Part 11.
Louist1: Czy Ty wszędzie jesteś Loczkiem?
Curlyboy16: Omg, Omg, Omg, Loueh! Napisałeś! *-*
Curlyboy16: Taaa, nie jestem oryginalny jeśli chodzi o nazwy :/
Curlyboy16: Co tam?
Curlyboy16: A miałem napisać o Gem! No więc jest podobna z twarzy. Ale ja mam loki, a ona nie. Chociaż jak złapie ją deszcz to też trochę jej się kręcą. I ja mam dołeczki w policzkach, które są wynikiem ubytku genetycznego. Nie uważasz, że to okropne?
Louist1: Zawsze piszesz tak dużo czy tylko na KIKu?
Curlyboy16: Oh, właściwie to jestem uznawany za gadatliwą osobę. Czy to źle?
Louist1: Nie wiem.
Curlyboy16: Wszystko okej, Loueh?
Curlyboy16: Loueeeeeeeeeeeeeh.
Curlyboy16: Boo, jesteś tam?
Curlyboy16: Boooooooooooooooooooo.
Louist1: Jestem, ogarnij się.
Curlyboy16: Nie odpisywałeś mi!
Curlyboy16: Dobra, nieważne. Nadużywam słowa 'nieważne', zauważyłeś już?
Louist1: Nie.
Curlyboy16: Coś mi mówi, że nie chcesz ze mną rozmawiać :c
Jednocześnie chciałem z nim rozmawiać, a z drugiej strony nie miałem ochoty na nic. Chciałem zakopać się w łóżku ze słuchawkami i muzyką. Uczucie pustki i wypalenia potęgowało się i sprawiało, że znowu potrafiłem się zawiesić. Wyłączyłem aplikację na dźwięk głosu mojej mamy. Przywitała się z Mel, która była już stęskniona po pięciu minutach i podziękowała mi za opiekę. Wstałem z zamiarem pójścia na górę, ale głos kobiety zatrzymał mnie. Pytała czy pojadę z nią na zakupy, bo Robert musiał jechać do pracy i wróci późno. Nie miałem zamiaru wychodzić z domu więc odmówiłem. Ta zaczęła narzekać, że nie chcę pomagać i nigdzie z nimi wychodzić. W końcu skierowałem się do przedpokoju i założyłem buty. Mel stanęła przy mnie i uniosła stopę. Śmiała się, gdy wiązałem jej małe buciki. Uważała się za księżniczkę, a ja miałem być jej księciem dlatego miałem zanieść ją do samochodu.
- Masz nóżki to idź - powiedziałem.
- Ale Loui - spojrzała na mnie smutno. - Księżniczki mają kucyki.
- A ja nie jestem kucykiem.
- Loui!
- Nie mów tak na mnie.
Głośne zachowanie dziewczynki sprawiło, że przypomniałem sobie dlaczego nie lubię rodzinnych wyjść i nigdy w nich nie uczestniczę. Nienawidziłem spoufalania się, tłumów ludzi i głośnego zachowania. W sklepie kurczowo trzymałem się mojej mamy i czułem zdenerwowanie, gdy zniknęła z pola mojego widzenia. Drażniły mnie wszystkie szturchnięcia i przeciskania się. Już dawno nie byłem w tak bardzo tłocznym miejscu jakim jest supermarket w sobotnie przedpołudnie. Po raz pierwszy cieszyłem się, że Mel nie przestaje mówić i pyta o wszystko.
Stojąc przy chłodniach wspominałem rozmowę z Harrym. On miał w sobie taką... taką pozytywną energię i wydawał się fajnym chłopakiem. Czasami zachowywał się jak dziecko, ale było w nim coś... fajnego. Zalogowałem się na KIK i przeczytałem zaległe wiadomości.
Curlyboy16: Lou, proszę :c
Curlyboy16: Obraziłeś się?
Curlyboy16: Przepraszam jeśli powiedziałem coś nie tak.
Curlyboy16: A może znowu padł Ci internet?
Curlyboy16: Albo obcy zaatakowali Twój dom! :o
Curlyboy16: Nieważne, napisz kiedy będziesz mógł.
Curlyboy16: I przepraszam jeśli Cię uraziłem :c
Przeprosiłem za nagłe zniknięcie i zapewniłem, że niczym mnie nie uraził. Wyjaśniłem, że musiałem pomóc mamie. Chłopak nie był już dostępny więc życzyłem jeszcze dobrej nocy. Po chwili otworzyłem okienko do pisania wiadomości i w pole odbiorcy wpisałem Marcela.
Taką kupą gówna nie czułem się od dawna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro