PROLOGUE
Siedziałem na łóżku, a po moich policzkach zlatywały pojedyncze łzy. Nadal nie mogłem pogodzić się z tym, co się stało, uwierzyć w to co przeczytałem. Penny nie mogła mnie tak po prostu zostawić. Próbowałem sobie wmówić, że to jedynie nieśmieszny żart, ale wiedziałem, iż jest to niemożliwe. Dziewczyna nigdy by do czegoś takiego nie dopuściła. Nie było żadnego wyjaśniania. Zadawałem sobie wielokrotnie pytanie: dlaczego? Próbowałam znaleźć od kilku dni na nie odpowiedź, odkąd spostrzegłem, że usunęła konto. Docierało do mnie powoli, że już nigdy nie będę mógł z nią porozmawiać. To w całej tej sytuacji było najgorsze.
Cierpiałem, jak jeszcze nigdy wcześniej, a to uczucie nie było mi obce, ponieważ doświadczyłem tego uczucia nie raz. Nawet myśl, że Penny mnie kochała, moje uczucie zostało odwzajemnione, nie pomagało, nie zasklepiało rany w moim sercu. Czułem się tak, jakby ktoś od środka rozrywał mnie na małe kawałeczki, wyssysał ze mnie resztki sił, które mi pozostały, odbierał całą chęć do życia. Tęskniłem za dziewczyną o niebieskich, jak niebo oczach. Brakowało mi jej włosów w kolorze czekolady. Wtedy, gdy wchodziłem na Twittera widziałem jedynie zdjęcia sztucznych dziewczyn, z którymi byłem na roku, a nie zdjęcia idealnej, a do tego w stu procentach naturalnej Penny.
Moje przemyślenia przerwał dźwięk dzwonka, który rozniósł się po całym mieszkaniu. Wstałem niechętnie z łóżka, po czym ruszyłem do przedpokoju. Po drodze spojrzałem w lustro, znajdujące się w drzwiach szafy, ale szybko odwróciłem wzrok. Nie potrafiłem na siebie patrzeć nawet przez krótką chwilę. Wory pod zaczerwienionymi oczami, rozczochrane włosy, sprzechnięte usta oraz czerwony nos. Nie wyglądało to dobrze. Nie miałem jednak czasu ogarnąć się chociaż trochę, ponieważ dzwonek rozbrzmiał po raz drugi.
– Już idę! – krzyknąłem, a po chwili znalazłem się przy drzwiach.
Kiedy je otworzyłem, zobaczyłem przed sobą ciemną blondynkę z niebieskimi oczami. Małe usta tworzyły niewielki uśmiech. Ubrana była w miętowe dresy oraz białą bokserkę.
– Cześć, Alex – powiedziałem zbyt zachrypniętym głosem, nawet jak na moją osobę.
– Hej, Harry. Znalazłam ten list na klatce schodowej. Pewnie wypadł listonoszowi. Jest zaadresowany do ciebie. – Wyciągnęła w moją stronę dłoń, w której trzymała białą kopertę.
– Emm... Dziękuję. – Wziąłem ją od niej.
– Nie ma za co. Harry, wszystko w porządku? – zapytała, a w jej głosie było słychać niepokój.
– Tak, po prostu jestem trochę chory. Naprawdę nie czuję się najlepiej – skłamałem, ale nie widziałem innego wyjścia w tej sytuacji. Nie mogłem powiedzieć Alex prawdy o tym, co się działo.
– Och. Rozumiem. W takim razie życzę ci zdrowia. Do zobaczenia.
Zamknąłem drzwi i udałem się do salonu, zastanawiając się od kogo mógł być ten list.
Od autorki: Prolog miałam wcześniej napisany, ale wzięłam się za pedałowanie i dopiero teraz skończyłam. Postaram się dodawać rozdziały, jak najczęściej i postaram się już nie robić dram. I PROMISE!
~Pauline~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro