Part 21.
Książka, którą trzymałem z hukiem wypadła z mojej ręki, uderzając o podłogę. Czułem na sobie wzrok innych, ale dla mnie liczył się jedynie nastolatek, który nerwowo naciągał rękawy bluzy i uciekał wzrokiem. Gem pociągnęła go za rękę w moją stronę i obdarzyła mnie całusem w policzek, mówiąc:
- Spełnienia marzeń, braciszku. Siadaj, Lou - wskazała na fotel, przy którym się znajdowałem. - Chcesz herbatę?
Chłopak delikatnie pokręcił głową i zajął miejsce. Miałem wrażenie, że jest taki malutki wśród wszystkich osób, które nas otaczają. Nieśmiało podał mi pudełko z kokardką, a ja miałem ochotę rozpłakać się. Jego wzrok, który mnie unikał, sprawił, że dotarło do mnie wszystko. Zawiodłem go. Nie wiedział o mojej niepełnosprawności, a teraz dowiedział się i mnie znienawidził.
Oddałem mu prezent i ze łzami w oczach skierowałem się do kuchni. Gemma zapytała o co chodzi mi tym razem i dlaczego się nie cieszę.
- Zawiodłem go, Gem - szepnąłem, a po moim policzku zaczęły spływać łzy.
- Masz urodziny, Harry. Nie możesz płakać
- Wolałem kota, Gem.
- Wolałbyś kota od Louisa? Chciałam zrobić ci niespodziankę, a ty wybrzydzasz.
- Nie byłem gotowy - szepnąłem, a ona przytuliła mnie, widząc w jakim jestem stanie.
Wibrujący telefon przerwał wszystko, a ja odblokowałem ekran.
Jesteś jeszcze piękniejszy niż na zdjęciu c:
Mimowolnie uśmiechnąłem się analizując kolejne słowa.
- Zostawię was - usłyszałem i Gemma wyszła z kuchni.
Odwróciłem się i zauważyłem Louisa w progu. Bez słowa podszedł i złapał mnie za rękę. Nie byłem w stanie patrzeć mu w oczy więc zamknąłem swoje i delektowałem się ciepłem bijącym od jego dłoni. Jego skóra była delikatna, a ucisk silny.
- Mogę coś ci zrobić? - szepnął, a moje serce przyspieszyło. Otworzyłem oczy i spojrzałem na chłopaka, kiwając głową. Czułem ucisk w dole brzucha i strach. Uśmiechnąłem się, gdy wplótł palce w moje włosy. - Są takie jak sobie wyobrażałem - dodał cicho.
- Przepraszam, Louis.
- Cicho, Harry - poczułem ciepło przechodzące przez moje ciało, gdy wypowiedział moje imię.
****L*O*U*I*S****
Usiadłem na podłodze i napawałem się ciepłem, które kradłem z ciała ściskanego w ręce. Nie wiedziałem jak się zachować. Nie byłem przygotowany na taką niespodziankę jeśli chodzi o Harry'ego. Nie spodziewałem się, że jest niepełnosprawny. Co z tymi wszystkimi wycieczkami, o których tak dużo opowiadał? Czy wiązało się to z pchaniem jego wózka pod górę i pomaganiu mu na każdym kroku? Nie wiedziałem gdzie patrzeć, bo nie chciałem go peszyć.
- Jak się tu znalazłeś? - usłyszałem szept. Nadal trzymaliśmy się za ręce, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Nie chciałem opowiadać o wiadomości od Gemmy, którą dostałem pewnego dnia ani o wszystkich późniejszych rozmowach.
- Niespodzianka.
- Powiedz mi.
- Przyleciałem.
- Ale...
Kolejne pytanie przerwała Gemma, która zapytała dlaczego Harry każe mi siedzieć na podłodze w kuchni. Bez słowa skierowaliśmy się do salonu. Zająłem fotel i nieśmiało zerkałem na Harry'ego, którego wózek stał obok. Nasz wzrok często się spotykał, a policzki chłopaka rumieniły się. Czułem się niezręcznie wśród obcych mi osób i chyba powoli żałowałem przyjazdu. Zwłaszcza patrząc na niepełnosprawnego nastolatka, który rujnował wszystkie wyobrażenia, które stworzyłem przez ostatnie miesiące. Mimo wszystko był chłopakiem, który pomógł mi i stał się dla mnie ogromną częścią życia. Po południu dom opustoszał, a ja nadal siedziałem na fotelu, który zaczął robić się coraz twardszy. Inne strefy czasowe sprawiały, że czułem zmęczenie i co pewien czas nie udało mi się opanować ziewnięcia. W końcu Gem rzuciła się na kanapę głośno wzdychając.
- Jak lot, Lou? - zapytała, a ja wyrwałem się z zamyślenia.
- Dobrze.
Posłała mi uśmiech, a ja przeniosłem wzrok na prezent, którego Harry nawet nie otworzył. Żałowałem jego zawartości, bo teraz wydawała mi się głupia. Miałem ochotę rozerwać opakowanie, a bransoletkę schować do kieszeni. Mama Harry'ego usiadła na kanapie i zaczęła pytać jak podoba mi się Los Angeles. W końcu zaproponowała coś do jedzenia, a ja od razu zacząłem kręcić głową. Mimo wszystko zostałem zmuszony do rodzinnej kolacji. Już dawno nie jadłem niczego w takim towarzystwie i czułem jak atmosfera się rozluźnia. Znowu poczułem się spięty, gdy Harry potrzebował pomocy, by dostać się do pokoju i znaleźć się na łóżku. Nie chciałem żeby się mnie krępował, bo ja sam nie byłem szczery wobec niego. Kiedy zostaliśmy sami zapanowała cisza. W końcu zauważyłem łzy spływające po policzkach nastolatka i poczułem jak ściska mnie w środku. Siedział oparty o łóżko, na którego skraju siedziałem ja. W mgnieniu oka tuliłem się do jego klatki piersiowej i brałem głęboki oddech, by sprawdzić czy zapach, który sprawdzałem w drogerii rzeczywiście jest tymi samymi perfumami, o których mi pisał.
- Dziękuję, Louis - szepnął, a ja zgniotłem jego koszulkę, zaciskając oczy, bo spomiędzy powiek zaczęły wydobywać się łzy. - Zrobiłeś mi najlepszy prezent na urodziny o jakim mogłem marzyć.
- Tak bardzo cię kocham, Harry. Nie możesz mnie teraz zostawić.
- O czym ty mówisz?
- Obiecaj, że mnie nie zostawisz.
- To ja powinienem o to prosić, bo... bo sam widzisz. Ja nic nie czuję, Lou.
Poczułem jak mój świat się wali. Oderwałem się od niego, mówiąc:
- Oh, ja... ja przepraszam. Ja.. nieważne.
- Nie, Lou! Nie w takim znaczeniu. Chodzi o moje nogi. Ja nic nie czuję.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Nie umiałem. Poznałeś mnie jako takiego fajnego, a teraz nagle wózek?
- Nadal jesteś fajny, Harry - ponownie się do niego przytuliłem.
- Mogę coś zrobić, Lou?
Spojrzałem na niego, a on złapał mnie za rękę i jednym sprawnym ruchem podciągnął rękaw mojej bluzy.
- Nosi.... - przerwał w połowie zdania, a jego usta rozchyliły się gdy zobaczył dziesiątki blizn.
------
Mamy prawie 23K i... No cóż, mamy Larry'ego c:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro