iwaoi || dziany i topiony
Lato. Słoneczne i upalne. Jak radzić sobie z wysokimi temperaturami i skwarem? Oczywiście wybrać się nad morze ze swoim upartym przyjacielem, nawet jeśli nie ma się najmniejszej ochoty przebywać w jego towarzystwie.
Oikawa i tak zaciągnąłby Iwaizumiego do samolotu, choćby siłą. Nie to, że był od bruneta silniejszy, ale można powiedzieć, że skuteczny w swoich czynach. Pomagaliby mu zresztą rodzice każdego z nich, bo wszyscy popierali wspólną wycieczkę daleko z rodzinnego miasta. Państwo Iwaizumi zapewne dlatego, że rodzice Tooru wszystko finansowali, a ci ostatni zaś z powodu sympatii ich syna do niższego od niego bruneta. Zdecydowanie widzieli jak go uwielbia, dlatego nie pozwolili Hajime uciec.
I cóż miał poradzić sam poszkodowany. Zwyczajnie dał za siebie zapłacić, wsiadł w samolot z rodzinką swego przyjaciela i polecieli hen daleko, za horyzont.
— Orzeszka? — szatyn podsunął mu opakowanie pod nos.
— Żadnego orzeszka, daj mi spać — odwarknął.
— Herbatki? — podał mu swój kubek.
— Spadaj.
— Buziaka?
— Całuj się z orzeszkami.
Oikawa westchnął i począł pochłaniać orzeszki, tęskno wpatrując się w niebo za oknem.
***
— Nie będę dzielił pokoju z Oikawą — oznajmił stanowczo.
— Ależ Iwaizumi, przecież tak się lubicie. Poza tym nie ma innego pokoju. — odpowiedziała matka Tooru.
— Mogę spać u państwa na podłodze — rzekł zupełnie poważnie.
Pani Oikawa się zaśmiała, a szatyn stojący obok przybrał minę, jakby miał się zaraz rozpłakać.
— Iwa-chan! Czemu jesteś taki okropny! — krzyknął i pacnął go dłonią w ramię.
Hajime pokręcił zrezygnowany głową i zaniósł swoją walizkę do ich wspólnego pokoju.
— Od kiedy jesteś bogaty, Shittykawa? — spytał kiedy znaleźli się już razem w pomieszczeniu — ten hotel ma z pięć gwiazdek.
— Od zawsze, hehe. Miałeś kiedyś może plan, by poślubić milionera i... — nie skończył, bo Iwa trzepnął go w tył głowy.
— Idziemy na kolację — pociągnął go gwałtownie za koszulkę.
— To jest znęcanie się, Iwa-chan — zachlipał, ale został zupełnie ignorowany.
***
— Naprawdę źle się czuję dostając to wszystko za darmo. To bardzo drogie miejsce — rzekł Iwaizumi zwracając się do pana Oikawy.
— Nic nie szkodzi, naprawdę – machnął ręką — Nie mamy kłopotów finansowych, a jesteś bardzo ważnym przyjacielem naszego syna. Słyszałem zresztą, że jesteś dla niego wielkim wsparciem, w dodatku...
— Tato! — wciął się zawstydzony szatyn — Nie musisz mu wszystkiego mówić. — Odłożył łyżkę, którą jadł wcześniej zupę i począł zabijać wzrokiem swojego rodziciela. Nie mógł się jednak pozbyć wielkiego rumieńca z twarzy.
— Sam mówiłeś, że Iwaizumi jest dla ciebie jak...
Tooru wstał od stołu i wyszedł z jadalni, a cała trójka patrzyła za nim w zastanowieniu.
— No nie ważne — skwitował pan Oikawa — mój syn chyba faktycznie bardzo się tego wstydzi — zaśmiał się cicho i wrócił do posiłku.
— Powinienem za nim pójść? — zapytał brunet wskazując na wyjście.
— Hmm, niekoniecznie. Tooru często się dąsa z absurdalnych przyczyn. Wróci tu jak zgłodnieje.
Wszyscy wrócili do posiłku, ale po chwili pani Oikawa szturchnęła lekko Iwę pod stołem i wskazała oczami drzwi wyjściowe. Chłopak zrozumiał wiadomość i podniósł się z krzesła, przepraszając dwójkę dorosłych i wychodząc z jadalni.
— Jaki ty masz problem, Oikawa? — zaczął, kiedy podszedł do siedzącego na ziemi i opartego o ścianę kolegi.
— A jaki, a żaden — opowiedział cicho. — Ojciec za dużo gada.
— Mimo wszystko mówił prawdę — zauważył, kucając przy nim.
— Nie dręcz mnie, Iwa. Wiem, że mnie nie cierpisz. Nie musisz tego wciąż powtarzać. — syknął.
— Nic takiego nie mówiłem — zastanowił się moment — a w każdym razie nie miałem tego na myśli.
— Nie? — jego oczy zaświeciły nadzieją.
— No już, wracamy jeść — zmienił temat i wstał. Potem, nie oglądając się za Tooru, wszedł do jadalni i wrócił do posiłku.
Oikawa oszołomiony dopiero po chwili poszedł w jego ślady.
***
Następnego dnia lał deszcz, więc postanowili posiedzieć w hotelu.
— Nudzi mi się — oznajmił Oikawa, zwisając głową w dół ze swojego łóżka.
— Rozbierz się. — zaproponował Iwaizumi z nosem w jakiejś książce.
— Iwa-chan... — spojrzał na niego zdumiony, szykując się na coś interesującego.
— I pilnuj ubrania.
Tooru patrzył na niego chwilę, a potem prychnął niezadowolony.
— Okrutne!
Po pięciu minutach machania nogami w górze bez celu, zapytał:
— Iwa, idziemy grać w bilarda?
— Hmm... - odłożył lekturę na bok — okej.
Poszli na niższe piętro, gdzie znajdował się stół do wspomnianej wyżej gry. Tooru przygotował wszystko jak należało i podał kij przyjacielowi.
— Zaczynam — ogłosił i wycelował w białą kulkę.
Dalej grali w ciszy, przerywanej tylko półsłówkami szatyna, który narzekał na umiejętności Hajime.
— Nie jesteś taki zły jak myślałem — stwierdził Iwa pod koniec gry.
— Oczywiście, że nie. Jestem świetny.
— Miałem na myśli bilarda — sprostował, bo miał świadomość, co siedzi w głowie jego rozgrywającego. Oikawa zgromił go wzrokiem i uderzył ostatnią kulkę, która trafiła gdzie miała i tym samym wygrał grę.
— I co powiesz, Iwa-chan? — pochylił się w jego stronę ze zwycięskim uśmieszkiem i rękoma opartymi o biodra.
— Chodźmy się napić — zarządził i udał się w stronę baru, gdzie głównie sprzedawano alkohol, ale były też dostępne soki, czy woda.
— Ja chcę pomarańczowy! — powiedział radośnie Tooru, doganiając przyjaciela.
Iwaizumi zapłacił za ich obu, czym Oikawa był wniebowzięty. W końcu w jego głowie oznaczało to, że są parą.
— Co się tak szczerzysz, debilu.
— Ach, to nic, Iwa-chan... Tylko myślałem sobie, że jesteś słodki.
Brunet zrobił zirytowaną minę, ale nie odpowiedział. Uznał, że nie ma sensu dyskutować z rozgrywającym, on zawsze wiedział swoje.
***
Dzień później znowu zrobiło się ciepło i słonecznie. Rodzice Oikawy zarządzili wypad na plażę, która zresztą była całkiem niedaleko ich hotelu. Zebrali więc manatki i przemieścili się w piaszczyste miejsce z widokiem na morze. Tooru rozłożył się na leżaku pod parasolem, a jego rodzice postanowili położyć się nieco dalej na kocu. Iwaizumi z kolei udał się do budki, gdzie sprzedawano chłodne napoje. Kiedy wrócił do szatyna, chłopak relaksował się w cieniu z przymkniętymi oczami.
Jaka szkoda by była, gdyby ktoś wyrwał go z tej drzemki czymś zimnym i płynnym...
Pisnął przestraszony i w panice zeskoczył z leżaka. Hajime za to zwijał się ze śmiechu metr dalej, próbując uratować drugi napój, który zakupił przed momentem.
— Iwa-chan, zawsze mnie dręczysz — stwierdził urażony.
— Sam się o to prosisz — wzruszył ramionami i podał mu ocalony sok pomarańczowy z lodem.
— A to co? — spojrzał na szklankę trzymaną w swojej dłoni.
— Pij, idę po następny dla siebie. — oznajmił i zaczął iść w stronę budki.
Szatyn jeszcze chwilę się zastanawiał i pobiegł za nim.
— Znów kupiłeś mi soczek, Iwa? — rzucił słodkim głosem, łapiąc kolegę pod ramię. Ten o dziwo nawet nie zareagował.
— Dolałem do niego kwasu — odparł oschle.
Oikawa jednak nie przejął się tym wcale, tylko nachylił się nad Iwaizumim i cmoknął go w policzek.
— Idiota! — krzyknął odpychając go od siebie. Tooru na chwilę stracił rezon i zaczął nawet odrobinę żałować tego gestu – Wylałeś na mnie połowę soku! Teraz muszę kupić dwa, głupi Oikawa.
Oikawa zaśmiał się i wystawił język jak małe urocze dziewczynki. Z tym, że on nie był małą dziewczynką, nawet jeśli posiadał urok.
Kiedy Iwa kupił im kolejne napoje, rozgrywający znów chciał go uraczyć buziakiem, ale tym razem brunet był gotowy. Odskoczył zwinnie, nie wylewając ze szklanki ani kropelki. Trzeba przyznać, że miał refleks. Natomiast szatyn zatoczył się niezdarnie i wylądował na piasku, tak jak i oczywiście jego sok.
— Kupię ci kolejny, Oikawa — rzekł Hajime z nutą rozbawienia w głosie.
***
Nie zamierzali spędzać całego wyjazdu na płaszczeniu się na plaży, bynajmniej. Państwo Oikawa zafundowali im wszystkim dwudniowy rejs statkiem. Iwaizumi wcześniej o tym nie wiedział i znowu chciał się wykręcić, bo „To musiało być drogie". Rodzina jednak nie dała mu się wymknąć i nalegała na jego uczestnictwo. Zresztą, co zrobiliby z zakupionym już biletem?
Tak też Hajime znowu znalazł się w jakimś niesamowitym, ekskluzywnym miejscu. Nie żeby znowu mu to szczególnie przeszkadzało, choć nadal czuł się głupio. Rodzice Oikawy naprawdę niczego nie oczekują w zamian? A co jeśli gdzieś był haczyk? Czy zmuszą go do ślubu ze swoim synem? Cóż, ta opcja nie była aż tak zła...
— Iwa-chan, piękny widok, prawda? — zagadał Tooru, tym samym wyrywając go z zamyślenia.
Statek odpłynął już trochę od brzegu, a oni stali, opierając się o barierkę i wpatrując się w odległy ląd.
Iwaizumi zwrócił swoją twarz w stronę szatyna i spojrzał na niego znacząco.
— Istotnie — uśmiechnął się, przygryzając wargę. Oikawa zarumienił się na te słowa, co niezmiernie rozbawiło bruneta.
— Tym razem nie miałem na myśli... — zaczął, ale przyjaciel zatkał mu usta dłonią.
— Psujesz piękno chwili, idioto. Poczekajmy na zachód słońca. — odwrócił się nareszcie od niego, za co ten był wdzięczny. Wzrok kolegi tylko potęgował ciepło, które odczuwał na twarzy.
Tak czy owak, Tooru zdziwił się na jego słowa. Iwa nie bywał romantyczny. Preferował raczej „opiekuńcze" bicie przyjaciela, ewentualnie żarty skrywające w sobie odrobinę czułości.
Ten wieczór jednak nie okazał się tak idealny, jak to sobie wyobraził wcześniej Oikawa. Tuż przed zachodem słońce przysłoniły chmury i guzik widzieli. Chłopak był tym niezmiernie zawiedziony, naprawdę mu zależało. Sytuację uratowała ręka Hajime delikatnie oplatająca go w pasie.
I to postanowił uznać za swoją małą wygraną.
***
Kolejny ranek był naprawdę chłodny. Tooru po pobudce o siódmej ubrał ciepłą bluzę i wskoczył w klapki, a potem postanowił zrobić sobie mały spacer po pokładzie. Chciał rozruszać kości i trochę się odświeżyć. Tej nocy śnił przeróżne dziwne zdarzenia i czuł, że nie wytrzyma dłużej w jednej kajucie z Iwą, bo oczywiście ją dzielili.
Zimne powietrze uderzyło go w twarz, a mocny wiatr niemal zwalił go z nóg. Nie zmieniło to jednak jego planów.
Przechadzał się tu i tam, rozglądając się przy tym i obserwując szalejące fale kilka metrów w dole.
Każdy wpada na głupie pomysły, ale akurat Oikawa był w tym najlepszy.
Chciał „poczuć wiatr we włosach", jakby mu jeszcze było mało. Naraz przypomniała mu się scena z kultowego filmu „Tytanik". Wspiął się na barierkę, oparł kolana o rurkę wyżej i rozłożył ramiona.
Nie, to zdecydowanie nie był świetny pomysł.
Metal o poranku bywa śliski. Był i tym razem. Klapek Tooru zjechał po rurce, jego noga poleciała w tył, a sam chłopak niebezpiecznie przechylił się wprzód.
Nie było jednak filmowego Jacka, który podtrzymałby jego ciało i ocalił od upadku.
Oikawa wypadł za burtę.
Szybko otoczyła go lodowata woda i stracił dech w piersiach. Nie potrafił się poruszyć, wszystkie jego mięśnie zastygły.
Przeklinał swoją głupotę, choć niewiele miał na to czasu, bo większość jego umysłu zalała panika oraz potrzeba zaczerpnięcia powietrza.
Mawia się, że głupi mają szczęście.
Iwaizumi obudził się, kiedy szatyn opuszczał kajutę. Podążył za nim, ciekawy co też nastolatek znowu wymyślił. Obserwował go z pewnej odległości, więc nie zdążył zareagować na jego tytanikowe wybryki, ale w trybie natychmiastowym zawołał pomoc.
Nie rzucił się za swoim debilem do wody, znał zasady zachowania się w takich sytuacjach. Jeśli wskoczy do wody, prawdopodobnie zazna szoku termicznego i zginą razem. Cóż za romantyczny scenariusz...
Iwa jednak miał zbyt wiele planów co do Oikawy i nie mógł pozwolić na takie ckliwe głupoty.
Ekipa ratownicza dość szybko wciągnęła oszołomionego chłopaka na pokład. Rozebrali go i otoczyli specjalnym kocem. Na koniec przenieśli pod pokład, by mógł się ogrzać, bo na dworze nadal było chłodno i wietrznie.
Hajime stał tylko sfrustrowany i obserwował to wszystko z boku. Bardzo chciał się na coś przydać, ale wiedział, że tylko by przeszkadzał. Dlatego trwał w zmartwieniu i strachu o swojego rozgrywającego.
Kiedy lekarz przebadał młodego idiotę, pozwolono Iwie do niego przyjść. Przenieśli go zresztą już do ich wspólnej kajuty. Szatyn nadal był owinięty kocem, choć już zwyczajnym. Trzymał też w dłoni kubek jakiegoś napoju.
— Jesteś tępy, Oikawa — rzekł brunet, podchodząc do łóżka, na którym usadowił się skulony nastolatek. — Jesteś beznadziejnie głupim, okropnym człowiekiem. — ton jego głosu brzmiał przerażająco spokojnie. Zazwyczaj kiedy Tooru zrobił coś złego, dostawał porządny opieprz. Ta powaga Hajime była niepokojąca.
— Przepraszam — wykrztusił z siebie i wziął łyka ciepłej herbaty, żeby się uspokoić. Dłonie jednak trzęsły mu się tak, że wylał trochę napoju na siebie. Nie przejął się tym szczególnie, dalej patrzył w oczekiwaniu na przyjaciela.
Iwa zabrał od niego kubek i odstawił go na szafkę. Chusteczką wyjętą z kieszeni wytarł mokry ślad z koszulki towarzysza. Potem bardzo wolno położył swoje czoło na ramieniu Oikawy.
— Nie cierpię ciebie i twojej głupiej beztroski — szepnął i zacisnął oczy.
Zanim tu wszedł obiecał sobie, że nie będzie płakał, ale teraz musiał przyznać, że była to misja nieudana.
Szatyn czuł coś mokrego przedzierającego się przez materiał jego koszulki, ale nie powiedział nic. Bał się nawet objąć Iwaizumiego. Zdecydowanie nie był teraz w pozycji do przejęcia kontroli nad sytuacją. Najlepszym wyjściem było dla niego czekanie, aż Hajime się uspokoi.
Brunet w końcu otarł łzy i podniósł głowę. Następnie ujął twarz Tooru w dłonie i złączył ich czoła.
— Czy ty kiedyś przestaniesz być takim utrapieniem? — zaśmiał się przez łzy.
— Iwa-chan, umiesz się śmiać — zauważył zdumiony — muszę częściej skakać za burtę.
Wtedy chłopak natychmiastowo pozbył się uśmiechu, odsunął się od Oikawy i przybrał swój typowy poważno-podirytowany wyraz twarzy.
— Świetnie, rób co chcesz — warknął — następnym razem nie ratuję twojego żałosnego, rozpuszczonego tyłka.
Po tych słowach wyszedł z pokoju, niby obrażony. Gdy zamknął za sobą drzwi oparł się o nie i zjechał na ziemię.
— Cholera, Oikawa — szepnął do siebie i pozwolił sobie odczuć ogromną ulgę z powodu tego, że z Oikawą było wszystko w porządku.
***
W końcu nadeszła ostatnia noc tego wyjazdu. Państwo Oikawa byli w zupełności zadowoleni, wyłączając może szaloną akcję z rejsu, ale o niej woleli zapomnieć. Iwaizumi również cieszył się z tych wakacji, dobrze się bawił. Poza tym ten czas naprawdę zbliżył go do rozgrywającego. Pomijając kilka irytujących momentów, te kilka dni było udane.
Jedynie sam Oikawa nie potrafił się cieszyć ze spędzonego czasu. To znaczy miło było być cały czas obok Iwy, parę razy nawet stało się coś odrobinę ciekawszego niż mógł oczekiwać, jak na przykład brak reakcji Iwaizumiego na całusa, bycie objętym ramieniem, czy te kilka chwil emocji w ich kajucie.
Na ogół jednak stresował się, że Iwie wcale się na tych wakacjach nie podobało. Przecież narzekał niesamowicie, ba, początkowo nawet nie chciał tu przyjechać. Dodając też fakt, że Tooru cały czas mu się narzucał i go denerwował... Chłopak zwyczajnie czuł się źle z tym, że zrujnował przyjacielowi te chwile relaksu. Pluł sobie w brodę za okazywanie takiej desperacji. Mógł dać trochę przestrzeni brunetowi, tymczasem wszystko zepsuł.
Z powodu tych dręczących go przemyśleń, nie potrafił spać. Nogi go wręcz swędziały, rwąc się do przejścia się gdzieś. Nie mógł jednak wyjść na zewnątrz, był środek nocy, więc bramy hotelu zostały już dawno zamknięte. Nie pozostało mu nic innego, jak chodzić po pokoju tam i z powrotem. Starał się stawiać jak najcichsze kroki i szło mu całkiem dobrze, ale Hajime miał bardzo płytki sen, więc i tak go to zbudziło.
— Co ty odwalasz, Oikawa — mruknął rozdrażniony i przetarł oczy — jest jakaś druga w nocy.
— Nie mogę spać — odparł, czując się winny, że znowu przeszkodził w czymś Iwie.
— Bo?
— Coś mnie dręczy, nic ważnego — zaśmiał się cicho i sztucznie, co od razu zauważył siedzący na łóżku chłopak.
Brunet westchnął ciężko i zwrócił się do Tooru.
— Chodź tu.
— Nie, nie, Iwa-chan. — zamachał rękami spanikowany — Idź już spać, przestanę tak łazić, po prostu idź spać.
— Chodź tu — powtórzył stanowczo.
Wahał się moment, ale wiedział, że Iwa nie zaakceptuje sprzeciwu, więc podszedł do jego łóżka i spięty usiadł obok niego.
— Wiesz, że mnie wkurzasz — stwierdził Hajime, patrząc się w ścianę.
Chłopak zacisnął pięści. Wiedział. Aż zbyt dobrze.
— A wiesz, że cię kocham?
Oikawa oniemiał. Zerknął szybko na przyjaciela, niepewny, czy naprawdę to usłyszał albo czy nastolatek żartował. Jego twarz jednak zdawała się zupełnie poważna.
— J-ja... — zaczął roztrzęsiony, ale nie wiedział, co odpowiedzieć. Oczywiście też kochał swojego asa, ale ten moment tak go wzruszył, że nie był w stanie się wysłowić. Zresztą odpowiedzenie „ja ciebie też" brzmiało okropnie tandetnie i wymuszenie.
— Ćsiiii – Iwaizumi dotknął wskazującym palcem jego ust, a potem położył jego głowę na swoich kolanach. Oikawa poddał się tym zdarzeniom, otulony ciepłem ciała Iwaizumiego i kojącym dotykiem jego rąk na swoim karku i włosach.
I tak zasnął czując się absolutnie cudownie. Musiał przyznać, że była to dla niego ogromna ulga. Świadomość, że Hajime odwzajemnia jego uczucia, a także, że może sam aż tak nie zepsuł mu tych wakacji.
Po kilku minutach brunet też postanowił pójść spać. Przeniósł poduszkę na drugą stronę łóżka, bo tak właśnie ustawił się Oikawa; do góry nogami. Przyciągnął plecy śpiącego do swojej klatki piersiowej i wtulił twarz w jego szyję.
Fakt, nie chciał z tym idiotą dzielić pokoju.
Zdecydowanie wolał z nim dzielić łóżko.
______________________________________________
Nadeszły wakacje, a wraz z nimi pierwsza słodko-gejowa opowieść w tej książce.
"Letnie trele-morele" miały być z założenia jednym wielkim fluffem, ale jak zwykle wkradł mi się tu angst. Wszystko jednak kończy się dobrze, więc mam nadzieję, że nie macie mi za złe.
Zresztą iwaoi to angst, cóż poradzić.
Spójrz ktoś na to krytycznym okiem i powiedz: za dużo bezużytecznych scen i przeciągania? Nienaturalne reakcje postaci? Coś cokolwiek innego?
Czepiajcie się, ludzie. To pomoże w pisaniu kolejnych rozdziałów.
Trzymajcie się, dzieci i korzystajcie z wolności, póki jest wam to dane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro