Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 25.

****H*A*R*R*Y****

– Mamo, proszę – powiedziałem kolejny raz, gdy moja mama budziła mnie do szkoły. Wyłączałem drzemkę w telefonie już trzykrotnie i jeśli miałbym się wyrobić, to musiałbym wstać właśnie teraz. – Tylko dziś.

– Nie, Harry. Nie ma mowy, idziesz do szkoły.

– Nie mogę zostawić Louisa.

– Louis jest duży i poradzi sobie przez kilka godzin. Zresztą ja się nim zajmę. Wstawaj.

– Mamo! – jęknąłem.

– Masz dwie minuty. Masz tu ubrania.

– Nie chcę tej koszuli.

– To wybierz sobie coś innego, ale szybko.

– Mamo....

– Nie. Dwie minuty.

– Nienawidzę jej – mruknąłem pod nosem, gdy wreszcie wyszła z pokoju.

– Nie mów tak, Harry – usłyszałem za sobą zaspany głos i spojrzałem na Louisa, który miał jeszcze półprzymknięte powieki i zmierzwione włosy. Przeczesałem je, a on złapał mnie za rękę i pocałował ją. – Będę za tobą tęsknił. Ucz się pilnie.

– Chyba mam gorączkę. Mamo! – krzyknąłem.

– Nie mów tak, będzie zła. Daj, pomogę ci.

Wziął ode mnie spodnie i kucnął przy łóżku. Miał na sobie koszulkę z superbohaterami i dół od piżamy w kratkę. Nie czułem się już tak bardzo niezręcznie jak jeszcze w przedwczoraj, gdy przyjechał. Byłem jedynie zły, że nie zdążyliśmy pojechać na plażę, ale to zostawiliśmy na następny weekend. Zupełnie nie myślałem o tym, że Louis kiedyś będzie musiał wrócić do domu. Bo przecież nie będzie musiał, prawda? Obiecał mi, że zostanie ze mną na zawsze.

Pomógł mi zapiąć koszulę i usiąść na wózku. Będąc w łazience, prędko przemyłem twarz i nałożyłem maść na pojedyncze wypryski. Nienawidziłem, gdy się pojawiały i miałem ochotę wyciskać je aż do krwi, co zabroniła mi Gem. Przy śniadaniu pytałem, czy aby na pewno nie mogę zostać w domu, bo przecież referat mogłem oddać w innym terminie, zganiając wszystko na zmyślone badania.

– Nie, Harry. Nie pytaj kolejny raz, bo jedziesz do szkoły. Tato cię zawiezie.

– A mogę wziąć Louisa?

– Nie. Jest mi potrzebny tutaj.

– Po co?

– Po to, żebyś miał o co pytać. Masz tu kanapki. – Podała mi plastikowe pudełko i butelkę wody.

– Mamo!

– Słucham cię, synku.

– Jesteś dzisiaj wredna.

– Nie jestem wredna, ale zmęczona twoimi pytaniami. Louis będzie tu, jak wrócisz, rozmawiałam wczoraj z jego mamą i może zostać.

– Jasne, jak mówiłaś do niej tak jak do mnie to już pewnie się ciebie boi i myśli, że zabijesz Louisa w piwnicy.

– Oj przestań – westchnęła.

– A nie zabijesz?

Louis uśmiechnął się, pijąc herbatę. Miał jeszcze trochę płatków i wyglądał na zmęczonego. Pożegnałem się z nim długim przytuleniem i chwilę później jechałem do szkoły. Lou obiecał mi kontakt telefoniczny i ciągłe zdawanie relacji co się dzieje w domu.



*****L*O*U*I*S****



Czułem się zestresowany, gdy zostałem zupełnie sam. Nie wiedziałem, czy mam dokończyć posiłek i wrócić do pokoju, czy może raczej pani Styles przygotowała dla mnie jakieś atrakcje. Teraz krzątała się po kuchni, wycierając blaty i pijąc kawę.

– Masz jakieś plany na dziś, Louis? – zapytała w końcu.

– Ja? Nie, chyba nie.

– A nie chciałbyś mi pomóc?

– Nie ma problemu.

– Pojedziesz ze mną na zakupy?

Kiwnąłem głową, zgadzając się. Siedząc w samochodzie, słuchałem opowieści o Harrym, który często zmieniał plany dotyczące przyszłego zawodu. Do niedawna chciał być artystą, potem znanym pisarzem, by później zmienić to na psychologię. Pomimo swoich osiemnastu lat sam nie miałem pomysłu na swoje życie, więc wzruszyłem ramionami, gdy padło pytanie o moje studia.

– Najważniejsze to być szczęśliwym, Louis – powiedziała, skręcając na parking przed supermarketem.

Prowadziłem wózek, pisząc z Harrym, który opowiadał o akcji na szkolnym korytarzu i o małym prezencie, który dostał od dziewczyn, z którymi się "trzymał". Pytał co robię i poprosił o chipsy ze sklepu. Stojąc przed regałem, patrzyłem na kolejne opakowania i zastanawiałem się, które powinienem dla niego wziąć.

– Te niebieskie – usłyszałem za sobą i spojrzałem na kobietę, która dołączyła z mlekiem i jogurtami.

Musieliśmy jeszcze odwiedzić kilka miejsc, a po drodze wstąpiliśmy do kwiaciarni. Z boku obserwowałem, jak kobieta wybiera roślinkę, mówiąc, że chciałaby coś zmienić w salonie. Wyjąłem kartę, gdy podchodziła do kasy i zapłaciłem za kwiat, a ona zbulwersowała się.

– Bardzo mi pani pomogła – powiedziałem, wciskając rachunek do kieszeni.

– W niczym ci nie pomogłam, Louis. To ty nam pomagasz.

– Nawet nie ma pani pojęcia jak bardzo mi pani pomogła.

Nie miałem pojęcia, że godziny miną tak szybko. Przed trzecią jechałem z nią po Harry'ego, który czekał na nas na parkingu. Ucieszył się, widząc mnie i chwalił pluszakiem od szkolnych koleżanek.

– Byłaś grzeczna, mamo? – zapytał, gdy obaj siedzieliśmy z tyłu, trzymając się za ręce.

– Tak jak ty dzisiaj rano.

– Czyli?

– Czyli odpowiedz sobie sam.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Szybki posiłek, odcinek serialu, który Styles oglądał i czekała na niego rehabilitacja. Stwierdziłem, że chętnie zaczekam w poczekalni, bo nie chciałem wracać do domu. Harry wybłagał u mnie i u swojego rehabilitanta, żebym mógł być razem z nim. Opowiadał Joshowi o niespodziance, którą mu zrobiłem, a brunet roześmiał się, stwierdzając, że wie o mnie tak dużo, że czuje, jakby znał mnie od zawsze, bo Harry wszystko mu opowiadał.

– Teraz musimy się starać, Josh – powiedział. – W końcu mam już nawet swoją randkę na bal.

Spojrzałem na niego, odrywając wzrok z plakatu dotyczącego bezpieczeństwa w gabinecie. Uśmiechnąłem się, nie mówiąc nic więcej. Po powrocie do domu jedliśmy kolację ze wszystkimi i chciałem pozmywać, ale matka chłopaka zatrzymała mnie. Pomogłem jej zapakować naczynia do zmywarki, by jakoś podziękować za posiłek i nie być problemem. Leżąc na łóżku, oglądaliśmy film, a Hazz musiał wszystko komentować. Od wyglądu bohaterów, przez ich akcje, na "No całuj go, głupcze!" kończąc. Leżał oparty o mnie i pożerał chipsy, ciągle wycierając oblizane palce w swoje spodnie.

– Patrz, teraz! Patrz! – powiedział, co zdradziło, że film widział już wcześniej.

– Oglądam, Harry.

– Teraz będzie super!

Złapał mnie za kark, wpatrując się w telewizor, który podłączony był do laptopa i wyświetlał właśnie "eCupid", czyli opowieść o poszukiwaniu miłości przez internet.

– Oooo – jęknął, uśmiechając się i po chwili przenosząc wzrok na mnie i oplatając moją szyję rękoma. – A ty idziesz na ilość czy na jakość?

– A jesteś dobrej czy słabej jakości?

– I za to cię kocham.

– Bardzo?

– Bardzo, bardzo. A ty?

– Ja ciebie też. Nigdy nie kochałem nikogo tak bardzo, jak ciebie.

Uśmiechnął się, oblizując wargi z okruszków. Przejechałem kciukiem po jego policzku i spojrzałem na te pełne usta o delikatnie różowym kolorze. Chłopak delikatnie przybliżył się do mnie, a ja złączyłem nasze usta, nie chcąc przedłużać tęsknoty za nimi w nieskończoność. Obaj byliśmy niedoświadczeni i skończyło się jedynie na muśnięciu zaciśniętymi wargami.

– Czekaj, niewygodnie mi – mruknął. Usiadł na mnie i znowu się nachylił. – Podobno musimy być rozluźnieni – szepnął.

– Skąd wiesz?

– Czytałem w Google i oglądałem na Youtube.

Roześmiałem się, psując atmosferę. Kątem oka widziałem całującą się parę na ekranie telewizora i spojrzałem na chłopaka, z którym przecież od tak dawna łączyły mnie pragnienia pocałunku. Złapałem go za kark, rozluźniając się i przymykając oczy. W końcu wszystko samo się potoczyło, a my nie zaciskaliśmy ust jak ze strachu przed bolesnym zastrzykiem.

– O fuuuuj – usłyszeliśmy głos Gemmy, która znikąd wzięła się w pokoju.

-------

Zgadnijcie kto wrócił do życia wraz z nowym rokiem akademickiiim! Czy mogę liczyć na opinie i dawkę motywacji?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro