Part 7.
Mijały dni, a my wymienialiśmy coraz więcej maili. Zdążyliśmy się pokłócić, nie odzywać do siebie, a potem Lou znowu napisał. Uwielbiałem wszystkie "PS." z sentencjami, które gnieździły się w mojej pamięci. Niestety strefy czasowe sprawiały, że nigdy nie umiałem złapać Lou online. Na razie żaden z nas nie poprosił o zdjęcie, link do facebooka czy nazwę Kika. Nie chciałem rozmawiać na Skype, wysyłać swojej fotografii czy mówić o sobie. Wiedzieliśmy o sobie podstawowe informacje i to miało nam wystarczyć. Chociaż fakt, że czasami chciałem wiedzieć jak wygląda Louis. Jest blondynem czy brunetem? A może ma bujną, rudą fryzurę niczym Ed Sheeran? Czy jego siostra jest do niego podobna? Jakiego koloru mają oczy? Miałem milion pytań dotyczących jego życia prywatnego. Był dla mnie zagadką. Chciałem wiedzieć dlaczego tak bardzo nienawidzi życia. Z drugiej strony nie chciałem żeby wiedział o mojej niepełnosprawności. Bałem się, że mnie odrzuci jak każdy inny. Bałem się, że nie będę miał komu pisać o wycieczkach czy filmach. Bałem się, że znowu zostanę sam.
Gemma ciągle pytała o chłopaka z internetu, a ja w głowie miałem jej słowa dotyczące mojej orientacji. Wiedziałem, że nie jestem gejem. Ja Louisa po prostu lubiłem. Jak znajomego. Chciałem mieć prawdziwego przyjaciela. Bez względu na tysiące kilometrów odległości. One nic nie znaczyły, gdy chłopak pisał kolejną wiadomość. Wiedziałem już, że nie lubi wychodzić na dwór, lubi rocka, dobrą literaturę i karmelową kawę. Wiedziałem, że ma osiemnaście lat, a urodziny obchodzi dwudziestego czwartego grudnia.
Co dziwiło mnie w Louisie? On nie miał marzeń. Nie miał marzeń, nie stawiał sobie celów, nie dążył do realizacji. On żył.. nie, on nie żył. On istniał. A "istnieć: nie znaczy "żyć". Chciałem dowiedzieć się dlaczego. Jednak, gdy już otwierał się przede mną, ja zawsze musiałem coś spieprzyć i chłopak pisał, że to nie moja sprawa. Bywały dni, że pisał dużo, a bywały i takie, gdy nie czekał na mnie żaden mail albo chłopak był oschły.
Od kilku dni nie otrzymałem żadnej wiadomości. Bałem się, bo Louis znowu miał okres, gdy odpisywał krótko i od niechcenia. Wyczuwałem to. Wysłałem kilka wiadomości z pytaniem co się stało, ale on milczał. A wcześniej obiecał, że będziemy pisać codziennie. Obiecał to. A przysięgi się nie łamie. W końcu przeprosił za ciszę. Dowiedziałem się, że był chory i nie miał dostępu do Internetu. Zaproponowałem wymianę numerami, ale on stwierdził, że nie chce mnie ranić. Nie wiedziałem o co chodzi, ale zabolało. Zapytałem co się dzieje, ale dostałem jedynie krótkie:
To zaszło trochę za daleko, Harry. Ja.. my... my nie powinniśmy, wiesz. Ja Ciebie nie znam. Ty nie znasz mnie. Zawiódłbyś się gdybyś znał prawdę. Nie chcę Cię ranić, przepraszam.
PS. Umieć żyć to najrzadziej spotykana rzecz na świecie. Większość ludzi tylko egzystuje.
------
Okej, przyznam bez bicia, że jakoś straciłam wiarę w to opowiadanie i dlatego tak długo nie było notki. Nie wiem czy mam nadal je pisać, czy jednak jest do usunięcia. Nie wiem, kompletnie nic nie wiem. Co sądzicie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro