Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 21.

Książka, którą trzymałem z hukiem wypadła z mojej ręki, uderzając o podłogę. Czułem na sobie wzrok innych, ale dla mnie liczył się jedynie nastolatek, który nerwowo naciągał rękawy bluzy i uciekał wzrokiem. Gem pociągnęła go za rękę w moją stronę i obdarzyła mnie całusem w policzek, mówiąc:

- Spełnienia marzeń, braciszku. Siadaj, Lou - wskazała na fotel, przy którym się znajdowałem. - Chcesz herbatę?

Chłopak delikatnie pokręcił głową i zajął miejsce. Miałem wrażenie, że jest taki malutki wśród wszystkich osób, które nas otaczają. Nieśmiało podał mi pudełko z kokardką, a ja miałem ochotę rozpłakać się. Jego wzrok, który mnie unikał, sprawił, że dotarło do mnie wszystko. Zawiodłem go. Nie wiedział o mojej niepełnosprawności, a teraz dowiedział się i mnie znienawidził.

Oddałem mu prezent i ze łzami w oczach skierowałem się do kuchni. Gemma zapytała o co chodzi mi tym razem i dlaczego się nie cieszę.

- Zawiodłem go, Gem - szepnąłem, a po moim policzku zaczęły spływać łzy.

- Masz urodziny, Harry. Nie możesz płakać

- Wolałem kota, Gem.

- Wolałbyś kota od Louisa? Chciałam zrobić ci niespodziankę, a ty wybrzydzasz.

- Nie byłem gotowy - szepnąłem, a ona przytuliła mnie, widząc w jakim jestem stanie.

Wibrujący telefon przerwał wszystko, a ja odblokowałem ekran.



Jesteś jeszcze piękniejszy niż na zdjęciu c:



Mimowolnie uśmiechnąłem się analizując kolejne słowa.

- Zostawię was - usłyszałem i Gemma wyszła z kuchni.

Odwróciłem się i zauważyłem Louisa w progu. Bez słowa podszedł i złapał mnie za rękę. Nie byłem w stanie patrzeć mu w oczy więc zamknąłem swoje i delektowałem się ciepłem bijącym od jego dłoni. Jego skóra była delikatna, a ucisk silny.

- Mogę coś ci zrobić? - szepnął, a moje serce przyspieszyło. Otworzyłem oczy i spojrzałem na chłopaka, kiwając głową. Czułem ucisk w dole brzucha i strach. Uśmiechnąłem się, gdy wplótł palce w moje włosy. - Są takie jak sobie wyobrażałem - dodał cicho.

- Przepraszam, Louis.

- Cicho, Harry - poczułem ciepło przechodzące przez moje ciało, gdy wypowiedział moje imię.



****L*O*U*I*S****


Usiadłem na podłodze i napawałem się ciepłem, które kradłem z ciała ściskanego w ręce. Nie wiedziałem jak się zachować. Nie byłem przygotowany na taką niespodziankę jeśli chodzi o Harry'ego. Nie spodziewałem się, że jest niepełnosprawny. Co z tymi wszystkimi wycieczkami, o których tak dużo opowiadał? Czy wiązało się to z pchaniem jego wózka pod górę i pomaganiu mu na każdym kroku? Nie wiedziałem gdzie patrzeć, bo nie chciałem go peszyć.

- Jak się tu znalazłeś? - usłyszałem szept. Nadal trzymaliśmy się za ręce, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Nie chciałem opowiadać o wiadomości od Gemmy, którą dostałem pewnego dnia ani o wszystkich późniejszych rozmowach.

- Niespodzianka.

- Powiedz mi.

- Przyleciałem.

- Ale...

Kolejne pytanie przerwała Gemma, która zapytała dlaczego Harry każe mi siedzieć na podłodze w kuchni. Bez słowa skierowaliśmy się do salonu. Zająłem fotel i nieśmiało zerkałem na Harry'ego, którego wózek stał obok. Nasz wzrok często się spotykał, a policzki chłopaka rumieniły się. Czułem się niezręcznie wśród obcych mi osób i chyba powoli żałowałem przyjazdu. Zwłaszcza patrząc na niepełnosprawnego nastolatka, który rujnował wszystkie wyobrażenia, które stworzyłem przez ostatnie miesiące. Mimo wszystko był chłopakiem, który pomógł mi i stał się dla mnie ogromną częścią życia. Po południu dom opustoszał, a ja nadal siedziałem na fotelu, który zaczął robić się coraz twardszy. Inne strefy czasowe sprawiały, że czułem zmęczenie i co pewien czas nie udało mi się opanować ziewnięcia. W końcu Gem rzuciła się na kanapę głośno wzdychając.

- Jak lot, Lou? - zapytała, a ja wyrwałem się z zamyślenia.

- Dobrze.

Posłała mi uśmiech, a ja przeniosłem wzrok na prezent, którego Harry nawet nie otworzył. Żałowałem jego zawartości, bo teraz wydawała mi się głupia. Miałem ochotę rozerwać opakowanie, a bransoletkę schować do kieszeni. Mama Harry'ego usiadła na kanapie i zaczęła pytać jak podoba mi się Los Angeles. W końcu zaproponowała coś do jedzenia, a ja od razu zacząłem kręcić głową. Mimo wszystko zostałem zmuszony do rodzinnej kolacji. Już dawno nie jadłem niczego w takim towarzystwie i czułem jak atmosfera się rozluźnia. Znowu poczułem się spięty, gdy Harry potrzebował pomocy, by dostać się do pokoju i znaleźć się na łóżku. Nie chciałem żeby się mnie krępował, bo ja sam nie byłem szczery wobec niego. Kiedy zostaliśmy sami zapanowała cisza. W końcu zauważyłem łzy spływające po policzkach nastolatka i poczułem jak ściska mnie w środku. Siedział oparty o łóżko, na którego skraju siedziałem ja. W mgnieniu oka tuliłem się do jego klatki piersiowej i brałem głęboki oddech, by sprawdzić czy zapach, który sprawdzałem w drogerii rzeczywiście jest tymi samymi perfumami, o których mi pisał.

- Dziękuję, Louis - szepnął, a ja zgniotłem jego koszulkę, zaciskając oczy, bo spomiędzy powiek zaczęły wydobywać się łzy. - Zrobiłeś mi najlepszy prezent na urodziny o jakim mogłem marzyć.

- Tak bardzo cię kocham, Harry. Nie możesz mnie teraz zostawić.

- O czym ty mówisz?

- Obiecaj, że mnie nie zostawisz.

- To ja powinienem o to prosić, bo... bo sam widzisz. Ja nic nie czuję, Lou.

Poczułem jak mój świat się wali. Oderwałem się od niego, mówiąc:

- Oh, ja... ja przepraszam. Ja.. nieważne.

- Nie, Lou! Nie w takim znaczeniu. Chodzi o moje nogi. Ja nic nie czuję.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś?

- Nie umiałem. Poznałeś mnie jako takiego fajnego, a teraz nagle wózek?

- Nadal jesteś fajny, Harry - ponownie się do niego przytuliłem.

- Mogę coś zrobić, Lou?

Spojrzałem na niego, a on złapał mnie za rękę i jednym sprawnym ruchem podciągnął rękaw mojej bluzy.

- Nosi.... - przerwał w połowie zdania, a jego usta rozchyliły się gdy zobaczył dziesiątki blizn. 

------

Mamy prawie 23K i... No cóż, mamy Larry'ego c:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro