ROZDZIAŁ.61 SARA
*W ROZDZIALE PORUSZONY JEST WĄTEK NARKOTYKÓW*
**Pov. Lucy***
Z zainteresowaniem od godziny patrzyłam, jak Jerry gra na Nintendo.
- Grasz Zeldą? - zapytałam. - Ta na ekranie
- To jest Link. - odparł. - Zelda to księżniczka. - wyjaśnił ze spokojem. Nawet na mnie nie spojrzał. Był zupełnie pochłonięty grą. W zupełności go rozumiem. Gry są super! A jak on czekał na "Zeldę" tak długi czas... co ja mu się dziwię?
Przytaknęłam dalej patrząc w ekran. Co robiła reszta? Alexis grał przeciwko Fernando w szachy, a Carlos im sędziował. Kątem oka zerkałam na ich rozgrywkę. Fernando, jak zawsze z zupełnym opanowaniem przyglądał się planszy i każdy ruch, który wykonywał zdawał się podejmować po kilkukrotnym przemyśleniu. Alexis również był skupiony. "SKUPIONY"
Kiedy moja głowa o mało nie wylądowała na ramieniu Jerry'ego wiedziałam, że to dobry moment, aby się rozbudzić. Wstałam i podeszłam do chłopców grających w szachy.
- Kto wygrywa? - zapytałam Carlosa.
- Szach Mat! HA! - krzyknął głośno Alexis. - I kto jest najlepszy w szachy? Ja! Ha! - mówił z podekscytowaniem klaszcząc w dłonie. Spojrzałam na Fernando, które jedynie wzruszył ramionami.
- Nie, że się czepiam Alexis, ale nie masz szach mat...- szepnął Carlos cofając jego pionek.
Alexis zmierzy go groźnym spojrzeniem. Fernando jeszcze raz przeanalizował wszystkie możliwe ruchy i...
-Szach mat. - odparł krótko wychylając się do tyłu.
- Łżesz... - warknął Alexis
Kopnęłam pole z pionkami.
- Niczego mu nie udowodnisz! - zaśmiałam się.
- Okey... to jakie teraz mamy zajęcie? - zapytał Carlos.
Zadzwonił mój telefon. Dopiero teraz przypomniałam sobie o Cruz. Szlag. Wyjęłam telefon i nie patrząc kto dzwoni odebrałam i zaczęłam:
- Przepraszam Cruz! Wiem, że miałam zadzwonić do ciebie już rano! Ubierałam z chłopakami choinkę, graliśmy, a po za tym dostałam nowe kółka do deski. Po za tym Włochy bardzo ładne... jak na zdjęciach. Hehe.... a jak w San Antonio?
- O mój... jesteś we Włoszech!?
Szlag... Melissa. Skucha.
- Jezu... myślałam, że Cruz dzwoni. Przepraszam.
- Siedzisz w pokoju z czwórką ciasteczek?
- Oni mają imiona. - wycedziłam, przez zęby. - Przekazać im coś?
- Chce porozmawiać z Alexisem!
Przewróciłam oczami włączając ją na głośnik.
- Alex! Ktoś do ciebie. - podałam mu mój telefon.
- Tak? - zaczął spokojnie.
- O mój... to ty jesteś Alexis Farafura! Jeden z najprzystojniejszych nastoletnich kierowców rajdowych. Mam w pokoju twoje zdjęcia! Powiedz, jakim cudem masz takie ładne mięśnie. Jesteś wspaniały...
Carlos wybuchł śmiechem, Fernando zasłonił usta dłonią wstrzymując rechot, a Jerry dalej niewzruszony grał. Przetarłam oczy z zażenowania. Spojrzałam na Alexisa, którego reakcja była inna niż się spodziewałam.
- Désolé. Je ne connais pas Alexis. - po tych słowach rozłączył się i oddał mi telefon. - Wariatka.
Zaśmiałam się z czystym sumieniem.
- Z tym się zgodzę. Po raz pierwszy w życiu się z Tobą zgodzę. - prychnęłam trącając jego ramię.
****
Zdecydowałam się wreszcie zadzwonić do Cruz, aby przynajmniej u mojego taty nie mieć przerąbane. Wyszłam na korytarz, aby zadzwonić. Cruz chyba się obraziła. Wtedy przechodził mój tata.
- Gadasz z Cruz? - zapytał stając obok mnie.
- Nie. Nie odbiera
- Ode mnie też. - westchnął. - Jak sobie radzisz z chłopakami?
- Jest fajnie. - uśmiechnęłam się.
- Weźmiemy mamę i na wakacje też może tu przyjedziemy. Wiosną i latem jest tu więcej do oglądania. Przy okazji może Hiszpania i Francja. - puścił do mnie oko. Przytaknęłam radośnie.
- Ale póki co skupmy się na zafarbowaniu kosmyka na czerwono
- Co? - zdziwił się.
***Pov. Jackson***
Chciałbym, aby to był tylko głupi sen, lecz nie. Jadę do mojego ojca, aby znaleźć coś o Dylanie. Jestem głupi, czy głupi? Z Cruz zmieniliśmy auto na wcześniej wspomniane audi. Westchnąłem opierając luźno rękę na kierownicę.
******
Nie mogłem przełknąć jedzenia. Wstałem z taboretu i wrzuciłem czerstwą kanapkę do kosza. Wróciłem do mojego pokoju chwytając słonika. Wyjąłem książkę z pod poduszki i zacząłem dalej czytać. Już od dwóch tygodni Dylana nie było w domu. Martwiłem się. Moje czytanie skończyło się na czytaniu losowych zdań z losowych stron. Czemu nie mógł być, jak reszta jego wcześniejszych kolegów? Dylan miał dużo znajomych. Był jednym z popularniejszych w szkole i nie miałem wobec tego zastrzeżeń. Ale jego wcześniejsi znajomi byli przynajmniej w małej części normalni. Jeden z nich być może palił, ale nie równało się to z tym co Dylan palił i w jakich ilościach później. Pamiętam jedynie pojedyncze sytuacje, przed tym, jak zaczął brać.
***
Wychyliłem głowę z pokoju. Właśnie uczyłem się czytać z jednej z książek, gdy do domu wszedł Dylan wraz z jego dziewczyną Sarą. Zazdrościłem mojemu bratu. Sara była piękna, miła i dobroduszna. Jej szczupła sylwetka była widoczna nawet, jak chodziła w workowatych bluzach. Miała delikatnie ciemniejszą cerę, brązowe włosy i duże niebieskie oczy. Dylan miał szczęście.
- Skoczę po coś do picia. - powiedział do Sary całując jej czoło. Pobiegł do kuchni, a wtedy spostrzegłem na sobie jej wzrok. Uśmiechnęła się ciepło, a ja wycofałem się w głąb pokoju. Wskoczyłem na łóżko z nadzieją, że mnie nie zobaczy. Sara weszła do pokoju. Jej wzrok najpierw spoczął na biurku z pojedynczą książką z krótkimi czytankami, a potem spojrzała na mnie z dużym uśmiechem. Ruszyła w moim kierunku.
- Hej. Mogę się dosiąść? - zapytała, a ja delikatnie przytaknąłem. Przykucnęła na krawędzi łóżka i patrzyła na mnie z lekkim uśmiechem. Wtedy mógłbym przysiądź, że wyglądała na anioła. - Jak masz na imię?
- Jack. - szepnąłem krótko spuszczając wzrok. Nie sądziłem, że przyjdzie rozmawiać mi z dziewczyną Dylana. Tym bardziej z takim... aniołkiem.
- Ja jestem Sara. Miło mi cię poznać. - odpowiedziała przysuwając się bliżej mnie. Nie drgnąłem tylko ponownie zawiesiłem na niej wzrok. - Ile masz lat Jack?
- Pięć... - przyznałem. Zapadła krótka cisza. - Jesteś dziewczyną Dylana? - zapytałem. Dziewczyna przytaknęła. - Szczęściarz. - uśmiechnąłem się po raz pierwszy szczerze od dłuższego czasu. Mimo, iż były to czasy kiedy Dylan jeszcze nie brał i było z nim wszystko w porządku to mało czasu spędzaliśmy razem.
- Zauważyłam, że uczysz się czytać. - odparła. - Przeczytasz mi coś?
Byłem zdumiony i podekscytowany. Pokiwałem szybko głową i pobiegłem po książkę. W jednej ręce trzymałem pluszowego słonia. Usiadłem tuż obok niej otwierając książkę na losowej czytance. Były to krótkie tekściki, ale bardzo łatwo nauczyłem się na ich podstawie czytać. O wiele wcześniej, niż moi rówieśnicy. W wieku pięciu lat potrafiłem już pisać bardziej złożone zdania. Czytanie nie sprawiało mi trudności.
- Mia miała małą, szarą myszkę. Miała duże oczy, mały nosek i długi ogon. Myszka bardzo kochała Mię. Nie lubiła kiedy szła do szkoły. Zostawała sama. - skończyłem patrząc na nią. Pogłaskała moją głowę.
- Jesteś bardzo bystry Jackie! - zaklaskała delikatnie w dłonie, a ja poczułem, jak na moje blade policzki wkradł się róż.
- Sara! Gdzie jesteś? - usłyszeliśmy Dylana. Sara westchnęła.
- Wpadnę do ciebie jeszcze. Dobrze Jackie?
***
Ktoś zapukał do drzwi. Wybiegłem z pokoju praktycznie natychmiast. Byłem akurat sam w domu i mógł być to tata. Albo Dylan! Wziąłem wysoki taboret, aby dostać się do wizjera. Zdziwiłem się na widok stojącej tam osoby. Otworzyłem drzwi.
- O...Jackie. Dawno się nie widzieliśmy. - odparła przygaszonym głosem Sara. Jakieś pół roku temu zerwała z Dylanem. Mimo, iż bardzo go kochała on odchodził od świata żywych na naszych oczach. intuicyjnie zerknąłem na ranę na nodze, którą nieświadomie zrobił mi kilka tygodni temu. Bardzo wolno się goiła. Pani bibliotekarka jednak bardzo uważnie doglądała jej kiedy tylko pojawiałem się po nową książkę.
- Hej...- szepnąłem. - Co tu robisz? - zapytałem kiedy swoje długie włosy odgarniała za ucho. Ostro pokłóciła się z Dylanem, przed ich rozstaniem. Podglądałem ich przez drzwi pokoju. Dylan dopalał coś leżąc na łóżku z płytami, a Sara starała się przemówić mu do rozumu. Bezskutecznie. Dylan tylko zirytował się kiedy wyrwała mu niedopałek "tego czegoś". Rzuciła go na ziemię i przydepnęła podeszwą trampka. Dalej wolałbym nie opisywać.
- Słyszałam, że Dylan zniknął. - odparła z lekko podłamanym głosem. Wiem, że kochała go mimo tego co zaczęło się z nim dziać. Współczułem jej. Sobie już dawno przestałem.
- Dwa tygodnie temu. - wyjaśniłem krótko.
- Macie jakieś... poszlaki? - mówiąc to zaczęła nerwowo drapać kark.
- Nie. - stwierdziłem. - Chyba, że chcesz czegoś poszukać.
Sara przytaknęła. Wpuściłem ją do środka, a ta bez zawahania weszła do jego pokoju. Bajzel taki jak ostatnio. Sara zaczęła przetrzepywać jego pościel. Nie znalazła nic po za woreczkiem z jakimiś tabletkami. Potem brudne ubrania, gdzie ponownie znalazła jedynie pudełko z papierosami. Zauważyłem, że łzy zaczęły napływać jej do oczu. Stałem w drzwiach cicho wzdychając. Usłyszałem jej cichy płacz.
- Kiedy odeszłam od niego na tyle daleko, że to się stało Jackie? - zapytała. Mówiła to z takim wyrzutem do siebie... jakby była temu winna. Pokręciłem głową. Podbiegłem do niej i mocno przytuliłem. Dziewczyna odwzajemniła zalewając się łzami. Po chwili jednak odsunęła się ode mnie. Pocałowała moje czoło, jak miała w zwyczaju całować tak Dylana na pożegnanie. Wytarła łzy i wstała. Ruszyła... do kuchni? Pobiegłem za nią. Jakie moje zdziwienie było kiedy wcześniejszy woreczek z tabletkami rzuciła na blat i wyjęła tłuczek do mięsa. Z tabletek pozostał jedynie proch. łzy spływała po jej policzkach kiedy poszła do toalety. Nie zamknęła drzwi tylko wsypała zawartość woreczka to toalety i spuściła wodę. Patrzyłem na nią z lekkim niezrozumieniem. Wypuściła powietrze nosem kucając przede mną.
- Jeżeli wróci... to nie po to. - uśmiechnęła się słabo, a ja z tym samym wyrazem twarzy patrzyłem w jej oczy.
Siema, siema! Dzisiaj jest Światowy Dzień Pizzy, więc mam nadzieje, że dzisiaj ją zjecie ;D Po za tym. Jak rozdział? Jak zawsze czekam na wasze opinie. Z góry dziękuje za gwiazdki, komentarzy i wszystkie inny formy wspierania mojej pracy. Jesteście najlepsi! Widzimy się już niedługo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro