Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36. Nowy trop


-Proszę mi powiedzieć, czy Kamil brał jakieś leki?

-Oczywiście, że tak. Doktor Marczewski mu je zapisał. A dlaczego pan pyta? – Ewa była wyraźnie zaskoczona tym pytaniem. Nie spodziewała się go. W ogóle nie spodziewała się, że ktokolwiek dziś ją odwiedzi, a tym bardziej para policjantów z wydziału kryminalnego. Nie mniej jednak nie zapomniała o zasadach gościnności. Zaproponowała policjantom herbatę, ale obaj grzecznie odmówili. Detektyw Marek Kwiecień, mężczyzna po czterdziestce, dobrze zbudowany, umięśniony, spogląda na nią swoimi czarnymi jak noc oczyma spod równie czarnej grzywki. Tymczasem drugi z policjantów, aspirant Dariusz Bauman, drobniutki blondynek po trzydziestce, rozgląda się po mieszkaniu, zapewne szukając czegoś niezwykłego. Ewa myśli z satysfakcją o tym, że niczego takiego nie znajdzie. Byli z Kamilem normalnym małżeństwem mimo tego, że on był wielkim mistrzem.

-A ma pani może gdzieś jeszcze opakowanie po nich?

-Oczywiście. Proszę chwilę zaczekać, przyniosę.

Zdziwiło ją to pytanie. Od śmierci Kamila wiele rzeczy ją zaskakuje. Pojawia się mnóstwo pytań, a odpowiedzi prawie wcale. Dobrze byłoby poznać prawdę i zamknąć ten cholernie bolesny rozdział. Tym bardziej, że pochłonął już wystarczająco dużo ofiar.
Ewa pomyślała o Cene i Andreasie. I nie rozumiała tego. Cene nie miał powodu, by się zabić. Chyba… Chyba że jednak coś wiedział i to ukrywał? Albo targały nim wyrzuty sumienia, co byłoby dobrym pretekstem do popełnienia samobójstwa, gdyby dodać do tego smutną przeszłość chłopaka. Nie miał w życiu szczęścia, ot co. Biedaczysko. Taki młody, taki ambitny i jeszcze miał tyle planów! To niemożliwe, żeby on… Nie, to na pewno nie było samobójstwo. Jednak Ewa nie była pewna, nie zna szczegółów. Nie wiedziała nawet, w jaki sposób Słoweniec się zabił. Połknął tabletki? Powiesił się? Podciął sobie żyły? A może ukradł służbowy pistolet Petera i się nim zastrzelił? Każda możliwość jest wiarygodna. Mogłaby oczywiście zapytać o to policjantów, ale tego nie zrobi. I tak by jej nie odpowiedzieli, zasłaniając się tajemnicą śledztwa.

Ewa w zamyśleniu przeszukiwała szafkę z lekami męża. Jest ich trochę. Odkąd zachorował, musieli wysprzątać całą szafkę, by tam zrobić miejsce na różne medykamenty. Była to ta jasna z trzema szufladami z litego drewna prawdopodobnie sosnowego, chociaż Ewa nie była tego pewna. Wreszcie spakowała do małej reklamówki wszystkie leki, które Kamil brał przez ostatnie miesiące. Wychodzi z sypialni i wraca do salonu, gdzie młodszy policjant nerwowo bawi się komórką.

-Mam tutaj wszystkie.

Starszy, ciemnowłosy policjant spojrzał na torebkę marszcząc brwi. Nie, to przecież niemożliwe! Osoby chore na raka nie biorą aż tylu specyfików! Zaniepokoiło go to. Miał wrażenie, że przeczucie go nie myliło. Tutaj coś wyraźnie nie gra. Wziąl reklamówkę od blondynki, która nadal stoi w miejscu, niezupełnie wiedząc, co ma zrobić. Kobieta wydaje się smutna i zmęczona. Detektyw miał ogromną ochotę przytulić ją, pogłaskać po plecach, po prostu pocieszyć i to nie tylko dlatego, że Ewa jest bardzo atrakcyjną kobietą, którą chciałby się zaopiekować, ale także dlatego, że z całego serca jej współczuje.

Nie wiedział, czy będzie w stanie przekazać jej swoje podejrzenia. Może lepiej, żeby myślała, że jej mąż naprawdę miał raka? Po co burzyć jej spokój czymś, co może być tylko wymysłem jego bujnej wyobraźni?

-A może mi pani wyjaśnić, które są na co?

-Pewnie. Te – Wyjęła z torebki jakąś białą buteleczkę – Brał co rano, żeby jakoś przetrwać dzień.

Detektyw przyjrzał się uważnie buteleczce. Nigdy dotąd takiej nie widział, ale może dlatego, że wszelkie lekarstwa i trucizny po prostu nie były jego działką. Tym zajmował się Darek. I właśnie w tej chwili jak na zawołanie, Darek pojawił się obok nich, bierze do ręki buteleczkę, unosząc brwi w geście zdziwienia.

-Skąd pani mąż miał te leki?

-Ja mu je wykupiłam. Dostał na nie receptę od swojego lekarza.

Dariusz i Marek wymienili zaniepokojone spojrzenia. Trzeba koniecznie sprawdzić tego lekarza. W tej sprawie nic się nie trzyma kupy. I jeszcze ten anonimowy list do redakcji Wiadomości… Ktoś najwidoczniej pragnie sławy i rozgłosu. I to bardzo. Detektyw przypomina sobie treść listu.

Szanowna Redakcjo!
Zapewne jesteście Państwo tak samo jak ja zaszokowani ostatnimi wydarzeniami. Głęboko ubolewam nad faktem, iż nie wiecie, kto za tym wszystkim stoi. Ja wiem, lecz nie mogę się z Państwem tą wiedzą dzielić. Nie mniej to nie przypadek, że oni wszyscy nie żyją. Proszę się nie martwić, Michael jest bezpieczny. Niepokoiłbym się raczej o Daniela. Biedny chłopak… Najpierw umiera mu brat, a później najlepszy przyjaciel! Cóż to musiała być dla niego za tragedia! Aż dziw, że tak łatwo się pozbierał po odejściu Haakona. Ten dzieciak był inteligentny, musiałem się go pozbyć, a ten głupek Danny nawet nie zauważył, że coś jest nie tak. Pewnie do końca życia będzie
się o to obwiniał.
Ach, jak to przyjemnie być panem sytuacji! Przyjemnie jest patrzeć, jak policja błądzi w mroku, jak myli tropy! Nareszcie sprawiedliwość! Te nędzne psy nigdy mnie nie wytropią! A jak przyjemnie było patrzyć, jak wielki mistrz, pieprzony chodzący ideał, umiera z przerażeniem w oczach! Jak dusi się własną krwią! Ach, cóż to był za widok! Wielki mistrz błagający o jeszcze choć kilka dni życia, przerażony i słaby! Ten widok to poezja po prostu! Warto było.
Nie żałuję tego. Zasłużył na to, pan Skromniś! Udawał potulnego baranka, przestraszonego swoją sławą, kochającego męża i dobrego przyjaciela. Tylko ja wiedziałem, jaki był naprawdę. A był potworem, który narobił nadziei Andreasowi, drocząc się z nim, po czym złamał mu serce. Chłopak naprawdę cierpiał. Może to lepiej, że już nie żyje, przynajmniej nie musi już uwielbiać Kamila i tęsknić za nim. Ten idiota dobrze wiedział, że krzywdzi Andiego, wiedział, że chłopak jest w nim zakochany. Musiał wiedzieć, a mimo to udawał, że nie wie. Flirtował z nim, udając, że tego nie robi.
Kamil, według wielu bohater, według mnie zwykła kanalia, która umie się podlizywać. Niestety jego żoneczka jest inteligentna i dobrze wie, jaki wizerunek medialny jest najlepszy. To ona nauczyła swojego kochanego Kamyczka skromności, to ona nim kierowała, podpowiadała mu, co ma mówić w wywiadach, jak się zachowywać. On był tylko narzędziem w jej rękach. Czy dlatego, że ją kochał? Nie wiem, nie wierzę w miłość. To beznadziejne uczucie i nikomu niepotrzebne, tylko niszczy wszystkim
życie. Na Waszym miejscu sprawdziłbym dobrze Ewkę. Ma ona swoje za uszami.
Pozdrawiam szanowną Redakcję i życzę miłego dnia.

Na tym list się zakończył. Wynikało z niego dość jasno, że autorem jest człowiek niezbyt zdrowy psychicznie, ktoś z bliskiego otoczenia Kamila. Albo jakiś psychopatyczny fan skoków, który ubzdurał sobie, że ma coś wspólnego z tą sprawą. To mógł być fałszywy trop, nie mniej jednak należało go sprawdzić. Detektyw zalecił sekcję zwłok mistrza, a sam udał się wraz z partnerem do domu jego żony, Ewy.

-Czemu panowie tak na mnie patrzą? Coś się stało?

-Tak, proszę pani. Pani mąż w ogóle nie powinien brać tych leków.

-No dobrze, ale co to jest?

-Pewien rodzaj morfiny. A zapewne pani wie, jak działa morfina?

-Tak, łagodzi bardzo silny ból. Co w tym dziwnego, że Kamil ją przyjmował? Przecież miał raka, bolało go, potrzebował tych tabletek.

Detektyw Marek Kwiecień westchnął. Zrezygnowany usiadł z powrotem na kanapie, gestem dłoni wskazując Ewie, by także usiadła.

-Cóż, to prawda, ale po tych lekach nie powinien wchodzić w ogóle na skocznię ani prowadzić samochodu. Czy doktor Winiarski o tym wiedział?

-Tak, nadzorował ten przypadek. Zawsze był przy moim mężu. Bardzo mu pomógł.

-A testy antydopingowe i antynarkotykowe?

-FiS wiedział o chorobie Kamila, dlatego go nie badano.

Ta informacja zbiła z tropu obu policjantów. Kolejny element układanki, który na chwilę obecną nigdzie nie pasował. Niby dlaczego którykolwiek z zawodników miałby być zwalniany z takich testów? Przecież są one właśnie po to, żeby wykluczyć tych, którzy oszukują. No tak, ale przecież Kamil nie oszukiwał świadomie. Jeżeli brał te leki, to tylko dlatego, że całkowicie ufał ludziom wokół siebie. I być może właśnie ta naiwna ufność go zgubiła.

W tym momencie zadzwonił telefon detektywa. Mężczyzna wyjął urządzenie z kieszeni spodni, przeprosił i udał się na korytarz, by odebrać.

-Tak?

-Cześć Mareczku – Usłyszał znajomy głos swojego przyjaciela, policyjnego patologa, Zenona Kruka. Pomyślał o tym, jak bardzo to nazwisko do niego nie pasuje. Przecież Zenek był zabawnym rudzielcem, o którym nikt by chyba nie powiedział, że zajmuje się badaniem trupów.

-Masz coś dla mnie?

-Mam i to dużo. Wasz mistrz nie miał raka. Był zdrowy jak ryba, chociaż nie mam pojęcia, dlaczego ryba miałaby być najzdrowszym stworzeniem na naszej pięknej planecie. Ktoś go jednak musiał regularnie podtruwać.

-Morderstwo?

-Na to wygląda. A dokładnie otrucie.

-No dobra, a co z pozostałymi?

-Słoweńcowi ktoś pomógł w odejściu z tego świata, ale Niemiec zabił się sam. Przynajmniej wszystko na to wskazuje.

-A dziewczyna?

-Jeszcze się za nią nie zabrałem.

-Dobra, dzięki. Zadzwoń, jak będziesz wiedział coś więcej.

-Zadzwonię. Na razie.

Rozłączył się. Detektyw jeszcze przez chwilę stał w korytarzu, nie wiedząc, jak to wszystko przekazać żonie Kamila. Teraz jego przypuszczenia okazywały się trafne. A więc miał rację, Kamil nie umarł śmiercią naturalną, ktoś go otruł z premedytacją. Ktoś, kto miał z nim stały kontakt, ktoś z bliskiego otoczenia.

_*#_*#_*#_*#_*#_*#_*#
❤ Kocham Was za Wasze wszystkie gwiazdki i komentarze!!!
Jesteście najlepsi!!!
~Wasza Annie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro