Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.9 ZGODA?

***Pov.Cruz***

Leżałam w łóżku z telefonem. Oglądałam nowe odcinki mojego ulubionego serialu, ale czułam się już bardzo śpiąca. Powinnam położyć się spać, bo rano miałam zamiar pobiegać, ale z drugiej strony...

Wtedy dostałam sms'a od Pana McQueena.

___________________________________

| ZYGZAK MCQUEEN |

Cruz. Nie gódź się póki co ze
Sztormem.

Czemu?? Coś się stało?

W tym momencie to nieistotne

No nie wiem Panie McQueen

Jak wrócę wszystko Ci wyjaśnię

Tak właściwie czemu nie śpisz???

Eee...wypiłam kawę

Znam to. Postaraj się zasnąć. Dobranoc

Dobranoc

______________________________

Mam złe przeczucia. Przed wyjazdem mówił, że to najlepsza opcja, aby się z nim pogodzić. Coś musiało się stać. Gdzie oni właściwie pojechali? Następnym razem McQueen sam będzie się tłumaczył, a nie za pośrednictwem Sally.

***RANO***Pov.Zygzak***

Leniwie otworzyłem oczy i ziewnąłem. Ciężki wieczór. Podniosłem się do pozycji siedzącej i sięgnąłem po telefon, który leżał na stoliczku nocnym. Starałem się nie obudzić Lucy, który smacznie spała.

8:21! Czas wstać.

-Lucy...wstajemy.- zacząłem szeptać do jej ucha tym samym lekko ją szturchając. Miałem nadzieje, że się obudzi. Dziewczynka otworzyła zaspane oczka i popatrzyła na mnie. Nic nie zamierzała powiedzieć.- Idziemy na śniadanko. Ubierzemy się tylko.- zadecydowałem wstając. Lucy nie pomyśli było wstawać więc postanowiłem najpierw sam się ogarnąć.

Poszedłem po torbę z ubraniami, która leżała na drugim końcu pokoju. Wyjąłem z niej czerwoną polówkę z numerem 95, granatowe dżinsy, czarne trampki i oczywiście świeżą bieliznę. Wychodząc z pokoju nie dbałem, aby cicho je zamknąć- przecież chce, aby Lucy wreszcie wstała. Pokierowałem się do łazienki. Zacząłem od przemycia twarzy wodą. Zdjąłem z siebie piżamę i pachy spryskałem dezodorantem. Założyłem na siebie wcześniej przygotowane ubrania. Przed wyjściem popatrzyłem jeszcze w lustro i ułożyłem moje roztrzepane włosy. Zadbałem oczywiście o to, aby szrama została przykryta blond włosami. Zamknąłem drzwi do łazienki i wróciłem do pokoju. Lucy siedziała na łóżku trąc jedno oko.

-Ubierzemy się?- zapytałem opierając się o framugę drzwi. Lucy przytaknęła i zeskoczyła z łóżka. Buntowniczka sama wybierała sobie ubranka, więc tylko przyglądałem się, jak grzebała w torbie w poszukiwaniu wybranego outfit'u.

Lucy wybrała sobie granatowe, dżinsowe ogrodniczki i białą bluzkę w żółte błyskawice. Pomogłem dziewczynce w zapięciu spodenek i zawiązaniu sznurówek w czerwonych trampkach. Następnie zeszliśmy na dół. Miałem nadzieje, że wstaliśmy, jako pierwsi, bo oglądanie twarzy mojego ojca z samego rana nie wróżyłoby niczym dobrym.

Na szczęście na dole nikogo nie było. Zajrzałem do lodówki. Jajka i kilka warzyw. Niech będzie.

-Lucy gotujemy jajko?

-Tak! Na miękko!- odpowiedziała szczęśliwie.

-Tylko do tego kromka z masłem szczypiorkiem.- stwierdziłem z powagą.

-Muszę?- zapytała z lekkim zawiedzeniem.

-Nie musisz. Tylko dzięki temu byłabym duża i silna.-mówiłem to już bardziej pogodnie.

-To ja zjem.

Stanęło więc na tym, że muszę ugotować trzy jajka na miękko i zrobić kilka kromek z masłem i szczypiorkiem.

Wyjąłem z lodówki jajka i włożyłem je do małego garnuszka. Do naczynia wlałem wodę i wstawiłem na gaz. Wyjąłem z szafki jeszcze szklany czajniczek na herbatę. Do środka wsypałem kilka łyżeczek cukru i w odpowiednie miejsce wsypałem herbatę. Zaraz nastawie na nią wodę, ale najpierw posmaruje kromki masłem. Jak postanowiłem tak zrobiłem i po chwili na talerzu leżało kilka przygotowanych kromek.
Odcedziłem jajka i włożyłem je w podstawki. Wtedy wstawiłem wodę na herbatę, a szczypiorek pokroiłem i rozsypałem po chlebie. Wyjąłem dwa talerze oraz sztućce i położyłem je w jadalni. Po chwili doniosłem kubki na herbatę, kromki i jajka. Lucy już zasiadła do jedzenia, a ja w międzyczasie przyniosłem czajniczek z herbatą i sam postanowiłem wziąć się za jedzenie

-Chwila prawdy.- stwierdziła Lucy unosząc łyżeczkę do góry. Postukała w skorupkę i ostrożnie ją zdjęła. Białko było ścięte. Buntowniczka zdjęła część białka i zajrzała do środka.- Płynne!- ucieszyła się.

Zaczęliśmy jeść. Oczywiście nie obyło się bez wygłupów.

-Przeszkadzam wam?- zapytał mój ojciec. Stanął w wejściu do jadalni i zmierzył zimnym spojrzeniem. Ale się CIESZĘ!

-Oczywiście, że nie!- odparłem z uśmiechem. Wstałem i podszedłem do Lucy.- Kochanie poznaj swojego dziadka!- wskazałem na niego otwartą dłonią. Dziewczynka zerwała się z krzesełka i tak, jak wcześniej w przypadku mojej mamy uściskała jego nogi.

-Cześć młoda.- powiedział z lekkim uśmiechem.

-Miło Cię poznać!- odparła radośnie puszczając jego nogi. Po krótkiej chwili wróciła do stołu. Zająłem ponownie swoje miejsce.

-W lodówce są jeszcze 2 jajka i kilka warzyw, jak chcesz coś zjeść.- powiedziałem tacie na co się skrzywił.

-Napije się tylko herbaty jeżeli pozwolisz.- mówiąc to wziął z kuchni kubek i wrócił do jadalni, aby nalać sobie wywaru. Kiedy skończył nalałem go sobie i Lucy.

******

Siedzieliśmy w ogródku na kocu. Lucy siedziała tyłem między moimi nogami i cierpliwie czekała, aż skończę zawiązywać wstążkę na jej włosach. Gdy skończyłem wstała i szybko dotknęła mnie w ramię.

-Berek!- krzyknęła i zaczęła uciekać. Zerwałem się z koca i zacząłem za nią "biec". Buntowniczka schowała się za jedną z donic, dlatego zacząłem udawać:

-Buntowniczko! No zniknęła! Halo! Gdzie jesteś?-po chwili usłyszałem chichot więc od razu dotknąłem ją w ramię.- Ty gonisz.

Zacząłem "uciekać" oczywiście dając Lucy praktycznie już na samym początku okazje na złapanie mnie. Dotknęła mnie w udo i za nim zdążyła odbiec złapałem ją za ręce i zacząłem się z nią kręcić sprawiając, że praktycznie unosiła się w powietrzu. Bardzo się śmiała. Po chwili kręcenia wróciliśmy na koc i usiedliśmy.

-Możemy poczytać gazetkę co wczoraj kupiliśmy?

-Pewnie! Przynieś ją tylko.

Lucy wstała i lekko chwiejnym krokiem ruszyła w stronę wejścia do domu.

-Cześć Laluś!- usłyszałem dobrze znany mi głos.

-Sally!- wstałem i podbiegłem do niej. Pocałowałem ją w usta.- Jak się spało?

-Dobrze. A tobie?

-Też nie najgorzej.

-Pogodziłeś się z ojcem?-zapytała. Przez chwilę nic nie odpowiedziałem.

-Wiesz...można tak powiedzieć.- zaśmiałem się.

-Czyli nie?

-Nie...pokłóciliśmy się jeszcze bardziej...ale to jego wina!

-W porządku. Masz jeszcze czas na wyjaśnienie tego wszystkiego.

-Taa...-powiedziałem bez entuzjazmu. Wtedy ktoś pociągnął za nogawkę moich spodni. Spojrzałem w dół.

-Mam gazetkę!

-W takim razie choć. Przeczytamy co piszą o Cruz.- uśmiechnąłem się do niej. Złapałem ją za rękę i wróciliśmy się na koc.

***Pov.Cruz***

Kończyłem 5 kółko wkoło Chłodnicy Górskiej. Cała spocona i zmęczona zatrzymałam się, przed V8. Widziałam, że Lola siedzi z Lilianą. Zdecydowałam się podejść.

-Cześć!- przywitałam się.

-Dzień dobry Cruz!- odpowiedziała Lola.

-Co ty tu robisz Lilka? Myślałam, że pojechałaś...

-Ależ skąd! Zamknęłam się w stożku, aby odpocząć z serialem. No, ale ile można, czyż nie?- uśmiechnęła się.

-Racja...

-Wyglądasz na spragnioną. Chcesz wody?- zapytała z troską Lola.

-Tak proszę.- powiedziałam szybko.

-Słyszałam o Sztormie.- stwierdziła Lila.- Kto się czubi ten się lubi...

-Co proszę?- zapytała Lola, która akurat wróciła.

-No, że Cruz i Jackson.

-Chce tylko, aby szanowny i wszechmocny książe Jackson Storm nie stanowił zagrożenia dla królowej Ramirez.- wytłumaczyłam, a Lilka prychnęła śmiechem.-Zygzak kazał mi się z nim nie godzić póki co...

-Czemu?-zapytała Lola.- Czy...o nie.

-Co się stało?-dopytałam zdziwiona.

-Sally zabrała go do jego ojca...musiało coś tam zajść. Biedny McQueen...

-Ja chyba czegoś nie rozumiem.- stwierdziłam.

-Ojciec Zygzaka na każdym kroku życzył mu śmierci i nie doceniał go. Nienawidzą się.

-Ouu...-tylko to zdołałam wydusić.- Chce do niego zadzwonić.

-Nie wiem, czy to najlepszy pomysł.- powiedziała Liliana.- On chyba potrzebuje...

Wyjęłam telefon i wykręciłam numer do Zygzaka.

-Słucham?

-Dzień dobry panie McQueen. Czy wszystko w porządku?

-W, jak najlepsz- LUCY! Przepraszam Cruz muszę kończyć.

***Pov. Zygzak***

Rozłączyłem się. Lucy upadła na ziemię i zdarła kolana do krwi.

-Działaj panie dorosły.- powiedział mój ojciec, a ja pokazałem mu środkowy palec i pobiegłem do Buntowniczki. Poszliśmy w trójkę na plac zabaw.

Mała siedziała na ziemi i trzymała się za kolana. W jej oczach widziałem łzy.

-Bardzo boli?- kucnąłem, przy niej, a ta przytaknęła. Przytuliłem ją mocno, po czym wziąłem na ręcę uważając na krwawiące kolana.- Tato możesz wejść do drogerii po plastry i wodę utlenioną?

-Już idę.- powiedział odchodząc bez uczuć.

-Tylko szybko, błagam Cię!- krzyknąłem.- Nie martw się Buntowniczko, zagoi się.- mówiąc to pocałowałem ją w czoło.
******
Po kilku minutach wrócił z plastrami i wodą utlenioną. Lucy usiadła na ławce, a od taty wziąłem wcześniej zakupione przedmioty.
Otworzyłem buteleczkę z płynem.

-Trochę poszczypie.- powiedziałem wyciągając w stronę Lucy lewą dłoń- Wrazie co trzymaj ją mocno.- Lucy od razu ją złapała.Polałem kolana wodą utlenioną, a Lucy mocno z zacisnęła palce.- Już po wszystkim. Jesteś dzielna.- stwierdziłem całując jej upłakany policzek. Wziąłem plastry i przykleiłem na rany.- I koniec.

Wziąłem dziewczynkę na ręcę.

-Kupimy coś słodkiego na otarcie łez?- zapytałem.

-Ekhem...- przytaknęła jeszcze, przez łzy.

-Tobie też coś kupie tatku na osłode dnia.- stwierdziłem uśmiechając się do mojego ojca.

-Obejdzie się...- warknął.

-No nie daj się prosić.-objąłem jego kark dalej jedną ręką trzymając Lucy.

******
Siema! Ogólnie to mam nadzieje, że się podoba rozdział :D Po za tym pracuje aktualnie nad modami do The Sims 4 z motywem Aut. Koszulki Rusteze, Dinoco i takie tam xD Napiszcie, czy bylibyście chętni, aby takie rzeczy pobrać to ewentualnie postaram się o linkacza do pobrania.
Tymczasem do zobaczenia ❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro