Eliksir spokoju
Giselle była osobą w miarę wyrozumiałą, o ile ktoś nie przekraczał pewnych granic. Miała jasne zasady i uparcie się ich trzymała. Jedną z cech których nie znosiła to zawiść. Zatem nic dziwnego, że dokuczanie Ronowi nie podobało się młodej Krukonce. Postanowiła nie odzywać się do Dracona, a że chłopak był tak samo uparty, mijali się w milczeniu przez ponad tydzień. Ten stan zapewne utrzymywałby się dłużej, gdyby nie lekcja eliksirów.
- Cisza! – huknął profesor Snape, wchodząc do sali. Złowrogo powiewająca peleryna mówiła sama za siebie, Severus był w złym humorze – Przygotujecie eliksir spokoju, strona pięćdziesiąt trzy. Pracujecie w parach, po kolei z listy. Macie dwie godziny, jeśli ktoś nie skończy, minus dwadzieścia punktów!
Snape wyczytywał pary, a Giselle dokonała szybkich obliczeń w głowie. Przed nią jest Malfoy, ale po niej Anna Owen, może uda się być z nią w parze...
- ...Malfoy z Ollivander...
Na Merlina!
Spojrzała na Draco. On także nie wyglądał na zadowolonego. Podszedł do jej stolika i rzucił:
- Miejmy to z głowy.
- W porządku – odparła dziewczyna.
Z początku praca szła im całkiem sprawnie, do czasu...
- Ale zamieszałeś cztery razy w prawo, a nie trzy – szepnęła Giselle.
- Zamieszałem trzy w prawo i raz w lewo, teraz podgrzewamy aż zmieni kolor na różowy – odszepnął Draco.
- Za dużo razy zamieszałeś, widzisz, ledwie zmienił kolor. Ale możemy jeszcze zacząć od nowa, zdążymy.
- Nie zdążymy, a poza tym jest dobrze, tylko teraz podgrzej.
- Jest źle!
- Jest w porządku!
- Zaraz opróżnię ten kociołek!
- Zostaw to – wyrwał jej różdżkę z ręki – wariatko, kolor się zgadza!
- Jak mnie nazwałeś?!
- Tak jak się zachowujesz! Co to za różnica, cztery czy trzy?
- Widzisz! Zrobiłeś to źle i jeszcze nie chcesz się przyznać. Oddaj mi różdżkę, robimy od nowa!
- Nie!
- Ollivander, Malfoy, co to na harmider?! Skupcie się! Nie chcę więcej słyszeć żadnych kłótni.
- Chcę pracować sama – odezwała się Giselle.
- Wykluczone. Skończysz eliksir z Draconem, macie czterdzieści minut.
Giselle wzięła głęboki wdech i długi, uspokajający wydech.
- Na co się gapisz? – Draco warknął na Crabba.
- Nie. Odzywaj. Się. Już. Do. mnie. – wysyczała Giselle.
- I vice versa, wariatko – odparł Draco – tobie przydałoby się łyknąć ten eliksir spokoju...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro