23. Kamil Stoch
Kochani!
Skoro to czytacie, to znaczy, że nie ma mnie już z Wami, a Maciek dostarczył Wam mój list. Właściwie to muszę się z Wami pożegnać. Przez ostatnie kilka miesięcy układałem sobie w głowie moje pożegnanie, a jednak teraz, gdy nadszedł na to czas, nie potrafię znaleźć odpowiednich słów. Mój list więc pewnie będzie chaotyczny i nieskładny. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie?
Wiem, że umieram. Od jakiegoś czasu jest gorzej. Walczę, ale nie wiem, jak długo jeszcze dam radę. Może do Vikersund a może do Planicy? W sumie to chciałbym, żeby to była Planica. To ważne dla mnie miejsce i to byłby taki symbol.
Starałem się żyć tak, jak moi Rodzice mnie nauczyli, tak, jak mnie wychowali. Chciałem być zwyczajnym, skromnym, normalnym mężczyzną, uczciwym i dobrym człowiekiem. Tak, jak moi Rodzice. To oni byli dla mnie autorytetami. Mamo, Tato, dziękuję Wam za to. I za ten wspaniały dar, jaki od Was dostałem, za tą ogromną, nieograniczoną miłość, za zaufanie do mnie i moich decyzji(choć nie raz się myliłem, błądziłem, to Wy wciąż mi ufaliście) i za to, że zawsze we mnie wierzyliście. Nie mówiłem Wam, że Was kocham. To miały mówić moje uczynki tak, jak mówiły o tym Wasze poczynania, Wasza troska o mnie, o moją edukację i przyszłość. Dziękuję Wam za to.
Ach, głupek ze mnie. Pewnie niektórzy z Was będą potrzebowali pocieszenia, a ja tutaj o takich błahostkach piszę. Nie, nie jestem kimś niezwykłym, ale wiem, że miałem prawdziwych przyjaciół, którzy niestety będą płakać po mojej śmierci. Nie chcę tego, a jednak wiem, że to normalna kolej rzeczy i ja sam nic nie mogę na to poradzić. Jeżeli płacz Wam pomaga, to płaczcie, tylko proszę: nie zadręczajcie się za bardzo. Dla mnie śmierć to tylko etap pewniej większej podróży, więc nie smućcie się. Ja zawsze będę z Wami. Może nie będziecie mnie widzieć, ale ja będę.
A gdy zostaną już tylko łzy, podejdźcie do okna, wyjrzyjcie na zewnątrz. Zobaczcie, jak piękny jest nasz świat. Rozejrzyjcie się wokół i żyjcie. Nie pozwólcie by jedna śmierć odebrała Wam wszystko. Świat jest piękny. Cieszcie się tym. Jeśli naprawdę mnie kochaliście, zróbcie to dla mnie i nie płaczcie po mnie zbyt długo, lecz cieszcie się tym, co jeszcze macie.
Spójrzcie.Wy jeszcze możecie słuchać śpiewu ptaków, szumu wiatru, plusku fal, rozbijających się podczas sztormu o brzegi. Usłyszcie to.Czyż dźwięk kropli deszczu nie jest piękny? Czyż ciepło słońca wiosennego nie jest czymś cudownym?
Rozejrzyjcie się i już więcej nie płaczcie.
Ja tam zawsze będę z Wami, w Waszych sercach, we wspomnieniach, w codziennych odruchach. Nie odchodzę daleko. I wciąż Was kocham.Śmierć ciała nie musi oznaczać śmierci ducha. Czy się boję?
Tak, nie wiem, jaka będzie śmierć, nie wiem, co będzie po niej. Nie chcę zgrywać chojraka, udawać, że się nie boję. Oczywiście, że jest strach. Taki sam, jak przed każdym skokiem, lecz ufam Bogu i w Nim pokładam moją nadzieję.
Nie budujcie mi pomnika zbyt drogiego, chociaż wiele wygrałem, nie zasłużyłem na niego. Zamiast tego przekażcie pieniądze na jakiś dobry cel, na wyjazd dzieciaków na obóz lub na nowy sprzęt do treningów.
Chciałbym na koniec przytulić Was mocno, każdego z osobna, każdemu z Was dać siłę, by iść dalej. Jeżeli Bóg będzie dla mnie dobry, zrobię to w Planicy, po sezonie, kiedy wrócimy po raz ostatni do hotelu. Tak, dla mnie to będzie naprawdę ostatni raz. Więcej powrotów już nie będzie.
Płaczę sobie troszkę, kiedy o tym myślę.
Nigdy więcej nie wrócić? Nie wejść na belkę startową? Nie oddać skoku? Nie poczuć pod sobą wiatru? Nie usłyszeć hymnu w wykonaniu naszych cudownych kibiców? Nigdy więcej? Nie przytulić Andiego czy Kraftiego? Nie skraść w windzie pocałunku Peterowi? Nigdy?Naprawdę to już koniec? Nie mogę w to uwierzyć! Łzy spływają po mojej twarzy już dwoma maleńkimi strumieniami. Tak bardzo Was kocham! Ekran laptopa i klawiatura rozmazują się w moich oczach.
Nie chcę odchodzić. Nie chcę, żeby to się kończyło.
Mam ochotę pytać: "Dlaczego ja? Dlaczego to mnie Bóg zgotował taki los? Przecież ja chcę żyć!". Nie ma odpowiedzi.
Nie czuję się mięczakiem, płacząc w takiej chwili. Wiem, że robię to być może po raz ostatni, więc nawet te małe, słone kropelki cieszą mnie niezwykle, wydają mi się cudem nadzwyczajnym. Za jakiś czas, za tydzień może miesiąc to serce przestanie bić, te ręce opadną i stężeją, zamkną się powieki ostatni raz. I tak skończy się moja historia – historia podobno wybitnego mistrza, który zapłacił wysoką cenę za swoje sukcesy.
Moje palce uderzają szybko w klawiaturę – być może ostatni raz. Za oknem ciemna noc i zupełna cisza, którą słyszę też być może ostatni raz. Z jednej strony czuję, że już się z tym pogodziłem,a z drugiej mam ochotę walczyć do samego końca. Nie chcę się poddawać. Przeraża mnie to. W chwilach takich jak ta chcę być silny, chcę walczyć, chcę żyć, lecz później znów przychodzi atak choroby, znów wymiotuję w łazience, drżąc na całym ciele,znów płaczę i wtedy wiem, że każdy mój opór jest daremny,bezsensowny, przecież to i tak nic nie da, to niczego nie zmieni.Mogę sobie być silny w cholerę, to i tak nie zmieni wyroku Boga.
Ostatnio w łazience nad ubikacją pytałem sam siebie, czym sobie na to zasłużyłem? Dlaczego cierpię tak bardzo?
Dziś wiem, że najwidoczniej tak musiało być. Może jest w tym jakiś większy cel, którego ja, zwyczajny człowiek, nie dostrzegam swym ograniczonym ludzkim umysłem. Przecież wszystko dzieje się po coś.Samoloty rozbijają się po to, żeby można było uczynić je jeszcze bezpieczniejszymi. Wszystko ma jakiś swój cel. A moja choroba?
Przepraszam.
Nie powinienem o tym pisać. Zachowuję się jak egoista. Użalam się nad sobą, podczas gdy to zapewne Wy zostaniecie tutaj i będzie Wam ciężko. No dobrze. W końcu śmierć jest straszna dla tych, którzy zostają, a nie dla tych, co odchodzą, ponieważ to oni muszą nauczyć się, jak żyć dalej bez tej jednej szczególnej osoby.
Cokolwiek się wydarzy, pamiętajcie, że Was kocham. Tak, Pero, Ciebie też kocham, całym moim smutnym sercem.
To jest historia mojego upadku. Powolnego spadania w przepaść na własne życzenie. Goniłem za sukcesem. Nie chciałem i nie potrafiłem się do tego przyznać. To było tak bardzo niepodobne do mnie. Do takiego mnie, za jakiego się uważałem. Chciałem być skromnym,miłym, normalnym człowiekiem. Nie wyszło. Gdy osiągasz sukces, możesz być pewny, że już nigdy nie będzie normalnie. Ja o tym nie myślałem i właśnie dlatego zapłaciłem za to najwyższą cenę. Nigdy nie byłem pewien, czy było warto. Na pewno było warto ze względu na ludzi, których poznałem, szczególnie na Ewę, moją kochaną, która jest moją najjaśniejszą gwiazdą, moją najlepszą wizytówką.
Kochani, jeśli to czytacie, to znaczy że mi się udało, że miałem szczęście i odszedłem z tego świata.
Chociaż... Co to za szczęście umrzeć szybciej?
Nie, nie musicie się martwić, nie popełniłem samobójstwa. Jakoś tego zrobić nie potrafiłem. A jednak już mnie nie ma. Smutne? Nie, moi Drodzy, nie smućcie się tym. Chciałem odejść. Choroba z każdym dniem stawała się coraz trudniejsza do wytrzymania. Zdarzało mi się wstawać nocami, wychodzić z hotelu i spacerować po okolicy, żeby tylko zagłuszyć ból.
Stefek Hula, do Ciebie to będzie: nie martw się tym, że tego nie dostrzegałeś. Zazwyczaj byłeś zbyt zmęczony, zasypiałeś od razu i przesypiałeś całą noc. Miałeś twardy sen. Nic dziwnego. Z dnia na dzień stawałeś się coraz bardziej popularny i rozpoznawalny. Kibice współczuli Ci, gdy na igrzyskach przegrałeś medal. Byli z Tobą, ale to było bardzo męczące. Nagle zostałeś rzucony na głęboką wodę i musiałeś sobie z tym poradzić. Jestem z Ciebie dumny. Poradziłeś sobie świetnie. Zawsze będę Ci wdzięczny za Twoją obecność przy mnie i pomoc.
A teraz kolej na Janka Ziobro. Jasiek, pewnie myślisz, że o Tobie zapomniałem, że nie traktuję Cię jak przyjaciela. To nieprawda. To tylko pozory. Adam stwierdził, że nie możemy się z Tobą kontaktować, że to by bardzo zaszkodziło skokom w Polsce. Nie chciałem tego, ale nie miałem takiej odwagi jak Maciek. Tak, Janek, wiem, że miałeś kontakt z Maćkiem. Cieszę się z tego. Nie powinniśmy Cię przekreślać. Brakuje mi naszej przyjaźni, naszych wygłupów i żartów.
Robercie Johansson, dziękuję. Dziękuję za to, że przy mnie byłeś, że mnie wspierałeś w chorobie. Widziałeś, jak ohydnie wyglądałem tuż po tym, jak zwymiotowałem podczas nocnego spaceru wokół hotelu. Widziałeś, jaki słaby jestem, a mimo to nie odszedłeś. Zostałeś, przytuliłeś mnie i odprowadziłeś pod same drzwi mojego pokoju. Dziękuję. Dziękuję również za to, że nikomu nic nie powiedziałeś. Nie wiem, jakbym to zniósł, gdyby każdy się o mnie martwił. Wbrew pozorom nie lubię być w centrum uwagi.
Andreasie Wellingerze - Przy czytaniu tych słów, głos odmówił Maćkowi posłuszeństwa. Nie potrafił czytać dalej. Przecież Kamil napisał do Andiego tak, jakby był na sto procent pewien, że on to przeczyta. A tymczasem Andiego już także nie było wśród nich. Maciek zrezygnowany oddał kartki Danielowi.
-Weź to, może ty dasz radę to przeczytać.
-A może by to ominąć?
-Ok, to pomińmy to, ale teraz ty czytaj, proszę.
Danny wziął kartki w dłonie, usiadł na biurku, przebiegł szybko tekst wzrokiem, znalazł nowy akapit i zaczął czytać.
Może się wydawać, że miałem wszystko. Tak, miałem, a jednak brakowało mi szczęścia. Zachorowałem. Kiedy przyszła diagnoza, nie przejąłem się tym zbytnio.
-Dobrze, w takim razie proszę robić, co uważa pan za stosowne. Zgodzę się na wszystko, ale przed zimą muszę być zdrowy - Powiedziałem wtedy do lekarza. Popatrzył na mnie z politowaniem. Chyba wiem, co sobie wtedy o mnie pomyślał i teraz jest mi wstyd.
Zrobiliśmy operację. Wczesniej przyjmowałem chemię. Na szczęście nie dużo, ale już żadna potrawa nie smakowała mi później tak samo. Wydawało mi się, że jem karton albo metal. Wszystko było takie bez smaku. Znów zaczynałem powoli tracić na wadze. Dodatkowo pogorszył mi się wzrok. Pamiętałem historię Klimka i wiedziałem, że dzień, w którym przestanę widzieć, będzie moim ostatnim na skoczni. Tak się nie stało. Wzrok miałem na tyle dobry, by skakać do samego końca. To nie było łatwe, ale dzięki otaczającym mnie ludziom dałem radę. To oni mi pomogli przejść przez to wszystko, a dziś, kiedy to czytacie(chodzi mi o Wasze dziś, bo moje dziś to ostatni wieczór w Vikersund), pomyślcie o tym, że ja juz jestem szczęśliwy, że już nic mnie nie boli, że już nie wymiotuję, nie budzę w nocy Ewy, nie rozczarowuję mediów i sponsorów. Wiem, że mnie lubiliście. Dawaliscie mi to bardzo mocno odczuć. Kocham Was za to. Wszystkich. Dlatego proszę, przekażcie moje słowa kibicom. Zasłużyli na to za wsparcie, jakie od nich dostałem. Podziękujcie im ode mnie, skoro ja już nie mogę.
Moi Drodzy! Wiem, że jest Wam teraz ciężko, przeżywacie trudne chwile, ale ja byłem, jestem i zawsze będę przy Was. Będę choćby moją myślą, moją tęsknotą za Wami. I będę czekał na Was. Wierzę, że nasz Pan Bóg pozwoli nam jeszcze się spotkać. To kwestia czasu. Bóg jest miłosierny, pamiętajcie o tym.
Moja śmierć nie jest tragedią, tak po prostu musiało być. Ja sam długo nie chciałem wierzyć w to, że lekarze mają rację, że zostało mi już tak niewiele czasu. Nie jestem święty, walczyłem ze śmiercią, jak tylko się dało. Bałem się, ale nie tylko strach był powodem, dla którego walczyłem. Wiedziałem, że mam dla kogo żyć. Jednak choroba mnie pokonała. Żałuję tych niewykorzystanych szans. Żałuję tego wszystkiego, czego nie zrobiłem, chociaż mogłem.
Pero, to do Ciebie. Pewnie tego nie wiesz. Nie sądzę, żebyś to zauważył, ale... W pewnym momencie stałeś się dla mnie kimś bardzo ważnym. Kimś więcej niż tylko rywalem. Nie rozumiałem tego. Bałem się. Tak, wiem, jestem idiotą. Nic na to nie poradzę. Jest mi tylko przykro, że nic Ci nie powiedziałem, chociaż miałem szansę. Wiele szans. Nawet Ewa mi w tym pomagała.
Pamiętasz sesję zdjęciową, na którą zaprosiła Cię moja żona? Ona wiedziała o wszystkim. Kochała mnie i dlatego próbowała mi pomóc. Proszę, niech ktoś zaopiekuje się Ewusią, gdy mnie już nie będzie. A ta sesja fotograficzna była specjalnie. Ewa to wymyśliła, żeby dać nam szansę. Nie wykorzystałem jej. Chyba tak naprawdę bałem się tego uczucia, tej miłości. A może bardziej bałem się Boga? Może bałem się, że to grzech, że nie powinienem? Nie wiem, nie znam odpowiedzi na to pytanie.
Myślę o tym, czy za pięć lat od dzisiaj ktoś jeszcze oprócz Was, czyli moich bliskich, przyjaciół i rodziny będzie jeszcze o mnie pamiętał?
Wiem, że jedna gwiazda musi zgasnąć, żeby inna mogła rozbłysnąć jeszcze większym blaskiem. Tylko że ja nigdy nie byłem gwiazdą. Udało mi się trochę wygrać, ale wciąż chciałbym stawać się lepszy, pracować nad sobą. Szkoda, że już nie mogę...
Ewuniu, przepraszam Cię. Za te wszystkie nieprzespane noce, za niepokój i lęk, za te wszystkie trudne dla Ciebie chwile. Kocham Cię.
Piszę ten list stopniowo, etapami. I w sumie to zabieram się do niego za każdym razem jak pies do jeża.
Ja wiem, że mam szczęście, że na moim grobie zawsze ktoś zapali znicz, postawi kwiaty. To miła świadomość u progu tych ostatnich dni. Proszę Was jednak, abyście pamiętali o tych, których groby są opuszczone, którzy nie mają nikogo, kto by uprzątnął zeschłe liście. Więc proszę o to Was, Kochani, Wy uprzątnijcie te mogiły szare i smutne, przyozdóbcie je blaskiem znicza, zapachem kwiatów. Pamiętajcie o tych, o których nie pamięta juz nikt.
A skoro jesteśmy przy grobach... Proszę, pochowajcie mnie gdzieś w górach lub w leśnej głuszy. Gdzieś z dala od ludzi, a blisko przyrody, bym mógł co ranek spoglądać na wschód słońca razem z innymi stworzeniami. Abym mógł wielbić Boga moją duszą na zawsze z ziemią - matką złączoną.
A Ty, Mamo Kochana, nie smuć się, nie płacz. Twój syn jest już szczęśliwy, więc i Ty odnajdź spokój. Mamusiu, ja na zawsze pozostanę Twym dzieckiem, Twym małym Kamilkiem, który zabrał narty siostrze. Nie odszedłem daleko. Jestem tuż obok, nad Wami. Będę czuwał, jeśli Bóg pozwoli. Lecz nie płacz mamusiu. Twoje łzy moje serce ranią. Mamo, mamusiu... Czy wiesz, ile jeszcze razy chciałbym Cię zawołać, ile razy pragnąłem, byś była przy mnie? Lecz nie mogłem na to pozwolić. Patrząc na mój ból, na ból swojego dziecka, na który nic nie możesz poradzić, cierpiałabyś jeszcze bardziej. Wybacz mi Mamo moją decyzję.
Kochani! Trudno jest porzucać to wszystko. Trudno tak po prostu odejść, gdy się wie, że ktoś Cię kocha, że ktoś zawsze będzie Cię potrzebował. Trudno odejść, wiedząc, że to odejście kogoś zrani. Nie chcę odchodzić. Gdybym mógł mieć choć jeszcze jedną szansę, jeszcze kilka dni... Trudno odejść, zakończyć to wszystko tak po prostu, gdy przed oczami staje widok bliskich osób pogrążonych w żalu.
Nie wiem, czego wymaga ode mnie Pan Bóg. Najwidoczniej jednak moja misja tutaj już się zakończyła. Widać taki był Boży plan.
Mamusiu, Tato, dziękuję Wam za to, że wychowaliście mnie na porządnego człowieka, który potrafi kochać.
Aniu, Natalko, dziękuję Wam za Waszą bliskość i troskę. Za pomoc w nauce. Za siedzenie ze mną, gdy chorowałem. Za Waszą opiekę.
Ewuniu. Tobie dziękuję z całego mojego serca za dobroć Twojego serduszka. Za Twoją miłość i cierpliwość, za wyrozumiałość. Za te wszystkie chwile, gdy mnie potrzebowałaś, a mnie nie było.
Peter, podziękowania dla Ciebie zanoszę Bogu. Nie wiem, czy mi wybaczy to, kim się stałem, ale mam nadzieję, że Ty wybaczysz mi moje odejście. To, że Cię odsunąłem od siebie. Przepraszam. Nie chciałem, abyś patrzył, jak powoli każdego dnia odchodzę, jak tracę siły. Marzyłem o tym, by w Twoich oczach już na zawsze pozostać tym silnym, odważnym Kamilem, tym upartym, który wygrywał. Nie chciałem, żeby Twoimi ostatnimi wspomnieniami o mnie było to, jak wymiotuję albo tracę przytomność.
Robercie, Tobie dziękuję za to, że byłeś.
Dziękuję także wszystkim moim Trenerom, ludziom ze sztabów szkoleniowych, dzięki którym dotarłem aż na szczyt.
Dziękuję także kibicom, za to, że byli ze mną do samego końca.
Mnie już nie ma, Kochani, ale cieszę się, że mogłem Wam coś po sobie zostawić. Zostawiam Wam nie tylko moje nagrody i puchary, nie tylko zdjęcia i wywiady, ale także wspomnienia i tą malutką część historii, którą dane mi było tworzyć.
Chciałbym jeszcze tylko prosić, aby zlicytowano moje pamiątki, a pieniądze przekazano na KS Eve-nemenT. Dalsze wskazówki macie w moim testamencie u notariusza.
Kochani, nie martwcie się. Ja nie odchodzę daleko. Wyruszyłem tylko w krótką podróż. I dobiegła ona końca, lecz Wy Wasze podróże przez życie wciąż macie przed sobą.
Pamiętajcie o mnie. I o tym, że Was kocham. Ściskam Was w sercach i pamięci.
Wasz brat, syn, mąż, ukochany, przyjaciel, kolega z pracy, rywal, po prostu, ja, Kamil Wiktor Stoch, chłopak z Zębu, który marzył o lataniu i poleciał aż do nieba.
Kocham Was.
Do zobaczenia!
Po ich twarzach spływały łzy. Niektórzy ocierali je rękawami bluz lub kurtek, inni zdawali się nie zwracać na to uwagi. To wszystko było takie smutne, trudne i dziwne. W dodatku śmierć Andiego, Cene i tej dziewczyny, którą znaleziono obok Słoweńca. Kim mogła być? Co tutaj robiła? I gdzie się podziały jej dokumenty?
Niektórzy nie wiedzieli o niej nic. Mogła się tu znaleźć zupełnie przypadkiem. Inni jednak domyślali się niektórych faktów, jednak nikt się nawet nie odezwał.
_*#_*#_*#_*#_*#_*#
.
(Zasłużyłam na Wąsotorta? 😉)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro