Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog.

To nie prawda, że po wzięciu tabletek zasypiasz niczym Śpiąca Królewna z bajek znanych z dzieciństwa. Tuż po wzięciu nawet całej garści masz mnóstwo czasu na myślenie. Problem jest jeden: ten czas jest najgorszy. Najgorsze jest oczekiwanie na koniec. Na koniec, który wreszcie ma nadejść. Ekscytacja miesza się z ulgą i strachem. Ekscytacja - przed podróżą, ulga - bo wreszcie odejdziesz, strach - przed tym co będzie. Mimo wszystko wcześniej musisz wszystko zaplanować. Musisz być pewien, że tego chcesz, musisz mieć odpowiednie materiały i spokój. Spokój jest najważniejszy. Jeden drobny błąd i wrócisz na ziemię. Wrócisz do ludzi, których tak bardzo nienawidzisz. Wrócisz do miejsca, z którego chciałeś uciec. I będzie jeszcze gorzej. Będą pilnować cię na każdym kroku i sprawiać, że jeszcze bardziej ich znienawidzisz.

Osiemnastoletni brunet siedział na dachu wysokiego wieżowca i patrzył przed siebie na panoramę Londynu, który teraz tonął w mroku. Wiatr mierzwił jego włosy, a w słuchawkach rozbrzmiewały dźwięki Evanescence. Zespołu, który towarzyszył mu każdego dnia. Zespołu, który dawał siły, by wstać i normalnie funkcjonować. "Normalnie", co za paradoks.

Louis kiedyś popełnił błąd. Dopuścił żeby go znaleziono. Dopuścił do tego, że rodzina zatrzymała go u siebie. Dopuścił do życia. Teraz nie chciał tego. On chciał umrzeć. Chciał odejść. Chciał spokoju.

Spojrzał na tabletki, które wyjął z kieszeni. Jego depresja pomogła mu w zdobyciu ich. Miał ochotę wybuchać śmiechem za każdym razem, gdy lekarz wspominał, że powinni zostać na Prozacu. Prozacu, który był dla niego niczym dropsy. Teraz jego garść mieściła Prozac, Zoloft i Citalopram, bez których nie był w stanie nawet wstać z łóżka. Były dla niego tym, czym dla normalnego człowieka kawa albo płatki śniadaniowe.

Włożył do ust zielono-żółtą kapsułkę Prozacu i zapił ją winem nabytym w sklepie niedaleko. Po jego policzkach spływały łzy, ale wiedział, że to tego najbardziej pragnie. Powtarzał czynność aż do opróżnienia ręki. Po chwili objął kolana rękoma i patrzył przed siebie czekając aż nadejdzie ulga. Wiedział, że przed tym pojawi się ból brzucha. Potworny ból brzucha. Taki, który sprawi, że będzie chciał wymiotować i krzyczeć. Ale potem będzie lepiej. Potem będzie leciał. Leciał przed siebie. Leciał daleko.

Chłopak skulił się, kładąc na zimnym podłożu. Czuł charakterystyczny ścisk w żołądku, ale wiedział, że musi wygrać. Zamknął oczy wyobrażając sobie jak leci.

Z trudem otworzył ciężkie powieki, a jasne światło oślepiło go. Był zdezorientowany. Nie wiedział gdzie jest, jaki dziś dzień ani co się dzieje. Czy właśnie tak wygląda niebo? Czy to tego uczyli go w szkole na religii? Czy to właśnie tego pragną ludzie po śmierci?

- Louis! Boże, synku! - głos matki wyrwał go z zamyślenia. Czyli to nie jest niebo. On nadal tu jest. Znowu się nie udało. - Skarbie...

- Co się dzieje, mamo? - zapytał cicho.

- Jak mogłeś znowu to zrobić?! Obiecałeś! Brakowało sekund! Rozumiesz?! Sekund!

Łzy zaczęły spływać po jego policzkach, a ciałem wstrząsały dreszcze. Tak bardzo chciał umrzeć. Tak bardzo nienawidził życia. Tak bardzo chciał zniknąć.

- Chcę umrzeć, mamo! - krzyknął.

****

Wystarczy jedna chwila aby całe nasze życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Wystarczy jedna chwila by powstało nowe życie lub czyjeś właśnie się zakończyło. Wystarczy jedna chwila, by stracić coś na zawsze.

Jedna z ulic w Los Angeles miała być od teraz przeklęta dla Harry'ego. Nieprzytomny chłopak leżał na ulicy, a tłum ludzi przyglądał się pracy ratowników medycznych, którzy zabierali go do karetki. To właśnie w niej serce chłopaka zatrzymało się, a lekarz wykrzykiwał nazwy leków i sprzętu. Po dotarciu do szpitala odpowiednie osoby zajęły się nastolatkiem, który padł ofiarą wypadku drogowego. Był tak zupełnie przez przypadek. Zupełnie sam. Jego miało tam nie być. Nie w tej chwili, nie w tym miejscu. Operacja trwała, a godziny dłużyły się niemiłosiernie. Kobieta siedząca na korytarzu zalewała się łzami i co chwilę pytała przechodzące pielęgniarki o wiadomości.

- Operacja trwa, proszę cierpliwie czekać - powiedziała niewysoka blondynka w białym stroju, posyłając nieznaczny uśmiech. - Będzie dobrze.

Ale dobrze nie będzie. Dobra nie ma. Światem rządzi zło, smutek i cierpienie. Jak czuje się matka, która patrzy na swoje nieprzytomne dziecko? Dziecko, które ma głowę owiniętą bandażem i każdy skrawek ciała pokryty siniakiem bądź zadrapaniem.

- On przeżyje, doktorze, prawda? - zapytała z nadzieją w głosie, patrząc na mężczyznę.

- Najbliższa doba zadecyduje o wszystkim, proszę się nie martwić.

Nie martwić się. Ale jak?

Mijały godziny, a Harry nadal spał. Kilka godzin. Kilkanaście godzin. W końcu minęła cała doba, a on? A on się nie obudził. Godziny zamieniły się w dni, a te stworzyły tygodnie. Tygodnie stworzyły miesiące. Nadzieja zaczęła gasnąć niczym płomień świecy. Jednak jego matka się nie poddała. Wierzyła, że jej syn jeszcze kiedyś ją uściska i powie jak bardzo ją kocha. On miał marzenia, cele w życiu. Wiedziała, że jest silny.

- Mamo, gdzie ja jestem? - to było pierwsze pytanie jakie usłyszeli, gdy się obudził.

Euforia wypełniła pokój. Euforia połączona ze łzami i chęcią ściskania. Ale to był dopiero początek. Początek czegoś nowego i niekoniecznie dobrego. Przed Harrym nowa przygoda, która zaczęła się diagnozą:

- Harry ma uszkodzony rdzeń kręgowy.

------

Yay, wreszcie mamy. Przyznam, że to najtrudniejszy i jednocześnie najgorszy prolog jaki wyszedł spod mojego pióra. Miałam dwa warianty i wahałam się do ostatniej kropki. Mam nadzieję, że jednak nie zjecie mnie za to coś. 

Zapraszam na moje pozostałe opowiadania o Larrym - "Dirty Dancer" oraz "This mistake is miracle".

Wyznaję zasadę CZYTASZ = DAJESZ GWIAZDKĘ/KOMENTUJESZ więc byłabym wdzięczna za jakiś znak ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro