Part 2.
****L*O*U*I*S****
Piątkowe popołudnie dla niektórych oznaczało niezłą imprezę z litrami wódy i przygodnym seksem. Ci mniej popularni szli z przyjaciółmi do kina lub kręgielni. A ja? A ja siedziałem przed gabinetem psychiatry i czekałem aż wróci z grupowej terapii. Wolałem być tam z nimi niż tu sam. Albo w domu. O tak, to byłoby najlepsze.
- Dzień dobry, Louis - mężczyzna uśmiechnął się, gdy wszedł do poczekalni. - Jak się czujesz?
- Dobrze - moje palce automatycznie skierowały się do ust.
- Nie obgryzaj - upomniał mnie, wpuszczając do gabinetu. - Weź sobie gumę - wskazał na odpowiednie naczynie na swoi biurku. Wiedziałem, że w pomarańczowym pudełeczku są owocowe, a w białym miętowe. Wziąłem po jednej z każdego smaku i włożyłem do ust. Żucie gumy uspokajało mnie i przynajmniej nie obgryzałem paznokci.
Zająłem odpowiednie miejsce i rozejrzałem się. Naprzeciwko mnie stało biurko z lampką, papierami, kubkiem kawy i stojakiem na długopisy. Sam zajmowałem kremowy zestaw składający się z dwóch foteli i szklanego stolika. Za mną ścianę zajmowała biblioteczka, a po lewej miałem okno z widokiem na ulicę.
- Co nowego? - zagaił Marcel siadając na drugim fotelu.
- Nic.
- Pisałeś coś?
- Trochę - przyznałem przypominając sobie wpisy w moim dzienniku. - To nie pomaga - przyznałem.
- Wiem, potrzebujemy czasu. Zrobiłeś to znowu?
Nagle rany przy kostkach zaczęły niemiłosiernie piec. Czułem jakby ktoś przebijał je gwoździami albo przypalał rozżarzonym prętem. Wiedziałem, że on zauważy moje kłamstwo. Zapisał coś w swoim zeszycie i zapytał:
- Jak dużo?
- Nie zrobiłem tego! - nadal brnąłem w swoje kłamstwo chociaż wiedziałem, że to się nie uda.
- Podciągnij rękawy - odsłoniłem stare rany i starałem się żeby mój kącik ust nie poszedł w górę. Stary idiota. - Teraz pokaż kostki – KURWA!
- Mam ciasne spodnie - JESTEM IDIOTĄ!
- Louis...
Podciągnąłem nogawkę i ukazałem bandaż wystający ponad skarpetkę w gwiazdki. Po chwili musiałem to samo zrobić z drugą, a Marcel ciągle coś zapisywał. Spojrzałem na blondyna, który miał około trzydziestu lat. Jego niebieskie oczy świdrowały mnie i chciałbym żeby mnie pocałował. To właśnie z facetem takim jak on mógłbym przeżyć swój pierwszy raz. I to nie tylko pierwszy pocałunek.
- Nie możemy zmienić ci leków - powiedział. - Musimy poczekać aż nowe zaczną działać.
- Wiem.
- Czujesz się po nich gorzej?
- Nie odczuwam różnicy.
- Przyjmujesz je?
- Tak.
Kolejna sesja i kolejne wiercenie mi w pamięci. Musiałem wspominać swoje dzieciństwo po raz milionowy. Marcel wypytywał o moje stosunki z matką, a potem o stosunki z ojczymem i młodszą przyszywaną siostrą. Nadal nie mogę zapomnieć okresu, gdy miałem trzech nowych tatusiów w ciągu roku. Za każdym razem liczyłem, że któryś z nich mnie pokocha. Że to z nim będę chodził na ryby, majsterkował w garażu. Że to on wprowadzi mnie w świat mężczyzn i będzie moim autorytetem. Że to on będzie chodził na spotkania w przedszkolu, a potem na wywiadówki. Ale tak się nie stało i nadal byłem sam. Potem zacząłem dojrzewać i nienawidzić mężczyzn mojej matki. W wieku jedenastu lat dostałem w prezencie ojczyma, a dwa lata później siostrę, która teraz jest irytującą trzylatką. Jednak nie chciałem tego opowiadać lekarzowi. Odpowiadałem zdawkowymi zdaniami, które znałem już na pamięć.
- Bawisz się czasami z Mel?
- Czasami.
- Co robicie?
- Ona rysuje.
- A ty?
- A ja nie.
- Opiekujesz się nią czasami?
- Miałem dwie próby samobójcze. Sądzisz, że matka mi ufa? - spojrzałem na niego. Znowu te niebieskie oczy. Znowu te malinowe wargi.
- Ufa ci, bo cię kocha.
- Bzdura - przeniosłem wzrok na okno, a zaraz potem na zegarek. Jeszcze dwadzieścia minut. - Możemy dzisiaj skończyć wcześniej?
- Przykro mi, Louis. Pociąłeś się, a to oznacza, że zerwałeś umowę.
- No, ale tylko dzisiaj.
- Nie. Wróćmy do Mel, dobrze?
- Nie tnę się przez Mel. Jej jeszcze nie było, jasne? Już wszystko?
Zadał mi kolejne pytanie, a ja oparłem się w fotelu i chciałem pokazać, że nic więcej nie będę mówił. Ten pytał, a ja milczałem.
- To sobie posiedzimy - stwierdził w końcu. - Jak już minie ci złość na mnie to powiedz, dobrze? I tak spotkamy się tu w poniedziałek.
- Doniosę na ciebie i cię wywalą.
- Odezwałeś się! Teraz odpowiedz mi na pytania.
W głowie analizowałem pytania zadane przez blondyna i zastanawiałem się czy naprawdę nienawidzę dziewczynki, która cieszy się za każdym razem, gdy mnie widzi. Czy to właśnie jej piskliwy głos mnie tak denerwuje? Czy to ona jest powodem, przez który wilgotnieją mi oczy praktycznie każdej nocy? Czy jej też tak bardzo nienawidzę jak swojego życia?
------
Hej, hej, dawno mnie nie było. Ale wracam i obiecuję regularne wstawianie. Ogólnie notka miała być do 'odebrania poczty', ale wyszła 'nieco' dłuższa niż sądziłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro