ROZDZIAŁ.49 FETYSZE
-Szlag by to! Kto znowu posklejał te śruby!
Przybiłam z Jerrym żółwika.
-Uważam, że dzisiejsza misja została wykonana.- stwierdziłam patrząc na niego.
-Potwierdzam.- odparł. -To gdzie idziemy zjeść to cudo zwane panna cottą?- zapytał.
-Garaże?- zaproponowałam. Jerry skinął głową. Ruszyliśmy w ich stronę. Była jesień, a o dziwo było niezwykle ciepło. Miałam na sobie czerwoną, przydużą kangurkę z podwiniętymi rękawami i długie czarne spodnie. Na stopach za to miałam czarne superstary z białymi paskami. Głowę zdobiła odwrócona czarna czapka z daszkiem. Zdaje mi się, że te buty są ponad czasowe. Mama miała podobne na swoich zdjęciach z liceum. A skoro, przy mojej mamie jesteśmy to już kilkukrotnie obiecała mnie zabrać do centrum handlowego, aby kupić nowe ubrania. W Chłodnicy Górskiej nie mamy żadnego sklepu z odzieżą i jeżeli chcemy coś nowego musimy jechać do najbliższego większego miasta. Ostatnio stwierdziłam, że kupie czerwone spodnie i czarną bluzę. Dla ciekawskich- tak. Czerwony musi znaleźć się w każdym moim stroju.
Jerry za to miał na sobie szarą bluzę bez kaptura, granatowe dżinsy i białe superstary. Zabrzmi to głupio, ale bardzo podoba mi się jego dzisiejszy look. Właściwie bardzo cieszy mnie, że każdy z czwórki poznanych chłopaków dba o siebie. O ile przyjemniej jest widzieć takiego Jerry'ego z zawsze ułożonymi włosami, w czystych i pachnących ubraniach, niż takiego Stephan'a z mojej szkoły. Typ chodzi w jednej przepoconej koszuli, a w dodatku chyba nie myje zębów. O włosach nie wspomnę, bo te błagają o skrócenie ich cierpienia.
Jerry przykucnął podając mi pudełko z panna cottą. Złożył ręce w wyrzutnie. Stanęłam na jego dłonie. Chłopak uniósł je lekko w górę, a ja odbiłam się od nich łapiąc się krawędzi dachu jedną ręką. Włożyłam pudełko w zęby i złapałam się drugą dłonią dachu i podciągnęłam się. Podniosłam się do siadu odkładając panna cottę, lecz po krótkiej chwili podeszłam do krawędzi dachu i kucnęłam. Kiedy czułam się stabilnie wyciągnęłam rękę, aby Jerry mógł się o nią podeprzeć w czasie wchodzenia. On poradził sobie z tym o wiele sprawniej. Jakby nie patrzeć to regularnie trenujący chłopak, a w dodatku zdecydowanie wyższy ode mnie.
-Dzięki.- odparł z uśmiechem siadając na dachu. Usiadłam obok niego z kartonowym pudełkiem. Na wprost widzieliśmy tor. -Dlatego kocham siedzieć na garażach. To taka nasza prywatna loża vip o której nikt nic nie wiem.- zaśmiał się.
-Dachy są ciekawsze.- stwierdziłam krótko rozrywając kartonowe pudełeczko wydobywając z niego plastikowe pojemniki z przysmakiem. Podałam jedno Jerry'emu sama biorąc swoje.
-Nie było z truskawkowym, ani malinowym sosem, więc wziąłem z karmelem.
Moje oczy błysnęły. Przytuliłam jego bok bardzo mocno.
-Kupiłeś mą dusze.- prychnęłam. Jerry zaśmiał się klepiąc mnie po plecach. Odsunęłam się od niego naciągając na moją głowę mocniej czapkę. Zdarłam z pojemnika metalowy papierek. Złożyłam go w łyżeczkę i zaczęłam konsumować anielski deserek.
-Osobiście wolałbym jeść taki zrobiony, przez Fernando.- powiedział Jerry patrząc na mnie kątem oka.
-To racja. Fernando musi robić najpyszniejszą panna cottę we wszechświecie.- odpowiedziałam biorąc do ust łyżeczkę z deserem. Zerkałam co jakiś czas na wyniki. Cruz i Jackson szli praktycznie łeb w łeb.
-Pojedynki Cruz i Jacksona zrobiły się mdłe.- prychnęłam.
-Są razem! Zgaduje, że też byłbym rozproszony, gdybym miał dziewczynę
-Jak to mówią... do zakochania jeden krok, czy jakoś tak. Śpiewam "do stracenia jedynek jeden krok" także wybacz.
-Znaczy. Jesteśmy młodzi! Nie musimy się przejmować.
-Byłeś kiedyś zakochany?- zapytałam. Dopiero kiedy ten popatrzył na mnie z lekkim niezrozumieniem zrozumiałam samolubność tego pytania.- Przepraszam... nie musisz odpowiadać, jak nie chcesz.
Jerry uśmiechnął się łagodnie dojadając karmelową panna cottę. Wytarł kąciki ust dłonią i oblizał wargę.
-Nie... znaczy chyba.- zaplątał się. -Nie wiem, jak mam to nazwać.- popatrzył na mnie z uśmiechem. -A ty?
-Nie. Ale jeżeli przyjdzie na przykład jutro to ją przyjmę. Miłość chyba nie ma dużo wspólnego z wiekiem. Jak kogoś się pokocha... to się pokocha. Nie ma reguły.
-Masz rację.- mówiąc to położył się na dachu kładąc głowę na jednym przedramieniu. -A Jackson pokochał akurat Cruz. Komiczne.
Położyłam się obok niego waląc głową od dach. Klasyk. Lucy McQueen jest najszybsza dosłownie w każdej dziedzinie...i chyba to źle. Potylica mnie rozbolała. Założyłam ręce i patrzyłam w niebo cicho fukając. Wtedy poczułam, jak coś wsuwa się pod mój kark. Wzdrygnęłam się.
-Nie panikuj. To tylko moja ręka, a zobaczysz wygodniej będzie Ci się leżeć.
-Sama mogę sobie podłożyć rękę.- zaśmiałam się.
-Właśnie widzę, jak sobie podłożyłaś.- prychnął pod nosem, a ja oparłam głowę na jego drugim przedramieniu. -Tak źle i nie wygodnie? Zabiorę.
-Nie! Nie trzeba!- zaprzeczyłam z przygłupim uśmiechem. Jerry zaśmiał się.- A co do Jacksona i Cruz. To w sumie dobrze, że są razem. Znaczy... ich rywalizacja aktualnie to przekomarzanie się, ale... są szczęśliwsi razem.- wyjaśniłam. -Dopóki nie całują się na moich oczach jest dobrze.
-Taa... oglądanie pocałunków jest obrzydliwe.- przyznał.
Zapadła między nami cisza. Nie była ona niezręczna. Była niezwykle spokojna.
******
-Serio! Czemu on mi nie odpisuje?- fukała Melissa w stronę telefonu. Ostatnio mało gadałam z Melissą. Właściwie od momentu, jak nie porobiłam jej zdjęć chłopaków w czasie Grand Prix.
Była przerwa obiadowa u nas w szkole i właśnie zajadałam posiłek, gdy Melissa przeglądała facebooka.
-Kto? Ten z B?
-Nie! Fuj!- burknęła w obrzydzeniem.
-To kto?
-Fernando Paltegumi. Na facebooku jest mniej aktywny, ale napisałam do niego chyba ze 100 wiadomości! Myślałam, że odpisze cokolwiek...- te słowa powiedziała już z lekkim zawiedzeniem.
-Ostatnio jest zajęty. Dużo pracuje.- wyjaśniłam. Fernando każdą wolną chwilę poświęca spisywaniu nowych przepisów. Mojemu przyjacielowi zależy bardzo na własnej recepturze każdego z przepisów.
-Na siłowni! No tak... on się ściga. Taka sylwetka i wzrost nie bierze się znikąd.- rozmarzyła się, a ja przewróciłam oczami.
Wyciągnęłam telefon i uruchomiłam filmik z biegającym pół nagim Alexisem i podałam jej komórkę.
-Patrz na gołą klatę. Na zdrowie!- odparłam. Oczy Melissy były wielkości monet.
-O mój boże, jaki on umięśniony!
Uderzyłam ze zrezygnowaniem głową w stół.
-Mam nadzieje, że zdjęć mojego ojca też tak nie oglądasz...
-Twój tata ma zdjęcia z odsłoniętą klata!?
-On ma ponad 40 lat! I JEST MOIM OJCEM! Opanuj ten fetysz!
-Chciałabym mieć za męża kierowcę rajdowego! Ten sport jest taki męski...
-Dzięki, że sugerujesz, że jestem męska. Zetnę włosy i zapuszczę wąsa.
***Pov.Zygzak***
Cruz czyściła CRS, a ja wiernie jej, przy tym towarzyszyłem. Poprawiałem co chwilę moje blond włosy i zerkałem na ruchy, które wykonywała.
-Tylko pamiętaj, że nie polerujemy auta za mocno, bo zedrze się lakier.- upomniałem ją kiedy ta zaciskała mocno szczękę polerując ją.
-Wiem.- odparła kontynuując. Przewróciłem oczami.
-Masz szczęście, że Lucy jest w szkole, bo wyrwałaby Ci tą szmatkę.- zaśmiałem się.
-Ha ha ha.
Oparłem się o ścianę i dalej patrzyłem na to co robi dziewczyna. Zapadła między nami niezręczna cisza.
-Co u Jacksona?- przerwałem.
-Dobrze, pojechał trenować.- wyjaśniła szybko.
-Rozumiem...
-A gdzie Sally?- zapytała.
-To co zwykle. Papiery, papiery i papiery. No i szukanie jakiś prezentów. Za nie cały miesiąc mikołajki, a potem Wigilia. Już trzeba szykować prezenty.
-Tak wcześnie?- zdziwiła się.
-Twój prezent jest już zamówiony.- uśmiechnąłem się.- Czekaj na mikołajki.
Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, a ja oparłem dłonie na biodrach głupio się, przy tym szczerząc. Prezent dla Cruz wymyśliła Lucy, ale mi i Sally bardzo się on spodobał. Zostaje czekać do grudnia...
Elo, elo! Mam nadzieje, że rozdzialik się podoba :D
Szczerze mam dylemat komu aktualnie poświęcać więcej czasu w rozdziałach ;-;
Bo mam dwa wątki do rozwinięcia, a równo tego robić się tego nie da. Miejmy nadzieje, że te moje poważne problemy zostaną rozwiązane.
Po za tym przewiduje, że książka zakończy się na 60/70 rozdziałach, co tak, czy siak czyni ją najdłuższą o Autach na polskim wattpadzie XD
Jednak spokojnie!
Dużo nad tym myślałam i kolejna książką o Autach będzie, czymś w rodzaju kontynuacji tej historii z kilkoma nowinkami i UWAGA.... DALEJ NASTOLETNIĄ LUCY
Bo jeżeli czytanie wszystkie moje notatki to wiecie, że długo myślałam nad tym, czy jeżeli postanowię sobie pisać kontynuacje to, czy w niej Lucy będzie dorosła, czy może dalej nastoletnią kradnącą czekoladę karmelową i tampony nastolatką. No to już wiecie, że będzie nastolatką ;D
Omg... rozpisałam się ;-;
Także no! Dziękuje za gwiazdki, wyświetlenia (bo to jakiś obłęd jakich wysokich statystyk dobijacie <3) i komentarze z których mogą wyniknąć ciekawe dyskusje.
BŁOGOSŁAWIONY TEN, KTÓRY PRZECZYTAŁ!
Do zobaczenia! Pozdro <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro