Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.7 MIŁOŚĆ

***Pov. Cruz***

Siedziałam na stacji benzynowej popijając herbatę z Lolą. Prowadziłam z nią dyskusje o Sztormie. Sama nie wiem dlaczego tak nagle zdecydowałam się z nim pogodzić. Obelgi którymi obdarowujemy się, przed każdym wyścigiem są dla mnie takim kopniakiem. Tylko... w głębi czuje, że czas podejść do tematu, jak przystało na dorosłych. Chyba nie jest za późno, aby zacząć z nim rywalizacje od nowa. Czyż nie? Tylko, czy to dobry pomysł? 

-Czyli nie lubisz go, ale chcesz się z nim zacząć lubić?- zapytała już zdezorientowana kobieta.

-Nie. Nie lubić. Zacząć zdrowo rywalizować!- poprawiłam.

-Co masz na myśli mówiąc "Zdrowo rywalizować"?

-No... na przykład, że nie chcemy już specjalnie doprowadzać do wypadków.

-Rozum...-Cruz- popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.- Czy ty...- zaczęła, lecz przeszkodziłam jej.

-Znaczy wiesz. Zajechać drogę...czy coś.

-Musicie się pogodzić, bo w końcu któreś z was zginie śmiercią tragiczną.- stwierdziła z powagą.- Nie jesteście już w wieku Lucy, aby stosować na sobie takie numery..

-Tak...wiem.- przyznałam rację smutnym głosem.- W takim razie, jak?

-Nie wiem kochana...może Sally będzie w stanie coś wymyślić.

-Sally?- upewniłam się.

-Tak. Jest prawniczką i często, jakieś sprawy obeszły się bez rozprawy dzięki niej.

-Czekaj! Sally jest prawniczką?- nie wierzyłam w co słyszę.- Ona jest przecież...ona prowadzi motel!

-Prowadzi motel i jest prawnikiem.

-Wow...- tylko to zdołałam wydusić. Wtedy przypomniały mi się słowa Zygzaka "W sądzie. Długa historia..."- Lolu, a jak Sally poznała Zygzaka?

-Spadniesz z krzesełka jak to usłyszysz!- zapewniła mnie- Była noc w Chłodnicy Górskiej. Siedziałam w kafejce czytając jakąś gazetę co jakiś czas zerkając na Ogórka i Kamasza. Nagle usłyszałam ryk syreny policyjnej i dźwięk palenia gumy. I tu niespodziewanie na stacje wpada czerwona wyścigówka! Jak szybko się pojawiła tak zniknęła. Puste puszki i opony latają! Wybiegłam z V8 i stanęłam obok Kamasza i Ogórka. Po chwili dołączył do nas Roman. Wyjrzeliśmy na jezdnie, a tam ta sama wyścigówka wraca z doczepionym Stasieńkiem do siedzenia i niszczy nam drogę! Mówię Ci coś strasznego! No i cisza. Po kilkunastu minutach na stacje przychodzi Szeryf i mówi, że jutro sądzimy tego zbrodniarza. Droga była w opłakanym stanie. Bardzo się zdenerwowaliśmy.
 Następnego dnia wszyscy zebraliśmy się w sądzie. Na ławie oskarżonych, jak łatwo się domyślić- Zygzak McQueen we własnej osobie. W jego stronę leciała obelga za obelgą, lecz on zdawał się tym nie przejmować. Skruszył się lekko, jak pojawił się Hudson, ale to nic w porównaniu, gdy do sali wpadła spóźniona Sally Carrera. W oczach McQueena od razu pojawiły się ogniki. Ich dwójka wdała się w krótką dyskusje i... w sumie to tyle.

-I co? Od razu miłość, całuski, ślub i dziecko?- zapytałam z ironią.- A droga?

-Wszystko po kolei skarbie. Drogę naprawił w pierwszej kolejności. W międzyczasie bliżej poznał się z Sally. Tak szczerze to na początku się nienawidzili!

-Na prawdę?- nie chciało mi się wierzyć. Przecież ta dwójka jest tak bardzo czuła dla siebie nawzajem. A tu nienawiść?

-Yhym! Ale nie oszukując się od razu widać było, że zaiskrzyło między nimi. Tutaj brali się za łby, ale z drugiej strony... tutaj przejażdżka, tutaj Zygzak "obudził" Chłodnicę na jedną noc specjalnie dla niej. Później tylko czekać, aż zaczęli się spotykać.

-Który to był rok?- zapytałam z ciekawości.

-2006...

-I oni...od tamtej pory...razem?

-Owszem.

-Znaczy pani z Romanem jest dłużej.- zaśmiałam się. Kobieta również zaczęła się śmiać.

-O kochana! To było tak dawno.- stwierdziła. Wtedy na stację wbiegła Lucy.- Kruszynko! Co ty tu robisz o takiej godzinie!?- zapytała zdziwiona Lola wstając. Podeszła do dziewczynki i kucnęła. 

-Tata pojechał gdzieś, a mama pracuje.- zaczęła.- Mama pyta się, czy mogę z Tobą posiedzieć do czasu, aż nie skończy.

-Oczywiście Okruszku! Zrobić Ci kolacji?- zapytała z promiennym uśmiechem.

-Tak!- krzyknęła radośnie.

-Może też Cruz coś przekąsisz?- zwróciła się do mnie.- Też jesteś kruszynką tylko troszkę większą.

Zaśmiałam się.

-Jeżeli to nie problem to z chęcią.

-W takim razie do kawiarni na przód marsz!- zarządziła kobieta. Idąc w stronę budynku udawała, że maszeruje. Dodatkowo pod nosem nuciła, jakąś piosenkę. Lucy widząc to zaczęła ją naśladować. Mi też wypadałoby dołączyć...

***Pov. Zygzak***

Zaparkowałem Porsche pod cmentarzem. Zdecydowałem się pożyczyć auto od Sally, ale to już inna sprawa. Wysiadając poprawiłem granatową kurtkę z dedykacją dla Doktorka. Ruszyłem od razu w głąb cmentarza. Do miejsca spoczynku Hudsona byłem wstanie dotrzeć z zamkniętymi oczami. Po chwili ukazała mi się betonowa płyta. Westchnąłem. Patrzyłem na wyryty w niej napis. Aż nie mogłem uwierzyć, że od jego śmierci minęło 9 lat. Cały czas pamiętam to wszystko, jak wczoraj. Niespodziewanie ogarnął mnie smutek i złość. Nie jestem w stanie określić dlaczego. Padłem na kolana, a jedną ręką dotknąłem tablicy. Spuściłem głowę. Na policzkach nagle poczułem łzy. Wytarłem je szybko pociągając nosem. Uniosłem głowę, aby jeszcze raz zobaczyć płytę. Przetarłem z niej kurz gołą dłonią. Nie obchodziło mnie to, że cała była teraz ubrudzona. 

-Cześć Wójcie.- zacząłem.- Co tam u ciebie? Tak wiem głupie pytanie...wybacz. Cruz świetnie sobie radzi. U Sally i Lucy też w porządku. Inni w Chłodnicy też po staremu.- mówiłem co jakiś przycinając się ze względu na utykające w moim gardle słowa.- Tęsknie...bardzo za Tobą tęsknie.

***Pov. Jackson***

Leżałem w łóżku słuchając muzyki na słuchawkach. Irytował mnie fakt, że powinienem spać, bo wcześnie rano mam trening, a patrzę się w sufit i słucham jakiegoś rapu, bo nie mogę zasnąć. Przewróciłem się na bok. Spojrzałem w okno. Gałęzie drzew lekko uginały się, przez wiejący wiatr. Niebo tej nocy było gwieździste. Śliczny widok. Szkoda, że powinienem spać.
Ściągnąłem bezprzewodówki z głowy wyłączając je i odkładając na szafkę nocną. Padłem na łóżko i wróciłem do punktu wyjścia...gapienia się w sufit. Zamknąłem oczy...TO NA NIC!

Wstałem i ruszyłem do kuchni. Nalałem sobie wody do szklanki i zacząłem pić. Zegar wskazywał 0:47. Świetnie! Bo to nie tak, że mam pobudkę o 5 rano. 
Odłożyłem szklankę do zlewu i wróciłem do łóżka. Tym razem chwyciłem za telefon. Sprawdzę powiadomienia na Instagramie. Już wielokrotnie przekonałem się, że jest to okropny zabijacz czasu.

***RANO***Pov. Zygzak***

-Naklejek!- gwałtownie obudziłem się. Poczułem i zobaczyłem jeszcze, przez rozmazany obraz siedzącą na moim brzuchu Sally.- Wstajemy!

-Która godzina?- zapytałem ziewając.

-5:12. Ja i Lucy jesteśmy gotowe do wyjazdu, więc tylko się ubierz i...

-Jaki wyjazd? Sally o co chodzi?- zdziwiłem się.

-Jadę poznać swoich teściów!

-To fajnie...czekaj...TEŚCIÓW! O NIE!- schowałem się po kołdrę. Sal złapała ją i zaczęła szarpać.

-Bądź mężczyzną! Pogodzisz się z nim!

-Chce jeszcze pożyć!

-W takim razie pójdziemy na kompromis...

*******

Jechaliśmy od kilkunastu minut Porsche do domu moich rodziców.

-Mogłem się spodziewać takiego kompromisu.- odparłem obrażony.

-Już nie mazgaj się. Będzie dobrze.

-Żeby nie było mojego ojca, żeby nie było.- modliłem się szeptem.

-Ja to słyszę.-przerwała. 

-Bez przesady. Nie będzie tak źle.

-Racja...będzie tragicznie. Muszę tylko powiedzieć Cruz, że nie ma treningu.

-Wytłumaczyłam jej wczoraj sprawę, gdy odbierałam Lucy od Loli. O nią możesz być spokojny.

Oparłem się mocno o siedzenie.

-Czemu ty mnie już nie kochasz?- zapytałem.

-Kocham dlatego robię tak, aby było dobrze.

-Właśnie widzę.- warknąłem, a Sal zaczęła się śmiać.

SIEMA SIEMA! Dzisiaj krócej, ale jak widzicie kolejny rozdział będzie...bardziej obszerny xD Więc spokojnie. Po za tym możecie napisać, jakich wątków jesteście ciekawi (ogólnie z uniwersum Aut). Więcej o tym niebawem ;) Ode mnie to tyle. Elo elo!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro