Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Oto twoja kara!

- Już mi się to nie podoba.

Giselle prowadziła Draco korytarzami Hogwartu w bliżej nieokreślone miejsce. Szatynka zapowiedziała mu, że nadszedł czas na jego karę za piosenkę o Ronie Weasley'u i umówiła się z nim późnym wieczorem pod Wielką Salą.

- Trzeba było wcześniej pomyśleć.

- Uwierz mi, myślałem całkiem długo nad tą piosenką!

- Jasne...

- Dokąd właściwie idziemy? – spytał, gdy Giselle skierowała się w stronę schodów – chyba nie do lochów?

- Nie do końca. Bądź cierpliwy.

Stanęła przed obrazem misy z owocami i zaczęła łaskotać gruszkę.

- Dobrze się czujesz? – spytał zaniepokojony blondyn.

- Wyśmienicie – odparła z uśmiechem – O! Mam!

Gruszka zmieniła się w klamkę i Giselle weszła do środka. Oczom Dracona ukazało się wielkie pomieszczenie, przypominające Wielką Salę, po którym kręciło się kilkadziesiąt skrzatów. W jego centrum stało pięć stołów, a dookoła znajdowało się mnóstwo rondli, mis i przyborów kuchennych.

- Jesteśmy w kuchni?

- Bingo, geniuszu!

- Co będziemy tutaj robić?

- Piec szarlotkę.

- Chyba sobie żartujesz!

- A co, boisz się pobrudzić rączki?

- Ja nie umiem gotować.

- Ale nie będziesz gotować, tylko piec.

Draco westchnął z rezygnacją.

- Dobra. A co z nimi? Nie będziemy im przeszkadzać? – wskazał na krzątające się skrzaty.

- Nie martw się, mam z nimi umowę. Tylko nie wchodź im pod nogi.

- Patrząc na ich wzrost, to one wpadają pod nogi mnie...

- Draco!

- Już, już! To od czego zaczynamy?

- My? To jest twoja kara. Masz tu książkę kucharską, znajdź przepis i do pracy! Za godzinę chcę mieć pachnące ciasto na talerzu.

Draco najpierw patrzył na nią oszołomiony, później zaśmiał się panicznie, a gdy Giselle nadal nie reagowała, mruknął zrezygnowany pod nosem i otworzył książkę.

Dziewczyna wyczarowała sobie wielką poduszkę i usadowiła się w kącie. Wyciągnęła lekturę i zaczęła czytać, raz po raz spoglądając na swojego kucharza. Z rozbawieniem obserwowała, jak szuka składników i przyborów kuchennych. Poprosił o pomoc skrzata, który tylko fuknął na niego, że ma swoje zajęcia. Chcąc nie chcąc, Draco był zdany na siebie. Ze skupieniem przestudiował przepis, połączył składniki i wstawił ciasto do pieca.

- Za chwilkę będzie gotowe – oznajmił zadowolony, podchodząc do Giselle.

- Świetnie! Jak ci się pracowało?

- Nie było tak źle.

- Cieszę się... pamiętałeś, żeby obrać jabłka?

- No raczej, że pamiętałem – odparł odrobinę zbyt szybko – nie wymądrzaj się, zrobiłem wszystko jak w instrukcji!

- Dobrze, już nie pytam. Zostało ci jeszcze zmywanie.

Draco już nie oponował. Zmierzył dziewczynę morderczym wzrokiem i obrócił się na pięcie. Giselle pogratulowała sobie w duchu za ten pomysł. Widok Dracona szorującego miski i patelnie to najlepsze, co mogła dostać.

- A ten czarny dym to tak specjalnie?

- Złoty Merlinie! Gdzie jest ta rękawica?! – popędził do pieca, ale było już nieco za późno. Ciasto zwęgliło się z wierzchu.

Giselle nie mogła powstrzymać śmiechu.

- Na pewno w środku jest dobre – wyksztusiła.

- Spróbujesz, to się przekonasz.

- Nie ma mowy!

- Tak? To patrz!

Draco chciał złapać dziewczynę, ale ta w porę umknęła i pobiegła między stoły. Ganiali się chwilę, karceni przez pracujące skrzaty. W końcu udało mu się dopaść Giselle.

- Teraz czas na degustację! – zaniósł szatynkę do stolika i wpakował jej porcję zwęglonego ciasta do buzi – Smakuje?

- Pyszne! – wymruczała z pełną buzią. Z trudem przełknęła kęs i dodała – Musisz częściej piec ciasta! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro