Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. nic

Kiedy obudziłem się rano, w sumie to przed południem, blondynki nie było już w moim pokoju, a w zasadzie w mieszkaniu, co było dziwne. Ignorując ten fakt, siedziałem w kuchni, popijając kawę w wolnym tempie. Była niedziela, a ja kompletnie nie miałem ochoty na zrobienie czegokolwiek.

Usłyszałem otwieranie się drzwi i kroki, a zaraz potem do kuchni weszła Leila wciąż mając na sobie moją koszulkę, tyle że z legginsami, a jej włosy były związane w kucyk. Postawiła reklamówkę z zakupami na blacie.

- Już wstałeś? - powiedziała, wracając na korytarz i zaraz wróciła bez butów na stopach, zaczynając rozpakowywać zakupy.

- Jak widać. A co, chciałaś mi zrobić śniadanie?

- Nie - zaśmiała się.

- Nie bądź taka, skarbie - mruknąłem.

- Skarbie?

- Teraz będziesz się tego czepiać? Wcześniej to ignorowałaś - wzruszyła ramionami. - Co jest?

- Co, co jest? Nie rozumiem - zerknęła na mnie przez chwilę i wróciła do odkładania zakupów w odpowiednie miejsca.

- Hmm... po alkoholu jesteś milsza. Chcesz trochę wina?

- Nie.

- Daj spokój, Leila. Czekaj, czy ty... wstydzisz się, że wczoraj i w sumie dzisiaj, tak bezkarnie się ze mną całowałaś? - prychnęła i odwróciła się w moją stronę.

- Nie wiem co rodzi się w twojej główce, Calum, ale to były tylko nic nie znaczące pocałunki. Tak jak ty uwielbiasz nic nie znaczący seks. Czyli słuchaj uważnie, to nic nie znaczyło. A teraz, wybacz, ale będę zajęta i chciałabym abyś mi nie przeszkadzał - zabrała jabłko i butelkę wody, po czym skierowała się do wyjścia z kuchni.

- Taka oziębła też mnie kręcisz! - zerknęła na mnie przez ramię z niedowierzaniem i wywróciła oczami, a chwilę później słyszałem trzask drzwiami. - O co jej, kurwa, chodzi? - mruknąłem pod nosem. - Weź i zrozum kobiety - burknąłem sięgając po paczkę z papierosami i podpaliłem jednego. Spojrzałem na telefon, który zaczął dzwonić.

- Co jest Ash?

- Ashton prowadzi - usłyszałem Laurę.

- Czyli, że będziecie wcześniej?

- Tak. Popsuliśmy ci plany? - zachichotała.

- Taa... muszę pochować zużyte gumki.

- Ugh. Jesteś obrzydliwy.

- Za to mnie kochasz - zaśmiałem się. - Po co dzwonisz?

- Zapytać co u was? I sprawdzić czy żyjecie.

- Twoja siostra chyba ma okres. Aktualnie za mną nie przepada, a jeszcze wczoraj całkiem nieźle się bawiliśmy.

- Nie miałeś być w pracy?

- Byłem. Leila poszła ze mną - odparłem.

- Iii?

- I co? Nie zaliczyłem twojej siostry, jeśli o to ci chodzi.

- Nie, nie o to. Chodziło mi bardziej o to, co robiliście.

- Ja głównie pracowałem, a Leila dobrze się bawiła. Daj na głośnik.

- Okay...

- Ashton?

- Co jest?

- Z kim spotyka się Mike?

- Co?

- Ty też nie wiesz? Wczoraj mi powiedział - westchnąłem.

- Stawiam na Luke'a - usłyszałem Laurę.

- Co?

- CO? - powtórzył Ashton.

- Jakim cudem do tego doszłaś? - zapytałem.

- Oboje przecież są bi.

- Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Zresztą w piątek Luke wyrywał jakąś pannę.

- Wyszedł z nią?

- Nie mam pojęcia.

- Więc może robił mu na złość? Wiesz, trochę zazdrości i seks lepszy.

- To dla mnie za dużo jak na jedną rozmowę - usłyszałem jej śmiech.

- Dobra kończę. Będziemy za jakieś półtorej godziny - rozłączyła się.

Wypuściłem ustami powietrze i wstałem, kierując kroki do pokoju Leili. Mniejsza z tym, że chciała abym dał jej spokój. Otworzyłem drzwi i zaraz odskoczyłem na bok, kiedy coś poleciało w moim kierunku. Spojrzałem na korytarz dostrzegając pędzel na podłodze.

- Zabić mnie chcesz?

- Muszę odpowiadać? - podszedłem do niej, obserwując jak nakłada kolejne warstwy farby na płótno. - Mówiłam, żebyś dał mi spokój - ignorując jej ton, usiadłem na jej łóżku. Spojrzała na mnie. - Co chcesz?

- Nic, nic. Nie krępuj się - zmarszczyła brwi.

- To po co tu przyszedłeś?

- Nie mam co robić.

- To znajdź sobie jakieś zajęcie - wróciła do malowania.

- Jedyne zajęcie jakie mi przychodzi do głowy jest niewykonalne w pojedynkę - uśmiechnąłem się znacząco, kiedy spojrzała na mnie. Odłożyła pędzel, po czym wstała z podłogi i podeszła do mnie, układając dłonie na biodrach.

- Okay - zmarszczyłem lekko brwi.

- Gdzie haczyk?

- Przegrasz zakład i dasz mi spokój - zaśmiałem się, a ona popatrzyła na mnie niezrozumiale.

- Skarbie, zakład obejmował przypadkowe dziewczyny. Nie zaliczasz się do nich.

- Co? - wstałem, przez co odległość między nami była minimalna, a dziewczyna zadarła brodę do góry, aby móc na mnie spojrzeć. - Nie naciągaj zasad.

- Nic takiego nie robię - puściłem jej oczko. - Następnym razem bądź bardziej precyzyjna - pochyliłem się i musnąłem jej usta w krótkim pocałunku. - Chyba pójdę pobiegać - wyminąłem ją. - Oh i... Lash będzie tu za niecałe dwie godziny.







U kogo równie beznadziejna i deszczowa pogoda?😧

#LTASff😘

Lov U❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro