Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kolacja

Na kolację wigilijną Giselle ubrała granatową sukienkę i złote kolczyki, jak doradzała mama. Włosy upięła w niski, luźny kok z którego wypadło kilka loków. Poprawiła makijaż i spojrzała na siebie w lustrze. Chyba nie jest najgorzej, pomyślała i wyszła z pokoju. Nie miała pojęcia, którędy idzie się do jadalni, więc czekała na Dracona, który obiecał po nią przyjść. Wcześniej tego dnia chłopak oprowadził ją po posiadłości, co nie zmieniło faktu, że dla Giselle ten dom to nadal labirynt.

Odkąd pogodziła się z Draco jakiś dziwny ciężar spadł z jej ramion. Przegadali pół poprzedniej nocy, a gdy wstała, śniadanie czekało w pokoju. Później chłopak przyszedł po nią i przechadzali się po dworze i ogrodzie, cały czas rozmawiając. Opowiadali sobie o pasjach, zainteresowaniach, narzekali na szkołę i plotkowali o znajomych. Dawno zapomnieli, że połączyły ich plany matrymonialne. Zostali przyjaciółmi, oboje czuli że dobrze się rozumieją, choć pochodzili z dwóch różnych światów.

- Gotowa? – Draco przerwał rozmyślania dziewczyny. W czarnym garniturze i białej koszuli wyglądał bardzo elegancko.

- Tak, chodźmy.

Chłopak zaoferował jej ramię i ruszyli w stronę jadalni.

- O czym myślisz? – spytał Draco, widząc minę Giselle.

- O nas. Zdałam sobie sprawę, że jesteśmy jak ogień i woda – zupełnie przeciwni.

- To prawda – zaśmiał się lekko – ale się dogadujemy.

- Bo między ludźmi tak naprawdę nie ma murów i barier. Tworzymy je sami i możemy je obalać. Wszystko zależy od nastawienia.

- Oj, ostatnio miałaś bardzo bojowe nastawienie...

- Przestań! – szturchnęła go lekko – już mi przecież przeszło!

- No i jesteśmy – westchnął – nie mam ochoty tam wchodzić.

- Przeżyjemy – Giselle uśmiechnęła się pokrzepiająco.

Weszli do pomieszczenia, w centrum którego stał długi stół. U jego szczytu siedział Lucjusz, po prawej Narcyza.

- Siadajcie – kobieta uśmiechnęła się do nich i wskazała im miejsca – Dzwonka!

- Idę, pani – mała elfka wbiegła do jadalni, a za nią lewitowały dania rozłożone na półmiskach.

Zaczęli jeść w milczeniu, które po chwili przerwała Narcyza.

- Jak się u nas czujesz, moja droga?

- Dobrze – Giselle przełknęła kęs i uśmiechnęła się – wasz dom jest piękny.

- Dziękuję.

- Malfoyowie mieszkają tu od prawie tysiąca lat – wtrącił Lucjusz – pewnie zauważyłaś portrety rodzinne na ścianach.

- Owszem. Czy podobizny wszystkich przodków znajdują się we dworze?

- Większości. Tych zasłużonych, o niektórych nie warto pamiętać. Nie tolerujemy zdrajców krwi.

Giselle nic nie odpowiedziała, choć zagotowało się w niej ze złości. 

- Jak się czują rodzice? – zagaiła gospodyni.

- Bardzo dobrze, dziękuję.

- Anna nadal prowadzi księgarnię na Pokątnej?

- Tak, ostatnio mają spory ruch, ale mama lubi tę pracę. Tata jej pomaga.

- Dobrze, że robi cokolwiek – mruknął Lucjusz – trudno by mu było znaleźć inne zajęcie.

- Charłactwo to nie choroba – Giselle odłożyła sztućce i spojrzała na Lucjusza – Nie będę słuchać jak poniża pan mojego ojca.

Zapadła głucha cisza. Narcyza spojrzała na Lucjusza morderczym wzrokiem.

- Przepraszam. Ja i twój ojciec, delikatnie mówiąc, nie dogadujemy się od dziecka. Nie wiem, czy wiesz, ale spędzaliśmy dużo czasu razem, przed szkołą. Później, gdy dostałem list, nasze drogi się rozeszły, a z nimi także nasze poglądy na pewne kwestie.

- Na przykład czystości krwi? – spytała zadziornie Giselle.

- Między innymi.

- Myślę, że inaczej patrzyłby pan na tę kwestię, gdyby urodził się bez magicznej mocy. Zdałby pan sobie sprawę, że ma pan taką samą krew jak pana rodzice i krewni, a mimo to jest odtrącony.

Nikt nie odpowiedział Giselle, ale ona czuła złość. Myślała, że ta cała farsa ma sens, że chcą ją w swojej rodzinie.

- Proszę, powiedzcie mi jedno – wzięła głęboki wdech i przełknęła łzy – po co to wszystko? Ten teatrzyk, ta gra. Naprawdę chcecie, żeby wasz syn poślubił kogoś takiego jak ja?

Spojrzała na Draco, który jak dotąd nawet się nie poruszył. Był zszokowany całą tą sytuacją, nie spodziewał się takiego obrotu spraw.

- Czasami trzeba podjąć trudne decyzje – odpowiedział Lucjusz – także takie, z którymi się nie zgadzamy, ale mają one głębszy sens.

- Rozumiem – Giselle wstała od stołu – wiem, kto pociąga za sznurki i nie będę marionetką w tym przedstawieniu.

Wyszła z jadali, nie oglądając się za siebie. Próbowała przypomnieć sobie drogę do pokoju, gdy usłyszała za sobą kroki.

- Poczekaj!

Draco wybiegł za nią. Przyspieszyła kroku, ale ją dogonił.

- Przepraszam za to. Nie tak miała wyglądać ta kolacja.

- A ja myślę, że dokładnie tak miało być. A nawet jeśli nie, to dobrze że tak wyszło. Nikt nie kłamał, każdy powiedział co myślał. A ja głupia uwierzyłam, że macie dobre intencje.

- Ja mam – chłopak stanął przed nią i złapał ją za ramiona – naprawdę. Nie wiesz wielu rzeczy, ale mogę ci obiecać, że nie kłamię. Zależy mi na tobie.

- To powiedz mi, czego nie wiem?

- Nie mogę.

Giselle przewróciła oczami.

- I mam ci ufać?

- Jeśli ci powiem, staniesz się tego częścią. Nie chcę cię w to mieszać.

- Ja już jestem w to zamieszana! Długo się zastanawiałam, dlaczego twoi rodzice wybrali mnie i jedynym argumentem jest moje nazwisko i czystość krwi, choć niektórzy uważają charłaków za mugoli. To nie ma sensu...

W tym momencie coś w niej pękło. Długo powstrzymywane łzy wypłynęły z jej oczu. Nie miała już siły udawać, że nic ją nie rusza.

Draco poczuł się niezręcznie, tym bardziej gdy przytuliła się do niego. Położył rękę na jej plecach i zaczął je gładzić, tak jak robiła to jego matka, gdy potrzebował od niej wsparcia i ciepła. Podziałało, bo poczuł jak mięśnie Giselle się rozluźniają. Zaprowadził ją do pokoju, posadził na łóżku i zajął miejsce obok. W tym czasie dziewczyna uspokoiła się wystarczająco, żeby zapytać:

- O co w tym wszystkim chodzi?

Draco westchnął. Zastanowił się chwilę, zanim zaczął mówić.

- Każdy, kto ma choć trochę rozumu w głowie wierzy Potterowi, że on wrócił. Bo to prawda. Organizuje się i rośnie w siłę. Miałaś rację, to on pociąga za sznurki, a my wszyscy tańczymy, jak nam zagra. Ukrywa się gdzieś. Sam go jeszcze nie widziałem, ale to tylko kwestia czasu, jestem pewien. To on ciebie wybrał. Wymyślił nasze małżeństwo, ale jeszcze nie wiem dlaczego, i... boję się, bo wiem, że będziesz mu potrzebna. Inaczej by cię tu nie było. Nie chcę, żeby coś ci się stało. I najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę nic zrobić. Nikt nie może. Musimy grać w jego przedstawieniu, tak jak mu się podoba.

Spojrzał na Giselle, a ona patrzyła w przestrzeń przed sobą.

- Szczerze mówiąc, przyszedł mi ten scenariusz go głowy już dawno, ale nie chciałam w to wierzyć – przerwała na chwilę – moi rodzice, oni też musieli wiedzieć.

- Najprawdopodobniej nie mają wyjścia. Może nie chcieli ci mówić, żeby cię chronić.

- Przed czym? Prawdą? Chyba mam prawo decydować sama o sobie!

Draco zawahał się.

- Przykro mi, ale nie w tej grze.

Spojrzeli na siebie ze smutkiem. Giselle dostrzegła w oczach Draco niemą zgodę na to, co się dzieje.

- Widzę, że ciebie już złamał. Ze mną jeszcze mu się nie udało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro