1. Peter Prevc
Hej Kamil!
Ależ to żałośnie brzmi! Piszę do Ciebie, jakbyś miał kiedykolwiek to przeczytać, a przecież już nie przeczytasz. Nigdy! To niesprawiedliwe. Wiesz? Bardzo niesprawiedliwe. Nie ma Cię już. Dlaczego? Czy kiedykolwiek się z tym pogodzę? Kam, czy ja kiedykolwiek będę potrafił żyć normalnie bez Ciebie?
Jak mam pójść dalej, skoro wiem, że już nie mogę zadzwonić do Ciebie by o wszystkim Ci opowiedzieć? Jak mam żyć dalej, skoro już wiem, że nie spotkam Cię na górze skoczni? Kamilu, jak mam żyć bez Ciebie? Bez tego przyjaznego uśmiechu? Bez Twoich szalonych pomysłów?
To smutne, że nie pozwoliłeś mi być obok siebie. Odsunąłeś mnie, twierdząc, że tak będzie lepiej dla nas wszystkich, że dzięki temu będę cierpiał mniej. Uwierzyłem Ci i wiesz co? Wcale nie cierpię mniej. Jest nawet gorzej! Za każdym razem coś mi przypomina o Tobie. Nawet cholerne poduszki, które przypominają mi mój debiut w Pucharze i to, że w hotelu zupełnie przypadkowo oberwałem od Ciebie poduszka w głowę. Byliśmy wtedy obaj tacy młodzi i głodni sukcesów. Obaj chcieliśmy wygrywać. Dwa greenhorny.
Czemu mnie od siebie osunąłeś? Czemu pozwoliłeś mi na to, bym Cię ranił moim powrotem do Miny?
Wiesz? To niesprawiedliwe. To ja powinienem być chory, to ja powinienem umrzeć. Ty miałeś miliony kibiców, którzy Cię uwielbiali, byłeś skromny, pełen pokory i posiadałeś wyjątkowo dobre i czyste serce. Ty powinieneś żyć. Byłeś aniołem, chociaż bez skrzydeł.
Wciąż pamiętam naszą pierwszą randkę. Wszystko robiliśmy w tajemnicy nawet przed naszymi drużynami. Pamiętam, że czekałem na Ciebie w restauracji, a Ty się spóźniłeś, ale na przeprosiny dałeś mi przepiękną różę. Wyglądałeś wtedy tak oszałamiająco, że powinieneś dostać Oscara za urok osobisty. Zawsze piękny, zawsze czarujący...
Tęsknię za tym. Już nigdy nie spotkam nikogo takiego jak Ty. Nigdy! Byłeś aż do samego końca wyjątkowy. Nawet Twoja śmierć... Zmarłeś na chwilę przed tym, jak miałeś odebrać Kryształową Kulę. To takie w Twoim stylu! Jak zwykle nie prosiłeś się o wielki rozgłos, a właśnie to dostałeś. Z tego, co wiem od naszych rywali, w każdej telewizji w Austrii, Niemczech, Polsce, Norwegii i Słowenii mówiono o Tobie tamtego dnia. Gdybyś mógł wybrać swoją śmierć, pewnie byłaby właśnie taka: w blasku chwały i sławy tuż po tym, jak wygrałeś cały sezon Pucharu Świata. Tuż po tym, jak wygrywałeś wszystko, jak leci.
To było piękne, ale mnie i tak już zawsze będzie boleć to, że Cię opuściłem, że pozwoliłem Ci umierać samemu. Powinienem się uprzeć i być z Tobą do końca, ale nie, bo przecież Ty się uparłeś, że muszę wrócić do Miny, że muszę być szczęśliwy!
Wiesz, jak cholernie mocno jestem na Ciebie za to wściekły? Nadal, mimo tego, że już Cię nie ma.
Kam, ja się nigdy z tym nie pogodzę, słyszysz? Nigdy! Kocham Cię i dla mnie wciąż żyjesz. Ciągle mam nadzieję, że zaraz się obudzę, wyjdę na trening na skocznię i tam Cię zobaczę, a gdy przychodzę na miejsce i nadzieja pryska, to... To jest najgorszy ból, jaki możesz sobie wyobrazić. Nie chcę tego! Chcę, żebyś żył! Żebyś był tu ze mną!
Pamiętasz? Obiecałeś mi, że pewnego dnia zabierzemy namioty, trochę jedzenia, lornetki i spędzimy ze dwie noce pod gwiazdami. Obiecałeś mi. Mieliśmy pójść razem, spakować plecaki, znaleźć polanę pachnącą trawą, tam rozbić nasz mini obóz i spoglądać w nocne niebo, jednocześnie słuchając wesołego trzaskania płomieni na ognisku. Pamiętasz? Obiecałeś mi to. Wiesz, że ja wciąż czekam, aż spełnisz tą obietnicę?
Mówiłeś, że mam żyć dalej. Niby jak? Moje serce każdego dnia pęka od nowa, w nocy zrasta się podczas snu, by w dzień znów pęknąć. Czuję się tak, jakby ktoś wbijał mi nóż w plecy albo wyrywał serce bez znieczulenia. To boli. Ta świadomość, że już Cię nie ma, że już mnie nie przytulisz, nie pogratulujesz mi wygranej, nie wpadniesz na mnie w windzie, nie dotkniesz niby przypadkiem mojej dłoni. Już nigdy! Już nigdy nie usłyszę Twego głosu, nie zasnę wsłuchany w bicie Twojego serca. Nigdy? Naprawdę nigdy więcej?
Nie chciałem, żebyś umierał. Czasem się kłóciliśmy. Fakt. I byłem zazdrosny o Daniela i Andreasa, to też fakt. Ani przez chwilę nie potrafiłem sobie wyobrazić mojego życia bez Ciebie. I co? Teraz nie muszę już sobie tego wyobrażać, prawda?
KURWA! DLACZEGO?! JAKIM PRAWEM BÓG ZABRAŁ WŁAŚNIE CIEBIE?! JAKIM PRAWEM?!
Nigdy sobie tego nie wybaczę, że o Ciebie nie walczyłem, że nie byłem bardziej uparty, że wróciłem do Miny. Powinienem był zostać z Tobą do samego końca. Przecież widziałem, jak się męczysz. Widziałem, jak wiele trudności nastręcza Ci wygrywanie, ale przecież Ty musiałeś wygrywać. No jasne! Bo przecież nie wolno rozczarować ekspertów i kibiców! Pieprzyć tych wszystkich ludzi, Kamyk, powinieneś żyć!
Przecież widziałem, jak słabniesz z dnia na dzień, jak chudniesz. Wmawiałem sobie, że to nic takiego, że to normalne. Raz zakradłem się do Ciebie i patrzyłem, jak śpisz. Byłeś wtedy taki spokojny, uśmiechałeś się przez sen. Próbowałem odsunąć od siebie myśli o tym, że może to prawda, że jesteś chory. Byłem debilem. Debilem, przez którego teraz nie żyjesz. Nigdy sobie tego nie wybaczę! Nigdy!
Pewnie w tej chwili powinienem płakać, ale mi już nawet łez brakuje. Nie mam już nic. Nie mam Ciebie, nie mam już marzeń, nie mam nawet nadziei i złudzeń. Straciłem wszystko. I co teraz? Jak mam dalej żyć? Nie zostawiłeś mi żadnych dalszych wskazówek. Jedynie kazałeś mi naprawić relacje z Miną. Zrobiłem to dla Ciebie, chociaż pewnie trochę też dla siebie. Żaden człowiek dobrowolnie nie chce być sam, ja także. Wybacz.
Jestem żałosny! To wszystko jest żałosne! Im więcej piszę, tym więcej myślę, a to z kolei prowadzi do wspomnień, które bolą. A przecież te wspomnienia wszyscy zdobywamy po to, by na starość lub w trudnych momentach pomagały nam iść dalej, niosły pocieszenie, a tymczasem jest zupełnie inaczej! Te wspomnienia nie niosą ukojenia lecz ból. Cene twierdzi, że to się zmieni z czasem, ze pewnego dnia te wspomnienia będą mnie cieszyć. Wątpię.
Kamyk, co ja mam robić? Co dalej? Czy w ogóle dla mnie będzie jakiekolwiek "dalej"?
Uratuj mnie, Kamilu, proszę, uratuj mnie, zanim stoczę się zupełnie na samo dno. Zanim upokorzę siebie i swoją rodzinę. Ratuj mnie, Kochanie. Bez Ciebie umieram... Chociaż... Może to jest jakieś wyjście...? Nie, przecież nie mogę zostawić Miny i dziecka...
Kam, przepraszam.
Poświęciłeś tak wiele dla tego sportu. Powiedz mi chociaż, czy było warto? Te wszystkie treningi, każdy Twój wysiłek, to zmęczenie, które czułeś. Było warto?
Tyle razy widziałem, jak tracisz siły, jak siadasz na podłodze w siłowni lub hali sportowej, jak ukrywasz twarz w dłoniach i szukasz ostatnich sił, by wstać i robić dalej to, co tak bardzo kochałeś, a co z upływem czasu z przepięknej pasji przemieniło się w bolesną i męczącą pracę, konieczność, bez której nie umiałbyś się odnaleźć. Tak, wiem, że ta rutyna Ci pomagała: pobudka, śniadanie, rozgrzewka na siłowni, powrót do pokoju hotelowego, rozmowa z trenerem, konkurs, rozmowa z dziennikarzami, powrót do hotelu, wizyta u fizjoterapeuty, kolacja – to była nasza codzienność, przy każdych zawodach niemal taka sama. W Ty w tej rutynie znajdowałeś spokój. Znałeś to dobrze, a mimo to przy każdej rozmowie z dziennikarzami się stresowałeś.
Stałem z boku, obserwując Cię uważnie.
Byłeś dla mnie kimś niedoścignionym. Nie sądziłem, żeby kiedyś nadszedł taki dzień, kiedy nie będę mógł zadzwonić do Ciebie po radę. Zawsze byłeś. Zawsze. Pomocny, wytrwały, może czasem lekko niecierpliwy i drażliwy, ale byłeś.
Teraz...
Ciebie nie ma. Zostałem sam. Z moimi łzami, z bólem w sercu.
Kamil, Ty nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kochałem. Ja sam nie byłem tego świadom, dopóki mi Ciebie nie zabrakło. Teraz mój świat jest pusty. Moje serce pękło na pół. A może na więcej drobniejszych kawałków? Kochałem Cię i zawsze będę. Zawsze. Mimo, że Ciebie już nie ma, mimo iż zostałem sam. Mam braci, ale to nie to samo, chociaż wiem, że Cene się stara. Chciałbym Ci powiedzieć o tym, że martwię się o Domena. Chciałbym dowiedzieć się, co Ty na ten temat myślisz. Młody wydaje się być zagubiony w tym wszystkim. To właściwie jeszcze nastolatek! Nie powinien przeżywać takich tragedii. Byłeś dla niego bardzo ważny.
Kamil... Kocham Cię, słyszysz? Kocham...
Tak bardzo żałuję, że nigdy Ci tego nie powiedziałem. Drugiej szansy nie dostanę.
Widzisz moje łzy? One są dla Ciebie i za Ciebie. Tak, jeszcze przed chwilą nie płakałem... Te łzy, spływające po tej mojej okropnej mordce świadczą najlepiej o tym, co czułem, a czego nie potrafiłem wyrazić słowami. Moje serce pękło i nikt go już nie poskłada.
Ciągle widzę przed oczami Ciebie zasiadającego na belce startowej skoczni w mojej rodzinnej Planicy, w miejscu, które tak bardzo kochałeś, z którym pozostaniesz związany na zawsze. To był Twój ostatni skok w życiu, ostatni w karierze i w naszej historii. Tak to się miało zakończyć, chociaż ja sam wciąż nie mogę się z tym pogodzić.
Peter Prevc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro