Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.46 ZAKŁAD

Pov. Fernando
Jej pierwszy wyścig, gdzie jest sobą. Ściga się na własne konto.
Zachowywałem kamienną twarz, ale byłem kłębkiem nerwów. Chciałem, aby jej się udało. Zależało mi na tym. Jerry również wydawał się spokojny. On właściwie zawsze taki był. Najbardziej opanowany, empatyczny, a jednocześnie bardzo przyjazny i przekonywujący. Chciałem mieć taką gadane, jak on. Dzięki niej praktycznie każdego potrafił pocieszyć. Milczeniem ja za to dużo nie zdziałam.
Alexis, zdecydowanie najbardziej wulgarny i wybuchowy. Nie, że to złe cechy. Jest jaki jest, ale zawsze potrafi dążyć do swojego celu i go zdobyć. Pominę fakt, że jego zagrywki bywają wredne. Czego nie robi się dla osiągnięcia zwycięstwa? Nawet w przypadku zarywania do Lucy. Wie, że ten cel jest po za jego zasięgiem, lecz dalej próbuje. Nie załamać się w takim momencie... cud.
Carlos, żywe wcielenie optymizmu. Jestem pewien, że kiedy Bóg  go tworzył to dostał najwięcej umiejętności dzielenia się radością i uśmiechem ze wszystkich znanych mi ludzi. Nawet jeżeli z kimś jest bardzo źle to on jest pierwszy, aby przekonać go, że jest w błędzie. 
Ja?
Ja jestem zdecydowanie zbyt cichy i zbyt skryty. Jestem zwykle pesymistycznej myśli. Póki co to ktoś mną kierował. Nie mogłem decydować. To się oczywiście od niedawna zmieniło, lecz sprawia to, że jestem zagubiony. Powiedziałbym również, że jestem absolutnym przeciwieństwem każdego z moich przyjaciół. Kiedy Jerry zawsze jest spokojny i potrafi przekabacić szalę na swoją stronę ja zawsze ulegałem. Kiedy Alexis zawzięcie szedł do celu po trupach ja robiłem tak, aby uniknąć czyjejś krzywdy. Ludzie wbijali mi noże w plecy, a ja przepraszałem za ich ukrwawienie. Kiedy Carlos nawet z zupełnej ciemności widzi  światełko za którym biegnie, ja kulę i się płaczę z niewiedzy istnienia tego światełka. To jestem ja. Fernando Paltegumi. Zupełne przeciwieństwo.

-Do końca 4 minuty i 19 sekund!- krzyknął Carlos z podekscytowaniem.

-Stul pysk! Jezu...- warknął Alexis przewracając oczami.

-Póki co ma najlepszy czas okrążenia.- stwierdził Jerry.- Trzeba być dobrej myśli. Prawda Fernando?- zwrócił się do mnie. Wzdrygnąłem się kiedy ten wytrącił mnie z przemyśleń.

-Em... tak. Wiadomo...- wyszeptałem dość cicho i niepewnie. Podniosłem na chwilę wzrok na Jerry'ego. Ten tylko delikatnie się uśmiechnął po chwili wracając wzrokiem na szybę. Wyprostowałem się szukając Lucy wzrokiem za oknem.

-Ty się ścigałeś z Buttersky, prawda?- zwrócił się do mnie Jackson Sztorm.

-Tak...-wyszeptałem.

-Ii... jaki on jest?

-Zawzięty.- stwierdziłem.- Lepiej mieć go za przyjaciela, niż wroga.

-Nie, że coś sugeruje, ale moja dziewczyna raczej wykłóca się ze wszystkimi.- prychnął Alexis, a Jerry uderzył go w tył głowy.

-Czy nie mówiłem Ci czegoś o przedmiotowym traktowaniu Lucy?- warknął.

-To tylko kwestia czasu.- odparł Francuz. Zacząłem patrzeć na ich dwójkę.

-Módl się o to, że będę wobec ciebie dobrego serca i jej tego nie powiem.- puścił mu oko. Patrzyłem na nich z lekkim niezrozumieniem. Alexis faktycznie traktuje Lucy, jakby już ta podpisała z nim akt zawarcia małżeństwa i jest tylko i wyłącznie jego. Dobrze, że Jerry próbuje mu ostudzić te myśli. Szczerze trzymam jego strony, ale nie mam jaj, aby powiedzieć to na głos.

-Widmo potrafi być miłe.- powiedział Sztorm mierząc Francuza groźnym spojrzeniem.

-Nie wątpię.

-Przestańcie teraz!- krzyknął Carlos.- Została minuta, a Lucy spadła na drugie miejsce.

-Co?!- prawie, że krzyknąłem wbijając nos w szybę.

-To jej ostatnia szansa na dobry wynik.- wyszeptał Jerry.

-Musi dać radę!- powiedział Carlos. Jackson usiadł na kanapie, a ja ze strachem patrzyłem na dziewczynę robiącą ostatnie kółko.

 Nie wytrzymałem. 

Wybiegłem z pomieszczenia. 

***Pov.Lucy***

Czułam spływający po mojej skroni pot. Zaraz miałam wjechać na ostatnią prostą. Odsunęłam szybę i westchnęłam. Zdjęłam nogę z gazu na zakręcie i zauważyłam metę. Przycisnęłam nogę do pedału gazu, wstałam lekko z gokarta i popychałam go do przodu. Przejechałam metę. Wjechałam do boksu. Od razu zdjęłam kask i kominiarkę rozwiązując, przy tym włosy. Tat pomógł mi wysiąść i mocno przytulił.

-Brawo.- szepnął. Odsunęłam się od taty patrząc na tablicę wyników. Byłam... pierwsza?

-Jak to...- zapytałam samą siebie. Popatrzyłam na Cruz i mamę. Ramirez gwizdała i triumfalnie unosiła dłonie, a mama klaskała w dłonie z uśmiechem. Również się uśmiechnęłam patrząc z radością na trybuny. Zasłoniłam usta dłońmi i krzyknęłam na cały głos "Wygrałam!"

Wtedy nagle poczułam, że ktoś złapał mnie i przytulił. Obróciłam się. Od razu rozpoznałam jego bluzę nawet na niego nie patrząc. Przytuliłam Fernando.

-Miałeś racje.- powiedziałam.

-Z czym?

-Że będzie dobrze.

-Zaraziłem się tym od Carlosa.

Oddaliłam się od niego dalej patrząc na jego twarz. Uniosłam jeden kącik ust.  Wtedy zauważyłam idących w moją stronę chłopaków. Carlos biegł z radością w oczach, Alexis miał nałożony ten pewny uśmieszek, a Jerry z pełnym uśmiechem delikatnie klaskał. 

-Brawo!- odparł Carlos.

-Dzięki.- odparłam. Wtedy zdałam sobie sprawę, że bramki są zamknięte.- Jak wy...

-Trenuje się.- odparł Alexis.- Jakiś tam płotek mnie nie powstrzyma. 

Popatrzyłam w stronę loży, gdzie siedziały chłopaki. Zauważyłam stojącego, przy szybie Jacksona. Nie wiedziałam co tam robi, ale pomachałam mu. Ku mojemu zdziwieniu odwzajemnił ruch.

***Pov. Jackson***Kilkanaście minut później***

Pan McQueen wszedł do loży i oparł się o framugę drzwi. Wskazał głową, abym do niego podszedł. Z bólem do niego podszedłem. Moją rękę ułożył sobie na jego karku. Własną dłonią za to podtrzymywał mnie pod pachą. Zeszliśmy po schodach i przeszliśmy, przez bramki. Już z daleka widziałem stojącą Cruz w towarzystwie Lucy i jej koleszków. Moje serce zabiło szybciej. Przełknąłem ślinę. Zygzak zatrzymał się puszczając mnie.

-Powodzenia- odparł. Po tych słowach podbiegł do stojących nastolatków i coś im oświadczył. Nie wiem co, lecz ich banda wybuchła wielkim krzykiem "Tak". Oni wraz z McQueen odeszli zostawiając Cruz. Stojącą pod garażami. Zacząłem powoli do niej kuśtykać. Kiedy Cruz mnie zobaczyła podbiegła do mnie i złapała mnie za ramiona.

-Co ty tu robisz i co zrobiłeś sobie w nogę?- zapytała patrząc na mnie z lekkim przerażeniem.

-Chciałem pogadać, ale metalowe schody okazały się przeszkodą.- odparłem na chwilę odwracając wzrok.

-O czym?- zapytała. Spojrzałem w jej brązowe o czy i ponownie przełknąłem ślinę. Nie wiedziałem, jak mam to powiedzieć. Nigdy nikomu nie mówiłem tych słów. Chwyciłem jej dłoń i przyłożyłem ją do mojej piersi. Wiedziałem, że ta będzie czuć bicie mojego serca.

-Czemu ci tak serce bije?- zapytała.

-Ty mi lepiej powiedz dlaczego w twojej obecności tak jest.-powiedziałem, a Cruz odsunęła dłoń.

-Czy ty...

-Jesteś dla mnie przede wszystkim przyjaciółką. Najlepszą jaką mam, ale... to bijące serce jest już męczące. Ja... chciałem, abyś wiedziała.- wydusiłem z siebie spuszczając głowę.- Jeżeli nie odwzajemniasz tego... okey. Po prostu zapomnij o tej rozmowie i udawaj, że nigdy ci tego nie powiedziałem. Nie chce Cię stracić.

Przymknąłem oczy. Poczułem wtedy jej dłonie na moich ramionach. Jej dłonie drżały.

-Sztorm... spójrz na mnie.- poprosiła. Jej głos się łamał. Podniosłem głowę patrząc na nią. Wtedy niespodziewanie dla mnie pocałowała mnie. Nie mogłem uwierzyć. Złapała mnie za kark i pogłębiła go. Moje dłonie zsunąłem na jej biodra dalej nie zaprzestając w pocałunku. Czy to jest prawdziwe znaczenie szczęścia?

***Pov. Lucy***

Patrzyłam na to wszystko zza garaży wraz z tatą.

-Wygrałam 20$. Płać.- powiedziałam wysuwając w jego stronę otwartą dłoń. Tata westchnął. wyjmując z kieszeni banknot.- Dziękuje.- podziękowałam ze zwycięskim tonem.

Hello! No i co? Jak rozdział?
Mam nadzieje, że się podobał!
Ogólnie dzisiaj mam dla was jeszcze szybkie głosowanko. Bo ogólnie... pozdrawiam 5 osóbek, które na grupce mnie przekupywały, aby zeswatała z kimś Lucy.
ZGINIECIE MARNIE ZA NARUSZANIE MAJESTATU LUCY MCQUEEN c: 
 Więc z czystej ciekawości właściwie (bo tak, czy siak zrobię to po swojemu)
Z kim w ostatecznej kwestii zeswatalibyście Lucy:
-Fernando
-Jerry
-Alexis
Carlos
Czekam na odpowiedzi XD 
DO ZOBACZENIA!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro