Co chcesz wiedzieć?

-Wszystko. A szczególnie to, dlaczego od dwóch tygodni ignorujesz naszego Krafcika? Pokłóciliście się o coś? On twierdzi, że nie, ale…

-Nie, nie pokłóciliśmy się.

-To o co chodzi? Przecież chyba go lubisz?

-Tsa, lubię, tylko chyba za bardzo – Po tych słowach odszedłem od okna. W pokojach hotelowych zazwyczaj nie ma zbyt wiele miejsca, a ja chciałem jakoś uciec przed pytaniami Schlierenzauera. Po raz pierwszy od dawna, znowu zaczynał mnie denerwować. Nie chciałem, żeby wyprowadził mnie z równowagi, przede wszystkim dlatego, że nie wiem, do czego byłbym zdolny. Mógłbym go tylko uderzyć, ale mógłbym też zabić. W końcu matka ciągle powtarzała, że ja i moi bracia mamy w sobie ten gen, który odpowiada za naszą agresywność, wybuchowość i nieobliczalność.

-Opowiedz mi o tym – Nawet nie zauważyłem, kiedy do mnie podszedł i położył jedną dłoń na moim ramieniu, kciukiem drugiej unosząc moją brodę w górę i zmuszając mnie, bym spojrzał mu w oczy – To ci pomoże.

-Wątpię, ale skoro chcesz… Tylko ostrzegam, słuchasz tego na własną odpowiedzialność, jeżeli cię to przerazi, nie miej pretensji do mnie.

-Nie będę miał. Obiecuję, że cię wysłucham – Położył dłoń na swojej klatce piersiowej w okolicy serca.

-No dobra… Może lepiej usiądź, bo mi tu jeszcze padniesz z wrażenia. Ja… Ja nie wiem, co się dzieje, Greg… Kiedy jestem gdzieś ze Stefanem, czuję się zaskakująco dobrze, czas z nim płynie wyjątkowo szybko.  A kiedy go nie ma obok, czuję się dziwnie smutny, brakuje mi czegoś. Ostatnio przyłapałem się na tym, że…

Nie mogłem dokończyć swojej wypowiedzi. Chciałem o tym komuś powiedzieć, potrzebowałem tego, ale te słowa nawet nie chciały przejść mi przez gardło. Gregor objął mnie i przyciągnął do siebie.

-Spokojnie, jeżeli czujesz, że nie dasz rady tego powiedzieć, to nie mów.

-Powiem… Ja… Greg, lepiej się ode mnie odsuń, bo się jeszcze zarazisz.

-Czym?

-…

-Michi?

-Gejostwem. Ja chyba jestem gejem – Najpierw popłynęła jedna łza, chyba ze wstydu. Tak, wstydziłem się tego. Moi koledzy ze skoczni mieli dziewczyny, żony, narzeczone, ja też miałem Claudię i nie podobało mi się to, co działo się ze mną w obecności mojego przyjaciela. Przez długi czas nie potrafiłem przyznać się nawet sam przed sobą, że Stefan mnie pociąga, a potem zacząłem o nim fantazjować i… Wyobrażałem sobie różne scenki i było mi wstyd, bo na jego miejscu powinna być Claudia. Czułem, że z każdym mijającym dniem coraz bardziej się od niej oddalam. Złapałem się na tym, że pewnego razu w ogóle o niej nie myślałem przez całe dwa dni, dopóki nie zadzwoniła do mnie, przerażona moim milczeniem.

-To nic złego, Michi, to nic złego.

-Ale… Greg, ja… ja nie chcę… Mam dziewczynę, piękną, mądrą, zabawną, miłą… Dlaczego nie mogę kochać jej?

-Ponieważ kochasz Stefana – Powiedział to tak po prostu, jakby zawsze wiedział. Spojrzałem na niego zaskoczony, on zaś w ogóle nie wydawał się zdziwiony moim wyznaniem.

-Skąd wiesz?

-Proszę cię, Michi – Prychnął – Nie od dziś żyję na tym świecie, swoje widziałem i umiem poznać, kiedy moi przyjaciele są w sobie zakochani, przez co zachowują się jak totalni kretyni.

-Czekaj… Co?

-Hę?

-Co powiedziałeś o swoich przyjaciołach? O kim mówiłeś?

-Ja…? Ja nic nie mówiłem. Przesłyszało ci się.

-Jasne. Nie ściemniaj. Powiedziałeś, że my z Kraftim jesteśmy w sobie wzajemnie zakochani?

-Nie wiem. Chyba sam powinieneś go o to zapytać, no nie?

Tak, wiem, że powinienem i cieszę się, że to zrobiłem. Czekałem, aż Stefan wróci z salki konferencyjnej, po czym od razu rozpocząłem rozmowę z nim na bardzo interesujący mnie temat. Pamiętam, że wpadłem wtedy na genialny pomysł, że Stefan na pewno jest głodny i zmęczony. Poszedłem więc razem z Gregorem do hotelowej kuchni, gdzie dostaliśmy trochę jedzenia i dzbanek gorącej herbaty na wynos. Kiedy Krafti wrócił do pokoju, zaprosiłem go na istną ucztę.

-Proszę, Stefi, na pewno jesteś głodny. Smacznego!

Uśmiechnąłem się do niego, w jego oczach dostrzegając wesołe iskierki. Dobry znak.

-Dzięki Michi. Jesteś naprawdę wspaniały, cudowny, niesamowity… – Przerwałem mu, zanim zdążył wzbogacić swoją wyliczankę o kolejne zaskakujące epitety.

-Nie tak jak ty. Muszę ci coś powiedzieć.

-Tak? To dawaj.

-Na początek przepraszam za to, jaki ostatnio dla ciebie byłem. To nie twoja wina tylko moja, bo widzisz, zakochałem się w tobie, ale tego nie rozumiałem, bałem się tego, co czuję, co się ze mną dzieje…

Zawiesiłem głos. Przymknąłem oczy, bojąc się nawet spojrzeć na niego. To był mój przyjaciel, przecież to niemożliwe, żeby odwzajemniał moje uczucia. Nie, nie, nie, na pewno nie. Byłem idiotą. Zapewne wszystko popsułem. Aż zadrżałem na samą myśl o tym, że mogłem w ten sposób popsuć nasze relacje, zniszczyć je, a to byłby dla mnie największy koszmar.

Nagle poczułem, że ktoś staje blisko mnie, bierze moje ręce w swoje dłonie, po czym składa na moich ustach pachnący herbatą pocałunek.

-Ja też cię kocham, Michi – Powiedział tylko. Otworzyłem oczy. Obiekt moich marzeń stał blisko mnie, trzymając mnie za ręce. Był niższy ode mnie, ale zawsze uważałem, że to słodkie. Byliśmy swoimi przeciwieństwami, a podobno przeciwieństwa się przyciągają. Ja byłem wysokim blondynem, on niskim brunetem, on kibicował Bayernowi, ja Barcelonie. Jednak pierwszym, co nas połączyło, była nasza pasja: skoki narciarskie.

Teraz, kiedy siedzę w jakimś dziwnym pomieszczeniu i mogę tylko wspominać, myśleć i pisać, zastanawiam się, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę swojego Skrzacika. Kocham go najbardziej na świecie i pomimo naszych sprzeczek wiem, że on kocha mnie. Nie chcę umierać, ponieważ wiem, że Krafti by wtedy bardzo cierpiał.

Nie wiem, jaki będzie mój los. Gdybym nie pomylił pokoi… Gdybym nie pomylił pokoi, to pewnie siedziałbym teraz z Kraftim i go pocieszał. Kamil był dla niego bardzo ważny. Stefi wyznał mi, że kiedyś Kam bardzo mu się podobał, ale Polak zdecydowanie wolał swoją żonę, Ewę. Widać było, że kocha ją ponad wszystko, a ona odwzajemnia to uczucie tak bardzo, że pozwalała mu na niewinne flirty z Prevcem. Po prostu dlatego, że wiedziała, że jej mąż nigdy nie pokocha nikogo tak bardzo, jak kochał ją, swoją cudowną, idealną blondynkę i co ważniejsze, inteligentną blondynkę.

 

-Nie bój się, pisz. Tylko szczerze i niczego nie pomiń. Jak się dobrze spiszesz, to może pozwolę ci trochę pożyć – Zaśmiał się szyderczo, przesuwając ostrzem noża po lewej ręce Michaela. Ten zadrżał i mimowolnie zacisnął dłoń w pięść. Nie chciał już pisać, chciał stąd wyjść, uciec, wrócić do Stefana, znów go zobaczyć, zobaczyć jego uśmiech, przytulić się do niego, poczuć ciepło jego ciała i wiedzieć, że obaj są już bezpieczni, że nic im już nie grozi. Bał się, lecz nie o siebie tylko o to, co ten potwór może zrobić jego kochanemu Skrzacikowi.

-Długo jeszcze? Ręka mnie boli i chce mi się pić – Powiedział, w głębi duszy mając nadzieję, że to odwróci uwagę szaleńca i pozwoli mu zyskać jakąś przewagę. To był jedyny moment, kiedy Michi nie był związany. Wystarczyłoby tylko obezwładnić napastnika. Tak, ale jak? Michi już wcześniej dyskretnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Było tu wiele śmieci. Nieprzyjemny zapach jakby zgnilizny i pleśni dolatywał do jego nosa.

„Ten smród gwałci mój zmysł węchu” – Pomyślał, zanim zdał sobie sprawę z tego, jak absurdalna jest ta myśl – „Nie do wiary, że to właśnie on pomaga Hoferowi! Taki niby niewinny słodziak! Ludzie go lubią, wydaje się taki potulny i spokojny, a tu proszę! Cicha woda brzegi rwie.”

-Masz – Niestety napastnik był na wszystko przygotowany. Podał skoczkowi plastykową, błękitną, półlitrową butelkę wody mineralnej. Ten posłusznie odkorkował ją i upił kilka sporych łyków. Dopiero wtedy poczuł, że faktycznie chciało mu się pić. Mimo nieprzyjemnej sytuacji, w jakiej się znalazł, uśmiechnął się z wdzięcznością do swojego porywacza. Właśnie tego nauczył go Kamil: bycia dobrym człowiekiem wobec każdego, traktowania każdego na równi i pokory wobec silniejszych.

Brudne, zagrzybione i pokryte pajęczynami ściany domu nie robiły dobrego wrażenia. Michael uznał, że najwidoczniej porywacz nie bywał tu zbyt często. Nic dziwnego, przecież znajdowali się w Polsce, a on nie był Polakiem. Nieumyte naczynia w zlewie, stojące tam nie wiadomo od jak dawna, gazety na stole, szczątki myszy, graffiti na ścianach i te liczby: 666. Dopiero teraz Austriak dostrzegł na ścianie odwrócony krzyż i pentagramy. Mnóstwo pentagramów. I ten jeden szczególny napis.

„Wszyscy byliśmy aniołami, teraz jesteśmy tylko upadłymi aniołami – ludźmi”.

„Czy on porównał ludzi do szatana? W końcu to szatan był upadłym aniołem, a 666 i pentagramy to jego symbole…”

-A teraz siadaj i pisz – Znów ten nieprzyjemny, lodowaty ton, od którego przerażonego blondyna przechodziły ciarki po plecach. Porywacz znów przesunął nożem po jego przedramieniu, tym razem jednak była to ostra strona. Zapiekło, białe ostrze szybko zabarwiło się czerwienią krwi. Kilka kropel upadło na podłogę równie brudną jak cała reszta domu.

_*#_*#_*#_*#_*#_#

Kochani!

Pomęczę Was trochę xD
(Tak, wiem, jestem strasznie, potwornie zła)
Dziś tylko ten rozdział, ponieważ nad ostatnimi chcę jeszcze trochę popracować. Za to, że tak pięknie mnie motywowaliście przez całe FF, należą Wam się ostatnie naprawdę piękne rozdziały.
Acha i tylko chcę Was ostrzec, że znowu Was zaskoczę
😇😇😇
Tak, wiem, XDDD

A dzisiaj tylko tyle rozdziałów, bo po drugie nie chcę, żebyście przeze mnie się nie wyspali i nie poszli do szkoły(jeśli jeszcze chodzicie 😉).

No to miłej nocki wszystkim ❤
Kolorowych, skocznych snów, Kochani 💖

Kocham Was za Wasze komentarze, wiecie o tym?
😉😍❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro