Part 5.
****H*A*R*R*Y****
Sobotni dzień zarezerwowany był na rocznicę ślubu moich dziadków. Byliśmy u nich już od rana, bo moja mama jako kochana córeczka musiała pomóc w przygotowaniach. Patrzyłem na ich szczęście i marzyłem o związku, który również przetrwa kilkadziesiąt lat. Chciałem żyć w czasach, gdy stare rzeczy się naprawiało, a nie wyrzucało. Gdy o związki się walczyło, a nie brało rozwód. Chciałem mieć związek podobny do związku moich dziadków lub rodziców, którzy razem również dużo przeszli. To oni byli dla siebie największym wsparciem po moim wypadku. Moja mama często płakała, a mąż wspierał ją, bo wiedział, że jest jedyną kobietą w jego życiu. Chciałbym żeby ktoś kiedyś mówił tak o mnie.
Siedziałem na tarasie i napawałem się delikatnym słońcem. Na moich kolanach, przykrytych kocem leżał kot brytyjski, którego futerko przeczesywały moje palce. W słuchawkach leciała muzyka Eda Sheerana, a do mnie docierało jak bardzo kocham życie.
- Ile razy mówiłam, że masz wyciągać jedną słuchawkę?! - głos mamy i pociągnięcie kabla od słuchawek przerwał sielankę.
- Oj, zapomniałem. Co jest?
- Pomożesz babci?
Wjechałem wózkiem do środka i skierowałem się do kuchni. Dom moich dziadków nie był tak przestronny jak nasz i miałem delikatne problemy z poruszaniem się. Oni zawsze przepraszali mnie za udogodnienia, a ja zapewniałem, że sobie poradzę.
Zacząłem pomagać kobiecie, której byłem oczkiem w głowie. Pytała co w szkole i czy mam dziewczynę. Chciałem powiedzieć, że nikt nie chciałby problemu takiego jakim jestem, ale ostatecznie ugryzłem się w język.
- Babciu, ja wolę chłopców - zażartowałem.
Spojrzałem na nią kątem oka. Posłała mi uśmiech i zapewniła, że najważniejsze abym był szczęśliwy. Odwzajemniłem gest i zapewniłem, że nie myślę jeszcze o tych rzeczach.
- Masz rację, masz jeszcze czas.
Popołudniu dom zapełnił się ludźmi. Każdy składał życzenia, śmiał się, rozmawiał. Nade mną znowu się litowali i rzucali nieprzyjemne spojrzenia pełne ciekawości albo współczucia. Robiła to głównie dalsza rodzina, z którą widziałem się raz na rok w święta. Moja kuzynka traktowała mnie jak trędowatego. W końcu przełamała się, by ze mną pogadać. Niestety rozmowa nie kleiła się, a ja cieszyłem się, gdy wreszcie sobie poszła. W końcu dosiadła się do mnie moja starsza siostra Gem. Narzekała na nudę i chęć powrotu do domu. W końcu zatopiliśmy się we własnym świecie, grając na jej komórce. Nie mogłem doczekać się wieczoru, gdy znajdę się we własnym łóżku, z własnym laptopem na kolanach i kubkiem kakao.
Tuż przed dziesiątą zbieraliśmy się. Gemma skłamała, że nie czuje się najlepiej i chyba coś jej zaszkodziło. Ona była świetna w kłamstwach, a ja byłem jej wdzięczny. Leżąc w łóżku po wieczornej toalecie przygotowywałem film, który miałem oglądać z moją siostrą. Ona brała prysznic, a ja zerknąłem jeszcze na pocztę. Zdziwiłem się na widok wiadomości od Booloubear.
A co jeśli jestem czterdziestoletnią kobietą, która ma fetysz na małych chłopców w piżamkach z misiami? Nie boisz się?
Nie pieprz, że życie jest piękne. Ile masz lat? Dziesięć? I nadal biegasz do mamy po kasę na cukierki? Życie to gówno. Życie to bezsensowna wędrówka. Życie to tylko krótki postój przed tym, co czeka nas po śmierci.
Nie wiem, która jest u Ciebie godzina, ale ja właśnie kładę się spać. Właściwie to nie mam zamiaru tego robić, ale moja siostra znowu usnęła w moim łóżku. Myślisz, że powinienem ja wygonić? Ma trzy lata i wiecznie zimne stopy.
PS. Jesteśmy marionetkami naszej nieświadomości.
-----
Czy pisanie tego opowiadania w ogóle ma sens? I czy zrobić kilka notek, w których będą jedynie maile?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro