Part 14.
****L*O*U*I*S****
Siedząc w gabinecie Marcela rozmawiałem z mężczyzną o Harrym. Chłopak dość często gościł ostatnio w rozmowach na mojej terapii, a psycholog twierdził, że Loczek dobrze na mnie działa. Dokładnie tego samego dnia miałem atak i znowu musiałem ukrywać rany przed wszystkimi. Z przerażeniem szukałem w łazienkowej apteczce bandaży i stwierdzałem, że nic nie ma. Owinąłem rękę papierem toaletowym i po cichu poszedłem do kuchni. Po moich policzkach spływały łzy i zaczynałem żałować tego co zrobiłem. Przeszukując szafkę usłyszałem kroki. Po chwili stał za mną Robert.
- Już dawno powinieneś zdechnąć, bo Jay tylko przez ciebie cierpi - syknął, a jego słowa zabolały mnie. - Każdego dnia idzie sprawdzić czy śpisz, czy oddychasz, a ty jedynie potrafisz się ciąć i udawać ofiarę.
Czułem jak tracę oddech. Chciałem krzyczeć, ale nie mogłem wydobyć z siebie głosu. Patrzyłem na mężczyznę, który miał zastąpić mi ojca i nie mogłem uwierzyć w to co mówi. W końcu udało mi się powiedzieć ciche:
- Pieprz się.
W przeciągu kilku sekund jego otwarta dłoń zderzała się z moim policzkiem, który prędko zaczął niemiłosiernie piec. Dotknąłem twarzy i poczułem gorącą skórę.
- Nienawidzę cię, kurwa! - krzyknąłem. - To wszystko twoja wina! Nie jesteś moim ojcem!
- Nawet nie chciałbym nim być!
Obaj spojrzeliśmy na wejście do kuchni, gdzie stała moja mama. Czułem, że ją zawodzę. Po jej policzkach spływały łzy, a ja nie umiałem zdobyć się na żaden krok, by ją przytulić czy przeprosić. Potrafiłem jedynie wyminąć ją i skierować się do pokoju. Kobieta nie próbowała mnie zatrzymać za co byłem jej wdzięczny. Stojąc na szczycie schodów słyszałem jak zaczyna się ich kłótnia. Robert zarzucał, że sam wymyślam sobie problemy, a tak naprawdę jestem jedynie głupim szczeniakiem, który miał za dobrze w domu. Moja mama starała się mnie bronić podnosząc głos. Zamknąłem się w pokoju, siadając na łóżku. Znowu siebie nienawidziłem i miałem ochotę umrzeć. Marcel mówił, że w takich chwilach mam głęboko oddychać i czekać aż atak minie. Myślałem, że nowe leki sprawią, że ataków nie będzie, ale myliłem się. Poczułem w ustach charakterystyczny smak krwi co oznaczało, że moje usta są już przegryzione. Ból ręki dawał mi dziwne poczucie ukojenia.
Mój wzrok skierował się na drzwi, które otworzyły się i ukazały postać Mel. Dziewczynka z pluszakiem bez słowa podeszła i wdrapała się na moje łóżko. Rozłożyłem ramiona, bo wiedziałem czego chce. Wtuliła się we mnie, a ja zamknąłem ją w silnym uścisku.
- Dlaczego mamusia krzyczy? - po kilku minutach usłyszałem ciche pytanie.
- Miała zły dzień, Mel. Czasami tak jest.
- I będzie zła?
- Na ciebie nie, księżniczko. Na księżniczki nigdy się nie gniewa.
- Na ciebie?
- Na mnie pewnie tak.
- Dlaczego?
- Nieważne, Mel. Kiedyś ci powiem.
- A na Pana Królika?
- Nie, na Pana Królika też nie będzie zła.
Okryłem nas kołdrą, a ta zapytała co stało mi się w rączkę. Powiedziałem, że się oparzyłem, a ta pocałowała żeby nie bolało. Rozczulały mnie takie gesty i czasami chciałbym żeby buziaki czy plasterki ze świnką Peppą naprawdę miały magiczną moc uzdrawiania.
- Lou, opowiesz mi bajkę? - poprosiła po kolejnej chwili ciszy.
- Nie znam żadnej, Mel.
- Wymyśl coś. O kotkach.
Jęknąłem, a w tej samej chwili mój telefon dał o sobie znać. Odblokowałem klawiaturę i otworzyłem KIKa.
Curlyboy16: Moja szkoła ssieeee ;-;
Louist1: Znasz jakąś bajkę o kotkach?
Curlyboy16: Nie jesteś za stary?
Louist1: To dla Mel -.-' Obudziła się właśnie.
Curlyboy16: Był sobie kotek, poznał drugiego kotka i się w nim zakochał.
Louist1: Mam jej opowiadać bajkę o kotkach gejach?
Curlyboy16: A dlaczego nie?
Louist1: Ona ma trzy lata, Heri.
Curlyboy16: Heri! <3
Curlyboy16: I Loueh!
Louist1: To jest chore ;-;
Mel znowu upomniała się o bajkę, a ja włączyłem przeglądarkę, by coś znaleźć. W tej samej chwili do mojego pokoju weszła mama, która bez słowa podeszła do łóżka po córkę. Dziewczynka zaczęła mówić, że czeka na bajkę ode mnie, a ta stanowczym głosem odpowiedziała, że jest późno i ma iść spać. Nie chciałem by wyładowywała na niej swoje emocje, ale nie odezwałem się. Słyszałem płacz Mel i podniesiony głos mojej mamy. W końcu wstałem i skierowałem się do pokoju naprzeciwko.
- To mnie opieprzaj, a nie ją - powiedziałem.
- Idź do siebie, Louis.
- Obiecałem jej bajkę.
Położyłem się obok dziewczynki i podałem jej pluszaka. Po chwili wymyślałem bajkę o kotku, który został sam, porzucony przez rodzinę i spotkał nową rodzinę. I był tam inny kotek, którego on bardzo polubił. Na szczęście nie musiałem kończyć homo opowieści, bo Mel zasnęła, a ja wyszedłem z jej pokoju. Miałem wyrzuty sumienia, bo gęsta atmosfera zdążyła zwiedzić cały dom. Nogi same niosły mnie wgłąb domu gdzie znajdowała się sypialnia mojej mamy i Roberta. Kobieta leżała na łóżku i płakała. Położyłem się obok, przytulając ją.
- Zostaw mnie, Louis.
Zacząłem przepraszać ją nadal płacząc. Miałem wyrzuty sumienia i wiedziałem, że już dość się nacierpiała przeze mnie. Robert miał rację, mówiąc, że powinienem zdechnąć,. Kobieta wybuchnęła płaczem, gdy to wspomniałem. Chwyciła moją twarz w dłonie i szepnęła, że jestem jej jedynym synkiem i ona nie wybaczyłaby sobie, gdyby znowu coś mi się stało. Przeprosiłem kolejny raz i obiecałem, że tego nie zrobię.
- Ja chcę się zmienić, mamo - szepnąłem.
- Damy radę, skarbie. Ale nie rób już tego, błagam.
Wtuliłem się w nią i próbowałem uspokoić. Miałem osiemnaście lat i nadal płakałem w ramionach mamy, bo to była jedyna osoba, której ufałem.
- Louis, kim jest Heri? - zapytała po chwili. Oderwałem się od niej i zapytałem skąd wie. - Mel ciągle mówi o jakimś Herim.
-----
Miało być wczoraj, no ale cóż "serwery Wattpad są nieosiągalne" ;-;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro