Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.67 NOC ZWIERZEŃ

***Pov.Cruz***

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Dochodziła 23. Uśmiechnęłam się lekko z myślą, że to właśnie Jackson wraca do domu. Nie było go tyle czasu co może znaczyć, że ma coś pożytecznego. Wyczołgałam się z łóżka do drzwi. Przetarłam oczy przypominając sobie o tym, że Jackson ma przecież własne klucze. Po co by pukał? Lewą ręką zaczęłam otwierać zamek, a prawą szukałam parasola lub czegokolwiek cięższego. Otworzyłam drzwi, a w nich stanął nikt inny, jak...

- Co tutaj robisz? - zapytałam ze zdziwieniem. W drzwiach stał Jared. Miał na sobie grubą, granatową bluzę, czarne spodnie i poszarzałe trampki. Na jednym ramieniu zawieszony miał plecak. Jego niebieskie oczy błyszczały się w świetle latarni. 

- Mogę wejść? - zignorował moje pytanie. Wpuściłam go do mieszkania. Jared przeszedł do salonu, a ja tuż za nim. Zawiesił na chwilę wzrok na gitarze elektrycznej Jacksona.

- Więc? Co tu robisz? - oparłam się o futrynę patrząc, jak ten odskakuje lekko w bok. 

- Cóż... chciałem pogadać z Jacksonem. - włożył dłonie w kieszeń bluzy odwracając głowę. Znowu na nią spojrzał. Widać, że krew w jego żyłach i Jacksona jest identyczna,

- Nie ma go. Pojechał szukać poszlak. Niedługo powinien wrócić.- stwierdziłam. - Mama wie, że tu jesteś?

- Nie, nie chciałem jej budzić. Po prostu... - zawiesił głos siadając na kanapie. Usiadłam obok niego.

- Po prostu? - wyszeptałam, jakby chcąc mu dodać pewności.

- Sądziłem, że niczego mi nie brakuje, ale po rozmowie z nim... chce więcej.

- Polubiłeś swojego wujka, co? - zaśmiałam się lekko.

- Jest niesamowity! Na torze jest królem, a jego słowa... aż nie umiem tego opisać. - mówił. Słuchałam uważnie. Miałam ciche wrażenie, że Jared większym uczuciem darzy Jacka, niż Dylana. Jakby nie patrzeć... pierwszego przynajmniej poznał.

- Racja... Jackson ma swoje zalety. - uśmiechnęłam się.

- Chciałem z nim o wszystkim porozmawiać. O szkole, planach na przyszłość i.... wszystkim. Jestem chłopakiem, a mama też niektórych rzeczy nie zrozumie. - wyjaśnił. Mówił nieco, jak dziecko. W sumie... to nie dziwię mu się. Musiał dorosnąć szybciej, aby pomagać mamie. Wiem coś o tym. Mieszkałam z ciocią, wujkiem i dwójką moich kuzynów na wsi. Każde z nas, aby ich odciążyć zaczynało dorastać szybciej. W wieku 11 lat moje pojęcie o świecie było o wiele większe, niż u moich rówieśników. Kiedy oni nie przejmowali się przyszłością, ja w stresie przykładałam się do nauki na tyle ile pozwalał czas. Uczyłam się przy okazji. Najczęściej kiedy sprzedawałam warzywa z farmy wujostwa na targu. Zawsze odpalali mi z tego procent. Moi znajomi pewnie nie wiedzieli wtedy, jak do końca działało netto i brutto.

Zadzwonił telefon. Zdziwiłam się jeszcze bardziej. Poklepałam Jareda w ramię po czym pobiegłam po komórkę. Nie patrząc kto dzwoni, odebrałam.

- Słucham? 

- Cześć Cruzie! - usłyszałam głos Lucy w słuchawce. 

- Dobry Lucy. Jak po powrocie do szkoły? - zapytałam.

- Heh... powiedziałabym ci coś, ale będziesz krzyczeć. - kiedy to mówiła wróciłam do salonu.

- Żartujesz sobie! Mów!

- Miałabym prośbę. - powiedziała to ciszej.

- W porządku. Jaką?

- Przesłałabym ci adres. Mogłabyś ty lub Jackson jutro mnie odebrać?

- Jasn... czekaj. Gdzie ty jesteś?

- Taka wieś na obrzeżach San Antonio. W sumie nieco strasznie, ale jest fajnie. 

- Co ty tam robisz!? Pan McQueen wie?

- Nie, nie wie. Dlatego o to cię proszę. Stoi, czy mam z buta iść do miasta?

- Dobrze już. Już rozumiem tą całą "Buntowniczkę"

- Ale to nie akt buntu! Znaczy... właściwie to jest akt buntu. Ale to wasza wina! Martwiłam się, że Jackson cię zabił!

- Słyszysz się Lucy? - zapytałam, a ta tylko westchnęła. Rozłączyła się. 

Opadłam na kanapę.

- To nie był Jackson, prawda? - zapytał Jared.

- Nie... to Lucy. 

- Dużo mi to nie mówi. Wybacz. 

- Córka Zygzaka McQueena. Ma 14 lat i właśnie postanowiła przyjechać bez niczyjej wiedzy do San Antonio.

- Już ją lubię. - zaśmiał się.

- Nie ty jedyny, uwierz. 

- Serio jest córką McQueena? - upewnił się.

- Tak, ale otwarcie ci tego nie przyzna. Ale to łatwo da się zobaczyć i wyczuć.

Jared skinął głową w akcie zrozumienia opierając się o kanapę.

***Pov. Lucy***

- I wszystko w porządku. - odparłam chowając telefon do kieszeni. Uśmiechnęłam się do mężczyzny, który obiecał mnie przenocować. Stwierdziliśmy, że zjemy razem kolacje, a potem ja pójdę spać do stodoły według mojego życzenia. Jadłam własne bułeczki i wodę. Tak dla pewności, że mnie nie otruje. On tym czasem jadł kanapkę z białym serem i szczypiorkiem. 

- Aż nie mogę uwierzyć w to, że na własną kieszeń przyjechałaś tu z pod samego Los Angeles. - zaśmiał się. Ja również! Tym bardziej, że zachowuje wszelkie środki ostrożności i kłamię cię na każdym kroku.

- Potrzebowałam i tyle. - wzruszyłam ramionami. - A pan tutaj od kiedy mieszka?

- Od początku dorosłego życia. - mówiąc to rozejrzał się po małym mieszkanku. Ze ścian schodziła farba, podłoga skrzypiała, a niektóre meble zdawały się starsze ode mnie. Ale było tu całkiem... miło.

- Czyli od momentu, jak kogoś pan zamordował? - zapytałam na co ten się roześmiał.

- Nikogo nie zabiłem, po za sobą.

- Czyli pan też bez duszy. To, jak ja! - moją dłoń ułożyłam do piątki i wyciągnęłam w jego stronę. Przewrócił oczami, ale przybił mi. Wydawał się bardzo sympatyczny. Tym bardziej, że nie pozbawił nikogo życia.

- Właściwie to skrzywdziłem kilka osób psychicznie. Żałuje tego, lecz zgaduje, że jest za późno, aby to naprawić.

- Pan ma nieco ponad cztery dychy. Tak, jak mój tata! To dopiero początek! Jeszcze tyle może się wydarzyć. 

- Chyba lepiej gdybym to zakończył. - westchnął słabo.

- A skąd pan wie, że jest lepiej, jakby pana nie było. Co? - rzuciłam. - Żyje ponad połowę krócej od pana i nie pamiętam niczego przed moimi narodzinami. Ba! Pamiętam tylko, jak spadłabym z blatu kuchennego. To pierwsze wspomnienie.

- A skąd wiesz, że jest tam gorzej, niż za życia. 

- Spekuluje. To moja opinia. - mówiąc to wzięłam łyk wody. - To kogo pan skrzywdził.

- Brata, ojca, matkę, dziewczynę i znajomych. Wszystkich po kolei. 

- I skąd podejrzenia, że panu nie wybaczą?

- Tyle lat... mój brat jest pewnie dorosłym mężczyzną z żoną i minimalnie jednym dzieckiem. Ojciec zgaduje, że już przepisał mnie na starty po tych wszystkich latach...

- A dziewczyna? - wtrąciłam.

- Ją po prostu zostawiłem. Porzuciłem. Złamałem jej pewnie tym serce.

- Nie jestem dobra w pocieszaniu, lecz uważam, że każdy zasługuje na nowy, świeży start. - uniosłam kącik ust. Mężczyzna też lekko się uśmiechnął. Wstałam od stołu i poklepałam go w ramię. - Pozwoli pan, że udam się na spoczynek. - powiedziałam cicho.

- Pewnie. Stodoła jest otwarta.

- Tylko zostawię tu telefon. Musi się naładować. - rzuciłam powoli odchodząc.

- Krzywda tu mu się nie stanie. Dobrej nocy. - uśmiechnął się. Ja również po czym ruszyłam w stronę stodoły. A raczej... czegoś co miało nią być.

To coś było małe. Było tam sporo siana. Rzuciłam plecak na stertę sama po chwili wskakując w siano. W sumie to nie żałuje tego wyjazdu. Jest tu całkiem przyjemnie. Obróciłam się na lewy bok po czym zasnęłam. Byłam wykończona.

Siemka! Dawno się sama w sobie nie odzywałam. Mam zapieprz straszny, pracuje nad nową książką, a dodatkowo mój stan psychiczny to jakaś totalna porażka XD NO, ALE JESTEM!Do końca "Let's Race" zostały dwa rozdziały. Rozdział.70 będzie jednocześnie epilogiem i być może początkiem kontynuacji historii Lucy z (...), Cruz i Jacksona (Zygzaczek swoją drogą ;D Na niego mam też plan).

Ale co do książek:
- Najnowsza będzie poświęcona "Detroit: Become Human" i już dzisiaj wieczorem powinniście otrzymać jej pierwszy rozdział. To ona też wejdzie w sobotni grafik po zakończeniu "Let's Race"
- Nowa o "Autach" pojawi się na przełomie maja/czerwca
- "Insufficient" pozostaje bez zmian ;D

- usuwam też książkę z nominacjami :< A przynajmniej na jakiś czas, bo tak, czy siak nie odpowiadam ostatnio na nominacje

Po za tym dziękuje za wsparcie w postaci gwiazdek, pełnych miłości komentarzy, artów w nawiązaniu do "Let's Race" i za prywatne wiadomości.
Dziękuje jeszcze raz! Widzimy się już niebawem! Pozdrawiam <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro