Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.53 BRATERSTWO?

Fernando wyłączył alarm w telefonie po czym założył grube rękawice kuchenne. Wyłączył piekarnik, po czym wyjął z niego sześć wypieczonych foremek z ciasta. Już miałam ochotę to wszamać. W sumie Jerry też. Tylko on potrafi nad tym panować. Fernando wyjął z lodówki słoik z olejem kokosowym po czym wziął go trochę na palce, aby powdzierać to w ciastka.

- Jak wpadłeś na pomysł z olejem kokosowym?- zapytał Jerry odgarniając blond włosy.

- No... kilka lat temu weszła "moda" na wrzucanie go dosłownie wszędzie. Tak samo w sumie z aloesem. Więc czemu by nie skorzystać i użyć go  i w tym przypadku. - uśmiechnął się nabierając więcej oleju kokosowego na palce. - Po za tym olej kokosowy jest delikatniejszy od normalnego.

-A krem? - dopytałam.

- Cytryna zamiast limonki. Bardzo mała zmiana, ale wyczuwalna. - uśmiechnął się. Fernando w kuchni był orłem. Nie rozsypał żadnego składnika i wszystko odmierzał z chirurgiczną precyzją. Chciałabym tak. Kiedy widziałam idealnie odmierzoną 1/4 szklanki cukru od razu przypomniało mi się o tym, jak podlewałam kwiatki i nalewałam im"odpowiednią" ilość wody.
Fernando wyjął krem z lodówki i przełożył go do woreczka śniadaniowego. - Szkoda, że nie macie rękawa cukierniczego, ale obędzie się. - mówiąc to nożyczkami obciął róg woreczka z z kremem. Wypełnił nim tartaletki. 

- A panna cotta jest skomplikowana? - zapytał Jerry, a moje oczy zrobiły się wielkości monet.

- Ależ skąd! To bardzo proste. - odparł patrząc na Jerry'ego z uśmiechem. - Gdybym miał tylko kilka składników byłbym w stanie ją zrobić. Ale nie ma malin, ani karmelu...- wzruszył ramionami. Racja. Godzinę wcześniej byliśmy u Loli. A, że dostaw w Chłodnicy nie było od dłuższego czasu to takich rzeczy, jak karmel, maliny, czy truskawki już nie ma. Jedynie borówki Lola była w stanie utrzymać w przyzwoitym stanie.

- Ale kiedyś ją zrobisz! Inaczej nie dam Ci żyć. - prychnęłam. Fernando podsunął pod nasze nosy gotowe tartaletki.

- To zielone na wierzchu to mięta, jak coś. Może popiec. - ostrzegł idąc umyć ręce. Spojrzałam na Jerry'ego po czym spróbowaliśmy. Ciasto było niesamowite. Krem też. Mięta idealnie komponowała się z borówkami. Dobry Boże...zakochałam się. 

Jerry przegryzł resztkę jedzenia i wytarł usta rękawem piżamę. Wstał oczyszczając gardło. Patrzyłam na niego. Podszedł do Fernando.

- Przyjacielu...- popatrzył w jego oczy. Fernando wyglądał na zdezorientowanego. - Twoja żona będzie miała najlepszego kucharza na świecie!- krzyknął przytulając go. Fernando zaczął się śmiać. Jerry oderwał się od niego. - Jesteś dobry w te klocki!

- Dzięki...- mruknął ze śmiechem pod nosem.

******

Pożegnałam chłopaków którzy już odjechali. I znowu nudy. W Chłodnicy robiło się coraz zimniej co znaczyło, że do roboty również jest coraz mniej. Jackson jest też milszy...czekaj. Cruz i Jackson. PRZYJEŻDŻAJĄ! Hah! Może jednak nie będzie, aż tak kijowo!

***Pov. Cruz***

Jechaliśmy do Chłodnicy. Byliśmy już po śniadaniu i jedyne co po nim zostało to resztka kawy w moim papierowym kubku. Jackson prowadził CRS'a. Byłam dzisiaj za leniwa, aby prowadzić. 

- Już widzę cię na treningach u McQueena. Głowa na kierownicy i do przodu! - prychnął.

- Komuś dopisuje humor. - wywróciłam oczami

- Jak dla mnie możesz spać tak w czasie zawodów. - popatrzył na mnie. - Przecież dalej jesteśmy rywalami.

- Wiesz co mnie ciekawi? - zmieniłam temat. - Co u twojego brata?

- Nigdy nie gadałem z nieboszczykami. - zaśmiał się.

- Pamiętasz go?

- Tak. Czasami wracał do domu.

- Słucham.

- No... - na chwilę się zamyślił. - Miał ciemne włosy gdzieś do uszu, zielone oczy po ojcu. A! i miał pełno szram.

- Szram? - zdziwiłam się

- Tak! Całe ręce, nogi i twarz. Miał jedną głębszą na nosie. Zapewne dużo się bił. W sumie po dragach palma odbijała mu nadzwyczaj często. Kiedyś o mało się na mnie nie rzucił.

***Pov. Jackson***

- Jak to... Jackson! - krzyknęła. Nagle śpiąca królewna, jakby odżyła. Ironiczne. - Masz mi to opowiedzieć!

******

Leżałem w łóżku tuląc do siebie pluszowego słonia. Była to moja stara, ale ukochana zabawka. Dostałem ją po bracie, lecz kochałem całym sercem tego pluszaka bez połowy jednego ucha. Jak zawsze po tym, jak się umyłem zamknąłem się w pokoju i włączyłem lampkę nocną. Próbowałem czytać "Percy Jacksona". Kiedy byłem w bibliotece pani mówiła, że to nie jest dobra książka dla mnie, lecz widziałem, że starszaki wręcz zabijały się o pierwsze wydania "Złodzieja pioruna" nieco ponad rok temu. Jak na mój wiek czytałem wybitnie dobrze. Nikt mi nie czytał, ale sam się nauczyłem. W szkole kiedy tylko wytłumaczyli nam, jak czyta się poszczególne litery, a potem wszystko poszło za ciosem. Schowałem książkę pod poduszkę i przytuliłem do siebie słonika. Już miałem zasypiać, gdy usłyszałem otwierające się drzwi frontowe. Byłem zdziwiony biorąc pod uwagę, że mój ojciec po powrocie z pracy nawet nie robiąc kolacji położył się spać. Wziąłem pod pachę mojego pluszaka i uchyliłem drzwi. To był Dylan! Nie widziałem go od kilku dni. Jego ubrania były brudne, a spodnie przedarte na kolanach. Wywrócił się? Wyszedłem przed drzwi i patrzyłem, jak idzie gdzieś chwiejnym krokiem. 

- Dylan? -szepnąłem, a ten się obrócił w moją stronę. Jego nos był cały we krwi. Miał na nim, jakby wielkie nacięcie. Czy ktoś zrobił mu krzywdę? Przyzwyczaiłem się do widoku Dylana Sztorma pod wpływem bliżej nieznanych substancji, ale ten widok zmroził mi krew w żyłach. Mój brat podwinął rękawy i przykucnął i mnie przytulił. Byłem przerażony tym obrotem sprawy. Zerkałem na jego przedramiona, które były w szramach po głębokich ranach. Nigdy nie rozumiałem skąd ich tyle ma. Jego nogi w sumie też były nimi pokryte.

-Braciszku... wiesz, jak ja bardzo cię kocham? - zapytał. Słowa ugrzęzły mi w gardle. Ścisnąłem mocniej pluszowego słonia w mojej dłoni. Odsunął mnie od siebie. Kurczowo trzymał moje ramiona. - Odpowiedz do cholery jasnej! - krzyknął niespodziewanie z wielką agresją. Potrząsnął mną. Łzy napłynęły mi do oczu. Już myślałem, że dzisiaj jest w porządku. Lecz nie. To tylko prochy zamieszały mu w głowie. Wyrwałem się mu upadając na ziemię. Za nim zdążyłem się wyrwać przytwierdził mnie ramionami do ziemi. - Ja ci dam... nie odpowiadać braciszkowi. - zamachnął się. Zrobiłem unik i wyrwałem się mu. Rzuciłem słonia w kąt mojego pokoju po czym zamknąłem drzwi na klucz. Przystawiłam drzwi dodatkowo drewnianym krzesłem na którym odrabiałem lekcje po czym pobiegłem po pluszaka. Schowałem się pod kołdrą. Tuliłem go mocno do siebie. Łzy spływały mi po policzkach, lecz próbowałem zasnąć. Dobijał się do moich drzwi i przeklinał. Groził, że jeżeli mu nie otworzę spierze mi dupsko albo nawet zabiję. Chciałem z nim kiedyś normalnie porozmawiać, lecz to nie było możliwe. Mojego brata już nie było.

Przegrałam zawody w każdym meczu! XD JUCHU!
Ale za to napisałam rozdział także mam nadzieje, że się podoba <3 
Poświęcę chwilkę, aby podziękować Hela_love za rysunki! Omg... to jest coś cudownego!

Dziękuje za nie z całego serduszka!
Dziękuje również za przeczytanie rozdziału <3 Kocham was bardzo mocno!
Czy w przyszłym tygodniu będzie rozdział? Nie wiem. Ale mam nadzieje, że będziecie cierpliwie czekać.
Tymczasem do zobaczenia! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro